Piotr Zdanowicz: O Kamieniu i Hiacyncie
Dokładnie 426 lat temu, 17 kwietnia 1594 roku, odbyła się kanonizacja jednej z najbardziej znanych postaci śląskiego średniowiecza – Hiacynta Odrowąża. Tak się również składa, że w miejscu urodzin świętego – jak przed ośmiuset laty – stoi dziś zamek. Sprawdźmy zatem, co działo się tam przez ostatnie osiem wieków i jak dziś wygląda śląskie gniazdo Odrowążów.
CO MA ODROWĄŻ DO… ODROWĄŻÓW
Zacznijmy od tego, że w opolskiej części Górnego Śląska, na północ od Krapkowic, leży niewielka wioska Odrowąż. Spośród okolicznych osad nie wyróżnia się niczym specjalnym prócz charakterystycznej nazwy – identycznej z mianem jednego ze szlacheckich rodów.
Czy jednak miejscowość ta rzeczywiście miała jakiś udział w dziejach Odrowążów?… Cóż, według jednej z legend, właśnie w tym miejscu miała się znajdować pierwotna śląska siedziba rodu, ale zakładając nawet, że każda legenda zawiera źdźbło prawdy, to w tym przypadku owo źdźbło jest wyjątkowo nikłe i zwiewne.
Osada pojawia się wprawdzie już w 1292 r. jako Odrvesz, w dokumencie księcia opolskiego Bolka I, ale był to wówczas śródleśny przysiółek liczący ledwie kilka chałup, a ponadto nazwa „Odrvesz” zdaje się oznaczać raczej „wieś nad Odrą”, aniżeli nawiązywać do miana „Odrowąż”.
Zresztą, przysiółek niebawem zniknął w morkach dziejów, to znaczy w bliżej nieokreślonej przeszłości przestał istnieć i dopiero w roku 1776 r., hrabia Karol Ludwig von Larisch założył w miejscu dzisiejszego Odrowąża (zapewne w ramach kolonizacji fryderycjańskiej) osadę o nazwie Oderwanz, osiedlając w niej 17 rodzin.

Na kanwie dynamicznego rozwoju odrzańskiej żeglugi, na przełomie XIX i XX w., wieś Oderwanz stała się jedną z najbardziej „łodziarskich” osad na górnośląskim odcinku Odry. Przede wszystkim zaś zasłynęła ze stoczni rzecznej – jednej z największych na Górnym Śląsku (obok stoczni kozielskich oraz stoczni w Dobrzeniu)
Skoro wymieniliśmy stocznię, to wspomnijmy też jej właścicieli – rodzinę Gaborów, będącą jednym z najbardziej znanych rodów odrzańskich szkutników i łodziorzy. Warto też wspomnieć o roku 1945, kiedy to wkraczający Sowieci okrutnie obeszli się z mieszkańcami wioski, a wśród 22 zamordowanych (już po przejściu frontu) było wiele osób ze wspomnianej rodziny Gabor.

Nie wiemy, czy średniowieczny przysiółek Odrvesz i późniejsza kolonia Oderwanz istniały w tym samym miejscu. Nie wiadomo też, czy hrabia von Larisch w ogóle wiedział o istnieniu pierwotnej osady, więc wątpliwe, by nazwa „Oderwanz” miała do niej nawiązywać. Natomiast całkiem możliwe, że nawiązywała ona do miana „Odrowąż”. – Larischowie rezydowali bowiem w pobliskim Kamieniu Śląskim, który pierwotnie należał do Odrowążów i w sposób bardzo pieczołowity pielęgnowali pamięć o najsłynniejszym przedstawicielu tego rodu – Hiacyncie, którego zwiemy dzisiaj świętym Jackiem.
LUX ET SILESIA
Tymczasem, skoro mamy już za sobą próbę wyjaśnienia związku (lub braku związku) pomiędzy wioską Odrowąż oraz rodem Odrowążów, możemy przejść do meritum i w tym celu przeniesiemy się 8 km w kierunku wschodnim do miejscowości Kamień Śląski.

W tej sporej osadzie istniejącej już od przeszło 900 lat znajduje się zamek, którego początki sięgają roku 1104, kiedy to miał się tam znajdować gród warowny należący do Bolesława Krzywoustego. Jednak już w drugiej połowie XII w. warownia staje się śląskim gniazdem, pochodzącego z Moraw rodu Odrowążów i właśnie wówczas miał się tam narodzić, żyjący w latach 1183-1257, Hiacynt Odrowąż vel św. Jacek (data narodzin nie jest pewna).


