“Powstania śląskie” okiem bojownika Freikorpsu „Oberland”

W 2019 roku rozpoczęły się obchody 100-lecia powstań śląskich. W związku z tym jesteśmy świadkami licznych publikacji, wydarzeń, spotkań itd. poświęconych tej tematyce. Przeglądając materiały do pisanej przeze mnie pracy doktorskiej natknąłem się na wspomnienia jednego z uczestników walk o Górę św. Anny, członka bawarskiego Freikorps „Oberland” Hansa Webera. Moim zdaniem jest to interesujący opis znanych nam wydarzeń widzianych oczami niemieckiego ochotnika. Pozwala nam na zapoznanie się z odczuciami żołnierza drugiej strony, biorącej udział w tak bardzo istotnym dla tej ziemi konflikcie.

Freikorps Oberland, a następnie Kameradschaft Freikorps und Bund Oberland przez wiele lat kultywował pamięć o poległych na Górnym Śląsku towarzyszach spotykając się w miejscowości Schliersee, gdzie znajdował się poświęcony im pomnik. Zapraszano na nie również przedstawicieli Landsmannschaft der Oberschlesier. Obecnie w miejscowości znajduje się tablica pamiątkowa na ścianie kaplicy kościoła pw. św. Jerzego. Od 2008 roku obchody nie mają wsparcia związku ani organizacji pokrewnych. Jest to efekt  pojawiania się na nich reprezentantów rewizjonistycznej, skrajnej prawicy. Władze gminy rozważają nawet usunięcie pamiątkowej tablicy.

Tekst stanowi jedynie materiał źródłowy i nie ma na celu promocji jakichkolwiek postaw i zachowań politycznych.

Tomasz Kosiński – historyk idei, doktorant w Instytucie Historii UŚ. Naukowo zajmuje się radykalizmem politycznym, ze szczególnym uwzględnieniem Niemiec. Interesuje się historią Górnego Śląska, konfliktami etnicznymi w Europie oraz sportami walki.

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

 

Hans Weber urodził się w 16 kwietnia 1901 roku. W 1919 roku był członkiem Freikorps Epp, brał udział w tłumieniu Bawarskiej Republiki Rad. Następnie wstąpił do Freikorps Oberland, walczył na Górnym Śląsku. W czasie II wojny światowej stacjonował w Norwegii oraz Rosji. Po drugiej wojnie światowej zaangażował się w działania Kameradschaft Freikorps und Bund Oberland, którym kierował od 1968 do 1979 roku. Zmarł 20 lipca 1993 w Monachium.

Moje wspomnienia z Górnego Śląska
Hans Weber

Po niefortunnym zakończeniu pierwszej wojny światowej nastąpiły burzliwe czasy wewnątrz imperium. Spartaksiści działali w Zagłębiu Ruhry, Max Hölz w środkowych Niemczech, Karl Liebknecht oraz Róża Luxemburg – pułk strachu. Również z zewnątrz groziły imperium niebezpieczeństwa, w szczególności na wschodniej granicy. Trzecia polska inwazja na przemysłowy Górny Śląsk przyniosła ze sobą wołanie o pomoc oraz stan wyjątkowy w całych Niemczech. Oficjalna interwencja rządu nie mogła mieć miejsca ponieważ od 31 stycznia 1920 r. w strefie referendalnej stacjonowali Francuzi, Anglicy oraz Włosi, była ona także pod „mieczem Damoklesa” znanego z oczywistej życzliwości wobec Polski, francuskiego generała Le Ronda.

Dej pozōr tyż:  Ślōnske Wordle abo bez szpas ku wiedzy – nowe norzyńdzie do nauki ślōnskigo jynzyka

Nie mogłem patrzeć  na cierpienie Górnoślązaków i zameldowałem się – mając wówczas 20 lat – w Monachium we Freikorps Oberland, wraz ze mną stawili się liczni ochotnicy z całego kraju, z różnych warstw społecznych, zwłaszcza wielu studentów. Zakamuflowano werbunek, transporty, noszenie broni, ponieważ, zgodnie z traktatem wersalskim, Niemcy  znajdowały się pod kontrolą Sojuszniczej Komisji Kontroli. Udaliśmy się koleją w cywilnym stroju w kierunku Górnego Śląska; niezupełnie bez obaw, podróż wiodła przez czerwoną Saksonię, w międzyczasie stało się głośno, że „Oberland“ jest w drodze. Groźby i nadużycia ze strony czerwonych były na porządku dziennym. Uspokoiliśmy się, gdy dotarliśmy na Śląsk, do naszego celu, górnośląskiego miasteczka Neustadt (Prudnik- przyp. T.K.). Miejscowa ludność odetchnęła z ulgą. Wszędzie mówiono: “Bawarczycy, Oberlandczycy są tutaj”!

