Jan Hahn: Laurentius Scholtz, raj w środku Wrocławia
W okresie renesansu – w XV i w XVI wieku Wrocław był bogatym, tętniącym życiem (i przede wszystkim handlem) miastem. Dla potrzeb kupców i podróżujących było tu 460 karczem – zajazdów. Najbogatsi mieszczanie byli zarazem mecenasami sztuki. Heinrich Rybisch w kościele św. Elżbiety ma nagrobek dorównujący królewskim (jedyny taki nagrobek mieszczanina na północ od Alp). W tym to okresie poczęto ogród traktować jak dzieło sztuki, wytwór ludzkiego geniuszu. Rozległe ogrody renesansowe demonstrowały przemyślane kompozycje roślinne, gromadziły też rzeźby i grupy alegorycznych rzeźb przedstawiających jakąś ogólniejszą ideę. Ogród taki – jak dzieło sztuki, był sygnowany przez jego twórcę i o nim miał świadczyć.

fot. Robert Niedźwiedzki (Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported)
Pierwsze takie ogrody powstały we Włoszech. Ogrody Tivoli przeszły już do symboliki. Jeden z najciekawszych i najwspanialszych ogrodów powstał we Wrocławiu. Jego założycielem był mieszczanin, lekarz.
Laurentius Scholtz (Lorenz Scholz) von Rosenau urodził się we Wrocławiu w 1552 roku w zamożnej, patrycjuszowskiej rodzinie (do nazwiska dodawał „von Rosenau” na trzy lata przed śmiercią). Jego ojciec był także lekarzem (niektóre źródła podają, że był aptekarzem). Po ukończeniu w rodzinnym mieście gimnazjum Św. Elżbiety studiował na Uniwersytecie w Wittenberdze. Miejscem dalszej edukacji stały się Włochy; kontynuował w Padwie i Bolonii studia z zakresu medycyny i historii naturalnej. W 1579 roku Wawrzyniec Scholz w towarzystwie bogatszych jeszcze od niego wrocławskich kolegów (Rehdiger, Schilling) odbył wzorem europejskich bogatszych studentów „grand tour”, „kavalierstour” – podróż po Włoszech. Przebywał również w Szwajcarii i Francji, gdzie na Uniwersytecie w Valence został promowany na doktora filozofii i medycyny. Po powrocie do Wrocławia w 1580 roku ożenił się i prowadził praktykę lekarską w Świebodzinie i w Kożuchowie. Wrócił do Wrocławia w 1885 roku, by wykazać się podczas zarazy w tym mieście (otrzymał za to przez nadanie, szlachectwo, praktycznie wyjednał mu to, Crato von Crafftheim, przyjaciel, największy z lekarzy – humanistów wrocławskich, osobisty lekarz cesarzy i ich rządca).
Podczas studiów i podróży po całych niemal Włoszech, w Bolonii posłuchał rad uczonego, by zbierać porady i zalecenia lekarskie. We Wrocławiu zaczął je wydawać i był jednym z pierwszych, który na „rynek wydawniczy” wprowadził porady zdrowotne. Przede wszystkim zachwycił się ogrodem przyuniwersyteckim w Padwie („hortus medicus”) dostarczającym głównie składników do przyrządzania ziół i leków. Postanowił założyć taki we Wrocławiu, znacznie jednak rozbudowany i wyposażony w atrakcje nie tylko botaniczne. Przy pomocy bogatych przyjaciół powstał ogród, który zachwycał całą Europę. Podobne były wtedy tylko w Wiedniu i w Norymberdze. Zainteresowanych wyglądem i założeniami ogrodu odsyłam do I tomu księgi „Ogrody na Śląsku” oraz do szkiców i modeli opracowanych na Politechnice Wrocławskiej).

Przy wejściu rosły rośliny ozdobne, z boku był mały park, centralne miejsce zajmowały grządki z roślinami lekarskimi, łącznie z mało jeszcze znanymi pomidorami (do XIX wieku były traktowane jako roślina ozdobna i trująca) oraz tytoniem. Specjalnie eksponowane były ziemniaki, ówczesna osobliwość. Hiszpanie przywieźli je do Europy z kraju Inków w 1570 roku, a więc Scholz miał u siebie absolutną nowość. Był pierwszym na Śląsku, który pokazywał ziemniaki, podziwiane wtedy raczej dla ich kwiatków niż smacznych bulw. W tyle mieścił się labirynt różany, meloniarnia, ptaszarnia, pomarańczarnia i winnica. Ogród zdobiła grota, sadzawka z fontanną i oranżeria oraz posągi, m.in. Flory, z której piersi i innych wylotów, tryskała woda oraz boga Janusa, z wyrytym regulaminem ogrodu. W myśl zasad wyrażonych w „leges”, w przyjęciach w ogrodzie mogli brać udział „mężowie wytworni, panie skromne, panny przystojne i cnotliwe”. Gospodarz organizował m.in. słynne Floralia Wratislaviensia wzorowane na starożytnym święcie ku czci rzymskiej bogini Flory; ponoć biesiadnicy przebierali się w togi.