Późniejszy święty był z całą pewnością jednym z najwybitniejszych śląskich umysłów średniowiecza. Studiował na słynnym uniwersytecie w Bolonii, jednak ostatecznie wybrał życie zakonne i wdział habit dominikanina, który przyjął w Rzymie z rąk samego założyciela zakonu św. Dominika.
Podobnie jak 300 lat wcześniej, Cyryl i Metody, był św. Jacek nazywany Apostołem Słowian, ale z jego osobą wiąże się też termin Lux et Silesia (Światło ze Śląska), który nadano późniejszemu świętemu w średniowiecznym Krakowie. Dodajmy, że od 1994 r. nazwę tę noszą regionalne nagrody, przyznawane osobom wnoszącym trwały ślad w kulturę Górnego Śląska.
Zatem św. Jacek znany był już za swego życia, a po 1257 r., kiedy zmarł, jego kult szerzył się jeszcze bardziej. Wreszcie, w roku 1594 miała miejsce kanonizacja Hiacynta z Odrowążów, której dokonał papież Klemens VIII. Człowiek ten, jeszcze jako legat papieski Ippolito Aldobrandini, przebywał w latach 1588-1589 na Śląsku oraz w Polsce, pośrednicząc w rokowaniach toczących się wokół sporu Jana Zamoyskiego oraz Maksymiliana Habsburga i być może fakt ten miał jakiś wpływ na to, że Jacek doczekał się kanonizacji właśnie w tym okresie.

SMUTNE ZWIEŃCZENIE 800 LAT ŚWIETNOŚCI
W XVI wieku, nie było już w Kamieniu Śląskim Odrowążów, bowiem rezydencję tę zamieszkiwał teraz śląski ród Strzałów. To wówczas, w pomieszczeniu domniemanych narodzin św. Jacka urządzono bogato wyposażoną kaplicę.
Potem władcą Kamienia był Jan Bess, a po nim ród Rokowyskich, kiedy to nadano rezydencji formę nawiązującą do włoskiego renesansu. Później gospodarzem kamienieckich włości był niejaki Wacław Kaldenborn, a po nim w roku 1660 osiadł w Kamieniu ród Larischów. Z tą szlachecką rodziną wiąże się okres największej świetności osady oraz samej rezydencji, która ponownie została przebudowana, a w jej wieży ufundowali Larischowie nową kaplicę poświęconą św. Jackowi.
Za czasów panowania Larischów funkcjonował też w Kamieniu Śląskim przybytek, który dzisiaj nazwalibyśmy „domem starców”. Pod stałą opieką przebywały tam do końca swych dni, miejscowe samotne staruszki, osoby kalekie, a także sędziwe kobiety nie mające się gdzie podziać po zakończeniu służby na dworze Larischów.
Gospodarze rezydencji w Kamieniu Śląskim zmienili się raz jeszcze w 1779 r. po bezpotomnej śmierci Karola Ludwika von Larisch. Właścicielką została wówczas Zofia von Strachwitz, a ponieważ baronowa nie miała dzieci, więc zapisała kamienieckie włości bratu Ernestowi, zastrzegając jednak w testamencie, że każdym kolejnym spadkobiercą ma być przedstawiciel rodu Strachwitzów o imieniu Hiacynt (pierwotne brzmienie imienia św. Jacka Odrowąża). Rzecz rozwiązano w sposób bardzo prosty, bowiem odtąd imię to nosił każdy pierworodny potomek płci męskiej Strachwitzów z Kamienia Śląskiego.

W roku 1856, z okazji 600. rocznicy urodzin św. Jacka, Strachwitzowie dokonali jeszcze jednej przebudowy kamienieckiej rezydencji (według projektu wrocławskiego architekta Karla Lückego), w wyniku której otrzymała ona obecny wygląd. Odrestaurowano także kaplicę-sanktuarium św. Jacka za sumę 400 śląskich talarów.

Strachwitzowie mieszkali w Kamieniu do końca II wojny światowej, chociaż z uwagi na bliskość wojskowego lotniska, już w 1944 r. w pałacu mieścił szpital, który ewakuowano zanim nadeszli Sowieci. Również gospodarze zamku zdążyli umknąć przed „wyzwoleńczą” armią czerwoną.

