DESATKY ROKÓW NA KRAJU PŘEPAŚĆI – W 30 rocznicę śmierci Óndry Łysohorskiego

W roku 1930 znany pod peudonimem Petr Bezruč 63-letni Vladimír Vašek (1867-1958), „pierwszy i ostatni śląski bard”, jak nazwał w jednym z wierszy samego siebie, był już uznanym artystą, którego twórczość odcisnęła wyraźne piętno na czeskiej poezji międzywojennej. W tym właśnie roku skontaktował się z nim nieznany mu wcześniej człowiek. 18 marca Bezruč otrzymał bilet wizytowy, na którym człowiek ten napisał: „Mistrzu! Jestem Ślązakiem. Długo szukałem okazji, by powiedzieć Panu, czym są dla mnie Pańskie pieśni. Czy mógłbym z Panem pomówić też o niektórych problemach naszej Ziemi Cieszyńskiej? Jestem dziś i jutro w Brnie. Dr Ervin Goj”. Taki był początek znajomości Vladimíra Vaška z człowiekiem, który miał zasłynąć już wkrótce jako Óndra Łysohorski.

Óndra Łysohorski – rysunek autora.

Młodszy od Bezruča o 38 lat Goj pochodził z Frydka. Jego ojciec Józef, syn górnika Franza Goja i Marianny z domu Kolarz, urodził się 19 marca 1859 roku w należącej do parafii w Śląskiej Ostrawie osadzie Hranečnik. Matka, Alojza Maria, córka chałupnika Adama Palika i jego żony Barbary z domu Malinowski, urodziła się 18 czerwca 1862 roku we Frydku. Wyszła za Józefa Goja we Frydku 21 sierpnia 1882 roku. Ich pierwszym dzieckiem była urodzona 30 maja 1883 roku córka Antonia Alojza, która przeżyła tylko rok i dwa miesiące – zmarła 1 lipca 1884 roku. Po jej śmierci Gojowie przeprowadzili się do graniczącego od zachodu z Ostrawą Pietwałdu, gdzie urodziło im się troje dzieci – 26 lutego 1885 roku Eduard, 9 kwietnia 1888 roku Maria Alojza (zmarła 5 października 1891 roku), i 3 września 1890 roku Otylia Józefa. W lutym 1892 roku Gojowie z dwójką żyjących dzieci przenieśli się z powrotem do Frydka, gdzie doczekali się jeszcze czterech córek i jednego syna. Byli to: urodzona 9 września 1896 roku Adelheid Emilia, urodzona 11 sierpnia 1898 roku Olga Wilhelmina, urodzona 4 listopada 1900 roku Angela Emma i urodzony 6 czerwca 1905 roku Erwin Johann, bohater tego tekstu.

W początkach XX w. Frydek był miastem zdecydowanie niemieckojęzycznym, nic więc dziwnego że Erwin Goj w roku 1911 rozpoczął naukę w pięcioletniej szkole dla chłopców, gdzie językiem nauczania była „pańska mowa”, tj. język niemiecki. Naukę kontynuował następnie w Gimnazjum Arcyksięcia Rudolfa we Frydku, z którego w roku 1919 przeniósł się do czeskiego Państwowego Gimnazjum Realnego w Mistku. Tam już wkrótce zetknął się z czeskim szowinizmem – jego nieznajomość literackiej czeszczyzny (w domu Gojów mówiło się po lasku) dała przybyłym z Czech nauczycielom sposobność do drwin i szykan w stosunku do jego osoby. Zapamiętał to dobrze na całe życie. Zapamiętał też rodzinną awanturę podczas spisu ludności w roku 1921, gdy ojciec podał komisarzowi narodowość czeską, a matka, on sam i rodzeństwo podali narodowość niemiecką.

Od roku 1921 kontynuował naukę w niemieckich gimnazjach we Frydku i Boguminie, potem zaś uczył się w niemieckim gimnazjum w Ostrawie, gdzie w roku 1924 uzyskał świadectwo dojrzałości. W tym samym roku zaczął studiować języki nowożytne, historię sztuki i filozofię na niemieckim uniwersytecie w Pradze. Stopień doktora filozofii uzyskał w roku 1928 na podstawie rozprawy „Rainer Maria Rilke im Rahmen einer kulturphilosophischen Betrachtung”. W latach 1928-29 studiował dodatkowo slawistykę i literaturę czeską pod kierunkiem m. in. profesora Františka Xavera Šaldy (1867-1937) na praskim Uniwersytecie Karola.

