Prośliccy, ślōnske spōmniynie z 1887 roku, p. 1
We 1887 roku Hermann Koelling ôpublikowoł swoja krōtko ksiōnżeczka ô swojim bracie, wanielickim pastorze we Proślicach we krysie kluczborskim. Niy bōł by to fakt do ôdnotowanio, jakby niy to, iże cołki tekst je napisany po ślōnsku. Je to kluczborsko godka, ôna sie wyrōżnio we familiji ślōnskich gwar. Proślice sōm na samyj granicy z Wielkopolskōm, tōż moc widać wpływy wielkopolske, chocioż mowa kluczborka i ôkolic mo natura blank ślōnsko. Prezyntujymy tōż tyn tekst we zopisie ôryginalnym.
PROŚLICCY
abo jak
PON WILHELM KOELLING
byli 12 lot pasterzem
w Proślicach, w Miechowej
a na Bronach.
Napisoł po proślicku
X. H. Koelling,
Pastor Bycki.
Wrocław
Czcionkami drukarni Grafs, Barth i Sp. (W. Friedrich)
1887
Rozdzioł 1.
Jak Oni się do Proślic dostali.
Starzy ludzie u nos to jesce Pana Ryferta pamiętają, co się od nos wybrali do Kurznia, a tam to im się zmarło.
Poten nastali Pon Dütschka, co tero są w Roznowie, co się tez jesce nie roz z nimi widzimy, a jak Oni odciągli na tę więksą farę, to nasi Panowie a ludzie pisali po Pana Wilhelma Koellinga do Wrocławia. Zwierzchność na to przydała, a to Oni się od Michała 1861 przybrali do nos. Jeich pana ojca to my bardzo dobrze znali, bo oni byli za Polanowskiego księdza, dzie zaś za nimi nastali Jeich nostarsy syn, co tero są w Rostkowicach, a tez za Superdenta. Poki Nasi nie byli wyświąceni, to oni musieli za Nich każdy chrzest abo ślub odprawić. Ale iz mieli pamięć bardzo dobrą, to ten aksamin zrobili chnet, to juz oziemdwudziestego maja jak pisali 62 w Wrocławiu byli wyświąceni, to w ten som dzień latoś prawie będzie piędwadzieścia lot, a tydzień przed Świętym Jonem, w drugą niedzielę po Św. Trójcy to byli wchórzani od Pana Superdenta Kerna z Kluzborka. Oni tez tam juz śpią na Boskim sądzie, dzie ich Pon Bóg obrócił, a za nimi to byli za Superdenta nasego Pana pastra Wujek, pon Prusse we Wołcynie. Ci tez abo poradzili dobrze po polsku, a z kazdym się pieknie rozmówili – Boże im tam dej leki odpocynek! – Jak Pon Koelling do nos przyśli, to nie jeden padoł, ze Oni jesce na taką duchowną osobę za młody cłowiek, ale jak Oni poceni dosodzać a kozania rznąć, to Ich się nie mógli nasłuchać ludzie. Spocątku to chodzili na zomek na objed a poten, jak farę odnowiali, to u młynorza Zająca mieskali komorą, ale Oni się z nim nie pogorszyli ani roz. Kazdego cłowieka, co się z nim spotkali na drodze, to Oni pozdrowili noprzód a wiedzieli dobrze, jak mieli kazdego pozdrowić, cy tam chto sioł, cy sprzątoł, cy szedł drogą, cy odchodził, cy przychodził. Oni się wartko ze wsystkimi ludźmi poznali: ze sołtysoma, z urzędowymi, z kościelnym überhaupt to Oni bardzo kamracili i pocęstowali ich tez, jak mieli jaką sprawę u Nich. O gdowy i o sieroty to Oni bardzo stoli, ale światowi to Oni nie byli wcale.
Rozdzioł 2.
Jak o służbę swoją dbali.
