Ostatni gasi światło: Jak będziesz grzeczny, rząd da ci na piwo

Wyobraźcie sobie, że mieszkacie w bloku, na który składa się – dajmy na to, dla równego rachunku – dziesięć mieszkań. Każdy z lokatorów ma swoje mieszkanie i swoje potrzeby, nie tylko mieszkaniowe, ale wiadomo – część potrzeb jest wspólnych, bo wspólny jest dach bloku, klatka schodowa, rynny, ściany zewnętrzne, itd. A takiej rynny czy dachu nie da się podzielić na kawałki, by każdy mógł dbać o przypadający mu fragment.

Niemniej zakres zadań, które trzeba przedsięwziąć wspólnie jest i tak znacznie mniejszy niż zakres spraw codziennych każdej z rodzin zajmujących poszczególne lokale. Bo to dzieci trzeba wykształcić i jedzenie kupić, ubrać się, samochód zatankować, do kina czasem pójść, a i nowa pralka czy telewizor od czasu do czasu się przyda. Są też rzeczy drogie i niekoniecznie niezbędne, ale fajne, więc jeśli ma się dochody, to czemu by sobie nie kupić. Naturalne zatem, że pieniądze przekazywane na cele wspólne całego bloku to tylko jeden z wielu wydatków każdej mieszkającej w nim rodziny.

Ale nie w tym bloku. W tym bloku narzucono kiedyś, już żaden z lokatorów nie pamięta kiedy, ale z pewnością wtedy, gdy blok oderwał się od wielkiej spółdzielni mieszkaniowej, że – dla wspólnego dobra, rzecz jasna – lokatorzy będą wszystkie swoje dochody oddawać do wspólnej kasy, a wybrany większością głosów zarząd bloku decydował będzie nie tylko o remontach dachu czy klatki schodowej, ale również o tym, ile dostaną Kowalscy na zakup telewizora, ile Malinowscy na nowy dywan, czy dziecko Nowaków może iść w tym miesiącu do dentysty i czy dzieciom Kozłowskich potrzebne są prywatne lekcje angielskiego, a jeśli tak, to ile maksymalnie można za nie zapłacić. Zarząd wybierają wszyscy mieszkańcy, każdy głos znaczy dokładnie tyle samo, ale dochody państwa spod “1”, “2” i “3” wynoszą miesięcznie po kilkadziesiąt tysięcy, zaś pozostałych rodzin – po kilka tysięcy. Zarząd bloku troszczy się o głosy, bo lubi być zarządem, albowiem jest to rewelacyjnie płatna posada. Dopieszcza więc siedem rodzin, które co prawda do wspólnej kasy dorzucają się w niewielkim stopniu, ale wszystko jedno, bo mając ich przychylność można zarządzać kasą złożoną w większości z dochodów tych dwóch najbogatszych rodzin.
Frustracja rodzin spod “1”, “2” i “3” narasta więc, lecz zarządowi nie psuje to humoru, bo za wspólne pieniądze zatrudnia kilku bardzo rozrośniętych w barach facetów, którzy i zabrać przemocą potrafią co trzeba i w mordę dadzą, gdy trzeba. Ponadto zarząd daje zatrudnienie na bajecznych warunkach wszystkim swoim krewnym i znajomym, co pochłania ogromne pieniądze. Krewni nie zadowolą się paroma złotymi, gdyż władza musi mieć splendor, przez co czasem nawet na przekupywanie owych siedmiu biedniejszych rodzin nie starcza. Ale wtedy zarząd kieruje żale tych biedniejszych w stronę lokatorów z “1”, “2” i “3” mówiąc, że to ich wina. Biedniejsi lokatorzy wierzą zarządowi na słowo, bo tacy już są. Jeśli tylko dostaną na browara, uwierzą we wszystko, co sponsor powie. A zarząd na browara nie żałuje, bo to koszt stosunkowo niewielki, a wyborca uradowany. Nazywają to programem społecznym zarządu bloku.

