Ku pamięci Michaela Grafa von Matuschki

14 września tego roku minęła 78. Rocznica śmierci przedwojennego starosty opolskiego, Michaela Grafa von Matuschki, jedna z najbardziej znanych ofiar nazizmu. Jako opozycjonista Hitlera, został ścięty w więzieniu w Berlinie-Plötzensee. 4 grudnia 2009 roku, po wielu mozolnych staraniach komitetu, upamiętniająca go tablica zawisła na budynku dawnego starostwa opolskiego przy ulicy Krakowskiej 55. Inicjatorką przedsięwzięcia była prof. Joanna Rostropowicz, a do szczęśliwego zakończenia sprawy doprowadził ówczesny wicestarosta opolski, Krzysztof Wysdak.

Przypominamy czytelnikom wspaniałą sylwetkę hrabiego Matuschki, zachęcając do odwiedzenia  ulicy Krakowskiej.

Obecnie tablica jest niezbyt widoczna, bo przed nią posadzono drzewa o rozłożystych koronach, które ją zasłaniają. Można ją dokładnie zobaczyć kierując się rynku w stronę dworca kolejowego. Jest dziełem wybitnego opolskiego artysty-rzeźbiarza, Adolfa Gustawa Panitza.

Poniższy artykuł został opublikowany w miesięczniku „Strony” nr 6 (2011).

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

Joanna Rostropowicz

Michael Graf von Matuschka

Gdy 4 grudnia 2009 roku na budynku dawnego starostwa opolskiego, przy ulicy Krakowskiej 53 zawisła tablica upamiętniająca hrabiego Michaela von Matuschkę, starosty opolskiego w latach 1922-1933, niejeden mieszkaniec Opola zadawał pytanie, kim był człowiek, któremu oddano hołd? Hrabia Matuschka, powszechnie znany w przedwojennym Opolu, jedna z najbardziej znanych śląskich ofiar nazizmu, po 1945 roku w naszym mieście  popadł w zapomnienie.

Nazwisko zdradza słowiańskie korzenie – jego ród pochodził w z północnych Moraw. W najdawniejszej historii rodu zapisano, że przodkowie byli rotmistrzami, kapitanami, burgrafami. Od 1517 roku do nazwiska dopisywali „von Topolczan”, dwieście lat później wyniesiono nich do stanu szlachty czeskiej, a od 1747 roku szczycili się tytułem hrabiowskim.

Ród Matuschków był bardzo szeroko rozgałęziony na całym Śląsku i skoligacony z wieloma arystokratycznymi rodami śląskimi. Zgodnie z tradycją rodzinną – ojciec późniejszego starosty opolskiego był prezydentem Sądu Krajowego w Brzegu – także nasz bohater jako drogę życiową postanowił obrać karierę urzędniczą. Urodzony 29 września 1888 roku w Świdnicy, uczęszczał do katolickiego gimnazjum św. Macieja we Wrocławiu, słynnej wówczas kuźni wybitnych postaci życia społecznego. Zgodnie z panującym wówczas zwyczajem, studiował na wielu uniwersytetach: w Lozannie, Monachium, Berlinie, a także we Wrocławiu, gdzie w 1910 roku uzyskał stopień doktora prawa. Nie interesowała go jednakże praca naukowa, był praktykiem i chciał podążać śladami swojego ojca. Po studiach pracował jako referendarz w sądzie grodzkim w Sobótce, lecz niebawem ochotniczo zgłosił się do wojska i służył w regimencie huzarów w pobliskiej Oławie, gdzie niebawem awansował na lejtnanta. Wiele opowiadano wówczas o fantazji młodego huzara. Zwłaszcza jeden wyczyn hrabiego na stale zapisał się w pamięci dawnych mieszkańców Oławy: Matuschka wjechał konno do kasyna oficerskiego (znajdującego się przy dzisiejszej ulicy 3 Maja) i siedząc na końskim grzebiecie skoczył na stół.