Piersy roz mieli zgromadzenie zborowej rady kość(ielnej) 28-go września, jak pisali 62, a ostatnie 21- go tego samego miesiąca jak pisali 73. Jak sobie tak cłowiek uwozy te wsystkie kozania, co Oni je u nos pedzieli, to choćby mioł głowę jak wiertelik, to by nie mógł wsystkiego pamiętać. Po jedno to Oni mieli wsytko z głowy, pisma zodnego na kazalnicę ze sobą nie brali, a poten to Oni kozali bardzo z głęboka, ze było widać, ze są dobrze na skołach wyuceni, a ze Ich tez Duch św. wspomogo. Co się nie roz ludzie napłakali z Jeich kozanio, a jak radzi do Nich ludzie chodzili, to kazdy moze jesce dzisiej świodcyć. Nie jednego grześnika ani nie dwa rozgrzesyli, niejednego pijoka nawrócili, a smutnych to Oni bardzo poradzili pociesyć, a nie było Im nigdy ani za kęs ani za trudno; cy we dnie cy w nocy, to się mógł kazdy przyjś do Nich uskarzyć, a na doradę. Choćby nowiękse błocisko było, to Oni śli do kazdego chorego, niz jesce posłoł po Nich. Wiecornych7 nabozeństw to Oni za te lata po chaupach mieli 193, co dwa piątki to w Proślicach, a trzeci na Bronach, a we strzody to zaś w Miechowej. To tam to juz kazdy mógł pojąć kazde słowo, a text to sobie gospodorz mógł wybrać, a pieśni tez. W ten som dzień, jak nieboscyk Pon Grof byli umarli, to przypodało nabozeństwo na Wolnego Gulę, to wtedy to juz bardzo ślicnie mieli, a był ten text: Matt. 27, 26-28. Jak Maślok stary kościelny umarł – Oni sobie z nim byli bardzo dobrzy – bo to i Miechowscy kościelni, ten wielki, co mu jest Górka, a ten mały, co mu jest Góra, nie byli z Nimi tak jak bracio – to mieli kozanie bardzo markotne z Objawienia 7, 14- 15, a to pedzieli tak: Jak tu w tym nasym drewnianym kościele starym wiernie służył, ze jo się mógł na niego spuścić z tą całą sprawą, tak się nad nim sprowdzi ta obietnica: dla tego są przed stolicą Bożą i służą mu we dnie i w nocy w kościele jego. Jak Jurowskiego za kościelnego przyjmowali, to jesce tak pamięto jak dzisiej, jak mu pedzieli: Żaden, któryby przyłożył rękę swoję do pługa, a oglądałby się nazad, nie jest sposobny do królestwa niebieskiego. Nopiekniejse kozanie a nocięzse to Oni mieli we Wielkanoc tego roku, jak we Wieli Piątek Jeich pani skonali. Oni tez byli bardzo dobro pani do kazdego, a na figlu i na jarganach to Oni poradzili chnet tak grać, zeby jaki ucony jarganista, a nótę to tez mieli bardzo piekną, bali Oni nie roz ani nie dwa w kościele na katejezmusie na jarganach grali, ale zdrowio to Oni nie mieli, to jak tego ostatniego synka porodzili, co go Roskowscy ochrzcili, a dali mu miono Benjamin, to tez Panu Bogu ducha swego oddali. To tez abo było dlo Nich cięzkie kozanie, jak we Wielkanoc kozali w kościele o zmortwychwstaniu, a Jeich pani lezeli na farze8 w trunie. Poki Proślice beną Proślicoma, to tego kozanio Jeich nikt nie zapomni. Jak na kozania śtudowali, to bardzo długo świecili; a na kazalnicy to się nieroz tak zniscyli, ze jeno tak ciekło z Nich. Z kazdym tez pieknie się obeśli. Przysedł roz jeden do Nich a padoł tak: Prosę Ich bardzo pieknie, Panie ojce duchowny, o wybocenie a o wysłuchanie, zeby mi wybocyli a zeby mię tez wysłuchali, a nie wzieni mi za złe; bo co prowda, to jo nie jest tu z Proślic rodem, alech słysoł, ze Oni jeno bierą pięć ceskich od rodnego listu, a toch sobie padoł: przecie Oni tez są duchowno osoba, to Oni mi tę rzec poradzą wykonać. Takiego trąbę toby insy był wytrzasł na pysk, ale Oni mu tę całą rzec wyłozyli, a kozali mu iś z Panem Bogiem swoją drogą, dzie go Pon Bóg prowadził. Dzieci, co do Nich do księdza chodziły, to Oni bardzo dobrze ucyli. Pon Holenz, co tero są za jarganistę, co tez do Nich chodzili, jesce pamiętają jak dzisiej, że Oni zodnego dziecka nie obili, jeno palcem to tak trzaśli, a na krąfleku się obrócili, a: Drab, dzie droga dobro, to była Jeich godka. Bez to Im tez wsyjscy są bardzo dobrzy, co do Nich do księdza chodzili. Jak w przesłym roku w Bycynie na kierchowie z bratem śli, a spotkała się z Nimi jedna dziocha, Rózia Więcconka, co u Pana Kuty słuzy, to jak Ich obocyła, to tak zawrzoskła: Jezusie, to są nasi Pon.
Foto na wiyrchu: Kościōł we Proślicach, Jerzy m23 / Wikimedia Commons
Tu trzeba jasno zaznaczyć, że bohaterowie tego wspomnienia są (dolno)śląskimi protestantami. Ich potomkowie zostali wypędzeni po II wojnie światowej.