Wilhelm von Blandowski – odkrywca i jajcarz z Gliwic

Trzeba mieć nie byle jaką fantazję, żeby odstawić taką akcję, by jak kraj długi i szeroki opinia publiczna miała problem wybrać czy zbierać dolną szczękę z podłogi, czy tarzać się po tejże podłodze w konwulsyjnym śmiechu. Istnieją jednakże sprawdzone sposoby. Można to zrobić następująco: będąc członkiem bardzo szacownej rady zarządzającej równie szacownym wiktoriańskim Towarzystwem Filozoficznym w Melbourne wybrać się na zlecenie rządu tej brytyjskiej kolonii na wyprawę badawczą do dorzecza rzek Murray i Darling. Zebrać 28 skrzyń z ponad siedemnastoma tysiącami eksponatów dla Muzeum Historii Naturalnej w postaci rozmaitych gatunków zwierząt, w tym ogromnej ilości dotąd nieznanych i nieopisanych. Następnie skorzystać z przysługującego odkrywcy prawa nadania im nazw i dwa spośród eksponatów nazwać nazwiskami nielubianych prominentnych członków rady wspomnianego Towarzystwa z następującymi uzasadnieniami: “Bromius Bleasdalii [po wielebnym Johnie Bleasdale] – oślizgła, pokryta śluzem ryba. Żyje w błocie. Na brzuchu zabarwienie fioletowo-niebieskawe, w górnej części ciała brudno-oliwkowa z licznymi, nieregularnymi ciemnymi plamami” oraz “Cernua Eadesii [po doktorze Richardzie Eadesie] – ryba łatwo rozpoznawalna z uwagi na niskie czoło, wielki brzuch i ostre kolce”. Skandal w środowisku naukowym, zainteresowanie prasy i rozbawienie szerokiej publiki – gwarantowane. I tylko kariera może ucierpieć. Za to gazety napiszą. “Melbourne Punch”: “Rozumiemy, że dochodzenie w sprawie pana Blandowskiego i pewnych zastrzeżeń gastrycznych wciąż trwa. Dżentelmen, który skarżył się na oszczerczą insynuację, jakoby miał czarny brzuch z niebieskimi plamami, był przez pewnien czas badany, ale wyszedł z tego z nieskazitelną reputacją”. “Melbourne Argus”: “Ryba nazwana nazwiskiem doktora Eadesa opisana została jako posiadająca cofnięte czoło i wielki brzuch… Jeśli doktor jest niezadowolony ze swego brzucha i czoła – a ufamy, iż byłoby to całkowicie bezpodstawne – ani pan Blandowski, ani ryba pana Blandowskiego nie są odpowiedzialni za ów dyskomfort”.

Dej pozōr tyż:  Gdzie szumi Opawa… cz. 2
Wielebny Bleasdale i jego ryba-imienniczka

 

Doktor Eades ze “swoją” rybą

Drugi z zacytowanych materiałów prasowych wspomina o panu Blandowskim i jego rybie. Nie bez przyczyny, albowiem owym odkrywcą a zarazem bohaterem niniejszej opowieści, czy jak kto woli sprawcą opisanego skandalu był Johann Wilhelm von Blandowski. Zwany w Australii Williamem Blandowskim naukowiec to nasz chłop. Ślązak. Na świat przyszedł 21 stycznia 1822 r. w Gleiwitz (Gliwice), jako najmłodsze z jedenaściorga dzieci podpułkownika Korpusu Medycznego pruskiej armii i jego żony Leopoldine z d. Woyrsch. Ta śląska rodzina, niemająca – wbrew pozorom – w zasadzie nic wspólnego z polskością poza herbem Wieniawa, po mieczu miała ów herb właśnie, zaś po kądzieli – dobra w Chudowie, Paniówkach i Bielszowicach. Niestety, po śmierci starego pułkownika dość szybko się spauperyzowała i Johann Wilhelm, który początkowo iść miał w ślady ojca i w tym celu wylądował w Królewskiej Szkole Kadetów w Kulm (Chełmno), ostatecznie podjął naukę w tarnogórskiej Szkole Górniczej, jednocześnie zasuwając fizycznie w królewskiej kopalni Fryderyk w tym mieście. Wersji przebiegu drogi edukacyjnej młodego Blandowskiego jest kilka. Oficjalna, australijska biografia naukowca mówi, że ukończył gimnazjum w Gliwicach, nie ukończył Szkoły Kadetów, potem zaś wykształcił się w Szkole Górniczej w Tarnowitz, a następnie na Uniwersytecie w Berlinie. W 1849 roku przybył natomiast do Australii badać jej historię naturalną, florę, faunę i środowisko geologiczne.

