Pożar Fanny-Grube w relacjach ówczesnych świadków
Nieistniejąca już dzisiaj kopalnia Fanny-Grube w Michałkowicach (dzielnica Siemianowic Śląskich) płonęła w latach 1823–1859. Jak wielkie wrażenie pożar ów musiał robić na naocznych świadkach, zaświadczają co najmniej dwie relacje: Jakoba Nöggeratha (1788–1877) oraz Maxa Waldaua (pseudonim Georga von Hauenschilda, 1825–1855). Mimo że pierwszy z nich to profesor mineralogii i górnictwa oraz pruski tajny radca górniczy, a drugi to poeta i powieściopisarz, to obaj używają podobnych środków wyrazu, by opisać ukazujący się ich oczom ognisty spektakl:
„Ogień wciąż jeszcze płonie, ma potężne rozmiary, a na powierzchnię gwałtownie tryskają płomienie; ona sama zaś sprawia niezwykle osobliwe i ekscytujące wrażenie. Na ogromnym terenie o długości niemal achtela i równie znacznej szerokości zieją pojedyncze zagłębienia o dosyć sporym rozmiarze, podobne do olbrzymich piaskowni. Na dnie owych lejów rozciągają się niewielkie, sięgające ledwie kilku stóp, lecz za to liczne wzniesienia, poprzecinane długimi szczelinami i rozwartymi szeroko czeluściami. Niechaj wolno mi będzie posłużyć się następującym porównaniem: widok jest ów niczym zastygła na powierzchni kipiel bądź skamieniałe morskie bałwany. Fale mienią się różnymi barwami, a to czerwienią, a to żółcią lub bielą, we wszelkich możliwych odcieniach i w najwymyślniejszym pomieszaniu. W niezliczonych miejscach tego kamiennego morza unosi się para, wzbijając się wysoko w przestworza, by przyjąć kształt chmur i kłębów dymu, podobnych do tych, jakie dobywają się z wielkich pieców żelaznych, hut cynku i maszyn parowych, licznie rozproszonych po okolicy. W podobnej mnogości tryska w górę czysty błękit języków siarki, nie przestając strzelać i nieustannie skacząc z miejsca na miejsce. Zaś jeszcze gdzie indziej jaskrawo-czerwony żar we wnętrzu ziemi zapewnia oczom najznamienitsze widowisko. Zieją nim szczeliny rozwarte w głębinach, które powstały bądź wskutek zapadania się terenu i zapełniania się pustej przestrzeni po wyeksploatowanych w mniejszym lub większym stopniu pokładach węgla kamiennego, bądź zmniejszania się objętości spalonego lub uprażonego węgla i innych skamielin. Ten sam ognisty żar bucha też sporadycznie z bardziej odległych gardzieli, uformowanych, chciałoby się wręcz rzec, na kształt krateru, które również powstały wskutek zapadania się ziemi oraz mechanicznego oddziaływania bijących ku powierzchni płomieni. Oba zjawiska są zachwycające w swej krasie. Tak czerwony ogień nie wyjdzie spod pędzla najznamienitszego malarza; tak ognistej czerwieni, falującej tak żywo i na wpół przezroczyście, w żaden sposób nie odda sztuka.
Gdzie sięgnąć okiem, soczysta żółć siarkowa powleka szczeliny i gardziele. Czerwień jarząca się w głębi zyskuje tym samym rozległą, żółtą ramę. To siarka w swojej naturalnej postaci, pokrywająca warstwą drobnych, igiełkowatych kryształów rozsiane wokół kamienie, wypalone już i schłodzone powietrzem. Powstały one wskutek kondensacji oparów siarkowych, jakie nieustannie dobywają się z dziur wypełnionych żarem. Można sobie tylko wyobrazić, jakże imponujące wrażenie robić muszą owe fenomeny wieczorem i nocą, gdy widać je o wiele lepiej niż za dnia”.
Jakob Nöggerath: Die Entstehung und Ausbildung der Erde vorzüglich durch Beispiele aus Rheinland-Westphalen erläutert: Gesammelte populäre Flugblätter (Stuttgart 1847, s. 143–145).
Przełożyła Nina Nowara-Matusik
„Od setek lat w pobliżu Katowic płonie ogromny pokład kamiennego węgla. Z roztrzaskanej przez potężne szczeliny ziemi, z których co pewien czas wystrzeliwują niebosiężne płomienie, na odległość kilku mil dobywa się dym. Ziejące gardziele rozpadlin odsłaniają widok na ogniste czeluści. Rozpętany żywioł szaleńczo rośnie w siłę. I żadna sztuka, żadna siła nie okiełznała dotąd tego, czego ujarzmić się nie da. Powietrze drga, a oddech parzy. Muskane wiatrem kłęby dymu pokrywają za dnia rozległe połacie zwęglonych bruzd ziemi, w nocy zaś zalegają nad nimi ogniste wyziewy. Cały ów widok – już sam wart tego, by przyjechać na Śląsk – nie da się ani opisać słowami, ani uchwycić pędzlem, gdyż umyka on czysto naocznemu poznaniu, a jego piękno natury jest iście demonicznej. Z krateru Wezuwiusza spojrzenie szybuje od jednego cudu do drugiego. I jeden przesłania, zaciera, przyćmiewa znów drugi. W obliczu tej nawały życia trudno jest skupić myśli na jednej rzeczy. – Tutaj jednak tak stać się musi. Życie pod nami i wokół nas to nieskończone umieranie. Ten podziemny pożar, to kipiące piekło, którego okiełznać nie może żadna siła, jest olśniewający w swej grozie.
Musiałbym napisać książkę o urodzie śląskich krajobrazów, gdybym miał wyczerpać ten szeroki temat – zaiście bowiem Śląsk jest piękny”.
Max Waldau: Nach der Natur (1851). Fragment zaczerpnięty z publikacji: Oberschlesien in der Dichtung. Von Hugo Kegel. Neu bearbeitet von Karl Kaisig. Berlin 1926, s. 368.
Przełożyła Nina Nowara-Matusik
Nina Nowara-Matusik jest germanistką, literaturoznawczynią i tłumaczką. Studiowała germanistykę w Uniwersytecie Śląskim w Katowicach oraz w Uniwersytecie Trewirskim w Niemczech. Mieszka w Bytomiu. Obecnie pisze książkę poświęconą obrazowi Bytomia w literaturze niemieckiej.
Czytając artykuł odnoszę wrażenie, że autor lokalizacje kopalnie Fanny w obecnych Michałkowicach. Kopalnia Fanny zlokalizowana była w tym miejscu https://goo.gl/maps/bpuFUjXSQx6NMq5w6 co potwierdzają stare mapy z XIX/XX w.
W obecnych Michałkowicach nie istniej i istniała kopalnia Fanny ani kopalnia o podobnej nazwie.
Obok tej kopalni istniała kiedyś niewielka dzielnica Michalkowitz II przy obecnej ulicy Konopnickiej u stup Karlsbergu, jednak bliżej Katowic, a nie Bytomia.
Pozdrawiam
Racja. W Michałkowicach była kopalnia Michał, włączona do KWK Siemianowice.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Kopalnia_W%C4%99gla_Kamiennego_Micha%C5%82
Fajnie piszecie