Mowa Piotra Zdanowicza z gali Genius Loci 2023
Bardzo dziękuję Państwu organizatorom za ogromne wyróżnienie. Pozwólcie, że przez te pięć minut, przez które będę stał przy mikrofonie i prawdopodobnie nikt mnie nie przegoni, zamiast opowiadania o swoich tak zwanych osiągnięciach, podzielę się z Państwem kilkoma własnymi przemyśleniami na temat Śląska i śląskości…
Skoro jesteśmy na spotkaniu, którego kontekst jest jak najbardziej literacki, to ośmielę się zaproponować jeden z moich wierszy w języku śląskim z przygotowywanego zbioru Silesia – misterium tremendum et fascinosum.
Wybroł żech prawie gedicht, kery ôsprawiŏ ô ôsobliwym placu, co je mi fest bliski. Atoli je ôn tyż imyntnie bliski sensu stricte, bo kebychmy wlejźli na wiyrch Klemensowyj Gōrki, ô keryj roztomajte powiarki spōminajōm w kōntekście czasōw Cyryla i Metodego, a ôddalōnyj możno ô niycołki kilometer – i kebychmy wejzdrzeli na pōłnoc, to tyn plac mieli bymy gynau przed ôczami.
MOJE LEŚNE SYCHAR
(we Murckach na Biołorzyckim Wiyrchu)
Prziszołch tu wybadać
Eli żech je sam zasi
Posuchać eli słyszã
I eli widzã dojzdrzeć
I eli czujã poczuć
I przidać słowo ku słowie…
Prziszołch dać zocã tymu
Co hań s kroj świata prziszło
I je do kna dziwacke
Choć stela je na isto
Gyszichtã tã niy snadnõ
Powiarki merske, teschne
Kōncek po kōncku słożyć
I hyr ôd miana Ślōnzŏk
Spokopić zajś imyntnie….
I szwōng istości losu
Co zōłwizōł nŏs trefi
Na chwilã zaszperować
Sam poradzã nojlepij.
I yntlich tu – jak nikaj
W murckowskij bukowinie
Kaj je s kamyniŏ studnia
I launa jak kamynie
Pōnbōczkowi sznicować
Na cymbrach ôbstareźnych
Kwestyje niyporynczne
Mōm zŏwdy zatrojynie…
Sam prziszołch bo ôzajist
Kaj wystrość szadych bukōw
Kaj sztrybrny je horyzōnt
Kaj podzim snŏżnie wōniŏ
Chojŏkōw mankulijōm…
Antlich poradzã drugdy
Dyć baj niy fest klarownie
Ludzkigo żywobyciŏ
Cechōnek synsu dojzdrzeć
Nō toć, Biołorzeckŏ Gōra, Czornŏ Studnia, Murcki – snŏdź ludzie stela to wszyjsko znajōm, ale jŏ chciołby sie na chwilã zastawić przi frazie, kaj je gŏdka ô tym, eli miano Ślōnzŏk mŏ dzisioj jakõ hyrã a reszpekt.. A dyć skirz tego możno zajś przeczytōm Państwu krōtki kōncek swojigo artykułu, kery prawie tykŏ tyj tematyki:
(…) Chcą aby pojęcie śląskości skurczyło się do familoków, modrej kapusty, Bercika, kominów i szybów… Ale nie chodzi już tylko o to, aby tak postrzegali śląskość mieszkańcy Podlasia, Mazowsza czy Sri Lanki, ale aby sami Ślązacy zaczęli pojmować swoją tożsamość jako jednowymiarowy, przaśny, archaiczny folklor narosły wokół śląskiego industrialu.
