Piotr Zdanowicz: Czy Ślōnzŏk poradzi pedzieć “NIY”?

W jednym z portali miałem ostatnio okazję przeczytać artykuł Łukasza Tudzierza pod sugestywnym tytułem Górny Śląsk pachnie węglem i pogardą. Opinie wyrażone przez Autora wydają się pokrywać z odczuciami większości świadomych Ślązaków w kontekście odbywającej się właśnie zaplanowanej „demolki”, wszystkiego co na Śląsku śląskie. Nie sposób również nie zgodzić się z krytycznym osądem samych Ślązaków, między innymi z pytaniem: „Dlaczego godzimy się, aby nami – Ślązakami pogardzać ?”.

Według autora artykułu: (…) Jesteśmy jak lud nie wyciągający wniosków z własnych porażek (…) – nie uczymy się na własnych błędach, dajemy sobą pomiatać, wierzymy nawet w najbardziej kuriozalne obietnice i pełne sprzeczności zapewnienia.

Padają też słowa: To absolutnie niesamowite i nie do uwierzenia, iż prawie milionowy naród nie potrafi wyłonić swojej reprezentacji politycznej i społecznej. Jesteśmy narodem poddanych, zdanych na łaskę polskich polityków. Uwłaczające dla Ślązaków powinno być branie udziału w tych politycznych barbórkowych spędach i spotkaniach, gdzie robi się z nas idiotów, ludzi zapóźnionych i nie zdolnych do racjonalnego myślenia

I w jeszcze innym miejscu: (…) Mówimy w języku, którego oficjalnie nie ma. Przeżyliśmy historię, która jest odrzucana i negowana. Mam wrażenie, że sami uwierzyliśmy, że z Polską więcej nas łączy niż dzieli. Wydaje mi się, że sami Górnoślązacy chcą zostać Polakami, zupełnie tak, jak oczekują tego od nas Polacy(…).

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

No cóż, moim zdaniem – nic dodać, nic ująć – chociaż mimo wszystko coś postaram się jednak dodać, a właściwie spróbuję – przynajmniej po części – zastanowić się nad tym: Dlaczego godzimy się, aby nami – Ślązakami pogardzać

Otóż wydaje mi się, że – pomijając naszą „kultową już dupowatość” – Ślązakami łatwo manipulować z kilku obiektywnie istniejących powodów. Po pierwsze jesteśmy historycznie ukształtowani na kompromis. Zawsze żyliśmy w państwach tworzonych przez nacje silniejsze i dlatego pewna doza rezygnacji ze swych „racji”, była konieczna dla przetrwania i normalnej egzystencji. Natomiast, moim zdaniem, żaden z poprzednich „suwerenów” (nie licząc Hitlera i jego bandy) –  nie deptał śląskości w tak arogancki sposób jak czyni to obecne państwo polskie.

Wracając jednak do owej zdolności do kompromisów. Oczywiście jest to cecha w życiu społecznym bardzo pożądana, ale jeżeli ktoś nie chce w ogóle słuchać naszych racji, to istnieje granica dobrej woli, poza którą trzeba po prostu powiedzieć „NIE “. Jeżeli odwiedza mnie ktoś w moim domu, to nie musi chodzić na palcach i bić pokłonów – możemy się przy herbatce kłócić, spierać, może mi też powiedzieć, że kolor ścian „mōm do d(…)”, ale jak zacznie mi przestawiać meble i szperać w szufladach, to staje się intruzem – choćby był moim szefem, księdzem po kolędzie czy teściową.

Jest jeszcze jeden problem. Wprawdzie Ślązaków (śląskich autochtonów) jest w tej chwili niecały milion, ale zamieszkują oni obszar dwóch państw oraz kilku terytoriów administracyjnych, gdzie żyje około 6 mln ludzi. Na dodatek, spośród owego niespełna miliona Ślązaków, moim zdaniem, ledwie 10% to ludzie świadomi tego, że śląskość jest czymś więcej niż krupnioki, szlagry, wice i jedna dziołcha, co za „starego pirwy” szła do Gogolina.

Dej pozōr tyż:  Na gōrnoślōnskich szportplacach, 16.03.2025

Wychodzi więc z pobieżnych rachunków, że na jednego świadomego Ślązaka, na terytorium historycznego Górnego Śląska przypada średnio około 60 osób o innej identyfikacji etnicznej (głównie Polaków) lub autochtonów, dla których śląskość nie jest niczym ważnym. Ponadto paradoksalnie – tam gdzie zagęszczenie śląskiej ludności autochtonicznej jest największe – identyfikacja ze śląskością, poziom wiedzy o historii i kulturze Śląska, a także zaangażowanie w śląskie ruchy regionalne – jest na najniższym poziomie. Mam oczywiście na myśli opolską część Górnego Śląska.

