Bartodziej & Soika: Czwarta droga
U zarania cywilizacji polityka była rozumiana jako sztuka rządzenia państwem przez osoby uprzywilejowane. Od czasów nowożytnych jest postrzegana jako działalność zmierzająca do udziału we władzy i do realizowania założonych celów. W Ameryce popularne jest definiowanie polityki jako sztuki bycia wybieranym. W Polsce na naszych oczach coraz bardziej zaciera się granica między klasyczną polityką, a kabaretem politycznym. Polityka staje się w Polsce sztuką przekonywania ludzi, aby płacili za to, że się ich okłamuje i okrada, zaś dojenie państwa na każdym kroku jest bezczelnie nazywane działaniem dla Ojczyzny. Dzisiejsza polityka, to błazenada. Próżno szukać w niej muszkieterów, za to „wieśniaków” okładających się cepami jest w niej pod dostatkiem. W wyborczej bijatyce nie chodzi o uczciwość, czy standardy, lecz o korzyści. O wpływy i pieniądze oraz o unikanie odpowiedzialności za łamanie prawa.
Sukcesorzy Kononowicza
Na około 10 tygodni przed prawdopodobnymi wyborami parlamentarnymi, odnotowujemy w Polsce znaczące zmiany poparcia partii politycznych, które uniemożliwiają wskazanie przyszłego obozu rządzącego. Dotąd wydawało się, że o przyszłym krajobrazie politycznym zdecyduje Trzecia droga (Polska 2050 i PSL). Okazało się jednak, że trzecią siłą polityczną w Polsce będzie Konfederacja, która już wywróciła stolik przy którym dotychczasowi główni gracze kształtowali przyszłość Polski. Możemy zacząć mówić o Czwartej drodze i zastanawiać się dokąd ona prowadzi. Konfederacja stara się porzucić swój dotychczasowy, nieciekawy wizerunek nacjonalistów i stać się partią środka. Jej przywódców znamy z mediów, które potrafili konsekwentnie i profesjonalnie wykorzystać do budowy swojej pozycji. To czwórka radykalnych i skrajnie konserwatywnych działaczy. Oto oni. Sławomir Mentzen – dr nauk ekonomicznych, przedsiębiorca. Krzysztof Bosak – polityk, były prezes Młodzieży Wszechpolskiej. Janusz Korwin – Mikke, filozof, publicysta i brydżysta z tytułem mistrza krajowego. Grzegorz Braun – nauczyciel akademicki, reżyser filmowy i publicysta. Sprawiają wrażenie, że są jedyną nową, niezużytą siłą polityczną mogącą skupić poparcie młodego pokolenia, przedsiębiorców rozczarowanych socjalistycznym rozdawnictwem, konserwatywnych patriotów oraz wyborców rozczarowanych działaniem starych partii politycznych. Odnosimy wrażenie, że ta grupa czworga wchodzi w buty Krzysztofa Kononowicza, który w 2006 roku kandydował na urząd prezydenta Białegostoku, a następnie próbował kandydować na urząd prezydenta RP. Swoim programem – „Żeby nie było bandyctwa, żeby nie było złodziejstwa, żeby nie było niczego”, Kononowicz zdobył popularność w Polsce i zagranicą. Odnosimy wrażenie, że tą samą drogą zamierza podążać Konfederacja, uważając, że dla Polski i Polaków najlepiej będzie „żeby nie było niczego”.
