Czytanie dawnego Śląska Ks. Michał Przywara – rozprawa nad śląskimi językowymi sprawami ogólnymi A.D. 1905 / 1906. – część 3
Część druga artykułu o ks. Michale Przywarze.
IV. Zapatrywania się Niemców na Ślązaków i ich język polski.
- Cofanie się Polaków i ich rzekoma powinność dalszej germanizacji. Wobec przebiegu historii musimy przyznać, że lud polski na Ślązku ciągle a ciągle był skazany na cofanie się przed Niemcami i na odgrywanie roli Kopciuszka i popychadła, traktowanemu po macoszemu. Nie miał bowiem nigdy innego prawa, jak prawo pracowania, służenia płacenia podatków i milczenia. Milczeć szczególnie powinien, ponieważ mieszka rzekomo w odwiecznie niemieckim kraju, w którym go się tylko cierpi, a cierpi w przypuszczeniu, że zamilknie wnet zupełnie, tj. że się zgermanizuje.
- Powinność germanizowania ludu upozorowano różnemi formułkami, ujęto nawet w ustawy prawne. Chociaż takie ustawy stoją w sprzeczności z prawem Boskim i z prawami ogólno obywatelskimi, jednak każdy, kto sobie i innym przypomni, że nie Polak ale Niemiec jest przybyszem i gościem na Śląsku, jest uważany za bardzo niebezpiecznego głosiciela, a kto twierdzi ze germanizowanie jest niesprawiedliwe, uchodzi za swawolnika zasługującego na ostrą karę, bo niepokoi Niemców i psuje im spokojną pracę strawienia reszty Polaków. Nie ma się to moje twierdzenie bynajmniej odnosić, do jakich zagorzalców wszechnioniemieckich lub hakatystycznych, którzy w germanizacji uważają cnotę obywatelską i powinność racji stanu, ale do bardzo zresztą sprawiedliwie i życzliwie dla Polaków usposobionych osobistości, katolików i księży, z ta różnicą, że gdy tamci po prostu stosują sławną formułkę „Mein Vaterland muss grosser sein”, to ostatni Ślązaka i Polaka* chrześcijańskim życzeniem dobrego powodzenia i miłością bezinteresowną robią Niemcem!. Korzystają zaś z tej zasady, że Prusacy dopóty będą dręczyć i męczyć Polaków aż z nich zrobią Niemców, a ponieważ mają moc siły i przewagę, trudno im przeszkadzać przeciw mniejszości polskiej. Trzeba się wystarać, żeby ta męczarnia jak najkrócej trwała a wtedy Polacy, stawszy się Niemcami sami wejdą w używanie praw i równości wszystkim obywatelom przysługujących! Kto ten czas przedłuża, oczywiście grzeszy przeciw ludowi i miłości chrześcijańskiej. Z tem nie jest połączone bynajmniej prawo innych państw lub społeczeństw równego postepowania, bo mające władzę siły będą i w Rosyi, i w Siedmiogrodzie, czy w Afryce, czy w Ameryce swych Landsmanów bronić przeciw podobnemu losowi, jaki się gotuje Polakom.
- Nie widzimy żeby Niemcy w Rosji się stawali Rosyanami, w Węgrzech Węgrami, przeciwnie się trzymają swego języka niemieckiego, a nasi Niemcy nie tylko ich nie ganią. Ale owszem chwalą. W Rzymie mają swą szkołę niemiecką, w Konstantynopolu się nie chcą stać Turkami, w Ameryce, w Afryce, jednem słowem wszędzie jak najenergiczniej się starają, żeby Niemiec został Niemcem, ponieważ ma do tego prawo przyrodzone, choć opuścił swoją niemiecką ojczyznę i dobrowolnie przebywa na obczyźnie w innych państwach. Jakżeż? Czyżby tylko Niemcom przysługiwało takie prawo Boże, a Polakowi nie? Nawet wtedy, gdy nie opuścił swojej ojczyzny?