Przecież rdzennych mieszkańców Dolnego Śląska już nie ma, a właśnie Wrocław był przez tysiąc lat sercem Śląska. Przecież wielowiekowa stolica i kulturowe centrum Górnego Śląska, czyli Opole – wyparło się już swej górnośląskości… Przecież w geometrycznym środku Górnego Śląska – współczesnym Kędzierzynie-Koźlu – nawet Ślązacy są przekonani, że żyją na Opolszczyźnie, a Beskid Śląski nie jest już na Śląsku, ale na Podbeskidziu…
I trudno się dziwić, bo skoro przez 80 lat każdy reportaż, każda migawka z Górnego Śląska była kręcona między hasiokym, poprzniōnym familokym, grubōm i hōłdōm – to ludzie żyjący w Gogolinie, Czarnowąsach, Głogówku, Prudniku, których przodkowie przez setki lat czuli się Górnoślązakami, przestali się utożsamiać z takim archetypem górnośląskości, i zaczęli się go po prostu wstydzić…
Bo dla mieszkańca Gogolina górnośląskość, to nie jest ceglana czerwień Nikiszowca, ale kwitnące cześnie przi cestach na Annaberg, bo dla mieszkańca Dobrzenia, Koźla, Malni – górnośląskość to mataczkorze i łodziorze płynący Odrą… Ale takiego Górnego Śląska nikt nie pokazywał, bo Górny Śląsk nie miał być zielony, kolorowy, urokliwy… Górny Śląsk nie miał być powodem do dumy…, Miał być szary, zapyziały i co najwyżej nostalgiczny tą swoją zapyziałą szarością.
W ten sposób tysiącletnia, wielobarwna i wieloaspektowa tożsamość Śląska została sprowadzona do poziomu subkulturowego wypierdka, którego jedynymi uczestnikami mieli być umorusani węglem proletariusze, zmieniający się po szychcie w rubaszny śląski ludek – tacy bardziej prymitywni Polacy, mówiący śmieszną gwarą nadającą się wyłącznie na wice i kabarety… – To ci, którym kilkadziesiąt lat wcześniej należało nieść kaganek oświaty – mimo, że w odróżnieniu od „ właścicieli kaganka” – byli ludźmi dwujęzycznymi w mowie i piśmie.
Tak, myślę, że właśnie teraz w czasach, gdy na szczęście nikt nas już nie wyrzuca z domów, nie gwałci, nie wysyła do łagrów i nie morduje – rozgrywa się wtórna tragedia górnośląska… Tragedia polegająca na tym, że my Ślązacy przestajemy rozumieć kim naprawdę jesteśmy…
Kiedyś podczas rozmowy z pewnym młodym człowiekiem usłyszałem, że czas już skończyć z tymi starodawnymi pierdołami, bo nie da się skutecznie jechać do przodu na wstecznym biegu. To prawda, ale nie da się też jechać do przodu bez wstecznych lusterek… Myślę, że to właśnie miał na myśli Cycero, gdy mawiał, że historia magistrae vitae est – refleksyjne spoglądanie w tył, a nie wymachiwanie szturmówkami poparte kaskadą słodkopierdzących przemówień…
Myślę też, że tożsamość kulturowa i etniczna każdej nacji jest jak wielobarwny witraż, gdzie każde szkiełko z osobna samo w sobie wydaje się niewiele znaczące i mało przydatne… Jednak wszystkie razem tworzą spójny i piękny obraz… Po 1945 roku witraż śląskiej tożsamości zniszczono, a szkiełka rozrzucono, aby pozbawić je kontekstu i prawdziwego znaczenia. Dlatego tak ważne jest abyśmy je odszukiwali i próbowali wkładać we właściwe miejsce…
No właśnie – jeszcze jedna myśl w tym kontekście… Otóż czasem miewam pokusę, aby w kontekście swej tak zwanej twórczości zrobić coś bardziej spektakularnego, żeby wreszcie był „fan i wow”… Na przykład postanowiłem, że nie napiszę już ani jednej niszowej książki na zamówienie… No wiecie Państwo, takiej na przykład ô fojerwerze co je sto rokōw starŏ, ale fojermany były ino rŏz przi ôgniu, kej gorała jejich włŏsnŏ rymiza… Jednak, kiedy 2 lata temu ludzie z sąsiedniej wioski, Stare Koźle, poprosili mnie, bym napisał książkę na okazję jej 800-lecia, i kiedy sobie pomyślałem, że jeśli odmówię i za 2 lata wpadnie mi w ręce ta jubileuszowa książka, w której będzie znowu tylko „odwieczna polskość i powstańcy”, to zdałem sobie sprawę, że wtedy do końca życia nie pomoże mi już żaden psychiatra i zgodziłem się by tę książkę napisać…
Wtedy też zdałem sobie sprawę z czegoś jeszcze. Otóż myślę, że być może ważniejsze od tak zwanych spektakularnych działań jest to mozolne dokładanie szkiełek do witraża prawdziwej śląskiej historii, kultury i tożsamości… Bo przecież nie byłoby wielkiej akademickiej historii i nie byłoby wielkiej kultury, gdyby nie pojedyncze niepowtarzalne niszowe losy miliardów ludzi. To one tworzą prawdziwą historię świata i one są prawdziwą inspiracją dla twórców kultury i artystów.