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

Początki jego twórczości poetyckiej sięgają roku 1922. W latach 1922-28 napisał 99 wierszy, były to jednak wiersze pisane wyłącznie po niemiecku. Nie wspomniał o nich w swoim słynnym liście do Stalina, w którym twierdził, że zna wprawdzie czeski, polski, niemiecki i słowacki, jednak brama poezji otwarła się dla niego dopiero wtedy, gdy zaczął pisać w ojczystym języku. Na jego zwrot ku poezji pisanej po lasku wpłynął z pewnością powrót po studiach do Frydka, gdzie, nie mogąc znaleźć pracy, żył z prywatnego nauczania języków obcych, a wolnym czasie zbierał laskie pieśni ludowe i opracowywał transkrypcje służące do ich zapisu. W roku 1988 we wstępie do zawierającej niemal wszystkie jego laskie wiersze książki „Lašsko poezyja 1931-1977” pisał: „Lašsky jazyk je řeč ślónských hawjéřów a tkočów. Je měkky a twérdy jak kwjétko a skała. Zbjérołch ty kwjétka a wozołch do bukety we chwilach smutku a radośći, łómołch skały w mračnych chwilach, łómołch cestu, kěro wedźe k ludskośći. Stojim přy tej ceśće jak stróm s hłybokimi kořéňami. Wichry ho ňezłómaju. Hodzo céň po každym čłowěkowi. Lašsky jazyk swojim rytmém ňeśe słowa k horyzóntóm cytów. Rytmém odwažnym šumi w muzyce Leoša Janačka. Jak praméň nigdy ňewysychajuci oswěži každeho, gdo se k ňému přybliži”.

Dej pozōr tyż:  Katowice: Teatr Korez w kwietniu

Dużą pomocą w opracowywaniu literackiej wersji laskiego języka było wydane w roku 1899 dziełko Jana Loriša „Rozbor podřečí hornostravkého ve Slezsku”. Pomijając drugorzędne modyfikacje, Łysohorski przejął z niego niemal w całości fonetykę i morfologię. Opracowując ortografię, brał jednak pod uwagę również inne względy. W roku 1985 pisał do Jiřího Marvana: „Kějch přemyšloł nad lašsku ortografiju na zočatku třycatych roków, mjéłch na mysli ňezapómjénać na fakt, że lašsky jazyk žije w prostředku medzy českym a polskym jazykém. A to była přyčina, počémuch na přykład přewzoł do lašskeho z českeho a polskeho jazyka po połowiňe wokalów a kónzónantów. Kěbych ňebył tak urobił, wytykali by mi, že preferuju tén alebo druhy jazyk. Ale mi ňešło a ňeidźe o polityku, mi idźe o fakt, że lašsky jazyk śe zachowoł dowčil medzy polskym a českym, że ňebył ceły absorbowany ani jednym ani druhym, choć jeden aj druhy suśed tak chćéł”.

Tak powoli kształtował się język, który miał pozostać językiem jednego jedynego autora i który miał wyjść z użycia wraz ze śmiercią jego twórcy. Choć zaliczany jest dość zgodnie do słowiańskich mikrojęzyków literackich, nawet wśród nich jest unikalnym, jedynym w swoim rodzaju fenomenem. Od właściwych dialektów śląskich różni się brakiem pochylonego „o” (ō) – litery „u” i „ó” czyta się w nim tak samo jak w polskim – i nieobecnością archaizmu śląskiego – Łysohorski pisał „přy”, „přyčina”, a nie „při” i „přičina”. Z tego też powodu brzmieniowo lokuje się gdzieś między literacką polszczyzną i literackim językiem czeskim, co można to usłyszeć w filmie https://www.youtube.com/watch?v=dYjI9cPCd20, gdzie w ósmej minucie poeta czyta wiersz „W Ukrajiňe”:

Wélny, wélny, žółte wélny,
ceły obzór žółtopélny,
žółte moře na rowniňe:
słónečniky w Ukrajině.

Wélny, wélny, wélny zdrawe,
smichy dźeuch pélnopławe,
rude wélny w černej hliňe:
rude šatky w Ukrajině.