- Ale może to tylko przypadkowo i wyjątkowo Niemcy starego kroju w obcych państwach się upierają przy niemieckiej mowie, podczas gdy nasi Niemcy wcale są przeciwnego usposobienia. Czy by, według zasady: czyje państwo tego poddaństwo, inaczej postępowali, gdyby np. Rosya pobiła niemiecką armię i zabrała kraj aż pod Berlin. Wteryby Niemcy należeli prawnie do Rosyi i zarazby na drugi dzień naukę ruską i uczyli się z dziećmi swemi, co się rozumie, w szkole i w domu po rusku? No, mniemam, że każdy Niemiec z oburzeniem z obrzydzeniem takie przypuszczenie odrzucił.
- Przyczyny materialne, dla których Polak jakoby był powinien stać się Niemcem. Czemu więc Polak, należący do obrębu państwa niemieckiego ma się stać Niemcem? Dla korzyści, zarobku, urzędów? Nie. Właśnie tego boją się Niemcy, żeby Polacy mogli w polskich dzielnicach urzędy trzymać i jeszczeby nawet w niemieckich stronach im robili konkurencję. Do zarobków urzędowo się sprowadza Włochów i Rusinów, którzy prawie nie umieją po niemiecku. Na zbudowanie domu wystarczy język polski, czemuż więc Polak nie śmie się budować tak jak Niemiec, gdzieżby chciał? Jeżeli Niemcy, tak przyjaźni i troskliwi dla mieszkańców polskich, niechże im pozwolą, co wszystkim jest wolno. Zresztą nie chodzi wszak o nauczenie się po niemiecku, o to się każdy postara według potrzeby, ale o to, że nie wolno się wcale uczyć po polsku.
- Przyczyny germanizacyi leżące w samym języku – niby historyczne. Ale, powiadają Niemcy Ślązakom, język wasz jest lichy, zepsuty, wasserpolski, wendisch – bomisch – polski, nie warto go pielęgnować. Na to można odpowiedzieć: każdy lis swój ogon chwali. Francuzom, Anglikom, Rosyanom, Włochom się niemiecki język bardzo nie podoba, ponieważ jest twardy, chropawy, rozwlekły i nieskładny, ma też kupami wyrazy i zwroty obce z wszystkich sąsiednich języków. Więc porzućcie wy Niemcy swój brzydki, a nauczcie się innego piękniejszego języka, dajmy na to włoskiego. Na to zaraz będzie Niemiec wiedział, co odeprzeć: Czy nasz język się innym podoba, to nam obojętne, byleby nam się podobał.
- Tak samo my Polacy Ślązacy odpowiadamy: Co Niemcy mówią o naszej gwarze, to nas wcale nie obchodzi. Zresztą w Księstwie Poznańskiem, gdzie wzorowo i po książkowemu mają mówić, to samo się dzieje, co na Ślazk, więc chyba Niemcom nie chodzi o dobroć, piękność i czystość języka polskiego. Ale ponieważ się aż tyle o śląskiej gwarze gadało i gada, że prawie przekonano Ślązaków o niskości, podłości nieudatności ich języka, więc się bliżej tą sprawą wypada zająć.
- Niemcy twierdzą, z największą pewnością siebie, że język ślązki jest gburowaty, gruby, nieudolny, ubogi, tak, że do wysłowienia jakiej lepszej myśli musi się zapożyczyć u Czechów, Niemców i Bóg wie kogo. Te wszystkie ujemne przymioty się skupia w wyrazie „wasserpolnisch”.
- Wasserpolnisch jest przypuszczeniem, twierdzeniem i matematycznym dowodem, jest to pewnik, za który ministrowie w Berlinie i politycy w kneipach przysięgać gotowi. A czemu? Bo tak powiadają, więc tak jest, nie tylko tak jest, ale tak być powinno, musi tak być aby Ślązacy wzgardą i nienawiścią do swego języka się przejęli.
