Ligota Łabędzka: Czornŏ drōga
Aleksander Lubina
Cykl: Ligota Łabędzka
Czornŏ drōga
Czornŏ droga, Der Schwarze Weg, Via Negra to droga piękna i prawdy (z dobrem różnie bywało, jak to w życiu).
Gdzieś w pobliżu leżą szczątki ludzkie z epoki kamiennej, gdzieś jakieś trójkątne dziury widoczne na zdjęciach satelitarnych… gdzieś w archiwach wiele śladów krajobrazu kulturowego!
Przy Czarnej drodze (przechrzczonej na Drogę rzeczycką) – w Kradziejowie drzewa i krzewy zarosły ruiny gospody i domu mieszkalnego. Od tego Kradziejowa Ligota nazywała się do roku 1983 Ligotą Kradziejowską. Kradziejów na niemieckich mapach jest Kradziejowem, a Ligota nosi tam nazwę Elguth von Groeling. Groelingowie to właściciele ziem i pól które przecina Czornŏ droga oraz aleja kasztanowa łacząca łabędzki palać następców Groelingóe, czyli Weltschków, z dworkiem (folwarkiem) w Ligocie.
Gospoda, karczma przy na Kradziejowie stała przy Czarnej drodze, która jest średniowiecznym traktem handlowym wiodącym z Łabęd na zachód. Tędy transportowano słynny chmiel uprawiany w okolicy. Tędy podróżowali być może wysłannicy Piotra Własta (Dunina), którzy szukali miejsca dla jednego z wielu ufundowanych przez Piotra kościołów. Wiele wskazuje na to, że taki kościół wybudowano na przedłużeniu drogi w kierunku wschodnim. Ród Własta ma łabędzia w herbie…
Czarną Drogą wędrowali zakonnicy do nieodległej kanonii, gdzie wypisywali Wechsler dla podróżujących czarnymi drogami, na który strach, trach, trach…
Tą drogą w 1626szły wojska Mansfelda, bo przecież przy tej drodze znajduje się „szwedzki krzyż”, pod którym spoczywają Duńczycy, zwani Szwedami, albo może ofiary Lisowczyków. Lisowczycy hulali po okolicy, wojska Mansfelda obozowały w pobliżu, zanim dumne panny i mężatki z Gliwic obroniły miasto, co pięknym słowem opisał Martin Opitz, znany w świecie poeta.
Wzdłuż Czarnej drogi patrząc na dobra Schaffgotschów Andreas jechał do Gleiwitz w Pierwszej polce, a piaskownia za Kradziejowem należała do Schaffgotschów, do rodziny Joanny Gryzik von Schmberg-Godulla, najbogatszej Gornoślązaczki w historii, małej Joanki, spadkobierczyni Karola Godulli, zarządcy Ballestremów, jedynego bardzo bogate Gonoślązaka, a nie Oberschlesiera.
Der Schwarze Weg był świadkiem niemieckiej zbrodni na Polakach i jeńcach alianckich w obozie pracy w zakładach zbrojeniowych Hermanna Göringa, a potem katorżniczje pracy autochtonów w tej fabryce pod polskim nadzorem.
Czornŏm drogŏm szły matki i żony Górnoślązaków wywożonych do sowieckich łagrów z bocznicy w Łabędach.
Gdzieś pochowano zamordowanych. Gdzie?
W pałacu Waltschków mieścił się sztab gliwickiego pułku Stanisława Masztalerza, a 4 maja 1921 miała miejsce bitwa, gdzie wzięto do niewoli 100 Niemców.
Czornŏm drogŏm z z Kradziejowa, z Koziborka, z Ligoty przez wieki chodzono do kościoła w Łabędach na roraty, drogę krzyżową, majowe. Jeżdżono bryczkami do ślubu i chrztu. Czornŏm drōgōm z z Kradziejowa, z Koziborka, z Ligoty odprowadzano zmarłych na cmentarz.
Dzieci chodziły do szkoły, dorośli do pracy w Łabędach.
Przy drodze rosły dęby i kasztany – frajda dla mojej mamy, dla mnie, dla moich dzieci.