W czasie pierwszej wojny światowej służył w regimencie huzarów, a potem

w piątej dywizji kawalerskiej. Wykazał się wtedy nie lada odwagą i poświęceniem. Jego podkomendni zapamiętali, jak to hrabia, gdy w czasie patrolu na froncie rosyjskim jego jednostka znalazła się w niebezpiecznej sytuacji, osłaniał ogniem towarzyszy umożliwiając im wycofanie się. Sam, ranny w czasie tej operacji, dostał się do niewoli rosyjskiej. Był to  ciężki czas dla Matuschki. Początkowo przebywał w lazarecie w Kijowie, a gdy odzyskał siły przetransportowano go do obozu jenieckiego w Krasnojarsku na Syberii. Spędził w nim trzy lata. Gdy w 1918 roku w Rosji wybuchła rewolucja, hrabia postanowił wykorzystać zamieszanie, jakie zapanowało w całym kraju, i uciekł z obozu. Była to brawurowa ucieczka, pełna nadzwyczajnych przygód, niespodziewanych przypadków. Hrabiemu przyświecała wtedy szczęśliwa gwiazda. Udało mu się zmylić czujne straże, ujść pościgowi, przedrzeć się przez nieznany, obcy kraj. Po trzech tygodniach dotarł do linii frontu i zameldował się w jednostce niemieckiej. Opis ucieczki, sporządzony przez hrabiego po powrocie do domu, stylem żołnierskim, prostym a dobitnym, trzyma czytelnika w napięciu jak najlepszy film, bo niemal jest scenariuszem sensacyjnego filmu przygodowego . Choć życie obozowe było ciężkie, a ucieczka pełna śmiertelnych niebezpieczeństw, Matuschka odtąd był zafascynowany krajobrazem syberyjskim i wielokrotnie wracał do niego myślami. Po wielu latach powiedział swojej żonie, że nieraz wyobrażał sobie, że owinięty płaszczem żołnierskim, zapomniany, leży gdzieś w grobie na bezkresnych stepach.

Dej pozōr tyż:  Lędziny: „Szłapcugiym bez gruba” - rozmowa z Moniką Kostyrą, liderką projektu

Wróciwszy do swoich, poczucie obowiązku wobec własnego państwa nie pozwoliło mu długo odpoczywać. Po krótkim okresie rekonwalescencji znowu ochotniczo zgłosił się do wojska. Tym razem skierowano go na front zachodni. Jego biografowie podkreślają, że jako dowódca jednostki zasłużył na najwyższe uznanie, gdyż dzięki jego staraniom nikt z jego podkomendnych nie zginął.

Po wojnie Matuschka kontynuował przerwaną karierę zawodową. Zdał egzamin państwowy na urzędnika i mógł objąć wysokie stanowiska w administracji. Miał ku temu sporo możliwości w Westfalii, gdzie wówczas przebywał, lecz nie wyobrażał sobie życia poza Śląskiem. Wrócił więc w rodzinne strony i zatrudnił się jako asesor w starostwie pszczyńskim. Po dwóch latach przeniósł się do Lublińca obejmując w tamtejszym starostwie  stanowiska radcy rejencyjnego.

Gdy w 1922 roku nastąpił podział Śląska, Matuschka opuścił miasto, które znalazło się w granicach państwa polskiego i przeniósł się na stronę niemiecką. Jakiś czas przebywał w Dobrodzieniu i niebawem rozpoczął szybką karierę w Opolu, gdzie od lipca 1922 roku był zastępcą starosty, a od 1 listopada tegoż roku – starostą komisarycznym. Ostatecznie w maju 1923 roku otrzymał nominację na stanowisko starosty.