Coch ňevidzéł w smutným swěće
owoc pélnu w pélnym kwěće:
w słónečnikach na rowniňe
kwitnu roby w Ukrajině.
Pierwszy wiersz po lasku Łysohorski napisał w kwietniu 1931 roku:

Prolog

Wychodźi słónco na wychodźe.
Už pérwši iskry swićo nóm.
Pola wołaju po obrodźe
a otwiraju śe urodźe
a welky dźéň už idźe k nóm. (zapis z 1934 r.)

Wychodźi słónco na wychodźe.
Už pérwši iskry swjéćo nóm.
Pola wołaju po obrodźe
a otwjéraju śe urodźe
a welky dzéň už idźe k nóm. (zapis z 1988 r.)

Rok wcześniej znalazł wreszcie posadę w szkolnictwie – zatrudniono go w słowackim gimnazjum w Kremnicy. W roku 1931 przeniósł się do niemieckiego gimnazjum realnego w Bratysławie, gdzie uczył niemieckiego i francuskiego, i, mając już w miarę stabilną pozycję życiową, ożenił się z trzy lata starszą od niego Marią Rozalią, córką frydeckiego mistrza budowlanego Antona Bezděka i jego żony Marii z domu Liška.

Dej pozōr tyż:  Alexis Langer - architekt, budowniczy wizytówki Kattowitz-Katowic

Źródeł laskiej poezji Łysohorskiego poza folklorem trzeba też szukać w wielkim kryzysie z lat 1929-33 – zapaści ekonomicznej, która szczególnie dotkliwie odczuwana była w Zagłębiu Ostrawsko-Karwińskim. Łysohorski widział cały ogrom nędzy, jaka stała się udziałem masowo zwalnianych z pracy śląskich robotników, widział też arogancję i bezwzględność nowej władzy, która w jego przekonaniu wcale nie była lepsza od tej starej, austriackiej. W Zagłębiu Ostrawsko-Karwińskim wrzało, dochodziło do zamieszek, nowe władze sięgały po drastyczne środki dla przywrócenia porządku, padali zabici. To wszystko, jak w lustrze, odzwierciedlało się w pełnych sprzeciwu i buntu wierszach Łysohorskiego, które z prośbą o napisanie przedmowy do planowanego tomiku otrzymał od Łysohorskiego we wrześniu 1932 roku Petr Bezruč.

Petr Bezruč (źródło: tygodnik „Pražský illustrovaný zpravodaj”, 1937, nr 37)

Wiersze te szokowały już samym językiem – Bezruč wplatał w swoje wiersze słowa i zwroty z dialektów laskich, jednak używał ich z umiarem, tu zaś miał do czynienia z poezją pisaną w całości po lasku. Jej autor najwyraźniej uznawał się za następcę Bezruča – na to wskazywał nawiązujący do Bezručowego wiersza „Kdo na moje místo?” wiersz Goja „Odpowědź” (Gdo na Twoje mjésto? / Gdo zdwihńe Twój ščit? / Jo!) – bynajmniej jednak nie zamierzał być epigonem. Co więcej, najwyraźniej miał do Bezruča pretensje o proczeskie sympatie zawarte w „Śląskich pieśniach” – w wierszu „Petr Bezruč” pisał: „Kěrehoś wołoł, přyšeł k nóm. / Nas rozbił na dwa dźiły hróm”.

Najbardziej szokująca była jednak lewicująca, wywrotowa treść tych wierszy i jawna prosowieckość większości z nich; aż roiło się w nich od ustępów w rodzaju „A wčil? Do Moskwy idźe zřak”. Bezruč znalazł się w kłopotliwym położeniu. Z jednej strony spodobały mu się chyba te wiersze, z drugiej jednak uważał, że pisać do nich przedmowę, o co prosił go ich autor, byłoby krokiem nierozważnym. Odpowiedział wymijająco: „Wszystko, co Pan napisał, jest piękne i poetycko powiedziane. Z ortografią się zgadzam. Jeśli jednak Pan to wyda, zostanie to skonfiskowane”. Nie od razu Łysohorski zdał sobie sprawę, że to już wszystko i na nic więcej nie może liczyć. Gdy sobie to jednak uświadomił, postanowił odwiedzić swojego dawnego profesora literatury czeskiej i jego poprosić o napisanie przedmowy. František Xaver Šalda był zachwycony wierszami i nie odmówił:

„Jakiś miesiąc temu odwiedził mnie w moim wakacyjnym mieszkaniu młody człowiek z akademickim wykształceniem, utytułowany, by przeczytać mi swoje wiersze i poprosić o radę, gdzie je wydać. Jest podobno Ślązakiem, a ściślej mówiąc Lachem; nie mieszka już w rodzinnym kraju, wraca tam jednak z wizytami i z nim wiążą się wszystkie jego sympatie; a cierpienie tego kraju, jego nędza, ekonomiczne uciemiężenie, społeczny ucisk, upokorzenie i bunt tak go umęczyły, że wyraził to w swoich wierszach, pisanych, myślanych i odczuwanych po lasku. (…) Zwykle odrzucam takie prośby, bo zajęłyby mi mnóstwo czasu, a tego mam już niewiele i potrzeba mi go dla własnego dzieła. Jednak ten człowiek przyjechał do mnie z daleka i nie był to żaden modny, rozpoetyzowany praski czy czeski paniczyk, który się stroi w najmodniejszą konfekcję albo zamawia sobie swoją poetycką togę podług paryskiego żurnala; i tak przezorność pokonana została przez świeżość tego zjawiska i przez tę ciągle żywą we mnie tesknotę za tym, co oryginalne, naturalne, płynące wprost ze źródeł”.

Zacytowane wyżej słowa poprzedzały wydany dwukrotnie w roku 1934 przez wydawnictwo Družstevní práce w Pradze, zawierający 62 wiersze tomik „Spiwajuco piaść”. W stosunku do pierwszych wersji, które miał okazję czytać Bezruč, pojawiła się w nich jedna, pozornie nieistotna zmiana: litera „v” zastąpiona została w nich literą „w”. Łysohorski zapewne nie przypuszczał, jakich problemów przysporzy mu ona po latach.

Reakcje na zbiorek wierszy Łysohorskiego nie były jednoznaczne. Marksistowski krytyk Bedřich Václavek (1897-1943) stwierdził, że poezja Łysohorskiego doskonale mieści się w zdefiniowanym przez Stalina pojęciu kultury socjalistycznej: „Proletariacka w treści, narodowa w formie – taka jest uniwersalna kultura ludzka, o którą walczy socjalizm”. Przychylność Václavka pozwoliła się Łysohorskiemu zbliżyć do kręgu takich poetów marksistowskich, jak Jan Noha (1908-1966), František Nechvátal (1905-1983) czy Jiří Taufer (1911-1986). Otwarła mu ona również łamy takich komunistycznych czasopism, jak „Tvorba” i „Rudé Právo”. Jego poezja już wkrótce była też znana za granicą, głównie za sprawą żydowskich intelektualistów z Pragi, Paula Eisnera (1889-1958) i Rudolfa Fuchsa (1890-1942), którzy tłumaczyli jego wiersze i zamieszczali je w czasopismach szwajcarskich, austriackich, holenderskich, angielskich oraz, aż do tzw. Procesów Moskiewskich, w ukazującym się w Moskwie czasopiśmie „Internationale Literatur”.

Dej pozōr tyż:  Gdzie szumi Opawa… cz. 3 (ostatnia)

Z drugiej strony duża grupa krytyków czeskich wyraziła powątpiewanie w sens użycia laskiego jako języka literackiego; niektórzy stwierdzali nawet, że trudno w tych wierszach dopatrzeć się jakiejkolwiek wartości artystycznej, gdy przełoży się je na czeski. Na tę krytykę odpowiedział, biorąc poetę w obronę, profesor Šalda. Pisał, że język jest istotnym i integralnym składnikiem poetyckiego dzieła, w związku z czym najważniejsze aspekty wierszy Łysohorskiego przy ich tłumaczeniu na czeski zostają unicestwione.