- Skąd powstała nazwa „wasserpolnisch”? Zwyczajnie się to tłomaczy flisakami, którzy na swych tratwach z budką słomianą na nocleg, z ogniskiem prymitywnem na garnek wodzianki, z cała swą prostotą przejeżdżając przez Wrocław i inne miasta wytworzyli obraz i pojęcie półdzikiego Ślązaka na wodzie. Choćby temu i tak było rzeczywiście, co to ma z jeżykiem do czynieni? Gdyby flisacy jak kaznodzieja Skarga mówili po polsku, Niemcy i tak by ich nie zrozumieli. Chybaby jeszcze można przypuścić, że flisacy pomimo swego prostactwa, jako tako próbowali porozumieć się z Niemcami, którzy myśleli, że cała mowa flisacza się składa z łamanej niemczyzny pomieszanej z polskimi słowami! Takie tłomaczenie więc nie wystarcza. Nasuwa się też inny sposób.
- Cały język niemiecki się dzieli na górnoniemiecki i dolnoniemiecki (Hochdeutsch i Niederdeutsch). Tamten używany jest przez mieszkańców górzystego, wysoko położonego kraju, ten niskiego, leżącego ku morzu. Górno niemiecki uchodził za lepszy i stał się językiem piśmiennym, podczas gdy dolnoniemieckie gwary uważane były za lichą i podła niemczyznę. Może Niemcy według swoich stosunków sądzili o stosunkach języka polskiego i porównywali śląski język do swych lichych nadmorskich gwar?
- Ale wtedy się grubo pomylili. Bo według A. Kryńskiego gramatyki str. 6 właśnie śląski język, należy obok podhalskiego, krakowskiego, sandomierskiego i lubelskiego do górno – polskiego, – do średnio polskiego należy Wielkopolska i Kujawy, do dolno-polskiego Mazurzy w Prusach i Kaszubi. Lecz choćby śląski język należał do polskich dolnych gwar, nicby to nie szkodziło. Bo to dawniej tylko, gdy się rzeczy nie znano, uważano dolne narzecza za liche, ale nie dzisiaj, wiec wszystkiem dolnem narzeczom przybyło jakby na wartości.
- Zdaje mi się, że Wasserpole znaczyło tyle, co Oderpole, tj. Polak z nad Odry i jej dopływów z przeciwstawieniem do Polaków nad Wisłą i Wartą, a że i ta nazwa nie miała nic ubliżającego. Dopiero bierność i mała odporność i bojaźliwe cofanie się Polaków Śląskich przed garścią przybyszów niemieckich sprawiła, że sobie tych Polaków nad wodą, tj. nad Odrą, lekceważono, że z nich drwiono, jakoby się pozwolili ze swego wypędzić i wystraszyć mokrym worem. Więc to Odrzanie, ale nie dlatego że nad Odrą mieszkają, tylko, że Odarci.
- Jakoż się ma sprawa z wendisch – polnisch? Z serbo – łużyczanami przy Budyszynie i nad Sprewą ta nazwa oczywiście nie ma nic do czynienia. Jest to bowiem język bliższy czeskiemu niż polskiemu, jeżeli byłyby jakie wpływy dawniej, czego nie można udowodnić, to się dziś policzą na karb czeski. Ale był odłam zachodniej polszczyzny połabskiej rozszerzony na Brandenburgię, Saksonię aż do Hanoweru (Nordland – Lutzow), która utrzymała się w resztkach aż do 1750. 1)
1) Schleichter str. 15.
- Tych dolnych Polaków spokrewnionych z Kaszubami pewno Niemcy, szczególnie pierwsi koloniści znali, a gdy przyszli na Ślązko bez wszystkiego (wyjątku) tutejszych i tamtych Polaków na jeden stopień postawili i Wendami nazwać mogli. Oczywiście, że to pokrewieństwo dalekie z owemi połabskimi Polakami nam Ślązakom bynajmniej nie uwłacza, przyznamy się nawet chętnie niektórych właściwości: nosowego au, podwałczanego ł. Ale jak tylko nieudolne resztki się z tamtego języka zachowały, a lud cały został zniemczony do szczątku przez Niemców, tak też się ma stać ze Ślązkiem. Tego jednak sobie Ślązacy nie powinni dać spodobać, aby ich za mierzwę pod zasiew niemiecki używano. Zresztą niech mi tu dalej wolno będzie przytoczyć szczegółowy wykaz podobieństwa śląskiego i języka serbo-łużyckiego.