Groźny populizm
Konfederacja prezentuje proste, pokupne pomysły. Po pierwsze, zniesiemy albo zmniejszymy podatki, czyli nie będziemy dawać niczego, ale również nie będziemy niczego zabierać. Po drugie, zlikwidujemy rozdawnictwo, systemy socjalne, wprowadzimy bon zdrowotny w wysokości około 4000 zł. Po trzecie, obronimy polską rodzinę przed zachodnią zgnilizną moralną, LGBT, homoseksualistami i aborcją. Po czwarte, obronimy polską suwerenność zagrożoną przez niemiecką Unię. Po piąte, obronimy Polskę przed żydowskimi i ukraińskimi „ zagrożeniami”. Każdy polski patriota chce suwerennej Polski w której może się bogacić, dlatego takie hasła podobają się wyborcom. My jednak uważamy Czwartą drogę za bardzo niebezpieczną, bo prowadzi do zniszczenia struktur państwa. Bez podatków nie można utrzymać aparatu państwowego i elementarnego bezpieczeństwa w każdej dziedzinie. W praktyce oznacza to chaos i zamieszki, a dla emerytów i mniej zamożnych pacjentów, brak dostępu do leczenia. Stanowi to odejście od cywilizacji europejskiej opartej na solidarności. Zwykły wyborca odbiera populizm jako spełnienie swoich oczekiwań i potwierdzenie własnych kompetencji politycznych. Nie zastanawia się nad jej groźnymi skutkami dla przyszłości. Świadomi obywatele mają jednak obowiązek ostrzegania, że nie można robić polityki bez podatków i nie należy ogłaszać wojny z Żydami i homoseksualistami, bo te wojny zostały już przegrane wraz z kapitulacją III Rzeszy. Zauważamy, że prezes Kaczyński odciął się zdecydowanie od rządzenia z Konfederatami. Powiedział – „Nie będziemy rządzić z Konfederacją. Ich program to najlepsza droga doprowadzenia Polski do nędzy. To są pomysły szaleńców, dzieciaków”. Można się z nim zgodzić, ale obawiamy się, że kłamie, bo niby z kim miałby rządzić? Trzeba sobie zdać sprawę, że rządy PiS i Konfederacji oznaczałyby iż nie będzie powrotu do demokracji i rządów prawa. Drzwi dla unijnych pieniędzy nadal będą zamknięte, a otwarte dla śmieci.
Bez przyszłości
Widzimy, że PiS nie ma wizji przyszłości, stąd coraz bardziej agresywne zachowania i słownictwo. Prezes zarzuca PO sianie nienawiści i opluwanie katolików. Mówi, że Tusk to prawdziwy wróg naszego narodu. Nie może rządzić Polską, powinien iść sobie do swoich Niemców. Robi się duszno i trudno się dziwić, że ludzie, a szczególnie Ślązacy nie chcą brać udziału w wyborach, a ci którzy w nich uczestniczą, nie wiedzą której partii oddać swój głos. Amerykański pisarz, Franklin Adams powiedział: „Wybory wygrywa się głównie dlatego, że większość ludzi głosuje przeciwko komuś, a nie na kogoś”. Nie dziwmy się więc, że nasz etniczny elektorat tylko w 30. procentach głosuje na kandydata Mniejszości Niemieckiej. Teraz może być tylko gorzej, bowiem nasz sztandarowy kandydat, Ryszard Galla ukończył już 67 lat, a na przykładzie innych posłów seniorów widzimy, że starość się Panu Bogu nie udała. Pozostałych 70 procent elektoratu etnicznego głosuje w zależności od wieku. „Babcie” na PiS, bo żywi socjalem i broni wiary ( w swoim partyjnym interesie). W końcu łatwiej dać jakiś dodatek do emerytury czy 800+, niż coś poprawić w kraju. Młodsi zagłosują na Konfederację, nie tylko za obietnicę niższych podatków. Mają dość politycznego dziadostwa i wyjazdów za granicę w poszukiwaniu normalności. Niektórzy zagłosują na Platformę. Uczynią to mimo, że ta również do śląskich problemów podchodzi niefrasobliwie. To nie dziwi, bo polska mentalność sprowadza się głównie do demonstrowania poglądu, że Polska to ja i tylko ja jestem patriotą. Sąsiadom nie ufam, bo są źli. Ostatnio dało się to zauważyć podczas uchwalania Ustawy o ustanowieniu Narodowego Dnia Polskich Dzieci Wojny. Wiele tysięcy śląskich dzieci przeżywało okropności wojny, podobnie jak polskie dzieci, jednak tylko ich trauma została dostrzeżona. W Sejmie jedynie trzech posłów (Wolnościowcy) wstrzymało się od głosu; nie głosował poseł Galla. I tak w czwartym pokoleniu po wojnie doczekaliśmy się w kraju dzieci godnych święta państwowego i dzieci gorszego sortu, niegodnych upamiętnienia. Taka polityka nie sprawi, że Ślązacy poczują się świadomą częścią polskiego społeczeństwa obywatelskiego.
Gerhard Bartodziej Bernhard Soika
no ja zostawia sie na jutro dzisiej za duzo piwa wypiolch zeby czytac z zrozumiyniym A ciykawe