Dyskusje zupełnie innego rodzaju rozgorzały rok później, gdy ukazał się drugi tomik Łysohorskiego, „Hłos hrudy”. Wprawdzie już w posłowiu do „Śpiewającej pięści” pisał Łysohorski o tym, jak, zaprzęgając do roboty cały arsenał burżuazyjnej nauki, dokonano podziału laskiej ziemi między Polskę i Czechosłowację, depcząc jednocześnie prawo narodu laskiego do samostanowienia, jednak dopiero rok później zwrócono baczniejszą uwagę na ten aspekt jego twórczości, który odwoływał się do istnienia narodu i języka laskiego. Pojawiły się oskarżenia o rozbijanie jedności narodu, separatyzm, cofanie zegara historii do czasów plemiennych. W obronie poety ponownie stanął Václavek, który w roku 1936 zatroszczył się o wydanie w Ołomuńcu trzeciego tomiku Łysohorskiego – „Wierszy wybranych”.

Łysohorski bronił się też sam. W roku 1935, w odpowiedzi na ataki ostrawskiego poety Zdeňka Vavřika (1906-1964), opublikował na łamach „Tvorby” obszerny artykuł „Proč píši lašsky”, który może być uznany za manifest poety. Czytamy w nim:

Gdy zapytasz człowieka nieskażonego jeszcze nacjonalistyczną polityką (a nie musi to być w każdym przypadku człowiek prymitywny), czy jest Czechem, czy też Polakiem, to w części cieszyńskiej odpowie, że jest Šlónzokym, gdzie indziej – że Slezanem, gdzie indziej – że Morawcem. Nie czuje się członkiem ani narodu czeskiego, ani polskiego. I tu rodzi się pytanie: dlaczego się tym ludziom – jak pokażę później, bynajmniej nie pedagogicznymi metodami – wmawia w szkołach czeskich, że są Czechami, w szkołach polskich – że są Polakami, a w szkołach niemieckich – że są Niemcami? (…) Odpowiedź jest prosta. Czyni się to z przyczyn ekonomiczno-politycznych. Gdyby w ziemi pod Beskidami nie znajdowało się 13 miliardów ton węgla i gdyby z powodu tego węgla nie wybudowano tu znanych w świecie hut, nie toczono by tak zaciekłych bojów o ten niewielki skrawek ziemi. (…) Dlaczego zatem odmawia się temu ludowi prawa do własnego rozwoju? Tego prawa może odmawiać tylko ktoś, kto by na tym coś stracił”.

Koniec części pierwszej, cdn.

Część druga

Mirosław Syniawa – urodzony 1958 w Chorzowie, tłumacz poezji światowej na język śląski (m.in. wierszy zebranych w tomie “Dante i inksi”), autor poezji po śląsku (m.in. “Cebulowŏ Ksiynga Umartych“) oraz prozy pisanej w języku polskim (“Nunquam Otiosus”), współautor “Gōrnoślōnskygo ślabikŏrza”.

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

Ôstŏw ôdpowiydź

Twoja adresa email niy bydzie ôpublikowanŏ. Wymŏgane pola sōm ôznŏczōne *

Jakeście sam sōm, to mōmy małõ prośbã. Budujymy plac, co mŏ reszpekt do Ślōnska, naszyj mŏwy i naszyj kultury. Chcymy nim prōmować to niymaterialne bogajstwo nŏs i naszyj ziymie, ale to biere czas i siyły.

Mōgliby my zawrzić artykuły i dŏwać płatny dostymp, ale kultura powinna być darmowŏ do wszyjskich. Wierzymy w to, iże nasze wejzdrzynie może być tyż Waszym wejzdrzyniym i niy chcymy kŏzać Wōm za to płacić.

Ale mōgymy poprosić. Wachtyrz je za darmo, ale jak podobajōm Wōm sie nasze teksty, jak chcecie, żeby było ich wiyncyj i wiyncyj, to pōmyślcie ô finansowym spōmożyniu serwisu. Z Waszōm pōmocōm bydymy mōgli bez przikłŏd:

  • pisać wiyncyj tekstōw
  • ôbsztalować teksty u autorōw
  • rychtować relacyje ze zdarzyń w terynie
  • kupić profesjōnalny sprzynt do nagrowaniŏ wideo

Piyńć złotych, dziesiyńć abo piyńćdziesiōnt, to je jedno. Bydymy tak samo wdziynczni za spiyranie naszego serwisu. Nawet nojmyńszŏ kwota pōmoże, a dyć przekŏzanie jij to ino chwila. Dziynkujymy.

Spōmōż Wachtyrza