- Czechizmy. Słyszy się często, jako bardzo ujemna cenzurę języka śląskiego, że się zapożyczył u Czechów. Na to trzeba odpowiedzieć, ze w obrębie najstarszego piśmiennictwa cała polszczyzna stała pod możnym wpływem czeskim, ponieważ ten język prędzej się wyrobił niż polski, że też w owem czasie do ogólnego języka polskiego przeszło wiele niemieckich słów 1). To więc nie jest sprawa dotycząca samego Śląska. Wpływy zaś z sąsiedztwa najbliższego, jak w Głupczyckiem i Raciborskiem są tego rodzaju, jaki wszędzie sąsiedzi na się wywierają.
- Kilka czechizmów może też zawdzięczamy prawie 200 letniemu panowaniu czeskiemu nad Śląskiem. Wpływ z tego okresu według porządku rzeczy właściwie powinien być o wiele większy. Słownik dołączony wylicza to wszystko, co z czeskiego może pochodzić, co zresztą wcale nie wynosi tak zastraszającej liczby, szczególnie, że się ogranicza na pojedyncze wyraz, a nie na ducha i składnię polską. Chociaż każdy Polak, a więc i Ślązak się z Czechem w swej gwarze rozmówić potrafi, jednak różnicę jednej i drugiej każdy odczuwa zaraz. Materyał jest ten sam, wyrazy znajome, zdradzające wszędzie pokrewieństwo, końcówki podobne, a jednak cały krój i postać tych wyrazów i form zupełne inne, cały to, dźwięk i duch kardynalnie się różniący. Chociaż Ślązacy często nie mają wyobrażenia o istnieniu języka serbołużyckiego i nigdy go nie słyszeli, więc tez jego wpływu nie doznali, to jednak łatwiej jest ułożyć szereg podobieństw serbołużyckim niż z językiem czeskim. Więc też z tej przyczyny tylko na najbliższym pograniczu są rażące czechizmy możliwe, dalej od granicy są wyrazy albo tak przerobione, że ich pochodzenia trzeba dopiero docieka, albo też mogą być skądinąd wyprowadzone, np. kłobuk jest w połabskim klibik, arch lub arstka papieru = łać. Arcus, polskie arkusz, etc.
1) Kryński, gramatyka str. 8
- Giermanismy. Co do giermanismów, to mamy wyrazy, które od dawien dawna w całej polszczyźnie wyrobiły sobie prawo obywatelskie jak kupować, szafować, ratusz, rynek, hufiec, hołd, druk itp., które każdy większy słownik wylicza. Są to zazwyczaj wyrazy fachowe, wojskowe, rzemieślnicze, sądowe, górnicze, drukarskie, fabryczne, sztukmistrzowskie, które od zachodu przez Niemcy przyszły do Polski razem z odpowiednią rzeczą lub sztuką.
- Drugi gatunek germanizmów, już śląskich jest czysto tego samego rodzaju, tj. przyszły z handlem, przemysłem, fabrykami, administracją, jako terminy lekarskie, które nie dały się łatwi zastąpić odpowiednimi słowami polskimi, ponieważ dawnej tej rzeczy nie było dawniej u nas. W takich rzeczach zatem język nie postępuje inaczej, musi przyjąć lub przerobić obce słowo. Niemcy np. mają setki obcych wyrazów, których się nie umieją pozbyć, albo się powoli, mozolnie dopiero pozbywają. W aptekach, laubach, sztuce, grach i zabawach, w wojskowości, marynarce, na pocztach, w naukach i rzemiosłach, pełno tam włoskich, francuskich, angielskich, łacińskich, ruskich itp. wyrazów.
- Dopiero trzeci gatunek naleciałości niemieckich pochodzący z lenistwa i gnuśności musi być ganiony i szpeci mowę, szczególnie, jeżeli nie jeden, ale kilka dobrych polskich wyrazów mogą zastąpić lichy cudzoziemski (np. szterbegloka lojtuje!).