Johann Wilhelm von Blandowski na zdjęciu wykonanym w jego Atelier Fotograficznym w Gliwicach

Na początek odwiedził Adelajdę, Sydney, Twofold Bay i Cape York, a nieco później dał się porwać wczesnej gorączce złota w Wiktorii, dorobiwszy się przy tym pewnej fortuny, w czym prawdopodobnie pomóc mogło wykształcenie zdobyte w Tarnowskich Górach. W tym czasie dał się poznać również jako wynalazca wysokowydajnej pompy wodnej.

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

Dej pozōr tyż:  Bez mgła, bez pamiyńć. Ô “Silesiusie” ôd Hynryka Wańka

W październiku 1852 r. William Blandowski odnotowany został w lokalnej “Melbourne Argus” jako założyciel Towarzystwa Geologicznego Wiktorii, a już w grudniu 1853 r. objął stanowisko rządowego zoologa w nowo utworzonym przez gubernatora La Trobe’a, ale staraniem Wilhelma-Williama właśnie, Muzeum Historii Naturalnej. W 1854 r. wraz z siedmioma innymi znamienitymi osobami powołał do życia szacowne wiktoriańskie Towarzystwo Filozoficzne, od którego rozpoczęła się ta opowieść.

Wnętrze Narodowego Muzeum Wiktorii w Melbourne ok. 1873 r.

Pod koniec roku 1854 i na początku 1855 Blandowski poprowadził kilka wypraw w rejony wybrzeży stanu Wiktoria i w rejon McIvor (Heathcote) oraz Black Ranges, pozyskując liczne eksponaty i przymierzając się do sporządzenia pierwszego wykazu ssaków i ptaków Wiktorii. Wilhelm posiadł imponującą wiedzę w dziedzinie geografii fizycznej, geologii, mineralogii, paleontologii, zoologii, ichtiologii, botaniki i etnologii. Sporządzane przez niego rysunki były nie tylko wyjątkowo szczegółowe, ale zdradzały też pewne zacięcie artystyczne. Swoje odkrycia opisał w siedmiu raportach opublikowanych w “Transakcjach Wiktoriańskiego Towarzystwa Filozoficznego” w latach 1855-57.

Wszystko było pięknie dopóki Uniwersytet Melbourne w osobie profesora Fredericka McCoya nie upomniał się o zgromadzone przez Blandowskiego zbiory Muzeum. Co zrozumiałe, Wilhelm stanął okoniem i stało się to zarzewiem konfliktu między panami. W grudniu 1856 rząd wyznaczył Wilhelma von Blandowskiego na kierownika kolejnej ekspedycji w rejon dorzecza rzek Darling i Murray, celem pozyskania eksponatów dla Muzeum Narodowego. Wspomagany przez niemieckiego naukowca Gerarda Kreffta, Blandowski doprowadził wyprawę do szczęśliwego końca. W Adelajdzie był z powrotem w sierpniu 1857 r.

