Ludwik Manfred Lommel (1891–1962) – śląski artysta z humorem w tle
Początki i życie
Dawno, dawno temu, dokładnie 10 stycznia 1891 roku, na Dolnym Śląsku, w miasteczku Jawor (Jauer), przyszedł na świat Ludwik Manfred Lommel — człowiek, którego życie miało być barwniejsze niż szlak pierogów na śląskim stole. Miejsce jego urodzenia to kraina, gdzie śnieg padał tak rzadko, że gdy już spadł, całe miasto wychodziło na ulice, by podziwiać białe cuda.
Młody Ludwik nie miał żadnych papierów aktorskich — był samoukiem, który wykuł swój talent na życiu i scenie, a los stał się jego najlepszym nauczycielem. Po I wojnie światowej wyruszył na artystyczną wędrówkę po Śląsku, występując w różnych miejscowościach i powoli budując swoją legendę.
Wrocław — stolica śmiechu
Największe skrzydła rozwinął we Wrocławiu, czyli ówczesnym Breslau, gdzie zdobył rzesze fanów na scenach teatralnych i kabaretowych. Jednak to radiowe skecze o fikcyjnym miasteczku Runxendorf uczyniły go prawdziwą legendą. Seria „Das Neueste aus Runxendorf” to prawdziwa galeria postaci, w które Ludwik wcielał się samodzielnie — od zgryźliwego Pawła, przez gadatliwą Paulinę, aż po czarującego kota, świecącego oczami niczym latarnia.
Jego głos i efekty dźwiękowe tworzyły orkiestrę jednego aktora, a Runxendorf stało się dla niego ucieczką od szarej rzeczywistości i prawdziwym światem — zwłaszcza po wygnaniu z Wrocławia w 1945 roku.
Kariera w blasku reflektorów
Lata 30. i 40. to czas, gdy Ludwik nie tylko czarował na scenach i w radiu, ale również na dużym ekranie. Występował w filmach takich jak Kasernenzauber, Paul und Pauline czy Blechmusik. W 1938 roku objął kierownictwo teatru Großes Lustspielhaus w Berlinie — miejsca, gdzie śmiech był obowiązkowy, a powaga na urlopie.
Po II wojnie światowej, mimo przesiedlenia ze Śląska, Ludwik nie zwolnił tempa — występował w teatrze, cyrku i radiu (Nordwestdeutscher Rundfunk). Miał swój świat w Runxendorf — fikcyjnym domu, do którego wracał myślami i którego nigdy nie opuścił.
„Fakt spędzenia całego wieczoru na słuchaniu najsłynniejszego i najpopularniejszego niemieckiego komika i otrzymywania od niego godzin rozrywki prowadzi do pytania, w jaki sposób Lommel osiąga swój bezprecedensowy sukces. Musi tu działać pewien rodzaj techniki komizmu. Prawdopodobnie jest to wnikliwa obserwacja codziennego życia, z której czerpie swój materiał, dążąc do jego z natury tragicznych głębin, tylko po to, aby następnie w mgnieniu oka przekształcić go w tragikomiczny. – Opanowanie tej ostrej jak brzytwa krawędzi jest jego sztuką. Jego doskonałe opanowanie gry słów zapewnia niekończące się napięcie. Rzeczywiście, można powiedzieć, że człowiek relaksuje się przy Lommelu, ponieważ jest w ciągłym napięciu, nie pozostawiając miejsca na napięcia codziennego życia.”
Recenzja z Chemnitzer Tageblatt, 1938
Życie prywatne i spuścizna
Ludwik był dwukrotnie żonaty. Z Elisabeth Hentschel miał troje dzieci: Hansa, Ruth (aktorkę) i Wernera, który zginął podczas wojny. Po rozwodzie w 1939 roku poślubił Karlę Lommel, z którą miał dwóch synów — Uliego i Manuela, obaj byli związani z filmem.
Po wojnie mieszkał w Bad Nauheim, gdzie aktywnie wspierał repatriantów i weteranów. Za swoją działalność społeczną otrzymał w 1956 roku Krzyż Zasługi I Klasy.
Zmarł 19 września 1962 roku podczas trasy koncertowej, zostawiając po sobie humorystyczną legendę i duchowe dziedzictwo Śląska.
Fragment z „Das Neueste aus Runxendorf”
Narrator (Lommel):
Witajcie w Runxendorf — miasteczku, gdzie plotki latają szybciej niż niedzielne bułeczki!
Paweł (zgryźliwy sąsiad):
Kto zostawił tego kota na rynku? Rude futro jak latarnia na jarmarku!
Paulina (rozgadana pani domu):
Ach, Paweł, to nie byle jaki kot! On świeci sercem! Mruczał tak czule do pani Schmidt, że aż się rozpłakała ze śmiechu!
Kot (mruczy):
Miau… Trzymam porządek i pilnuję ogórków! A jak nie, to śpiewam serenadę na dachu!
Narrator:
W Runxendorf nawet koty mają swoje ambicje, a my wszyscy żyjemy w zgodzie — czasem z humorem i przymrużeniem oka!
Podsumowanie
Ludwik Manfred Lommel to postać, którą warto pamiętać jako symbol śląskiej radości życia i kreatywności. Miał swój Runxendorf — miejsce, które przetrwało wraz z jego humorem i miłością do ojczyzny, mimo że on sam nie mógł już do niej wrócić.
Mamy Ligonia, Masztalskich i wielu innych — ale gdzie są ci zapomniani artyści, którzy śmiali się nasi przodkowie? Śmiali się z siebie i swoich przywar 😉 Oto jeden z tych, którego warto przywołać do pamięci.
Maciej MiSchok z Runxendorf