- Obok germanismów i czechismów ogólnie polskich i specyalnie śląskich mamy też małą liczbę wyrazów z łacińskiego, francuskiego, włoskiego, węgierskiego – rumuńskiego. L. Malinowski wykazał w swych zapiskach porównawczych wpływy jezyka rumuńskiego w gwarach ludu Karpat, Tatr, Beskid i Śląska Austryjackiego. Niektóre z tych wyrazów mamy i u nas. Należą one przeważnie do życia koczowniczo – pasterskiego. Wiele Wołochów się też zaciągało do różnych wojsk. Po skończonych wyprawach często osiedlano tych wojowników w kraju. L. Malinowski szczególnie pod tym względem wymienia Władysława, księcia opolskiego.
- Oceny języka polskiego na Śląsku, pomimo wasser –, wendisch- i bomisch- nie powinne Ślązaka wcale obchodzić, ponieważ są podyktowane nie znajomością rzeczy, ale przeciwnie pochodzą z nieznajomości, uprzedzenia i co najgorsze ze złej woli.
V. Zapatrywania innych Polaków na gwarę śląską
89 – 91. Punkty nie istnieją. – patrz r. VII – przyp. PK
VI. Ślązacy a własny język.
92 – 99. Punkty nie istnieją. – patrz r. VII – przyp. PK
VII. Zdanie ludzi wykształconych i uczonych.
Jakoż się przedstawia język śląski innym Polakom? Jakie zapatrywanie mają Ślązacy wykształceni oraz uczeni polscy na język ludowy śląski?
- Jakie zapatrywanie mają Ślązacy wykształceni oraz uczeni polscy na język ludowy śląski?
Jasną jest rzeczą, że zdania ludzi nie znających i nie mogących się znać na rzeczowo na sprawie, aczkolwiek ważne i interesujące, nie mogą mieć rozstrzygającego znaczenia. Dla tego się tu przytacza słowa uczonych i znawców tak śląskich, jak i innych.
Jak dawniejszy system powolnego przyciągania żywiołu polskiego był wiele korzystniejszy dla Niemców, tak też dawniejsze postępowanie księży lepsze dla Kościoła. Pomimo to w krótkim stosunkowo czasie opuścili księża stanowisko i poglądy wyłączone z szkoły nowomodnej; ale oprócz tego prostego rozumowania gaszącego zapędy nawet gorliwego przyjaciela niemczyzny, duchowieństwo śląskie z powodów sprawiedliwości i słuszności, jako też ze względów przyrodzonego prawa i zasad wychowawczych będzie jak dawniej, tak i teraz stało na straży języka ludowego. Na potwierdzenie mego zdania przytaczam wyjątek głośnej petycji duchowieństwa górnośląskiego, wystosowanej do ministra oświaty dra Bossego d.d. Bytom GS. w styczniu 1899r. Co sami księża za rzecz dobrą, słuszną i sprawiedliwą uznali i podpisali, tego nie mają za kilka lat przewrócić.
- : Das oberschlesische Polnisch ist keine von dem sogenannten Hochpolnisch verschiedene Sprache. …..
Po polsku: Język polski górnośląski nie jest językiem różniącym się od tak zwanego wielkopolskiego. Nie zasługuje on na uwłaczające nazwisko „wasserpolnisch”. Język śląski raczej po odłączeniu Ślązka od Polski w dalszym rozwoju został zatrzymany, ponieważ bez stosunków z jaką wyższą szkołą, bez związku z polskimi tak zwanymi wyższemi sferami, szczególnie z polską szlachtą, się nie mógł rozwijać. Gdy zaś w przeciągu tego stulecia przemysł tutaj się też bardzo podźwignął, Górnoślązak nie miał sposobności i potrzebnej wiedzy, aby wyrazy przemysłowe i techniczne mógł przetłómaczyć na swój język. Przyswoił sobie wiec niektóre niemieckie słowa, dał im jednak wygląd polski. Jeżeli kto chciał to narzecze nazwać górnoślązkiem, to powinien wiedzieć, że i ten dialekt się długo się jeszcze nie różni od mowy polskiej piśmiennej i drukowanej, jak rozmaite narzecza niemieckie po wsiach się różnią od niemieckiej mowy piśmienniczej. Do tego mowa i piśmienna i drukowana na Górnem Ślązku jest dobra polska, taka sama, co w Poznaniu, Warszawie i Krakowie. Mianowicie