Wojska sowieckie, zajmując Kamień Śląski 22 stycznia 1945 r., zastały rezydencję kompletnie wyposażoną. Sprzęty pałacowe wraz z biblioteką i sanktuarium św. Jacka zostały przez Sowietów dokumentnie splądrowane (zniszczono też kilka autentycznych pamiątek po świętym Jacku), jednak sama budowla nie była zbombardowana ani spalona, więc po opuszczeniu budynku przez wojsko urządzono tam dom dziecka.
Pechowo dla zamku w Kamieniu, opodal znajdowało się wspomniane już lotnisko wojskowe, które w 1958 r. (inne źródła podają rok 1950 lub 1954) przejęli ponownie Sowieci, a wraz z nim także dawną rezydencję, którą przeznaczono na koszary dla wojska. Oczywiście mając na uwadze powszechnie znaną „subtelność”, z jaką żołnierze radzieccy obchodzili się z obiektami, które użytkowali, darujemy sobie w tym względzie szczegółowy opis, informując jedynie, że wcześniej zrujnowane pomieszczenie dawnej kaplicy, zostało przeznaczone na oborę dla owiec…
W 1968 r. dawny zamek przejęło polskie wojsko, ale nie uratowało to obiektu przed ostateczną dewastacją. Wręcz przeciwnie, lata 70-te to czas najbardziej barbarzyńskiej polityki komunistycznego państwa polskiego wobec śląskich zabytków, którym odmawiano jakiejkolwiek wartości, traktując jako tzw. „mienie poniemieckie”. Zniszczono wówczas na Górnym Śląsku około 300. obiektów rezydencjalnych – także zamek w Kamieniu.
W różnych publikacjach można znaleźć informację o tym, że zamek spłonął w 1973 r., ale zgodnie z relacjami autochtonów nie był to „zwykły” pożar. Budowla została oblana z powietrza łatwopalną substancją, a następnie podpalona. Wojsko odmówiło też wjazdu na teren zamku przybyłym strażom pożarnym.
Armia dysponowała zamkiem do końca lat 80-tych dopełniając dewastacji w formie niemal perfekcyjnej. Użyłem tego zwrotu z całym przekonaniem, bowiem w 1984 r. miałem okazję przebywać na poligonie w Kamieniu Śląskim, w ramach zasadniczej służby wojskowej i wówczas mogłem na własne oczy zobaczyć co zostało z dawnej rezydencji.


HISTORYCZNY EPILOG Z „HAPPY ENDEM”
W 1989 r. zrujnowany obiekt przejęła gmina Gogolin, która w 1990 r. przekazała go diecezji opolskiej. Wówczas też, głównie dzięki staraniom arcybiskupa Alfonsa Nossola, obiekt odbudowano (częściowo ze środków Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej). Przedsięwzięcie trwało 4 lata, a 14 sierpnia 1994 r. przy odbudowanym już zamku, w ramach obchodów czterechsetnej rocznicy kanonizacji św. Jacka, dokonano także uroczystego poświęcenia nowego sanktuarium.
Na uroczystości byli również obecni przedstawiciele rodu von Strachwitz, w tym mieszkający w Bawarii syn ostatniego właściciela pałacu, Hiacynt von Strachwitz (urodzony w Kamieniu Śląskim w 1920 r.), który zgodnie ze swą ostatnią wolą został w 2002 r. pochowany na cmentarzu w Kamieniu Śląskim. Jednak inskrypcja na pomniku nagrobnym nie zawiera jego pełnego nazwiska, a jedynie informację, że jest to grobowiec rodziny Strachwitz.
Być może chciano uniknąć nieporozumienia wynikającego z faktu, iż ojcem zmarłego, a zarazem ostatnim włodarzem Kamienia Śląskiego, był również Hiacynt von Strachwitz (senior), czyli kontrowersyjny „Pancergarf” – niemiecki generał i jeden z najbardziej błyskotliwych dowódców jednostek pancernych Wehrmachtu i SS, uhonorowany między innymi najwyższym odznaczeniem wojskowym III Rzeszy: Krzyżem Rycerskim Krzyża Żelaznego z Liśćmi Dębu mieczami i diamentami.

W każdym razie rezydencja w Kamieniu Śląskim odzyskała dawny blask, czego dowodem są poniższe fotografie ukazujące stan z 1990 r. oraz wygląd obiektu przeszło 20 lat później.
Fasada główna
Fasada boczna północna
Elewacja boczna południowa
Fasada tylna wschodnia

Znowu zadbany jest parkowy staw; odtworzono nawet sztuczną ruinę nad stawem, widoczną na dawnej ilustracji z tygodnika „Oberschlesien im Bild”.

Obecnie w Kamieniu Śląskim znajduje się Sanktuarium św. Jacka oraz Centrum Kultury i Nauki Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Opolskiego, a obiekt wraz z przyległym parkiem jest prawdziwą perłą tej części Górnego Śląska (teren wokół pałacu jest otwarty dla turystów, można też zwiedzić wnętrza dawnej rezydencji).

