Robert Przeliorz: Polskie problemy słownikowe – Autorytet

W polskim słowniku istnieją słowa, których definicja jest tak dalece inna od rozumienia i stosowania w życiu codziennym, że to aż przynosi wstyd językowi polskiemu, o użytkownikach nie wspominając. O ile zniekształcenie “autonomii” jest zrozumiałe poprzez ciągłe i celowe zniechęcanie do tego słowa, to akurat “autorytet” jest dla mnie słowem kluczowym. Właściwie to słowo wyprowadziło mnie do rozmyślań o tym jak często nogi definicji słowa i nogi jego rozumienia rozjeżdżały się, tworząc szpagat, zakończony zerwaniem ścięgien.

Autorytet według słownika to osoba lub postawa godna szacunku, powagi, respektu, przedstawiana jako wzór do naśladowania. Tyle słownikowa teoria. Życie już trochę inaczej określa kim jest autorytet. Obecnie żyjemy w czasach bardzo dynamicznych. Jeszcze do niedawna do kreowania autorytetów mieliśmy narzędzia bardzo zależne od innych ludzi lub instytucji. Np. wydawnictwa decydowały jaką książkę wydać, telewizje wybierały prezenterów, radia dobierały głosy, filmowcy dobierali aktorów. W ten czas wielu, którym się nie udało przebić szklanego sufitu dostępu do szerokich mas czuli się odrzuceni. Dzisiaj sytuacja jest diametralnie inna. Mamy masę narzędzi do kreowania własnego ja i rozpowszechniania swojego wizerunku. Jest YouTube, Facebook i masa przeróżnych aplikacji do udostępniania indywidualnych treści. Media społecznościowe dały niezwykłą siłę ludziom dotąd nieznanym. Stały się niezwykle wielką konkurencją dla mediów konwencjonalnych. Mnogość kanałów i treści jest tak wielka, że przerasta jednostkę. Z jednej strony jest to dobre, bo czasem przesyłane są treści bardzo wartościowe, o wiele lepiej podane, co jest szlachetne i godne pochwały. Lecz niestety mamy też tą złą stronę medalu, gdzie wychodzą treści rodem z rynsztoka i co gorsza wciągają słabsze umysły w swój sposób myślenia. Jest to o wiele większe zagrożenie niż wojna, bo dzieli ludzi po cichu, bez udziału świadomości. Media socjalne grupują nas, tworzą swoiste plemiona skupione wokół danych treści, tworząc swoje własne ikony i autorytety. To co do niedawna było uważane za godne szacunku i uwagi, dzisiaj przestaje mieć znaczenie. Ludzie, którzy cokolwiek znaczyli dla mas również tracą popularność. To wszystko dzięki temu szerokiemu dostępowi różnych ludzi i ich wpływowi na opinię. W internecie każdy może poczuć się ważny. Każdy z tych “ważnych” może podważyć autorytet innej osoby lub instytucji. Nie ma w tym dobrych intencji, miłości, zrozumienia, bo podważanie jest głównie związane z niechęcią. Niestety bardzo dużo ludzi jest pełnych takiej samej niechęci i ten proces prowadzi do powolnej śmierci autorytetów szeroko uznanych. Przykład? Opozycjoniści z czasów PRL a Żołnierze Wyklęci. Są to dwie grupy, które były pełne różnych ludzi, jednakże różniły ich sposoby działania w walce o ten sam cel – obalenie komunizmu. Jedni stawiali na dialog, porozumienie, a drudzy na radykalizm. Dzisiaj młodzi ludzie rzadko kiedy wiedzą cokolwiek o internowanych opozycjonistach i ich wpływie na zmianę systemu, bo jest to historia zawiła i skomplikowana, pełna wyrzeczeń i niejednoznacznych postaw. Młodzi raczej noszą odzież z Powstańczą Kotwicą lub wilkiem okraszonym napisem “żyli prawem wilka”. Złośliwie chciałbym napisać, że życie prawem wilka składa się głównie z możliwości załatwiania potrzeb fizjologicznych w lesie, ale nie będę tak okrutny. W wielu prostych głowach potrzeba prostych postaw, rozwiązań. Radykalna postawa jest idealizowania, bo wydaje się być czysta i szlachetna, bez żadnego kompromisu z poglądami sprzecznymi, uznanymi za szkodliwe. Dodatkowo ubrana w idealizowane szaty narodowe sprawia, że rozumienie polskości staje się proste. Ma być bez komunistów i koniec. A kto to są komuniści? A to już inna sprawa, każdy może być komunistą, bo nam się nie podoba i już. Wtedy metody walki radykalnej można już uświęcić i nawet ludobójstwo jest jakoś tak mniej przerażające. A właśnie tacy byli wyklęci – w większości byli skłonni zabić za inność. Nosili w sobie nienawiść, a nie miłosierdzie, choć mianowali się katolikami. I teraz oni są na sztandarach młodych ludzi.