są książki modlitewne, historye biblijne i katechizmy dobrą polszczyzną drukowane. Tak samo się dzieci uczą rzeczy pamięciowych w dobrej polszczyźnie, a stąd też kapłani szczególnie w kazaniach i nauce przygotowawczej do spowiedzi i komunii św. Się starają mówić po polsku. Nie możemy więc inaczej jak tylko pożałowania godnym błędem nazwać mniemanie o rzekomej różnicy między górnoślązką i piśmienną mową, jakoby dziecię rodziców górnoślązkich po polsku mówiących wstępując do szkoły się musiało uczyć języka piśmiennego, jako nowego języka, aby mogło korzystać z nauki religii udzielanej po polsku …”
- Dodać tu wypada, że w petycji zanadto wyłącznie uwzględnione są stosunki okręgu hutniczo – górniczego, a prawie milczeniem zbyte okolicy czysto rolnicze, jakoteż wcale ominięte powiaty z polską ludnością na Ślazku średniem. Co zaś do wyrazów przemysłowych i technicznych, to sprawa bynajmniej nie jest tak przykra, ani wiedza tak licha i niezaradność Ślazka tak rażąca, jakoby się na pierwszy rzut oka mogło wydawać. Bo prawie cały zapas wyrazów, o które tu chodzi, znaleźć można w słownikach polskich, nie znających wcale Ślązka, inne wyrazy mają swoje dobre tłumaczenia, i choć się często używają obce i swojskie wyrazy obok siebie, bardzo mała stąd liczba obcych wyrazów, raz na zawsze przyjętych i nie dających się zastąpić swojskiemi, co się znowu tem tłomaczy, że każdy przemysł przeniesiony, też przenosi z sobą swą terminologią, nie tylko na Ślązku, ale i indziej.
- „Oberschlesien, Land und Leute” von P.A. Ratibor (adwokat P. Albers w Raciborzu str. 10) Po polsku: Niejednokrotnie ludzie, którzy słówka po polsku nie rozumieją, wyzywają na górnoślązkie wasserpolnisch. Górnoślązki język w rzeczy samej jest odmianą wielkopolskiego, jednakowoż się tak daleko nie różni od niego, jak na przykład niemiecki język dolnoślązki, meklemburski, albo wcale tyrolski od górnoniemieckiego. Do tego odnoszą się te słowa tylko do języka potocznego, bo piśmienny język, jaki znajdujemy w książkach do modlitwy i w gazetach jest górnopolski, a ten czyta każdy włościanin i rozumie go. Tak samo głosi się słowo Boże tylko w czystej polszczyźnie. Górnoślązak też miłuje serdecznie swój język, tak jak właśnie każdy lud o wybitnym charakterze czynić powinien. Gdy chodzi o sprawy serca, o interesa majątkowe, wtedy chce mówić po polsku.
Twarz prostaka się rozjaśnia, gdy jaki pan, tj. człowiek dobrze ubrany się do niego po polsku odezwie.
- Pastor H. Kölling z Byczyny (Bunte Bilder aus dem Schlesierlande, Pestalozzi Verein, Breslau 1898).
Co się tyczy języka Polaków na Górnym Śląsku, to go się zwyczajnie oznacza zbiorową nazwą „wasserpolnisch” i przedstawia, jako język polski po większej części z słów niemieckich a z polskich końcówek złożony. To jest naturalnie przesada, chociaż trzeba przyznać, że mnogość rzeczy kultury nowoczesnej i wynalazków się oznacza z niemiecka. Zresztą polny język górnośląski o wiele mniej się różni od piśmiennego, jak niemiecki używany przy Obornikach (Obergnik) i Straburku (Frankenberg).
- Pastor Fiedler z Międzyborza (1844) chciałby dyalekt Średniego Śląska nazwać ewangelickim, ponieważ nim mówią przeważnie ewangelicy powiatów kluczborskiego, namysłowskiego, sycowskiego, po części brzeskiego, oławskiego i oleśnickiego. Charakterystyka zaś jego tak się przedstawia: Język się różni od górno-polskiego szeroką wymową, wielu staropolskimi wyrażeniami i częstemi germanismami. Jest to dialekt w swoim rozwoju o 200 do 300 lat za nowoczesną polszczyzną wstecz pozostały, który niemczyzna raz wraz się wciskająca podbija.