Dla 34-letniego Matuschki był to wielki sukces. Stanowisko gwarantowało wielką samodzielność w działaniu, dawało wiele możliwości do wykazania się inwencją, zmysłem organizacyjnym, umiejętnością podejmowania trafnych decyzji. A czasy po pierwszej wojnie światowej były nader trudne i władze administracyjne stały nieraz w obliczu konieczności rozwiązania nadzwyczajnych problemów. Na teren Śląska Opolskiego ze wschodniej części Górnego Śląska, przyznanej Polsce, przeniosło się wiele tysięcy osób; tak samo stąd wielu przesiedliło się na stronę polską. W wyniku podziału terenu granicą państwową, gospodarka regionu mocno ucierpiała. Krótko mówiąc, należało dopasować powiat opolski, obszarowo największy w Prowincji Górnośląskiej, do nowych warunków, zapewnić ludziom mieszkania, pobudować szkoły, zadbać o służbę zdrowia, o miejsca pracy, ożywić teren gospodarczo.

Michael Graf von Matuschka szybko zyskał sympatię społeczeństwa. Opolanie,  którzy starostę znali osobiście, dziś już nie żyją, lecz ich potomni zachowali w pamięci ich opowieści o hrabim, który z każdym rozmawiał jak równy z równym i był wyjątkowo czuły na potrzeby innych. Z jego artykułów opublikowanych w „Oppelner Heimatkalender”, będących niejako sprawozdaniem z jego działalności, przebija nie tak często przecież spotykana u urzędników prawdziwa troska o potrzeby bliźnich. Z jego inicjatywy powstały m. in. szkoły w Jaśkowicach, w Suchym Borze, w Ozimku, Gwoździcach, w innych miejscowościach powstały pawilony szkolne (np. w Wielopolu koło Popielowa i w Surowinie koło Brynicy). Hrabia uzasadniał konieczność ich budowy tym, że dzieci mają zbyt daleko do szkoły. „Jesienią i zimą – pisze w jednym z artykułów – przychodzą do szkoły mokre i zziębnięte, łatwo o chorobę …”.  Mieszkańcy wiosek wokół Popielowa jeszcze dziś z wdzięcznością myślą o opolskim staroście, bo dzięki jego staraniom powstał solidny, wielki most na Odrze, bardzo ułatwiający im życie. Gdy most oddawano do użytku – a było to już w czasach panowania nazizmu, gdy Matuschka popadł w niełaskę – tzw. oficjalne czynniki bardzo go za to chwaliły, mimo że wtedy niebezpieczne było dobrze o nim mówić …

Dej pozōr tyż:  Lędziny: „Szłapcugiym bez gruba” - rozmowa z Moniką Kostyrą, liderką projektu

Długa jest lista zasług starosty, wśród nich jednej należy się szczególna uwaga. Hrabia miał niemałe zasługi w ułożeniu stosunków między polską mniejszością a resztą społeczeństwa. Odznaczał się bowiem rzadką umiejętnością godzenia zwaśnionych i uspokajania konfliktów, które przecież nierzadko powstawały na tym terenie.

Sprawy kultury również były w żywym zainteresowaniu starosty. Był prezesem opolskiej „Gminy Eichendorffa”, dbał o rozwój miejscowych muzeów, troszczył się o znaną szkołę rolniczą w Prószkowie, okiem w głowie był mu kurort w Pokoju i szpital w Kup.

Ponosił też porażki. Gdy w lutym 1930 roku zmarł  Hans Piontek, naczelnik Prowincji Górnośląskiej, hrabia kandydował na wakujące stanowisko. Przegrał wybory; wygrał je bowiem Theophil Woschek z Januszkowic, bo na tej części Śląska panowała wówczas tendencja, aby wysokie stanowiska obejmowali ludzie pochodzący z prostego ludu, a nie arystokraci.

Tymczasem w życiu prywatnym dopisało mu szczęście. W tym samym czasie zaręczył się z hrabiną Pią von Stillfried, a w kwietniu tego roku na zamku rodowym narzeczonej w Silbitz (dzisiaj Żelowice koło Strzelina), odbyło się huczne wesele. Zgodnie z tradycją rodzinną, hrabia wystąpił w uniformie rycerza maltańskiego. Matuschkowie mieli czworo dzieci – trzech synów i jedną córkę. Mario, drugi syn starosty, urodził się w 1932 roku w Opolu.