Dej pozōr tyż:  Bartodziej & Soika: Czas przełomu

Strumień pieniędzy zarobionych przez mieszkańców z lokali “1”, “2” i “3” płynie więc szeroko i nieprzerwanie w kierunku zarządu bloku, ale na potrzeby numerów “1”, “2” i “3” pieniędzy brakuje. Dzieci państwa spod “1” nie mogą chodzić na dodatkowy angielski, o niemieckim nie wspominając, wymiana rozpadających się płytek w toalecie lokalu “2” i kabiny prysznicowej w “3” obiecane są na przyszły rok, no góra za dwa lata, ale termin – wiadomo – może się zmienić, jest tyle wydatków przecież. Pan spod “1” musi zostawiać auto pod blokiem i jeździć autobusem, bo wyczerpał już limit na benzynę przyznany przez zarząd bloku, zaś na takie zbytki, jak fryzjer dla pani spod “2”, czy wyjście do filharmonii – to wiadomo, że pieniędzy nie ma, a domaganie się ich to przejaw nieodpowiedzialności, krótkowzroczności i rozpasania lokatorów spod “1”, “2” i “3”.

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

Lokatorzy ci burzą się więc ogromnie, nie wykazując w ogóle wdzięczności za te środki, które zarząd łaskawie i wspaniałomyślnie im daje. I mówią, że jeszcze wymyślą coś, co bardzo się zarządowi nie spodoba. Ale zarząd bloku nie jest w ciemię bity i odgryza się: “Wymyślajcie co chcecie, ale pamiętajcie, że kąsanie ręki, która was żywi skończy się tym, że pieniędzy od nas więcej nie ujrzycie”.

I w tym miejscu idealnie pasuje tweet pana Piotra Guziała (Guział to taki pomagier Jakiego – pisowskiego kandydata na prezydenta Warszawy), będący elementem kampanii wyborczej w Warszawie. Napisał pan Guział: “Gdy wygra Trzaskowski [to kandydat PO i N, którego PiS nie lubi – przypisek JzP] Warszawa na lata będzie odcięta od funduszy z budżetu państwa na budowę metra, mostów i obwodnicy, bo rząd PiS nie zaufa Platformie”. Poprawił w Polsacie sam Jaki: “Trudno, żeby nasz rząd finansował mosty dla Rafała Trzaskowskiego”. Czyli inaczej mówiąc właśnie: nie kąsajcie ręki, która was żywi, bo nie damy wam pieniędzy.

Dej pozōr tyż:  Na gōrnoślōnskich szportplacach, 16.03.2025

Czy Warszawę (nie w sensie: siedziba władz centralnych, a w sensie: miasto/region, które oddaje pieniądze budżetowi państwa, ale ma też swoje lokalne potrzeby) trzeba żywić? Nie bardzo chyba. Można warszawską, wschodnią specyfikę, zwyczaje, architekturę lubić lub nie; można różne rzeczy o Warszawie mówić, np. całkiem słusznie wskazywać na jej uprzywilejowaną pozycję wynikającą ze znacznego stopnia centralizacji polskiego państwa oraz równie słusznie wskazywać, że spora część wytwarzanego w Polsce bogactwa jest sztucznie zapisywana na konto Warszawy, bo tu rozliczają się wielkie firmy, mimo iż fizycznie dochody generują w innych regionach. Ale mimo to Warszawę żywić trzeba jedynie wtedy, gdy się jej wcześniej wszystko zabierze. Jak w przykładzie z blokiem mieszkalnym, dziesięcioma lokalami i zarządem bloku.

Pisowski przekaz “nie wybierzecie naszych, to rząd nie da wam ani grosza na wasze lokalne potrzeby” jest bezwstydny i bezczelny, ale jak najbardziej spójny ze wschodnim charakterem tej partii. To chleb powszedni w innych quasi-demokracjach świata wschodu, w Rosji, Białorusi, Ukrainie, Kazachstanie, Azerbejdżanie – czyli w poradzieckim/porosyjskim obszarze kulturowym, gdzie PiS czuje się jak ryba w wodzie, bo jest tej kultury częścią. Przesłanie to rozbrzmiewa szeroko we wszystkich regionach kraju. Także w regionie górno- i dolnośląskim. Jednak, o ile na Podkarpaciu czy Podlasiu środki, które PiS chce łaskawie i wspaniałomyślnie przekazywać są faktycznie darem, prezentem, bo nie wytworzyło ich ani Podkarpacie ani Podlasie, o tyle w Warszawie, na Śląsku, w Wielkopolsce to nędzny ochłap wykrojony z miliardów wytworzonych przez te regiony. To takie trzy złote na piwo rzucone facetowi, któremu właśnie wyciągnęło się z jego własnego portfela pięćset złotych. I tę żałosną resztkę pozostałą po nasyceniu waszymi pieniędzmi pławiącej się w bizantyjskim przepychu ekipy rządzącej oraz po wpompowaniu ich w oddaną i lojalną, wschodnią biedę, rząd pisowski może łaskawie dać wam! Oczywiście tylko wtedy, gdy nie wykażecie się lekkomyślnością i nie powierzycie władzy w swoich regionach ludziom, którym PiS nie ufa i nie będzie dla nich mostów budował.