106 Ks. Karol Myśliwiec, pisząc „o języku polskich Ślązaków” – manuskrypt mam przed sobą – tak się rozwodzi:
Co prawda, to nie zabrakło głosów, i to głosów poważnych, pochodzących z ust najlepszych znawców, które choć przedmiotu tego dokładnie nie roztrząsały, to jednak na prawdziwy stan rzeczy wykazywały. Tak np. czytam u Bandtkiego w jego gramatyce polskiej str. 360 (Bandtke, Polnische Gram. 1824 p.360):
„Auch die Provinzialsprache der polnischen …“
Po polsku: Także prowincyonalna mowa polskich Górnoślązaków i Dolnoślązaków ma swoją wielką wartość, a wszyscy ci czynią niesłusznie, którzy nią gardzą.
- Na innem znów miejscu, „Historisch kritische Analecten”, 1802 p. 170 – 178 pisze ten sam znakomity historyk i gramatyk polski: „Er ist gar nicht zu leugnen, ….”
Po polsku: „Nie można wcale zaprzeczyć, że polski Ślązak różni się w niektórych punktach od prawdziwego Polaka, jednakowoż nie upoważnia to mojem zdaniem do tego, aby Ślązakowi jego polskości odmawiać. Niemiecki Ślązak w niemieckim języku prawie te same błędy – a jednak nikt mu nie będzie chciał niemieckiej mowy zaprzeczyć. Wykształconemu Ślązakowi nie można przecie zarzucać, że jego mowa gorsza jest, jak w innych prowincyach. Także nie potrzeba pewnie wątpić nad tem, czy ma się pisać „Kaust”, czy „Kost”, „wollen” czy „wullen”. Tak samo sprawa się ma z polskim językiem na Ślązku. Polska ortografia jest bez wyjątku w użyciu. Tylko nieświadomy nie używa jej i pisze i pisze według słuchu. Mowa polskiego Ślązaka jest, więc polską, a nie niczem innem.”
- Poprzedził zaś Bandtke powyższe uwagi zdaniem następującem, na które się piszę, bo takowe powtarza dosłownie Šafárik, najznakomitszy znawca słowiańskich języków w swym dziele: Geschichte der Slawischen Sprache und Literatur nach allen Mundarten. Prag 1869 p. 407.
Po polsku:
Niemieccy pisarze uważają zwykle mowę polskiego Ślązaka za osobny, od polskiej mowy bardzo oddalony dyalekt i nazywają go językiem wasserpolskim albo górnowendyjskim, albo czeskopolskim. Tymczasem, gdy się zapytamy polskiego Ślązaka samego, to z pewnością nie nazwie swej mowy inaczej jak polską. On nie powie, że mówi po wendyjsku, albo wasserpolsku, ale że mówi po polsku.
- Julius Roger powiada w przedmowie swej książki „Pieśni ludu polskiego na Górnym Szląsku”, Wrocław 1863:
Niedorzeczny jest przesąd dosyć rozpowszechniony, mowę polskich Górnoślązaków ogłaszający zepsutem dyalektem języka polskiego. Mowa polskich Górnoślązaków jest tym samym językiem, jakim mówi wiejski lud polski za krańcami Górnego Śląska.
- Lucyan Malinowski „Zarysy z życia ludowego na Ślązku”, Ateneum t. I i II, 1877, pisze:
Język ludowy w niektórych okręgach np. Kozielskim, Raciborskim, Rybnickim lub Pszczyńskim więcej zbliża się do języka literackiego (a więc uczonego, wykształconego) aniżeli gwary ludowe z okolic np. Warszawy lub Krakowa.
- Te są głosy uczonych mężów, którzy znają i znali się na rzeczy, bo w niej pracowali jako uczeni. Niemcy nie słuchają i nie chcą tych słów słuchać i obstawają przy swoim. Zdaje się że Adelung, Mithridates oder allgemeine Sprachenkunde mit dem Vater unser als Sprachprobe, Berlin, 1809 i Benda, Betrachtungen Oberschlesiens. In: Correspondenz der schlesischen Gesellschaft für vaterländische Cultur, 1, S. 13–27 są ich źródłami i powagami.
