Jan Hahn: Wybitni Ślązacy
Do niedawna takim epitetem określani byli tzw. „budziciele polskości” oraz „przyłączacze do macierzy”, których nazwiska widnieją na głównych placach, ulicach naszych miast i wsi. O laureatach Nagrody Nobla, naprawdę wielkich pisarzach i naukowcach, którzy pisali i mówili po niemiecku, nie wspominało się wcale. Polska i niemiecka wikipedia i teraz pisze o nich: „niemiecki”. Zaledwie kilka dni temu na facebooku znalazłem wpis oburzonego raciborzanina, który pisze, że podczas obchodów jubileuszowych miejscowego liceum (dawnego gimnazjum) wymieniono (fakt, że wybitnych) absolwentów: Jana Kasprowicza, ks. Emila Szramka, ks. Józefa Gawlinę i innych zasłużonych dla polskiej poezji i polskiego status quo. Nawet nie zająknięto się o tak zasłużonych dla całej Europy byłych uczniach jak: Georg Graf von Arco, Arnold Ludwig Mendelssohn, Carl Ulitzka, Ludwig Traube, Karl Prinz von Ratibor, Max Böhm, Herbert Hupka. Tak się dzieje nie tylko w Raciborzu. Przyczyna jest prosta i nie będę tu do niej dochodził. Każdy mający „w zocy” Śląsk i wszystkie sprawy z nim związane wie, że kwestia ta (przywracanie pamięci o naszych największych, tworzenie śląskiego areopagu sław) należy do najistotniejszych, o której trzeba dyskutować i kruszyć kopie. Jeśli chcemy myśleć w kategoriach historycznego Śląska, to Ślązakiem jest i Jerzy Gorzelik, i Aleksander Lubina, i Piotr Spyra, i Wojciech Kałuża (niestety), zaś śląskim pisarzem jest i Szczepan Twardoch, i Eva Tvrda, i Jerzy Pilch, i Wojciech Kuczok, i Olga Tokarczuk, i Joanna Botor i Marek Krajewski (nawiasem mówiąc, to absolutna ekstraklasa pisarska), niezależnie od ich poglądów na samorządność Śląska, etniczność Ślązaków czy status ich języka. Wielkich ludzi można dla „dobra ogółu” próbować pozyskać – jak Polska Kopernika czy Wita Stwosza. Próby pozbywanie się ich z naszej wspólnej pamięci i kręgu kulturowego są nieodpowiedzialne, nieprzemyślane i zakrawają wręcz na prowokację.
Takie uczucia mnie ogarnęły po przeczytaniu w „Wachtyrzu” refleksji Aleksandra Lubiny na temat książki Henryka Wańka, a szczególnie jego zdania: „Pisarz śląski? No… dyskusyjne. Pisarz niemieckojęzyczny ze Śląska. Chyba trochę poprawniej.” Tak pisać o twórcy, który Nobla dostał za dramat o jednym z najbardziej przejmujących wydarzeń na Śląsku – buncie tkaczy śląskich, napisany w dodatku w śląskim dialekcie (właściwie ten drugi wyróżnik zadecydował o nagrodzie)? Któremu nawet marszałek Żukow pozwolił pozostać w Jagniątkowie (ziemię z ukochanego Jagniątkowa polecił w testamencie włożyć sobie do trumny). Mógłbym jeszcze długo „bronić” Ślązaka Hauptmanna przed etniczną? Narodową? ekstradycją. Nie zrobię tego, gdyż w jego obronie stanął Pan Piotr Kaczmarczyk z Wałbrzycha, który napisał:
„Dla mnie, jako wieloletniego mieszkańca Wałbrzycha i Szczawna Zdroju, kilkaset, jeśli nie kilka tysięcy razy mijającego dom urodzenia literata podczas spacerów i wycieczek z małymi i dorastającymi dziećmi, określenie Gerharta czy też obu braci Hauptmannów jako nie-śląskich jest co najmniej dziwne. Jak pamiętam z lektur oraz opowieści dawnych, przedwojennych mieszkańców miasta i kurortu, od zawsze do Gerharta Hauptmanna przywarło niemieckie określenie „Dramaturg z Karkonoszy”
Aleksandra Lubinę znam, szanuję, cenię i nawet miałem kilka razy okazję brać z nim wspólnie udział w ciekawych spotkaniach. Śledzę jego poczynania i jestem przekonany, że Śląsk dzięki niemu jeszcze często dużo zyska. Myślę, że wybaczy mi ten chwilami z lekka uszczypliwy ton i przyzna, że wobec tak fundamentalnej kwestii jest on dopuszczalna.
Fotografia tytułowa: Plakat do “Die Weber” Gerharta Hauptamanna zaprojektowany przez Emila Orlika.
Jan Hahn – Prezes Przymierza Śląskiego. Autor wydawnictw związanych z historią i kulturą Śląska: „Ilustrowana historia Śląska w zarysie”, „Lux ex Silesia”, „Śląsk w Europie”. Pisze artykuły do prasy lokalnej („Gwarek”, „Montes Tarnoviciensis”) i regionalnej („Nowiny Rybnickie”). Z wykształcenia filolog słowiański (serbskochorwacki na UJ). Tłumacz z tego języka.
Jak wspominał kiedyś poeta ks. Jerzy Szymik: Mickiewicza owszem podziwia, ale “…matecznik z Pana Tadeusza to nie jest mój las…”
Tymczasem bez zmrużenia oka wyrzucamy Eichendorffa i wprowadzamy Słowackiego (np. chorzowskie liceum) i wszędzie mamy ulice Skłodowskiej-Curie (z pełnym szacunkiem do niej!) a już Oskar Troplowitz lub Goeppert-Mayer rzadziej patronują szkołom i ulicom. Bo wstyd?! Bo pisali i mówili po niemiecku?! Dyć moja Oma tyż!
Czeski Pribor, w ktorym urodził się Zygmunt Freud zadbał o swoją reklamę, chociaż twórca psychoanalizy spędził tam bodaj pierwsze dwa lata życia. Nie można odmówić pragmatyzmu Braciom Czechom…
Tu link do wspomnienia o innym słynnym raciborzaninie, dla odmiany wspólczesnym:
https://www.facebook.com/notes/mark-eaton/claus-ogerman/1760631523975541/
mart
Gratuluję tekstu.
“Polska i niemiecka wikipedia i teraz pisze o nich: niemiecki” , i to często mimo tego, że ci wybitni Ślązacy często sami o sobie pisali “Ślązak”. Ślązak wrocławski, legnicki, opolski, cieszyński… Czasami po prostu Ślązak. Bezsprzecznie Śląsk czerpał wiele z kultury niemieckiej. Równie bezdyskusyjnie kraje niemieckie, w pewnych okresach , czerpały z dorobku śląskiego. Smutne, że nawet Ślązacy dzisiaj czasami o tym nie pamiętają lub deprecjonują to.
Gerhart Hauptmann… przypominam, że jego “De Waber” musiało być PRZETŁUMACZONE na język niemiecki, aby mogło być zrozumiane przez Niemców. Niemiecki pisarz z konieczności tłumaczony na język niemiecki? – to kpina jakaś.
Czytam w encyklopediach, na wiki o naszych śląskich myślicielach, naukowcach, literatach, że nie są nasi. To oburza, budzi sprzeciw. Czytam, gdy Ślązak pisze o nich “niemieccy”… Smutek.