Do tego dochodzi problem kolejny. Ludzie żyjący w opolskich miasteczkach i wioskach, po wielu latach „połykania” „historycznego kitu” uwierzyli w to, że są zupełnie inną nacją od Ślązaków z okolic Katowic, Bytomia czy Rybnika. Ba, ludzie ci w ogromnej większości są wciąż święcie przekonani, że w 1999 roku zostali wybawieni od strasznego i ziejącego niewyobrażalną biedą województwa śląskiego i „jakiegoś tam” Górnego Śląska… a teraz żyją w swej „opolskiej krainie szczęśliwości” i pielęgnują „prawdziwą śląskość” zastępując ją słowem „Opolszczyzna” tudzież wstępując do kół Mniejszości Niemieckiej (innego sposobu na zamanifestowanie swojej odrębności nie znają i nie rozumieją).

Piszę to nie z tak zwanej „głowy”, bowiem będąc dziennikarzem spędzałem kilkadziesiąt godzin tygodniowo na rozmowach z różnymi osobami i środowiskami z opolskiej części Górnego Śląska. Jak bardzo przeciętny „opolski” Ślązak jest wyalienowany od poczucia wspólnej tożsamości ze Ślązakiem z Zabrza, Bytomia czy Katowic, niech opowiedzą następujące przykłady. Pewna dyrektor szkoły, z terenów wiejskich powiatu kędzierzyńsko-kozielskiego (miejscowa Ślązaczka), zorganizowała dzieciom wyjazd w Bieszczady i zatytułowała tę podróż: „Jedziemy w piękne Bieszczady przez okropne Katowice”. Kiedy zapytałem – dlaczego… odparła z „dyrektorskim” zacięciem, że „przecież w Katowicach i całej okolicy wszystko jest ohydne, brudne i rozpada się wobec wszechobecnej biedy…(był wówczas rok 2015).

Innej pani dyrektor, jednego z wiejskich ośrodków kultury, poddałem kilka lat temu pomysł, aby zamiast corocznych wyjazdów (w ramach letnich półkolonii) do Wrocławia czy Opola, pojechać też w kierunku GOPu, na przykład do Parku Śląskiego (gdzie atrakcji dla dzieci jest więcej niż w całym województwie opolskim) albo zwiedzić jakieś obiekty Szlaku Zabytków Techniki. Okazało się, że pani dyrektor nigdy nie słyszała o Szlaku Zabytków Techniki oraz miała ledwie mgliste pojęcie o Parku Śląskim i to dopiero wówczas, gdy przywołałem dawną nazwę WPKiW.

Jeszcze inny nauczyciel historii, z jednej ze szkół gminnych, co roku organizuje wyjazdy młodzieży do Łambinowic, na groby poległych… Aliantów, i kompletnie go nie obchodzi, że nieco dalej leżą Ślązacy – może dziadkowie tej właśnie młodzieży… Jednak społeczność wsi nie widzi w tym nic niestosownego – wręcz przeciwnie – uważa, że nauczyciel świetnie uczy ich dzieci historii… Zresztą połowa tejże społeczności nigdy nie słyszała terminu: „Tragedia Górnośląska”, a część osób, która ten termin zna, nie łączy go wcale z powojennymi pogromami na Śląsku Opolskim, no bo przecież – „górnośląska”, więc „Opolszczyzny” nie dotyczy…

Dej pozōr tyż:  Bartodziej & Soika: Czas przełomu

Poza tym większość mieszkańców etnicznej części województwa opolskiego nie ma pojęcia o tym, że ma miejsce kodyfikacja języka śląskiego, że istnieją książki napisane po Śląsku, że istnieją śląskie wydawnictwa, strony internetowe, programy dydaktyczne skierowane do śląskich dzieci… Natomiast pewna opinia, wcale nie wiekowego śląskiego autochtona, wygłoszona przed trzema laty zupełnie „rozwaliła system”… (chodzi głównie o mój system nerwowy). Otóż osoba ta w trakcie, gdy nasza rozmowa „zahaczyła” o Ruch Autonomii Śląska – odparła: „No ja, to sōm ci tam ze Ślōnska, co niy chcōm być za Niymcami ino za Polskōm”…

Z drugiej strony „połowa” mieszkańców powiatów „opolskiej krainy szczęśliwości” graniczących z „ohydnym województwem śląskim”, niemal wszystkie swoje sprawy, prócz urzędowych, załatwia właśnie tam. Na przykład, jeden z członków mojej rodziny leczy się kardiologicznie w Gliwicach lub Zabrzu, gdzie oczekiwanie na wizytę oraz niektóre zabiegi wynosi w normalnym trybie, średnio kilka miesięcy, podczas gdy w Kędzierzynie-Koźlu – drugim co do wielkości mieście województwa opolskiego – czas oczekiwania na zwykłą wizytę u kardiologa (w trybie NFZ) to 3 lata!!! (dane aktualne na styczeń 2020).