Łabędy są dzielnicą Gliwic dopiero od 1963.
Nic na tym nie zyskały, kościół i parafia w Starych Łabędach jeszcze mniej. Łabędy i Czornŏ droga znalazły się w granicach Gliwic…
W sumie nie wiem, jakim prawem Czornŏ droga jest czyjąś własnością i ktoś może ją zamknąć, zaorać i zlikwidować.
Ale co tam!
Przecież to nie ich, to nie własność tych bez sumienia, tych bez serca i sumienia.
Jak się bronić przed zabijaniem pamięci – prawdy i piękna?
Nie ma obrony, zawsze zwycięża barbarzyńca!
Tak napisał profesor Leszek Drong:
Via Memoriae
Śląskie drogi są wszędzie. Roznosimy pył naszych śląskich ścieżek po świecie, podróżując zaledwie za miedzę lub na jego krańce. Drogi – jedne obecne od wieków; inne wytyczone niedawno, przed momentem, na naszych oczach. Przed godziną wróciłem z długiego spaceru śladami Marianny Orańskiej po Międzygórzu, uroczej, zadbanej miejscowości górskiej położonej w Kotlinie Kłodzkiej. Moje przyzwyczajone do śląskiego bruku buty pozostawiły na asfalcie nieuchwytny ślad, odciskając w rozmokłym od mżawki gruncie miarową, dwustopową opowieść o wędrówce – nawet jeśli nietrwałą i ulotną, to znaczącą mój osobisty, na Górnym Śląsku rozpoczęty szlak. Myślę i pamiętam o swoim domu nawet tam, gdzie trudno myśleć o czymkolwiek innym poza majestatem gór, czy urokami wyjątkowej, uzdrowiskowej architektury. Brakuje mi arogancji, by porównać swoje wspomnienia do tego, co Zbigniew Kadłubek wzruszająco oddaje w Listach z Rzymu, miasta przemierzanego w jego tekście śląską z gruntu refleksją. Ale intuicyjnie rozumiem, co czuł i za czym tęsknił, spełniając swoje podróżnicze marzenia. Chciał być jednocześnie tam i w domu, w Silesiirównie mu bliskiej, coadresatka jego literackiej korespondencji. I ja do domu zawsze wracam w rytmie kroków wypracowanym przez dekady stąpania po drżącym gruncie Tychów, Katowic, czy wyjątkowo mi bliskich Gliwic, gdzie spędziłem pierwsze lata dzieciństwa.
W języku angielskim, którym na co dzień się zajmuję z racji zawodu, jest zwrot wyrażający bezkompromisowy sprzeciw: „Over my dead body!” Po moim trupie! W śląskiej ziemi, przy niejednej drodze, spoczywają szczątki przodków, o których dzisiaj toczą się zażarte spory i kłótnie historyczno-polityczne. To spory o pamięć i szacunek dla tych, którzy o nic już kłócić się sami nie będą. Nasza opowieść o własnym szlaku na ziemi wymaga sprzeciwu, kiedy ktoś naszą przeszłość próbuje nadpisać jak palimpsest, bezpowrotnie zamazując śląskie ślady.
Górny Śląsk to dla mnie wstrząsająca ziemia – nie tylko ze względu na liczne i często odczuwalne wstrząsy górnicze, ale też przez wstrząsające odkrycia, takie karkołomne zjazdy w dół biedaszybów naszej lokalnej historii, które trafiają się po drodze. Po drodze; przy drodze; w gruncie; zwykle na gruncie przeszłości. Tej prawdziwej i tej równie autentycznej, choć ubranej w literacką maskę, jak w Drachu Szczepana Twardocha.
Wiele śląskich biedaszybów czasu już zasypano i zabetonowano. Codzienne potrzeby i oczekiwania pokrywają przeszłość jak bezduszny asfalt–naturalne podłoże. Drogi śląskie przyspieszają dzięki swojej nowoczesności. Przyspieszają i zostawiają za sobą na zawsze unieruchomione pod ziemią kości przodków. Niewiele już zostało nam miejsc tak istotnych dla pamięci kulturowej jak Czarna Droga w Ligocie Łabędzkiej.