W tym miejscu należy dodać, iż oprócz wiedzy medycznej i botanicznej, Bóg obdarzył Scholtza talentem menedżerskim i promocyjnym. Niezmiernie przydatnym, gdyż utrzymanie ogrodu pochłaniało kwoty zbyt duże nawet na Lorentza Scholza. Wydał on dwa katalogi roślin występujące w jego ogrodzie – pierwszy (wydany w 1587 roku) zaginął, drugi znajduje się we Wrocławiu. Wysyłał on owe katalogi do wybranych adresatów z adnotacją, że byłby wdzięczny za wsparcie swego dzieła. Wydał także zbiór wierszy sławiących jego i ogród, autorstwa ponad czterdziestu poetów! Świadczy to nie tylko o niesamowitym jak na XVI wiek zmyśle „piarowskim” Scholtza ale też o wrocławskiej kulturze. Nie wszystkie wiersze osiągały najwyższe loty. Były, wszakże niepowtarzalne. Jeden z utalentowanych wrocławskich poetów: Andreas Calagius (profesor w gimnazjum u św. Magdaleny, potem św. Elżbiety), pozostawił poetycki opis poszczególnych faz wegetacyjnych rosnących tam roślin. Drugi tomik zawierał krótkie epigramy stworzone piórem zaprzyjaźnionych lekarzy.
Laurentius Scholtz wydawał też dużo. Przeważnie były to rozprawy, przemyślenia i korespondencja swoich najbliższych, wrocławskich lekarzy. Druki te stanowią pierwszorzędny materiał źródłowy do historii medycyny śląskiej okresu renesansu i do poznania humanistycznej kultury ówczesnego środowiska lekarskiego. Rzucają one przede wszystkim światło na osobę Scholza, zamiłowanego botanika, człowieka o dużej kulturze, używającego zwykle po swoim tytule przymiotnika „Silesius”, utrzymującego szeroką korespondencję z wybitnymi przedstawicielami nauki tej epoki.
Ogrodową ciekawostką był gabinet kuriozów, w którym Scholz trzymał obok rzadkich instrumentów muzycznych, minerałów, egzotycznej broni i masek … przywiezione przez siebie mumie egipskie! Były tam też dzieła sztuki, między innymi obrazy Łukasza Cranacha (podobno były tam cztery obrazy tego wspaniałego artysty – z kobietą w roli głównej). Po śmierci Scholtza właścicielem ogrodu oraz przechowywanych w nim zbiorów osobliwości natury i dzieł sztuki został Chrystian Krause – właściciel apteki „Pod Murzynem”. Szczególnie cenne były dlań mumie, gdyż „proszek mumiowy” był jednym z bardziej popularnych i uniwersalnych składników leków w XVI – XVII w. Wszelako nie z uwagi na ich oddziaływanie na zdrowie mumie stały się sławne i trafiły do wielkiej literatury.

W połowie XVII wieku zainteresował się nimi Andreas Gryphius, poeta i dramatopisarz – jeden z najwybitniejszych twórców śląskiego i niemieckiego baroku. Skłonił on ówczesnego właściciela mumii – Jakuba Krause (syna Chrystiana) do poddania ich badaniom naukowym. Z racji swoich studiów medycznych odbytych w Lejdzie, wówczas znakomitym ośrodku naukowym w dziedzinie medycyny, Gryphius miał doświadczenia w przeprowadzaniu sekcji na mumiach. Było to obejście zakazu przeprowadzania sekcji zwłok, obowiązującego wiernych zarówno kościoła katolickiego, jak i protestanckiego. Badania przeprowadzono 7 grudnia 1658 r. w asyście kilku medyków i z udziałem ok. 20 widzów w podmiejskiej siedzibie Krausego. Wyniki tych badań Gryphius opublikował w r. 1662 w napisanym po łacinie traktacie pt. „Mumiae Wratislavienses”, liczącym 120 stron, bogato ilustrowanym, którego 5 egzemplarzy (w tym 2 we Wrocławiu!) zachowało się do naszych czasów.
Jo sie miyszkōm na krojcoku
Wele gruby Boży kōnt,
W trzisztokowym familoku
Mōj rodzinny dōm.