W kwietniu 1932 roku Matuschka został posłem do pruskiego Landtagu. Funkcję tę nie pełnił długo. Niebawem na scenie politycznej Niemiec pojawił się Hitler i rozpoczął się demontaż struktur demokratycznych życia publicznego. Czasy stawały się coraz trudniejsze. Dzień powszedni wymagał od ludzi coraz większej odwagi. Hrabiemu nigdy jej nie brakowało. Jego żona chętnie wspominała, jak zachował się jej mąż, gdy zwolennicy nowych porządków chcieli zawiesić na balkonie starostwa flagę ze swastyką faszystowską. Matuschkowie zajmowali mieszkanie służbowe na pierwszym piętrze budynku starostwa, przy obecnej ulicy Krakowskiej 53. Pewnego dnia na rynku zebrała się spora grupa mężczyzn, którzy ze śpiewem na ustach ruszyli w stronę ich domu. Przywódca i chorąży weszli do mieszkania Matuschków chcąc dostać się na balkon. Wówczas hrabia, oficer w stanie spoczynku, stanął i wydał rozkaz: „W tył zwrot!” Nieproszeni goście pokornie wykonali rozkaz. Dopóki Matuschkowie mieszkali na Krakowskiej 53, dopóty na balkonie starostwa nie zawisła faszystowska flaga.

Dni Matuschki jako starosty były policzone. Tak jak wielu innych, i on musiał odejść ze stanowiska. Jednakże każde państwo, aby dobrze funkcjonować, potrzebuje odpowiednio przygotowanych fachowców. Matuschka znakomicie znał się na administracji i zarządzaniu, a wiedzy tej brakło tłumom, który poszły za Hitlerem. Znalazł zatem pracę najpierw w Berlinie, potem we Wrocławiu, a następnie polecono mu objąć stanowisko w okupowanych  Katowicach. Było to sprzeczne z sumieniem Matuschki, żarliwego katolika. Zdecydował się objąć stanowisko po rozmowie z biskupem Bertramem. O czym długo rozmawiali, nie wiadomo. Po tej rozmowie hrabia powiedział, że katolicy powinni być wszędzie tam, gdzie mają możliwość zapobieżenia złu lub jego zminimalizowania, gdzie jest okazja niesienia pomocy.

Dej pozōr tyż:  Lędziny: „Szłapcugiym bez gruba” - rozmowa z Moniką Kostyrą, liderką projektu

Po wojnie wielu mówiło o szlachetnej postawie Matuschki. Chronił przed osadzeniem w Auschwitz, gdy tylko miał taką sposobność. Nie dopuszczał do wywozu ludzi na roboty do Niemiec twierdząc, że akurat potrzebuje ich na miejscu. Nie dopuszczał do zamykania klasztorów. Pomagał w sposób niezauważony, by władze nie pomiarkowały, co robi.

Katastrofa nastąpiła 20 lipca 1944 roku. Zamach na Hitlera nie powiódł się.

Hrabia Mario, który przyjechał do Opola na odsłonięcie tablicy pamiątkowej dla ojca,  pamięta doskonale jego ostatni pobyt w Silbitz, gdzie hrabina Pia wraz z dziećmi spędzała lato u swoich rodziców. Siedzieli z ojcem pod lasem, na niewielkim zniesieniu, skąd rozciągał się widok na dolinę. Tym razem ojciec niewiele z nimi rozmawiał. Siedział zamyślony, mówił o czymś z teściem. Gdy w towarzystwie żony odjeżdżał bryczką na dworzec kolejowy, hrabia Mario biegł za nimi, jakby przeczuwając, że widzi ojca ostatni raz.