Oczywiście uzupełnianie śląskiego witraża nie jest proste, bo odnajdywanie śląskiego genius loci – tego metropolitalnego i tego zaściankowego – przypomina próbę ułożenia sensownego obrazu z pudełka puzzli, gdzie część elementów pochodzi z innego kompletu, a części nie ma w ogóle… Ale chyba nie mamy innego wyjścia, jeżeli chcemy, by prawdziwa śląskość była za 50 lat obecna nie tylko na starych cmentarzach…
Nō tōż możno na kōniec ô sprawach nojbarzij ajnfachowych… Srogo rokōw nazŏd za bajtla, na Gody zaôbycz rajzowali my na byzuch do mojich Starzikōw, do katowskich Bogucic, kere tyż sōm niedaleko stōnd… Toć latoś Gody tyż już drab przidom i skirz tego gedicht, kery mŏ prawie miano Bogucke starzikowe Gody.
Baji… tyj izby uż ni ma
I stołkōw, kachlŏka i ôkna
I gŏjik, co stoł przi szranku
Jegły potraciōł do kna
I siymiyniŏtka z mockōm
Już niy klachajōm na blasze
I kaper mŏ fest mankulijõ
Miodōwki ôćby twardsze…
Ucichły ôzprŏwki i błozna
I świyce smyńdzōm kolyndnie
Dyć nocki uż baj niy ciche
Postrzōd tyj nocnyj cisze
Tyn gyszynk ôd dziyciōntka
Dŏwno bez hasiŏk erbniynty
I prōmp ku niebu poszli
Pastuszki ze tamtyj Pastyrki
Atoli… Ôn tukej przidzie
Choć zajś niy posute cesty
Tyn ślōnski… betlyjkowy
Choć zŏcny jak „in exelsis”
I zasik tyn modry Bajtel
Nōm dłōnie herne, zdrok merski
Ôgrzeje rōnczkōm ôbmarzłõ
I takim maluśkim sercym
Jak dojzdrzeć tã swojã gwiŏzdkã
Bydzie nōm szkamrać do ucha
– Tã, co je s nami na dycko
A dycki… jã trza szukać…
Życzę Państwu wiele motywacji do szukania, bo wprawdzie często nie udaje nam się znaleźć tego, czego szukamy, ale często też przy okazji znajdujemy wiele innych rzeczy, a czasem nawet samego siebie…
P.S. Ponieważ pod opublikowanym fragmentem dźwiękowym z uroczystości w Lędzinach pojawił się wpis, którego Autor stwierdził (nie bez racji), że „Śląsk Opolski jest bardzo urokliwy”, chciałem pewną rzecz doprecyzować.
Otóż moją intencją w zaprezentowanym powyżej tekście, nie było dzielenie Górnego Śląska na „ładną” część opolską i „brzydką” – katowicką (bytomską). Oczywiście przez kilkadziesiąt lat polskich rządów po 1945 r. przemysłowa część Górnego Śląska zaczynała miejscami przypominać spowity dymem „Mordor”. Jednak nawet wtedy nie cały „katowicki” Górny Śląsk wyglądał tak, jak na filmach K. Kutza. Katowice niezmiennie mają największą powierzchnię lasów z wszystkich dużych (powyżej 100 tys. mieszkańców) miast w Polsce. W Gopie znajduje się 2. i 3. największy park śródmiejski w Polsce (Park Śląski oraz Katowicki Park Leśny – obydwa większe od Central Parku).
Warto też dodać, że województwo śląskie (które jest śląskie tylko w 51%), ale także Górny Śląsk w historycznych granicach, są jednymi z najbardziej zalesionych województw (regionów) Polski, i na dodatek część katowicka Górnego Śląska jest bardziej zalesiona od części opolskiej.