SUPLEMENT WYPOCZYNKOWO-PRZYRODNICZY
W początku XXI w., również z inicjatywy biskupa Nossola oraz dzięki pozyskaniu środków z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego, dawne stajnie (wówczas w stanie ruiny) zaadaptowano na ośrodek rehabilitacyjno-sanatoryjny Sebastianeum Silesiacum, którego znakiem firmowym jest wodolecznictwo, praktykowane głównie według naturalnych XIX-wiecznych metod księdza Sebastiana Kneippa.

Na zapleczu ośrodka urządzono tereny rekreacyjne z trasami rowerowymi, miejscami do wypoczynku oraz urządzeniami do hydroterapii.

Po sąsiedzku znajdują się również tereny, gdzie od kilkunastu lat prowadzi się reintrodukcję susła moręgowanego – gryzonia, który pod koniec XX w. został uznany w Polsce za gatunek prawie lub zupełnie zanikły. Stanowisko w Kamieniu Śląskim jest jednym z zaledwie kilku w Polsce (inne znajdują się na Dolnym Śląsku). Utworzono także przyrodniczą ścieżkę dydaktyczną, ze stanowiskiem obserwacyjnym, z którego przy pewnej dozie szczęścia można w ciepłe wiosenne oraz letnie dni obserwować te niezwykle rzadkie zwierzęta.

WARTO ODWIEDZIĆ KRAINĘ ŚWIĘTEJ ANNY
Oczywiście byłoby nieporozumieniem twierdzić, że św. Jacek był Górnoślązakiem, bo nawet termin ten pojawił się dopiero 2 wieki po jego śmierci. Niemniej wolno nam sądzić, że Hiacynt Odrowąż był jedną z najwybitniejszych postaci doby średniowiecza pochodzących z terenów obecnego Górnego Śląska, o czym świadczy wciąż aktualne hasło Lux et Silesia, będące jednym z przydomków świętego, który nadano mu w małopolskim Krakowie.
Kamień Śląski nie leży przy uczęszczanych szlakach komunikacyjnych oraz powszechnie znanych trasach turystycznych, ale warto odwiedzić to miejsce, tak ważne dla śląskiej historii, kultury i religijności. W Kamieniu oprócz zamku, zabytkowego parku, ośrodka rekreacyjnego oraz ciekawostek przyrodniczych warto też zwiedzić barokowy kościół parafialny; jest też niewielkie miejscowe muzeum oraz siedemnastowieczny Nepomuk (rzeźba św. Jana Nepomucena).

Zresztą cała okolica obfituje w ciekawe obiekty i krajobrazy. Opodal jest legendarna Góra Szpica i Ligota Dolna ze słynnym „Ikarem”, rezerwatem stepowym, muzeum sztuki sakralnym i dawnym lotniskiem. Warto też zajrzeć do Gogolina i Krapkowic, a także do Rogowa Opolskiego z zamkiem i wieloma innymi zabytkami. Niedaleko jest też Góra św. Anny, a także czarnocińska Górnośląska Szwajcaria klasztor pocysterski w Jemielnicy, zamek w Strzelcach Opolskich i wiele innych miejsc oraz obiektów położonych w tej urokliwej i charakterystycznej części Górnego Śląska, zwanej od jakiegoś czasu Krainą Świętej Anny.
Zupełnie na zakończenie jeszcze jedna ilustracja… Jest na niej zdjęcie łąki znajdującej się na terenie Kamienia Śląskiego, z widoczną jedną ze ścian rowu (w tym momencie suchego) odprowadzającego wodę. Pozwoliłem go sobie zamieścić, ponieważ wcześniej nie wyjaśniłem genezy nazwy „Kamień Śląski”, a ta fotografia – jak mi się wydaje – wystarcza za cały komentarz…
Piotr Zdanowicz – pasjonat oraz badacz historii, kultury i przyrody Górnego Śląska. Dziennikarz, autor lub współautor książek i reportaży, a także kilkunastu prelekcji, kilkudziesięciu artykułów prasowych oraz kilkuset tysięcy fotografii o tematyce śląskiej. Pomysłodawca rowerowych i pieszych szlaków krajoznawczych na terenie Katowic, Mysłowic i Tychów oraz powiatu kędzierzyńsko-kozielskiego. Poeta, muzyk i plastyk-amator. Z zawodu elektronik, budowlaniec oraz magister teologii.