Ekspedycja Blandowskiego w dorzecze rzeki Murray

Po powrocie z eskapady Wilhelm nie zameldował się na powrót w robocie w muzeum. Ale we wrześniu 1857 r. zaprezentował wstępny raport z dokonanych odkryć. Rada zbiesiła się jednak z powodu takiego a nie innego nazwania dwóch rybek i zażądała usunięcia obraźliwych – jej zdaniem – opisów. Blandowski odmówił. Podjęto więc próbę odwołania go z rady towarzystwa, ale wniosek nie uzyskał wymaganego poparcia 2/3 głosujących. Blandowski obraził się na radę, acz do marca 1859 pojawiał się jeszcze na zebraniach Komitetu Eksploracyjnego. Sytuacja zmieniła się, gdy McCoy ponownie zażądał przekazania wszystkich zgromadzonych eksponatów uniwersytetowi, tym razem grożąc podjęciem kroków prawnych. Coś w Blandowskim najwyraźniej pękło, rzucił Australię w diabły i pożeglował do Hamburga, podobno zabierając ze sobią lwią część dokumentacji. Zatrzymując się na pewien czas w Brunszwiku i Berlinie, ostatecznie powrócił ma rodzinny Śląsk. W latach 1860-61 opublikował we Wrocławiu i Dreźnie kilka prac naukowych dotyczących Australii, zaś w 1862 r. 52-stronicową broszurę “Australien in 142 Photographischen Abbildungen”. W tym samym roku otworzył w Gliwicach atelier fotograficzne. Ostatnie pięć lat życia spędził w szpitalu psychiatrycznym w Bunzlau (Boleslawiec), gdzie zmarł 18 grudnia 1878. Przyszpitalny cmentarz, na którym spoczął już nie istnieje, na terenie dawnego szpitala znajduje się jednak upamiętniający go kamień z wyrytym nazwiskiem.

Dej pozōr tyż:  Bułgarskie reżyserki uczą, jak przestać zamiatać sprawy pod dywan
Kamień pamiątkowy w pobliżu dawnego szpitala psychiatrycznego w Bunzlau/Bolesławcu

Blandowski był niezwykle ambitnym i pracowitym, a przy tym upartym, impulsywnym, ekscentrycznym i kłótliwym indywidualistą. Jego naukowa rzetelność była czasem kwestionowana, ale zdolności, głęboka i wszechstronna wiedza, gotowość do ciężkiej harówy i poświęcenia dla nauki – nigdy. Upamiętniono go w nazwie rodzaju ryb morskich Blandowskius oraz okoni Blandowskiella występujących w rzece Murray.

Arkadiusz Poźniak-Podgórski – Tarnogórzanin z urodzenia i przekonania, ostatni poddany cesarza Wilhelma. Inżynier, przedsiębiorca, Ślązak, Niemiec, Polak, Czech, nawet Rusin, jak dobrze poszukać. Człowiek pogranicza.

Polecamy także inne teksty autora na blogu „Na krańcu królestwa”.

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

Tarnogórzanin z urodzenia i przekonania, ostatni poddany cesarza Wilhelma. Inżynier, przedsiębiorca, Ślązak, Niemiec, Polak, Czech, nawet Rusin, jak dobrze poszukać. Człowiek pogranicza. Polecamy także inne teksty autora na blogu „Na krańcu królestwa”.

Śledź autora:

Ôstŏw ôdpowiydź

Twoja adresa email niy bydzie ôpublikowanŏ. Wymŏgane pola sōm ôznŏczōne *

Jakeście sam sōm, to mōmy małõ prośbã. Budujymy plac, co mŏ reszpekt do Ślōnska, naszyj mŏwy i naszyj kultury. Chcymy nim prōmować to niymaterialne bogajstwo nŏs i naszyj ziymie, ale to biere czas i siyły.

Mōgliby my zawrzić artykuły i dŏwać płatny dostymp, ale kultura powinna być darmowŏ do wszyjskich. Wierzymy w to, iże nasze wejzdrzynie może być tyż Waszym wejzdrzyniym i niy chcymy kŏzać Wōm za to płacić.

Ale mōgymy poprosić. Wachtyrz je za darmo, ale jak podobajōm Wōm sie nasze teksty, jak chcecie, żeby było ich wiyncyj i wiyncyj, to pōmyślcie ô finansowym spōmożyniu serwisu. Z Waszōm pōmocōm bydymy mōgli bez przikłŏd:

  • pisać wiyncyj tekstōw
  • ôbsztalować teksty u autorōw
  • rychtować relacyje ze zdarzyń w terynie
  • kupić profesjōnalny sprzynt do nagrowaniŏ wideo

Piyńć złotych, dziesiyńć abo piyńćdziesiōnt, to je jedno. Bydymy tak samo wdziynczni za spiyranie naszego serwisu. Nawet nojmyńszŏ kwota pōmoże, a dyć przekŏzanie jij to ino chwila. Dziynkujymy.

Spōmōż Wachtyrza