Mirosław Syniawa – Orfeusz w wschodniogórnośląskim piekiełku
Aleksander Lubina
Mirosław Syniawa – Orfeusz w wschodniogórnośląskim piekiełku
xxxxxxxxxxxxxxxx
xxxxxxxxxxxxxxxxxxx
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
W pierwszej połowie lata siedemdziesiątych w klasie polonistycznej z poszerzonym programem nauczania języka polskiego nie przepadałem za romantyzmem, nie lubiły go też moje dzieci w połowie lat osiemdziesiątych, wnukom po klasie siódmej pani zadała na wakacje przeczytanie Pana Tadeusza.
Kiedy wreszcie miałem czas i media wróciłem do romantyzmu – Eichendorff, niemiecka nowela romantyczna (E.T.A. Hoffmann), czarny romantyzm Krasińskiego, Frankenstein, Walter Scott, Moby Dick, Edgar Allan Poe i Robert Burns .
Wiersze Burnsa polubiłem jeszcze bardziej po otrzymaniu od Pejtra Długosza w prezencie
TAM O’SHANTER’S MARE – SPŌMNIJCIE SE TAMOWÃ KLACZKÃ
Wiersze i śpiywki Roberta Burnsaze ślōnskimi translacyjami ôd Mirka Syniawy.
Syniawę z uznaniem i podziwem Oberschlesiera i germanisty śledziłem, słuchałem i czytałem od lat.
Przeczytajcie Syniawowego Burnsa po śląsku, przeczytajcie też co tłumacz napisał we wstępie:
„Niyjedyn możno mi powiy: dyć kaj Szkocyjŏ, chopie, a kaj Ślōnsk? Jŏ se atoli myślã, że kej w Szkocyji sōm Morawy (dŏwnymu krōlestwu Moray, w kerym rzōńdziōł krōl Macbeth, łacińske krōniki dŏwały czynsto miano Moravia), to i na Ślōnsk musi być tamstōnd niydaleko. I jak czytōm jedyn abo drugi Burnsōw wiersz, to widzã, że Szkot niy jyno mŏ take same poczucie humoru jak Ślōnzŏk, ale tyż tak jak Ślōnzŏk niyrŏd mŏ zazbyt ugrzeczniōnõ, zazbyt „ulizanõ” gŏdkã. Jak już mŏ co pedzieć, to żŏdyn rŏz na ôkōłki, a dycki prosto do ôcz. I zdŏ mi sie, że te poczucie humoru do kupy z chropatościōm gŏdki to je dobry pōnkt wyjściŏ do szukaniŏ tego, co Szkot mŏ ze Ślōnzŏkym spōlnego.”
Tak rozumiany szkocko-śląski romantyzm jest mi bliższy, niż opisana przez Gombrowicza lekcja nieśmiertelna lekcja o uzasadniająca wielkość romantyków w zdaniu „Słowacki wielkim poetą był.”
Szkockie posłowie napisał Hamish MacDonald, a posłowie angielskie Tomasz Kamusella.
W dwóch kolejnych dziełach Mirosław Syniawa przybliżył czytelnikom poezję światową najwyższego lotu po śląsku:
DANTE I INKSI – Światowŏ poezyjŏ po ślōnsku – to w tłumaczeniu na śląski Mirosława Syniawa wybór poezji poezja, której autorami są m.in: Horacy, Angelus Silesius, William Blake, Iwan Kryłow, Joseph Von Eichendorff, John Keats, Henry David Thoreau, Giacomo Zanella, Frédéric Mistral, Rosalia De Castro, Jaroslav Vrchlický, William Butler Yeats, Patrick Henry Pearse, Osip Mandelsztam, Siergiej Jesienin.
Po wydaniu szkocko-ślōnskego wyboru wierszy Roberta Burnsa „Spōmnijcie se Tamowã klaczkã” (2016), antologii „Dante i inksi” (2014) Syniawa w książce „Dante i inksi, i jeszcze inksi” uwzględnił Hōmera, Katullusa, Han Shana, Matsuo Bashō i Bolesława Leśmiana.
„Ôkrōm wierszy ôd tych i inkszych poetōw nowościōm sōm sam tyż poetycke utwory ze staroindyjskij „Rigwedy” i starochińskij „Ksiyngi Pieśni”.” – cytata ze strony wydawnictwa Silesia Progress.
We stępie do tomiku „Cebulowŏ ksiynga umartych” (2018) autor pisze: „Myślã czynsto ô mojich starkach i starzikach – ô tyj rzyce dusz i gynōw – i jak profesōr Bynedykt Kouska starōm sie pamiyntać, że kożdy czowiek je jak głōwnŏ wygranŏ w loteryji, i to ku tymu w takij, w keryj wygrywŏ jedyn los na teragigamegamulticyntylijōny. Myślã czynsto ô tych bauerach i bergmanach, krankynwerterach i torszrajberach, huzarach i muszketerach, młynŏrzach, kamiyniŏrzach i kowŏlach, ô tych zŏwitkach i bynkartach, słepŏkach i fechciŏrzach. Niyrŏz – jak Kenneth White w „Familijnyj alchymiji” – zaziyrōm przi tym do zdrzadła. I tak jak ôn niy przestŏwōm sie dziwić.”
