Nasze starziki nie zachowywały “tradycyjnych” śląskich wartości…
Ostatnio wielokrotnie spotkałem się z oburzonym stwierdzeniem: “to nie są nasze, tradycyjne, śląskie wartości“. Przy czym myślę, że piszący lub mówiący te słowa byli i są święcie przekonani, że mają rację, a przodków najchętniej ubraliby w aureolę świętości, przy czym ta “świętość” koniecznie musiałaby być według ich wyobrażenia.
Prawdziwy, stary Ślązak zatem z pewnością nie przeklinał, na pewno nie był frywolny, dzieci miał jedynie ze swoją ślubną i koniecznie był gorliwym rzymskim-katolikiem. Czy aby na pewno?
Swojego czasu publikacja, w której autor wykazał częste w XIX wieku na Śląsku używanie wyrażeń powszechnie uważanych za nieprzyzwoite spotkała się z licznymi negatywnymi komentarzami. Mimo, że bardzo różne, można by je podzielić na dwie grupy. “Jo nigdy nie słyszoł, coby starzik przeklinali” oraz “przekleństwa przyszły na Śląsk w XIX wieku razem z gorolami”. Z tym pierwszym trudno dyskutować, ale świadczy ono jedynie o tym, że starziki nie używali wulgaryzmów w obecności dzieci, za co im zresztą chwała. Twierdzenie, że wulgaryzmy przyszły na Śląsk razem z przybyszami z Polski jest łatwo obalić. Były tutaj “od zawsze”. W uchwalonym w XVI wieku “Zrzizenii zemskym” – górnośląskiej ustawie zasadniczej, w części, którą dzisiaj moglibyśmy nazwać “kodeksem karnym”, w List’ie (rozdziale) 36 “O uwłaczaniu czci”, Rozdily (odpowiedniki dzisiajszych paragrafów) 3 i 4, pojawiają się i “skurwysyn” i “kurwa”, już wówczas będące obelgami, za które można było być sądownie ukaranym. Ciekawe jest, że prawodawca jako jednakowo złe traktuje określenia – obelgi: pijak, skurwysyn, wariat, bękart lub złodziej. Inną ciekawą kwestią jest to, że zasadne nazwanie kogoś “kurwą” nie było karane, lecz tą zasadność, w razie konieczności, trzeba było dowieść przed sądem.
W XVI i XVII wieku, wydaje się, mimo, a może właśnie wskutek ogromu nieszczęść, które spadły na Górny Śląsk, nasi przodkowie lubili bawić się wyjątkowo hucznie, a w czasie zabaw puszczały im wszelkie hamulce. Wśród uchwał Sejmu górnośląskiego tego czasu znajdujemy kilka, które zabraniają rozbierania się w czasie tańców na hucznych weselach i innych zabawach. Np. Sesja 29 (1587 r.), uchwała nr 10: “Excessus ktoby se bes suknie neb plasstie z podczywym frouczymerem tanczowati opoważyl, wedle zdani Saudu trestan byti ma“; sesja 50 (1607 r.): “Bez suknie neb plasstie tanczowatj zakazano“, itd aż do 1650 r. Jak widać, groźba kary nie bardzo skutkowała przeciw powszechnym najwyraźniej zwyczajom, skoro trzeba ją było wielokrotnie, przez kilkadziesiąt lat, powtarzać.
Przeglądając, nawet tylko pobieżnie, XVIII wieczne księgi parafialne każdy musi zauważyć ogromną liczbę, nawet kilkanaście procent, dzieci pozamałżeńskich. Dokładne przestudiowanie tych samych ksiąg da dodatkowe spostrzeżenie: bardzo często pierwsze dziecko “ślubne” rodziło się dużo szybciej, niż wynikałoby to z daty ślubu. Te spostrzeżenia są prawdziwe dla całego Górnego Śląska i wszystkich stanów. Np. dużą częścią Górnego Śląska władali śląscy Przemyślidzi, potomkowie pozamałżeńskiego Mikołaja Opawskiego, a są przesłanki by sądzić, że Piastowie górnośląscy przetrwali dłużej, przynajmniej przez jakiś czas, w nieuznanej, pozamałżeńskiej linii (o tym obszerniej innym razem).
Ślązacy przez wieki byli tolerancyjni religijnie. W swojej masie byli w różnych okresach chrześcijanami obrządku słowiańskiego, husytami, ewangelikami, rzymskimi-katolikami. Częste wyjaśnienie: przyjmowali taką religię, jaką wyznawał ich władca, jest nieprawdziwe. Znamy liczne przypadki, gdy np. ewangelicki pan fundował swoim poddanym katolicką świątynię, lub odwrotnie: katolicki władca – biskup – księstwa nyskiego zezwalał na swobodę wyznania swoim poddanym, w większości ewangelikom. Co najważniejsze: w obronie wolności wyznania Ślązacy jeden, jedyny raz w historii zdecydowanie i jednomyślnie wypowiedzieli posłuszeństwo władcy, przystępując do konfederacji anty-habsburskiej w XVII wieku. Wbrew powszechnym sądom, nieliczni wówczas śląscy katolicy (poza duchowieństwem) również byli w niej aktywni (np. Paczyńscy, Kochciccy z Ujazdu).
Czy takie nie świętoszkowate, prawdziwe spojrzenie na naszych przodków obdziera ich z zasłużonej godności? Czy to, że są po prostu bardziej ludzcy, zwyczajni, czyni ich gorszymi? Z pewnością nie. Myślę, że dzięki temu są bardziej “nasi”, bardziej prawdziwi. Nie trzeba fałszować ich życia. Byli tacy, jacy byli. Prawdziwi, nie udawani, ludzcy. Nasi.