No dobrze, ale odszedłem od tematu, którym jest „niemoc” Ślązaków w temacie przeciwstawienia się „nachalnej polonizacji”. Otóż właśnie owo rozproszenie Ślązaków, którzy na własnej ziemi żyją już właściwie w „diasporach”, jest moim zdaniem jedną z głównych przyczyn tego zjawiska. Gdyby było nas tylko 100 tysięcy, ale żyjących w jednym etnicznym powiecie – byłoby zdecydowanie łatwiej bronić swej tożsamości.

Oczywiście niewielkim mniejszościom w ogóle jest łatwiej, bo są dla władz czymś w rodzaju ciekawostki etnograficznej, natomiast Ślązacy ze względu na swą liczebność, terytorium jakie zamieszkują oraz rangę, jaką mogliby potencjalnie spełniać w życiu społeczno-politycznym, są w mniemaniu władz realnym zagrożeniem dla polskiej racji stanu, które trzeba dusić w zarodku.

Zatem, co robić… No cóż, może Europa Zachodnia coś zaradzi w tej materii, bo przecież niemal wszystkie kraje mają tam charakter federacyjny? Rzeczywiście – z jednej strony, tradycje poszanowania dla inności etnicznych są tam dużo większe niż w Polsce, ale z drugiej strony, coraz bardziej zbiurokratyzowana i rządzona przez technokratów Unia Europejska zatraca kolejne ideały, które stały u podstaw jej powstania. Zresztą, na jak wielkie zrozumienie dla swych racji mogą liczyć w Europie, nie marionetkowe, ale duże mniejszości etniczne i narodowe – przekonują się właśnie Katalończycy.

W tym kontekście pozwolę sobie na dygresją. Otóż nie mogę pojąć jak to jest, że – zwłaszcza młodym ludziom – „wciska się dogmat” o obronie praw mniejszości, w sensie zachowań społecznych – choćby były one „bardzo dziwne” (i to jest eufemizm)… Powtarzane są slogany, że każda „inność” ubogaca, że należy wyplenić uprzedzenia rasowe, religijne, dotyczące koloru skóry i różnych „orientacji”, że należy „kochać” drzewa, wieloryby i śnieg na Antarktydzie… a tymczasem ludzi, którzy uważają się za wspólnotę etniczną i chcą tylko tego, by mogli mieć nad głowami własną, a nie cudzą flagę, aby ich dzieci mogły się uczyć własnej, a nie cudzej historii i aby mogli sami podejmować decyzje we własnych sprawach – traktuje się jak terrorystów i wrogów publicznych, zagrażających „światu” bardziej niż efekt cieplarniany i północnokoreański reżim.

Dej pozōr tyż:  Na gōrnoślōnskich szportplacach, 16.03.2025

No cóż, zmierzając do konkluzji – jedyne „optymistyczne” podsumowanie, które przychodzi mi do głowy, to nie całkiem poważne stwierdzenie: „nie jest źle, a może być jeszcze gorzej…”. No właśnie, może być gorzej z wielu przyczyn. Na pewno wielkim zagrożeniem są antyśląskie decyzje podejmowane przez „centralę” ponad głowami świadomych Ślązaków, ale jeszcze bardziej zatrważający jest fakt, iż decyzje te są często popierane lub bagatelizowane przez innych Ślązaków, dla których termin „śląska tożsamość”, jest tak zrozumiały jak cytat z Wedy zapisany w sanskrycie – a przecież tacy właśnie Ślązacy stanowią ogromną większość całej populacji.

Dlatego wydaje mi się, że właśnie czas obecny, kiedy trudno Ślązakom uzyskać cokolwiek w kontekście uregulowań prawnych i rozwiązań systemowych, warto poświęcić na szczególnie wytężoną pracę u podstaw. Jestem bowiem przekonany, że wielu Ślązaków nie angażuje się w sprawy obrony śląskiej tożsamości, z powodu zwykłej niewiedzy dotyczącej szeregu aspektów tego wszystkiego, co na ową tożsamość się składa.