Dej pozōr tyż:  Oddam głos na Łukasza Kohuta

 

Więc skąd tak wielki problem z tymi autorytetami? Głównie upatruję tu dwóch przyczyn – idealizowania jednostek oraz manipulowania wizerunkiem. Idealizowanie konkretnych osób wynika z niewiedzy. Idealizuje się wszędzie: w mediach, w narodowościach, religiach, kościołach etc. Obraz autorytetu jako kogoś nieskazitelnego jest przekłamaniem, gdyż nadaje nadludzki charakter przedstawianej osobie. Nie jesteśmy uczeni tego, aby rozpatrywać dany autorytet przez pryzmat ludzki. Nie jesteśmy idealni, nie jesteśmy tylko dobrzy – to powinno nam przyświecać na samym już początku poznawania autorytetu. Żaden człowiek nie jest w pełni dobry i zawsze będzie miał jakieś ciemne karty w życiorysie. Należy pamiętać, że autorytet jest tylko człowiekiem, ale jego rachunek czynów złych i dobrych dla danej społeczności wyraźnie wskazuje na czynienie dobra. Np. Jurek Owsiak czasem w nerwach powie coś złego, poważnie obrazi lub zachowa się jak seksista. Lecz jego dzieło pomocy i to co stworzył, tą machinę dobrych emocji, wzajemnej pomocy jest czymś niepodważalnie dobrym, czymś co zmienia życie całej społeczności i przyszłych pokoleń. Inaczej sprawa wygląda wobec innych przedstawień, bo manipulacja wizerunkiem ma w sobie niecny cel. Często jako wzór stawia się postaci, które tylko pewnymi czynami miały pozytywny wpływ na ludzi, ale większość ich życia temu kompletnie przeczy. Stawianie takich postaci jak Gandhi, Kim Ir Sen, Matka Teresa, Jan Paweł II, Żołnierze Wyklęci czy nawet Ojciec Rydzyk jako autorytetów w różnych grupach czy narodach jest złem, bo to są osoby, których dobre uczynki są tylko wyrywkiem z życia. Jednakże mieli lub mają wielki wpływ na swoich odbiorców właśnie przez to, że ich wizerunek był manipulowany. I to właśnie przez takie manipulowanie wyidealizowany obraz autorytetu upada, zostawiając niesmak, zawód i rozgoryczenie.

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

Dej pozōr tyż:  Oddam głos na Łukasza Kohuta

Słowem zakończenia chcę dać do zrozumienia, że czas zacząć inaczej myśleć o wzorach do naśladowania. Trzeba w nich szukać ludzi, dowiedzieć się ile potknięć i błędów w życiu popełnili, zastanowić się czy rzeczywiście zasługują na miano autorytetu, a nie ślepo brać informacje o nich jako aksjomat. Ideału w życiu się nigdy nie osiągnie, ale ten, który rzeczywiście do niego dąży i robi coś dobrego dla danej społeczności, dającego efekt teraz i w przyszłości, ten już dąży do tego, aby zostać dla innych wzorem. I dobrze by było, gdybyśmy szukali wszędzie pozytywnych zachowań oraz kierowali się sercem. Wtedy będzie łatwiej nam o prawdziwe autorytety i ich naśladowców.

Robert Przeliorz – konserwator zabytków, muzealnik, kulturoznawca. Ślązak, ale przede wszystkim człowiek.

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

Ôstŏw ôdpowiydź

Twoja adresa email niy bydzie ôpublikowanŏ. Wymŏgane pola sōm ôznŏczōne *

Jakeście sam sōm, to mōmy małõ prośbã. Budujymy plac, co mŏ reszpekt do Ślōnska, naszyj mŏwy i naszyj kultury. Chcymy nim prōmować to niymaterialne bogajstwo nŏs i naszyj ziymie, ale to biere czas i siyły.

Mōgliby my zawrzić artykuły i dŏwać płatny dostymp, ale kultura powinna być darmowŏ do wszyjskich. Wierzymy w to, iże nasze wejzdrzynie może być tyż Waszym wejzdrzyniym i niy chcymy kŏzać Wōm za to płacić.

Ale mōgymy poprosić. Wachtyrz je za darmo, ale jak podobajōm Wōm sie nasze teksty, jak chcecie, żeby było ich wiyncyj i wiyncyj, to pōmyślcie ô finansowym spōmożyniu serwisu. Z Waszōm pōmocōm bydymy mōgli bez przikłŏd:

  • pisać wiyncyj tekstōw
  • ôbsztalować teksty u autorōw
  • rychtować relacyje ze zdarzyń w terynie
  • kupić profesjōnalny sprzynt do nagrowaniŏ wideo

Piyńć złotych, dziesiyńć abo piyńćdziesiōnt, to je jedno. Bydymy tak samo wdziynczni za spiyranie naszego serwisu. Nawet nojmyńszŏ kwota pōmoże, a dyć przekŏzanie jij to ino chwila. Dziynkujymy.

Spōmōż Wachtyrza