Aleksander Lubina usiłuje zachować ją na kartach pięknej i bolesnej powieści Margott. Tak snuje swoją opowieść:
Konie dociągnęły wóz do Czarnej Drogi. Kilkanaście metrów trudu niepospolitego – utwardzonymi koleinami będzie lżej. Wiozę Czarną Drogą, znad jeziora, znad gniazda żmii resztki śmieci, korę brzozową i korzenie wierzbowe. Przy zbiegu dróg pozwalam koniom odpocząć. Zbieram u rozwidlenia drogi suchą wierzbinę. Wracam nad brzeg jeziora, rozpalam ogień i palę, czego zakopać się nie dało: nogę jedną, kawałek protezy, kilka zębów, kawałki materiału, plastik, gumę. Dym śmierdzi i dusi. Ognisko płonie. Z daleka widać łunę. Niech płonie. We wsi pomyślą, że to słońce wstaje lub tęcza się rozpina. Nie mam czasu, żeby czekać, aż się dopali, nie mam czasu, żeby gasić. Niech czuwają nad nim wszechmocni, którzy wytyczyli Via Negra przecinającą naszą wiejską drogę. Płonie ognisko. Niech płonie, bo ogień oczyszcza. (s. 31)
Kiedy myślę o znaczeniu ognia w tym opisie, mam przed oczami obrzędy pogrzebowe dla zmarłych, o których szczątkach nikt inny nie mógł lub nie chciał pamiętać. Ogień to światło refleksji pozwalającej spojrzeć na drogę za sobą. Irlandczycy, nawet jeśli najczęściej posługują się przed wiekami narzuconą mową kolonizatorów angielskich, doceniają własne dziedzictwo kulturowe. Dbają o to, by utrzymać ścisły związek z przeszłością, nie pozwalają niszczyć portali i ścieżek wiodących w głąb czasu. Zwrot „take a trip down memory lane” odnosi się do wycieczki zarówno w przeszłość indywidualną, jak i zbiorową. Wycieczki, a właściwie wyprawy po złote runo historii o sobie i własnej wspólnocie. Czarna Droga w Ligocie nie pozwala mi przestać myśleć o przeszłości, bliskiej jak skóra. Czuję, jak w moje pięćdziesiąt już wiosen niepostrzeżenie wkracza jesień. Stopniowo tracę pamięć, własną, śląską, ludzką po prostu. A pamięć jest jak droga– linearna opowieść o tym, co mijamy w życiu i co ze sobą zabieramy, narzekając na coraz cięższy bagaż. Bez Czarnej Drogi, śląskiej drogi, zniknie nasza opowieść, znikną piechurzy i spacerowicze wciąż pamiętający trasę powrotną. Nas nie rozdziobią ni kruki, ni wrony – rozjadą nas najpewniej wehikuły niepamięci.
Tak napisał profesor Tadeusz Sławek, radny sejmiku wojewódzkiego, były rektor Uniwersytetu Śląskiego pisze tak:
„Straszne ugrzęźnięcie w sobie i w swojej doraźności powoduje niepowetowane, bowiem nieodwracalne, szkody. Przestaje się wówczas liczyć to, skąd przywędrowaliśmy i jakie szlaki doprowadziły nas do miejsca, w którym jesteśmy.
Aroganckim gestem odsuwamy na bok tych wszystkich, którzy ścieżki te wydeptywali, a każda z nich nosi ślady ich stóp.
Teraz zastąpi je beton, nieprzyjazny jakimkolwiek śladom.
Ugrzęznąć w sobie, to rościć sobie prawo do nadawania rzeczywistości kształtu wyłącznie na potrzebę chwili i własnych o niej wyobrażeń, a pewność siebie, którą sobie uroiliśmy jest tak wielka, że gotowa jest zniszczyć wszystko to, co było przed nami.
Zwycięstwo zapomnienia nad pamięcią, technokratycznej gadaniny zachwyconej swoimi pomysłami nad uważnym słuchaniem głosów wzywających do opamiętania.
Mentalna i fizyczna betonoza, która zniszczyła juz wiele rzek, placów i ulic.”
