Monika Neumann: Gansipampek
Tysiące świateł migocze i mruga, odbija się w kryształach i roznosi po wielkiej sali, wypełnionej szmerem, chichotem i rytmicznie kroczącą muzyką. Bąbelki szampana mrugają w kryształowych karafkach, służba w eleganckich strojach roznosi dania, pochyla głowy i pracuje dłońmi w białych rękawiczkach. A pośrodku tego kroczy ona. Piękna ponad miarę, ekscentryczna, światowa. Jej niewiarygodnie wąska talia dzisiaj otoczona jest turkusowym pasem, powabna sylwetka następnym razem będzie odziana w suknię z tysiącem diamentów, delikatna, łabędzia szyja wczoraj otoczona była sznurem niezliczonych pereł. Księżna Daisy, niedawno w brązowym worku po materiale siewnym, dzisiaj w kosztownych jedwabiach, kroczy przez salę, a raczej sunie zgrabnie, delikatnie jak mgła, niemal frunie, a suknia faluje za nią.
Uśmiecha się pokazując rząd białych zębów, pięknych jak drugi sznur pereł. Ale uśmiech nie sięga oczu, które ciągle szukają nieobecnego małżonka. Na stoliku nocnym, obok szkatułki z medalionem z puklem włosów utraconej ukochanej córki, odnajdzie znowu paczuszkę z nowym zestawem turkusów. Idzie i w jej wielokrotnie opisywanych oczach kręci się łza, która nigdy nie opadnie na policzek. Każdy, kogo mija obraca się i zaczyna szeptać. Uwielbia ten dźwięk, uwielbia bycie na językach innych. Odwraca się i puszcza oczko grupie dżentelmenów, którzy komentują opowieść o tym, że jej matka ku uciesze dzieci po schodach zjeżdżała na srebrnej tacy.
-Schwester von Pless! Schwester von Pless! Schnell, schnell. Der Mann verblutet! Schwester![1]– wyrywa ją z marzeń głos młodszej pielęgniarki. Ktoś szybko kładzie na stole ciało mężczyzny, którego noga pokrywa się strugą krwi, pulsującą w rytm jego serca. Do oczu napływa jej już łza, bo w twarzy każdego z tych chłopców widzi oczy któregoś z jej trzech synów. Reaguje automatycznie, tamuje krwawienie, odkaża ranę i gdy jest spokojna o życie tego mężczyzny, przechodzi dalej, tu jednak traci nadzieje, bo nie może zrobić wiele więcej, jak dotknąć już niemal sinej dłoni chłopaka, którego oczy na wieki penetrować będą naszyjnik z pojedynczym, niemal skromnym diamentem zwisającym nad mundurem siostry polowej.
Księżna Daisy jeszcze nie wie, że za tą posługę oskarżana będzie o szpiegowanie dla angielskiego wroga cesarstwa. Jeszcze nie wie, że za dwa dziesięciolecia rozpęta się kolejna wojna, która będzie ją kosztować wiele tłumionych łez. Za każdą łzę w życiu otrzyma jedną perłę, jeden diament. Ma ich tysiące, ma ich tyle, że je gubi. Ale wciąż mało, bo ona jest królową łez i diamentów, nie wie w jakiej kolejności.
Nie ma nawet ochoty o tym pamiętać, teraz, gdy bierze gazę i przykłada ją do krwawiącego ramienia młodego chłopaka, który myli ją z matką, a może z narzeczoną, sama już nie wie, bo chłopak ma mundur prusaka, ale mówi jakoś tak inaczej:
–Muter… Muter jŏ nie chcioł. Jŏ przeprasōm. Jŏ tak niy mioł. Kiej wrōca uzbiyrōm ci gansipampkōw, jak piyrwej, jak za bajtla i jus nie bandzies sie na mie gorsyć, boch posoł fōrt, ajch ani nie pedzioł, ze idam.
Księżna przykłada swoją dłoń do jego gorącego czoła. Opatrzyła ranę i jak gorączka zejdzie, to przeżyje. Za kilka lat rozpozna go wśród kelnerów na swoim zamku i serdecznie uściska, złapie za dłoń w białej rękawiczce, swoją przyłoży do jego policzka i szukać będzie w spojrzeniu młodzieńca zrozumienia.
To będzie jeden z niewielu momentów, gdy połknie łzę szczęścia i w zamian nikt nie obciąży jej nowym diamentem. Otrzyma szczery uśmiech, gdy chłopak sobie przypomni i zrozumie. To i szemranie pozostałej służby, gdy ich pani, wraz z swoją wierną Dolly, uda się do swojej komnaty na spoczynek. Z wierną Dolly, ostatnią, która przy niej zostanie, gdy umundurowani na brązowo, głośno krzykający żołnierze wezmą jej zamek i przyjdą po nią, już starusieńką, bo będzie posyłać paczki tym zamkniętym w pasiastych piżamach. Ale o tym też jeszcze nie wie, gdy inny chłopak, głuchy od wybuchu tuż obok jego lewego ucha, wręcza jej zdjęcie i list i krzykiem prosi, by w najgorszym wypadku wysłać go na ten adres.
Księżna Daisy jeszcze wiele nie wie, jeszcze wiele nie rozumie. Może i tak lepiej, bo gdyby wiedziała, że ma zostać legendą, by bardziej pilnowała swojego zachowania, bardziej się starała, powstrzymywała i koniec końców nigdy tą legendą nie została.
[1]Siostro! Siostro von Pless! Szybko, szybko! On się wykrwawi! Siostro!