Dej pozōr tyż:  Bartodziej & Soika: Czas przełomu

Główny Urząd Statystyczny w ubiegłym roku opublikował raporcik, którego częścią jest tabela “Produkt krajowy brutto według województw w 2016” i znajdujący się poniżej wykres “Udział województw w tworzeniu produktu krajowego brutto w 2016”. Warto rzucić okiem i zobaczyć, że udział mazowieckiego w tworzeniu bogactwa kraju jest rzędu 412 miliardów zł, udział regionu górno- i dolnośląskiego jest rzędu 422 miliardów zł (śląskie: 229 mld, opolskie: 38 mld, dolnośląskie 155 mld), zaś wielkopolskiego – nieco powyżej 180 miliardów zł. Potem jest jeszcze Małopolska, ale poniżej poziomu 150 mld, potem łódzkie i pomorskie – już bliziutko 100 mld. Następnie cała drobnica, która egzystuje poniżej magicznej linii 100 mld złotych. Przypadek opolskiego jest szczególny, dlatego doliczyłem go wcześniej do regionu śląskiego, albowiem jest to najprawdziwszy Górny Śląsk, z historyczną stolicą całego Górnego Śląska – Opolem, oddzielony od reszty tej krainy cholera wie z jakiego powodu.

Widać więc wyraźnie, że zarówno Jaki straszący warszawiaków odcięciem od środków na potrzeby tego miasta, tj. metro, mosty, obwodnice, itp., jak również – dla przykładu Morawiecki wdzięczący się nie tak dawno do Górnoślązaków swoim “Programem dla Śląska” w ramach którego chce dać Śląskowi jakieś klepoki, obaj zasługują na odpowiedź, by sobie swoje wspaniałomyślne oferty w rzyci raczyli zdeponować.

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

Ôstŏw ôdpowiydź

Twoja adresa email niy bydzie ôpublikowanŏ. Wymŏgane pola sōm ôznŏczōne *

Jakeście sam sōm, to mōmy małõ prośbã. Budujymy plac, co mŏ reszpekt do Ślōnska, naszyj mŏwy i naszyj kultury. Chcymy nim prōmować to niymaterialne bogajstwo nŏs i naszyj ziymie, ale to biere czas i siyły.

Mōgliby my zawrzić artykuły i dŏwać płatny dostymp, ale kultura powinna być darmowŏ do wszyjskich. Wierzymy w to, iże nasze wejzdrzynie może być tyż Waszym wejzdrzyniym i niy chcymy kŏzać Wōm za to płacić.

Ale mōgymy poprosić. Wachtyrz je za darmo, ale jak podobajōm Wōm sie nasze teksty, jak chcecie, żeby było ich wiyncyj i wiyncyj, to pōmyślcie ô finansowym spōmożyniu serwisu. Z Waszōm pōmocōm bydymy mōgli bez przikłŏd:

  • pisać wiyncyj tekstōw
  • ôbsztalować teksty u autorōw
  • rychtować relacyje ze zdarzyń w terynie
  • kupić profesjōnalny sprzynt do nagrowaniŏ wideo

Piyńć złotych, dziesiyńć abo piyńćdziesiōnt, to je jedno. Bydymy tak samo wdziynczni za spiyranie naszego serwisu. Nawet nojmyńszŏ kwota pōmoże, a dyć przekŏzanie jij to ino chwila. Dziynkujymy.

Spōmōż Wachtyrza