- Tamten (Adelung, przyp. PK) miał przytoczonego wyżej Bandtkiego „Historisch kritische Analecten” i na różnych miejscach z niego wypisywał, pomimo to pisze: „W Opolu i Raciborzu mówią zepsutą polszczyzną, którą Polak tylko z trudnością rozumie. W tej mowie używają niemieckich słów z polskimi końcówkami i połączeniami zdań.” Benda zaś się wyraża: „Górnoślązki lud nie używa właściwego polskiego języka, lecz mieszaniny czesko – morawsko – polsko – niemieckiej, która w żadnemu piśmiennictwie się nie znajduje. Prawdziwe to nieszczęście może według mego zdania tylko w ten sposób usunięte, że się tą mowę przez niemiecką naukę młodzieży jak najszybciej zniszczy. Kraj żadnej straty przez to nie poniesie.”
- Ostatnia rada i rezolucja podyktowała tamte niczem niedowiedzione, niedorzeczne, sprzeczne z prawdą zdania, które do dziś dnia uspakajają sumienie niemieckich zagorzalców, bo rozsądni już dawno się przekonali o stanie prawdziwym rzeczy. Ale „Die Aussprache des oberschlesischen Bauers muss ausgerostet, vertilgt werden.”, coraz to mocniej przebrzmiewa świat.
Tyle pisze ks. Myśliwiec, którego śmierć przedwcześnie zabrała, tak, że w swej pracy nie wyszedł poza tę ogólną przedmowę, a którego nazbierane materiały dotyczące języka gdzieś przepadły bezpowrotnie.
Przepisywania epilog, 19.03.2020 g. 23:45:20 …..
„Szkoda, że żech se szłap niy połōmała,
jak żech do amtu
szła. Jak mi mōgła ta frechownŏ baba
pedzieć po chamsku:
Tu teraz Polska, więc, pani łaskawa,
od teraz będzie
po polsku każda sprawa załatwiana
w naszym urzędzie.
U pani z polskim to, jak widzę słabo,
Czas na naukę.
Co, jŏ po chińsku godom, gupiŏ babo?!
Skocz mi na pukel!
Jerōnie, cōż to się sam u nŏs dzieje?!
Kaj to widzieli,
Żeby take cojś staryj babie pedzieć!?
Dyć szlag mnie trefi!
Ftōż to w tych amtach siedzi? Ochyntole
i rzicie w kraglach.
Z tym ‘ę’, ‘ą’ kożdy myśli se, że może
nōm biydnym nazdać.
Że jak kaszanka na krupniŏka padŏ,
to już pōn wielki,
a jego g… bydzie możno zarŏz
wōniać jak nelki.”
Mirosław Syniawa „Rzicie w kraglach”
Ze zbioru „Cebulowŏ ksiynga umartych”, Silesia Progress, I wyd. 2018
Piotr Kaczmarczyk – rodem z Wrocławia, mieszka w Wałbrzychu, kolebce śląskiego górnictwa kruszcowego i węglowego; absolwent Instytutu Inżynierii Lądowej Politechniki Wrocławskiej, przez 30 lat był zawodowo związany z przemysłem wydobywczym oraz przeróbki kopalin a także z przemysłem przetwórczym żywności na Dolnym i Górnym Śląsku.
Pasje – historia, i choć w niej szczególne miejsce mają od ponad dwóch dekad dzieje Śląska, to i tak wciąż odkrywa jego różnorodność, wieloznaczność, wielokulturowość oraz przebogate pokłady jego dawnej prężności, bogactwa materialnego i kultury. Inne – muzyka, szczególnie klasyczna, także ta najnowsza, pisana w ostatnich latach; fotografia. Sercem Brochowianin, bo tam się wychował – stąd niejako wrodzona fascynacja koleją.
Uważa, że w czasach tak bardzo przeładowanych wszechotaczającą informacją i tak przegadanych rola poezji, w tym współczesnej, teraz tworzonej, jest nie do przecenienia.