Wydawnictwo Silesia Progres w „Cebulowyj ksiyndze umartych” tak przedstawia swego autora: MIROSŁAW SYNIAWA urodziōł sie w roku 1958 w Chorzowie. Do terŏzka wydali my dwa tōmy poezyj tumaczōnych ôd niego na ślōnski i jedyn rōman, kery napisoł po polsku. Tyn rŏz prezyntujymy jego włosne wiersze, w kerych rozprawiŏ ô swojich przodkach. Rychtuje, jak nōm pedzioł, dwa nowe rōmany – jedyn po polsku i jedyn po ślōnsku – a ku tym nastympny tōm ślōnskich wierszy, kery mŏ sie mianować (blank niy po ślōnsku) „Mappa mundi”.
Syniawa napisał także powieść „Nunquam Otiosus„, której akcja rozgrywa się w roku 1683. Gdy oczy całej Europy zwrócone są w stronę obleganego przez turecką armię Wiednia, młody, mieszkający od niedawna na Śląsku prawnik prowadzi śledztwo w sprawie morderstwa, w którym głównym podejrzanym jest nieżyjący od roku pan L.
Fragmenty: „Cały szkopuł, drogi Sigismundzie, leży w tym, że zbrodni dokonał ktoś, kto według wszelkich znaków na ziemi i na niebie nie żyje już od bez mała roku. (…) W końcu przed władzami miejskimi pojawiła się przerażona wdowa, która oświadczyła, że nie ma już dłużej żadnych zastrzeżeń wobec czynności skierowanych przeciw poczynaniom jej zmarłego męża. Dokonano zatem ponownej ekshumacji, obcięto zwłokom ręce, nogi, głowę i wyjęto serce, które sprawiało wrażenie nienaruszonego rozkładem. (…) Widzicie zatem, że w zasadzie każdy kołek jest dobry, byle go porządnie zaostrzyć i z całej siły wbić w pępek. Niektórzy zalecają wbijanie kołka w serce, ale, moim zdaniem, serce najlepiej jest wyrwać i spalić, popiół zaś zebrać i wrzucić do rzeki. (…) Dźwignęliśmy wieko i przesunęliśmy w bok. W tej właśnie chwili, gdy nie mogliśmy widzieć, co znajduje się w trumnie, Hermann wrzasnął, a latarnia wypadła mu z ręki i zgasła. (…) Zrobiłem szybko co trzeba, zerknąłem w lusterko i włosy na głowie stanęły mi dęba. Jego twarz w lusterku spoglądała wprost na mnie. Odbijał się, do cholery! Odbijał! Ale to nie mógł być człowiek!” (Ze strony wydawnictwa Silesia Progress)
Ostatnim wyjątkowym dokonaniem Syniawy jest przetłumaczenie dramatu pod tytułem: TKŎCZE. Tkacze, De Waber, Die Weber – Gerharta Hauptmanna. Efekt można zobaczyć na deskach Teatru Śląskiego w Katowicach.
Lata temu Mirosław Syniawa nieodpłatnie przetłumaczył moje „Bajki Hankowe dla dzieci grzecznych i rozumnych„, pomyślane jako tekst do nauczania dwujęzycznego, których recenzję przytaczam:
„Bajki Hankowe to kolejna śląska perełka, którą mogą czytać także dzieci i dorośli nie znający języka śląskiego. Ja połknęłam ją w bardzo szybko, ciesząc oko nastrojowymi ilustracjami Ewy Wrożyny.
Bajki Hankowe to dwujęzyczny zbiór sześciu opowieści rozgrywających się w gospodarstwie Filipa, a opowiedzianych przez Hanka, zapewne dziadka lub wujka. Bajki traktują o przygodach zwierząt gospodarskich – kur, kóz, świni, konia, owiec, bocianów, które co roku przylatują do gniazda i o różnorodnym ptactwie. To właśnie w przypadku ptaków pomogła mi polska wersja, bo nie znałam śląskich nazw wszystkich ptaków.
To nie są typowe bajki z morałem, ani klasyczne opowieści ezopowskie. To raczej gawędy, które czasem urywają się w najciekawszym miejscu, by słuchające dzieci same mogły sobie dopowiedzieć koniec albo podyskutować z rodzicami nad możliwymi rozwiązaniami problemu.
Dla mnie te bajki mają mnóstwo uroku. Przypominają mi babcię i dziadka oraz ich gospodarstwo, gdzie spędziłam dzieciństwo. Cudne są imiona wszystkich zwierząt – takie, jakich się używało i jakie nosili także członkowie mojej rośliny. Jest Pyjter i Yma i Erna i Paulek, Gryjta i Berta na przykład.
To już kolejna publikacja Lubiny, po którą sięgnęłam i którą z czystym sercem wszystkim pasjonatom języka śląskiego polecę.”
https://przeczytalamksiazke.blogspot.com/2020/07/bajki-hankowe-dla-dzieci-grzecznych-i.html