Warszawska telewizja uwielbiała też pokazywać zrujnowane familoki – sugerując jaką to niewyobrażalną biedę cierpiał lud śląski w czasach prusko-niemieckich. Nie tłumaczono jednak, że wiele osiedli patronackich, których tylko w Gopie jest więcej niż 200, było na przełomie XIX i XX w. perełkami architektury i urbanistyki, oferującymi warunki socjalne, o których robotnicy z wielu części Europy mogli tylko marzyć. Natomiast ich ówczesny (peerelowski) wygląd był efektem kilkudziesięcioletnich „działań” polskich gospodarzy.
Nie tłumaczono też, że te murowane, zelektryfikowane i często skanalizowane osiedla budowano w czasach, gdy obejścia wiejskie i osiedla na innych terenach współczesnej Polski nie posiadały nawet drewnianych ubikacji (nakazał je budować w 1926 r. minister Sławoj Składkowski i stąd nazwa „sławojki”). Według mojego rozeznania na całym terenie centralnej Polski powstały dwie kolonie patronackie o podobnych standardach: Żyrardów (zbudowany przez dwóch Niemców) oraz łódzki Księży Młyn (zbudowany z inicjatywy Niemca z belgijskim paszportem).
Nie tłumaczono też, że Katowice przykryte w czasach Peerelu kilkucentymetrową warstwą „syfu”, były w początku XX w. zwane Małym Paryżem, a Bytom – doprowadzony po II wojnie do postaci bliskiej archetypowi miejskiej brzydoty – nazywano Perłą Weimaru. Nie opowiadano, że górnośląskie Bielsko zwano Śląskim Wiedniem, a Gliwice jako majstersztyk ówczesnej urbanistyki, nie potrzebowały żadnych porównań.
Chciałbym też wyjaśnić, że moją intencją nie było deprecjonowanie znaczenia epoki industrialnej, bowiem był to czas ważny i fascynujący, kiedy zaściankowy dotąd Górny Śląsk przeobraził się w jeden z najbardziej rozwiniętych i bogatych regionów w Europie. Sam jestem miłośnikiem „industrialu”, o którym pisałem artykuły, książki, a nawet nakręciłem film. Natomiast sposób ukazywania tej tematyki w kontekście Górnego Śląska przez polskie media był (częściowo jest) wybitnie propagandowy – antyśląski i antyniemiecki.
Zatem reasumując, nie chodziło o przeciwstawienie (w sensie estetycznym) opolskiej części Górnego Śląska – części katowickiej. Chodziło mi raczej o to, że część opolska oraz cieszyńsko-bielska były i są traktowane – nie jako Górny Śląsk, ale jako Opolszczyzna i Podbeskidzie. Natomiast część katowicka (utożsamiana z całym Górnym Śląskiem) była ukazywana w sposób możliwie najbardziej niekorzystny, a dymiące kominy, brudne elewacje i szarość hałd, nadawały się do tego wręcz idealnie.
Myślę, że to, o czym usiłuję powiedzieć, dość dobrze pokazują fotografie dołączone do tego artykułu sprzed kilku lat, gdzie widać ten raczej pozaindustrialny Górny Śląsk. Jednak zdjęcia nie pochodzą wyłącznie z opolskiej części, bowiem niemal połowę z nich wykonałem na terenie Katowic, Mysłowic, Gliwic, Lędzin, Tychów, Chorzowa, Mikołowa, Zabrza, Bytomia i Rybnika – a więc w części Górnego Śląska, który uchodzi za typowo przemysłowy.
https://wachtyrz.eu/gorny-slonsk-zadnimi-cestoma-fotoreportaz-bezmala-300-fotografijow/
Dobre, mōndre. Kŏżdy moge cegełka ôdbudować, styknie we narracyjii niy zapōminać mianować Ôpolŏ, Kandrzina, Strzelcōw atd. we kōntextcie Oberschlesien… Na zachodzie G/Ś zajś trza mieć mut rzōńdzić na tyn land nazŏd Oberschlesien. Oberschlesien je ino jedno,