Oczywiście sama znajomość śląskiego języka, kultury i historii nie przezwycięży agresywnych – politycznych i kulturowych działań wymierzonych w śląskość. Dlatego też potrzebna jest wspomniana na wstępie umiejętność powiedzenia owego „NIE” i nawet jeżeli niewiele to zmieni, warto, aby ów sprzeciw był wypowiadany przez Ślązaków „pełnym głosem” oraz „jednym głosem”, a ten efekt można uzyskać właśnie poprzez ową pracę u podstaw.

Warto też przypomnieć sobie kilka przykładów z historii, które utwierdzają w przekonaniu, iż nie tylko najwięksi i najmocniejsi, mieli szansę na zachowanie swej kultury i tożsamości. Przecież swego czasu „panami świata” byli Egipcjanie, Babilończycy, Rzymianie. Starożytni Hellenowie stanowili awangardę światowej nauki i kultury, a Fenicjanie byli „majstrami” w dziedzinie handlu… Jednak dzisiaj nie ma już tych narodów. Przetrwali za to „marionetkowi” Żydzi, a także Kurdowie, Baskowie czy Romowie, które to nacje nigdy nie miały swego państwa i bynajmniej nie były otaczane opieką, ze strony „administratorów” terenów, na których przez wiele stuleci przebywały…

Być może zatem, jedną z recept na obronę swej tożsamości jest także to, by być dumnym z własnej tradycji, historii i kultury nawet wówczas, gdy to wszystko nijak ma się do potencjału największych narodowych potęg. Tymczasem ilu znajdziemy współczesnych śląskich autochtonów, którzy z całym przekonaniem powiedzą publicznie, że są dumni ze swej śląskości… I pytanie jeszcze ważniejsze: ile z tych osób, które byłyby się do śląskości skłonne przyznać, potrafiłoby uzasadnić w sposób mądry i rzeczowy, dlaczego noszą w sobie dumę z bycia Ślązakiem…

Piotr Zdanowicz – pasjonat oraz badacz historii, kultury i przyrody Górnego Śląska. Dziennikarz, autor lub współautor książek i reportaży, a także kilkunastu prelekcji, kilkudziesięciu artykułów prasowych oraz kilkuset tysięcy fotografii o tematyce śląskiej. Pomysłodawca rowerowych i pieszych szlaków krajoznawczych na terenie Katowic, Mysłowic i Tychów oraz powiatu kędzierzyńsko-kozielskiego. Poeta, muzyk i plastyk-amator. Z zawodu elektronik, budowlaniec oraz magister teologii.

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

Piotr Zdanowicz – Górnoślązak narodowości śląskiej urodzony w Raciborzu, mieszkający w Kędzierzynie-Koźlu, duchem – katowiczanin. Pasjonat i badacz historii, kultury i przyrody Górnego Śląska oraz popularyzator krajoznawstwa i turystyki pieszo-rowerowej. Dziennikarz, publicysta, muzyk, poeta, fotograf. Autor reportaży, książek i filmów o tematyce śląskiej. Pisze w języku śląskim, polskim i czeskim.

Śledź autora:

Ôstŏw ôdpowiydź

Twoja adresa email niy bydzie ôpublikowanŏ. Wymŏgane pola sōm ôznŏczōne *

Jakeście sam sōm, to mōmy małõ prośbã. Budujymy plac, co mŏ reszpekt do Ślōnska, naszyj mŏwy i naszyj kultury. Chcymy nim prōmować to niymaterialne bogajstwo nŏs i naszyj ziymie, ale to biere czas i siyły.

Mōgliby my zawrzić artykuły i dŏwać płatny dostymp, ale kultura powinna być darmowŏ do wszyjskich. Wierzymy w to, iże nasze wejzdrzynie może być tyż Waszym wejzdrzyniym i niy chcymy kŏzać Wōm za to płacić.

Ale mōgymy poprosić. Wachtyrz je za darmo, ale jak podobajōm Wōm sie nasze teksty, jak chcecie, żeby było ich wiyncyj i wiyncyj, to pōmyślcie ô finansowym spōmożyniu serwisu. Z Waszōm pōmocōm bydymy mōgli bez przikłŏd:

  • pisać wiyncyj tekstōw
  • ôbsztalować teksty u autorōw
  • rychtować relacyje ze zdarzyń w terynie
  • kupić profesjōnalny sprzynt do nagrowaniŏ wideo

Piyńć złotych, dziesiyńć abo piyńćdziesiōnt, to je jedno. Bydymy tak samo wdziynczni za spiyranie naszego serwisu. Nawet nojmyńszŏ kwota pōmoże, a dyć przekŏzanie jij to ino chwila. Dziynkujymy.

Spōmōż Wachtyrza