Patronat Wachtyrza: Tajemnica Cecylii Broll
Książka „Tajemnica Cecylii Broll” jest literackim debiutem Rafała Ryszki. Była spisywana przez ostatnich kilka lat i stanowi wyraz fascynacji wyjątkowym zakątkiem Europy, jakim jest dawny styk trzech europejskich cesarstw: skrawkiem śląskiej ziemi, pomiędzy Gliwicami, Bieruniem i Mysłowicami. Jest to szczególne miejsce na mapach Polski i Niemiec, zaznaczone w kronikach, w historii, w języku, w kulturze, w religii, w architekturze, a nawet w sztuce kulinarnej i modzie. Ale przede wszystkim to swoiste „genius loci” wywarło piętno na niezwyczajnych losach ludzi tu mieszkających.
Historia międzywojenna przewracała bezlitośnie jak klocki domina życie mieszkańców tego regionu. Po kolei trafiały na ich barki plebiscyty, agitacje, bieda, powstania, kolonizacja i wyzysk, kordony graniczne, a wielka machina polityczna puszczona w ruch w roku 1933 w Niemczech tutaj systematycznie i dotkliwie przygniatała kolejne sfery codziennej egzystencji. Wiadomo jak to historyczne domino zatoczyło koło i przewróciło się w Berlinie w maju 1945 roku grzebiąc ze sobą miliony ludzkich istnień. Ale nawet wtedy na Śląsku nie skończyła się wcale ta fala nieszczęść i łez…
Autor książki bierze pod lupę fragment tego niszczycielskiego impetu. Zatrzymujemy się dokładnie na sierpniu 1942 roku. Wehrmacht jest wtedy w apogeum swojej mocy i aspiracji. Niebawem na horyzoncie pojawi się „Stalingrad” i wszystko zmieni. Później będzie dla Trzeciej Rzeszy już tylko gorzej. Ale tego jeszcze nikt nie wie. Kto by to przypuszczał? Jeszcze Niemcy chcą i mogą zdobyć świat.
Akcja powieści dzieje się w Altberun i Tichau na Górnym Śląsku. Rzeczywistość tutaj w tym czasie stała się przerażająco niemiecka. Gefreiter Henryk/Heinrich/Hajnel Krawietzki, prosty żołnierz z Tychów dostaje trzytygodniowy urlop zdrowotny i przyjeżdża do domu z frontu na wschodzie. Jest ranny i ma się tutaj podleczyć. Na zapleczu wojny życie wydaje się toczyć swoim rytmem: w Bieruniu dziesiątki ludzi pracują przy wojennej produkcji, mieszkańcy widzą dymy nad Babicami, a hasło „Auschwitz” budzi strach, niepokój i niepewność, ale jeszcze nie grozę. Wydłużają się listy poległych i zaginionych na frontach. I w tej scenerii dochodzi do morderstwa – w niejasnych okolicznościach zostaje zabita kuzynka Krawietzkiego, tytułowa Fraulein Cecylia Broll, pracownica fabryki dynamitu LIGNOZA. A była to nietuzinkowa Ślązaczka, co wychodzi podczas prywatnego śledztwa kuzyna.
Książka bazuje na oryginalnych dokumentach, zbiorze korespondencji, kartek feldpostu i zdjęciach zmarłej w latach 90-tych krewnej z Mysłowic. Jej bogata i intrygująca kolekcja pamiątek stała się przyczynkiem do wysnucia opowieści o tamtych czasach w niebanalnej konwencji kryminalnej.
Czy jest to dokument?
Nie, choć niektóre opisane wydarzenia miały miejsce, a wszystkie inne zdarzenia są prawdopodobne. Zbieżność lokalizacji, postaci jest celowa i mocno osadzona w realiach.
Czy jest to kryminał?
Tak, i to w stylu „retro”. Ale książka łączy różne wątki i konwencje. Znajdują się tu motywy wojenne, miłosne, muzyczne, filmowe, etnograficzne … I dużo o zbrodni i karze (lub jej braku), o relacjach międzyludzkich: rodzinie, przyjaźni, polityce, o historii… O tym, czym żyli ówcześni Bierunianie i Tyszanie.
Czy jest powieścią tylko o Śląsku?