„postanowiono zrobić coś, co ingeruje w tradycję, historię i poczucie małej ojczyzny bez pytania ludzi, którzy tę ojczyznę zamieszkują…”
Tak napisał profesor Borowski:
Przez wieki szli tą drogą ze Wschodu na Zachód i z Zachodu na Wschód mieszkańcy Łabęd/Laband, Ligoty/Ellguth von Groeling, Retitz/Retbach/Rzeczyc oraz innych śląskich miast, wsi i osiedli.
Tą drogą wędrowali pątnicy na Górę Świętej Anny, do Magdalenki i Opola.
Tą drogą szli także robotnicy do fabryk i hut .
Tą drogą rolnicy dostarczali na targi w pobliskich miastach owoc ich trudów.
Tą drogą wędrowały wojska tatarskie, szwedzkie, husyckie, niemieckie i także Armia Czerwona oraz Ludowe Wojsko Polskie.
Tą drogą jechały furmanki z węglem i cegłami…
Tą drogą jechały też bryczki weselne i karawany pogrzebowe.
Ta droga, chociaż śliska, ciemna i błotnista, była dla mnie, naszej rodziny i sąsiadów, jedyną drogą na świat: do lekarza, dentysty, kina, sklepów, szkoły, kościoła, przystanku autobusowego i stacji kolejowej.
Istotnie, der Schwarze Weg/ ta Czarna Droga była, jest i także w przyszłości powinna być
nie tylko Pomnikiem i odzwierciedleniem historii, kultury, życia przedmiejskich Gliwic, lecz przede wszystkim dostępną drogą do wypoczynku i zdrowia dla wszystkich mieszkańców post-przemysłowego Śląska.
Czornŏ droga, Der Schwarze Weg, Droga Rzeczycka, gdzie rosła wierzba, na której wisiał święty obrazek, pod którym się modliłem, wo ich gebetet habe, kaj żech rzykōł:
„Aniele Boży…”
Aniele Boży, Stróżu mój,
Aniele Boży pól i łąk,
Aniele piękny,
Aniele dobry,
modry duszku przydrożny,
leć do nieba, do raju,
leć do nieba, do raju,
ku ômie, ku ôpie,
starce ku starzikowi furt,
ku, ômie ku ôpie,
ku starce, starzikowi furt.
Aniele Boży, Stróżu mój,
Aniele Boży pól i łąk,
Aniele piękny,
Aniele dobry,
modry duszku przydrożny,
proś ku drodze ku polōm
heksy, strzygi i mary,
heksy, strzygi i mary,
Anioły złe, czerwone,
Anioły złe, czerwone.
Niech nas mszczą, niech mszczą.
Niech nie unikną kary,
Radni bezradni
Radni zdradni
Niech nie unikną kary,
Radni bezradni
Radni zdradni
Miauo byc’ „wioz“, „miyszkaua“, „cesty“,
Jako? Dyc Karol Godula to bōl cysty Oberschlesier. Ze begriffym “Gonoślązak” stykōm sie piyrszy ròz.
Czorno droga, ja tam zech przeszuo 50 lot tymu wraziou szuapa do szprychow jak mie fater wiózł na kole. A niydowno mama mi spominaua o takich mauych flaumach kere tam zowdy ona rwaua jak jeszcze muyszkaua Zakanauym. Jedna znajomo oumiczka tysz mi o tych nauych flaumach z kole tyj częsty spominaua. Downoch tam niybou i ino stare oumiczki mi o tym niydowno przipomniauy ize tako cesta boua. A czamu jom mianowali „czorno droga”? Kradziejow abo Kradziejowice tysz ino jeszcze jak za mguom pamiyntom, dzisiej to juz prawie jak miana ze starych bojek „Kradziejow”, „czorno droga”, „Zakanauym”. Ouma Krzonka i tanty Lyjna kere mie ze Utopkym tam zapoznauy, to im moja wnuczka zawdziynczo to ze mo rybka kero sie muanuje Utopek, i lalka kero sie mianuje Hanysek, no i oupy kery jyj to wszysko tysz opowiado dalyj …