Matuschkę aresztowano w nocy z 9 na 10 sierpnia, w jego mieszkaniu służbowym w Katowicach. Przewieziono go skutego w kajdankach do Berlina. Ślady krwi na odzieży oddanej żonie po jego śmierci świadczyły o tym, że był torturowany. Przemawiał też za tym jego wygląd na rozprawie filmowanej ukrytymi kamerami. Nie brał udziału w spisku, nic o nim nawet nie wiedział, jego wina polegała na tym, że był jawnym przeciwnikiem Hitlera od momentu jego pojawienia się na scenie politycznej.

14 września, w dniu, w którym corocznie na Górze św. Anny odbywają się uroczystości Podwyższenia Krzyża Świętego, w których zazwyczaj także Matuschka uczestniczył, w Berlinie odbyła się rozprawa sądowa. Dotkliwie poniżany, w czasie procesu hrabia zachował godną podziwu bohaterską postawę. Nie bronił się, a obecni odnieśli nawet wrażenie, że chętnie odda życie za swoje ideały. Został skazany na śmierć przez powieszenie. Wyrok wykonano tego samego dnia, w więzieniu w Berlinie-Plötzensee. Kapelan więzienny, Peter Buchholz, nie został dopuszczony do skazanych. Taki był rozkaz Hitlera. Dowiedział się jednak od pomocnika kata, którego obowiązkiem było krępowanie skazańcom rąk na plecach, że idąc na śmierć hrabia Matuschka powiedział takie zdanie: „Jakaż to wielka łaska zostać powieszonym w dniu Podwyższenia Krzyża świętego”.

Rodzina dowiedziała się o śmierci hrabiego po upływie niespełna trzech tygodni. 3 października do domu Matuschków przy dzisiejszej ulicy Podróżniczej 23 we Wrocławiu przybyło osiem osób z gestapo i urzędu skarbowego. Powiadomili hrabinę o śmierci męża oraz o konfiskacie domu i całego mienia. W ciągu niespełna dwóch godzin miała spakować najważniejsze rzeczy do małej walizki i opuścić dom z czwórką dzieci. Esesman, który zajął ich dom, podszedł do hrabiny, zdjął z jej szyi sznur pereł i zapytał: „Czy na pewno prawdziwe?”

Następnego dnia proboszcz parafii, do której należeli Matuschkowie, ks. Johannes Pelz odprawił Requiem za duszę zmarłego. Nałożył wówczas ornat koloru czerwonego, używany w oficjach męczenników.

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

Ôstŏw ôdpowiydź

Twoja adresa email niy bydzie ôpublikowanŏ. Wymŏgane pola sōm ôznŏczōne *

Jakeście sam sōm, to mōmy małõ prośbã. Budujymy plac, co mŏ reszpekt do Ślōnska, naszyj mŏwy i naszyj kultury. Chcymy nim prōmować to niymaterialne bogajstwo nŏs i naszyj ziymie, ale to biere czas i siyły.

Mōgliby my zawrzić artykuły i dŏwać płatny dostymp, ale kultura powinna być darmowŏ do wszyjskich. Wierzymy w to, iże nasze wejzdrzynie może być tyż Waszym wejzdrzyniym i niy chcymy kŏzać Wōm za to płacić.

Ale mōgymy poprosić. Wachtyrz je za darmo, ale jak podobajōm Wōm sie nasze teksty, jak chcecie, żeby było ich wiyncyj i wiyncyj, to pōmyślcie ô finansowym spōmożyniu serwisu. Z Waszōm pōmocōm bydymy mōgli bez przikłŏd:

  • pisać wiyncyj tekstōw
  • ôbsztalować teksty u autorōw
  • rychtować relacyje ze zdarzyń w terynie
  • kupić profesjōnalny sprzynt do nagrowaniŏ wideo

Piyńć złotych, dziesiyńć abo piyńćdziesiōnt, to je jedno. Bydymy tak samo wdziynczni za spiyranie naszego serwisu. Nawet nojmyńszŏ kwota pōmoże, a dyć przekŏzanie jij to ino chwila. Dziynkujymy.

Spōmōż Wachtyrza