Nie, choć pisana jest po polsku, po śląsku i po niemiecku. W tym wojennym opisie jednej rodziny, jednego miejsca perspektywa widzenia jest szersza, egzemplaryczna świadcząca, że historia „lokalna” ma wymiar „globalny” i nie jest obojętna na osobiste życiorysy i prywatne losy. Powieść podejmuje refleksję nad problemem zależności pomiędzy nieuchronnymi procesami historycznymi, a ich wpływem na koleje losu pojedynczego człowieka. „Ojciec (lub dziadek) w Wehrmachcie” – temat tabu, temat wstydliwy, temat drażliwy to jeden z nośnych przykładów takiej „wielkiej” i „lokalnej” perspektywy historycznej.
Co stara się przekazać ta opowieść?
Przede wszystkim tego, że historie rodzinne, prywatne – naszych dziadków, krewnych i przodków są częścią „wielkiej” historii świata. Czy tego chcemy, czy nie, czy tego się wstydzimy, czy nie. To „nasza” historia – nawet, jeśli narusza społeczne tabu i wstyd, nawet jeśli nie jest powodem tylko do chluby, nawet jeśli ich prawda nie przystaje do zbudowanych mitów i legend. Warto poznać dokonywane wtedy wybory, rozterki, dramaty i dylematy zwykłych ludzi, aby osadzić je w realiach i kontekstach. Nikomu przez to nie odbierając z „krzywd” i „zasług”, nie umniejszając, nie relatywizując, nie gorsząc. Autorowi chodzi bowiem o pokazanie tego „hajmatu” – ojczyzny, która jest własna, bliska, swojska, tutejsza – tym bardziej, gdy wielu tęskni do „Vaterlandu”, który ma być „über alles”.
Historię łatwo oceniać stawiając dzisiejsze miary i skale. Z perspektywy czasu wszystko jest proste, a historyjki, które znamy ze szkolnych podręczników o bezkompromisowych bohaterach są jednoznaczne, pouczające i budzą szacunek. Ale często są wyidealizowane, osadzone w wyimaginowanym czarno – białym świecie. Życie zwykłych ludzi, szczególnie w burzliwych czasach takie nie jest. Od zwykłych ludzi doczesność zawsze wymaga kompromisów i bezustannego lawirowania na granicy przyzwoitości, moralności, a nierzadko narażania życia. Swojego i bliskich. Historia to tragiczna ekwilibrystyka. Być może lektura tej książki, choć dla części Czytelników będzie okazją, aby – dla siebie – dać się sprowokować do refleksji i pytań nad tymi upraszczaniami i zawiłościami. Losy Ślązaków w całym, burzliwym XX wieku udowadniają, że nie ma prostych historii, a na Górnym Śląsku szczególnie. I to trzeba wiedzieć.
Więcej informacji o książce na stronie tajemnicabroll.wordpress.com
Źródło: materiał ze strony poświęconej książce.
Opa z Wermachtu… Jak ktoś go/ich ma/miał to raczej wyznacznik, że ma się do czynienia ze swoim człowiekiem. Trudno się wstydzić za to, że pobōr był obowiązkowy… Nie wielu chętnie to usłyszy ale raczej szanuje, że stawili czoło realiom a nie dali sobie strzelić w łeb.. i tym samym dali szansę istnieć swoim potomnym dziś, czy być dla nich po wojnie ojcami, nie ważne czy dali radę ja przetrwać czy nie, ale walczyli o byt swoich potomnych! Czasy bardzo ciężkie i bez większej litości dla zaangażowanych w sprawę Polska, czy też tak zkategoryzowanycH/zdenuncjowanych/podpadnietych. A w styczniu 1945r. Jeszcze długo nie zakonczone… Jeden z krewnych, miał trafić Bōg wie gdzie, bo poszła płota że stracił nogę we powstaniu… Faktem było jednak, ze stracił ja w I WŚ, co na szczescie dało się udowodnic. W tej samej wiosce stracono ludzi którzy ukrywali się przed poborem do Wermachtu, miejscowy przedwojenny polski nauczyciel też “zniknol”. Ciekaw jestem, książki, ktōra pokrywa ramy czasowe i powiat. Czy narracja ulega wpływom socjalizacji polskiej czy wiedzie swoją własną drogę 🙂
Panie Anonymus, zapraszam do przeczytania książki. I wszystko wyjdzie z jej treści.