Pierwszą noc spędziliśmy w barakach. Następnie przenieśliśmy się do naszych kwater w Deutsch Rasselwitz (Racławice Śląskie – przyp. T.K), Leobschütz  (Głubczyce – przyp. T.K.), Gläsen (Klisino – przyp. T.K.) Schönau (Szonów – przyp. T.K.) i innych wsiach rolniczych, gdzie przyjmowano nas bardzo dobrze. Tutaj  formacje zostały podzielone, wydano ubrania, wyposażenie i uzbrojenie. Z dumą przenieśliśmy się do Krappitz/Oder (Krapkowic – przyp. T.K.) gdzie odbyło się szkolenie. W międzyczasie, dzięki napływowi ochotników ze wszystkich części kraju można było utworzyć bataliony, mimo niewystarczającego uzbrojenia. W słoneczny dzień z brzegów Odry widziałem górę świętej Anny, święte miejsce Górnoślązaków, które wznosi się na ponad 400 metrów i panuje nad doliną Odry. Myśl o konieczności szturmu na tę zajętą przez Polaków górę sprawiła, że na początku poczuliśmy się trochę dziwnie.

Nadszedł czas. 20 maja 1921 r. o godz. 22.00 Freikorps Oberland pod dowództwem majora Horadama był gotowy do wymarszu na rynku w Krappitz. Wyszedł przez most na Odrze w mroczną noc. Nikt nie wiedział dokładnie, co nas czeka. Wkrótce szliśmy rzędem, gęsiego, cicho po pozornie niekończącej się drodze przez Ottmuth-Karlubitz-Gogolin (Otmęt-Karłubiec – przyp. T.K.). Nocną ciszę przerwał wystrzał karabinu i ogień karabinu maszynowego, wywołany przez przeciwnika oraz niemiecki Selbstschutz, który miał bronić wydłużonego wschodniego krańca Gogolina, a tym samym Krappitz, które były obszarem służącym zaopatrzeniu. Co jakiś czas było podejrzanie cicho – cisza przed burzą! Robienie żartów skończyło się. Pośród nas było wielu towarzyszy, którzy mieli pierwszy raz do czynienia z bronią.

Tuż przed świtem pierwszy batalion szturmowy kapitana Oestreichera, do którego należałem, zajął pozycję wyjściową. Pierwszymi celami były piece wapienne Gogolina i wioska Sackrau (Zakrzów-przyp. T.K.). Tutaj Polacy byli kompletnie zaskoczeni, dzięki temu przejęliśmy ich broń. Wykorzystując efekt ataku batalion dotarł do miasta po złamaniu polskiego oporu i eliminacji artylerii na wieży kościelnej we wsi Jeshona (Jasiona – przyp. T.K.)  przybliżył się do górującego szczytu góry św. Anny. Najwyższe kierownictwo zdecydowało się na przystąpienie do szturmu. W tym celu formacje zostały przegrupowane. Nasz dowódca baterii przejął dwa działa schwytane w Sackrau, aby dać wsparcie dla ataku koncentrycznego. Znowu rozpoczęliśmy marsz mimo trudności jakie sprawiał teren i wysoka temperatura, przy czym muszę wspomnieć o grupie żeglarzy z 1. Kompanii, wszystkich odważnych chłopaków, którzy nie bali się niczego. W południe góra św. Anny była w naszych rękach. Czarno-biało-czerwona flaga na wieży kościoła klasztornego świadczyła o sukcesie, kluczowa, polska pozycja została zdobyta przez przeciwnika. W ten pierwszy dzień bitwy moja kompania straciła dwóch monachijskich towarzyszy, Günthera Thomasa i Reinholda Böttge, którzy zakochali się w Górnym Śląsku.

Dej pozōr tyż:  Alexis Langer - architekt, budowniczy wizytówki Kattowitz-Katowic

Pierwszy batalion szturmowy „Teja” pod dowództwem kapitana Oestreichera zajął kwaterę na górze św. Anny, ja sam dom ze sklepem z pamiątkami. Po tym zwycięstwie Polacy ściągali znaczne siły, aby odzyskać strategicznie ważną górę. Trzeba było to przewidzieć.

Już 23 maja generał Hoefer, lider samoobrony, zarządził atak na oddziały Polaków w kierunku Lichinia-Salesche-Slawentzitz. (Lichynii-Zalesia Śląskiego- Sławięcic – przyp. T.K.) Slawentzitz. Lychinia była dobrze chroniona przez wroga i przyjęła 1. Batalion Szturmowy  silną piechotą i ogniem artylerii. Nasze jednostki dotarły tylko do środka wioski. Ze względu na wyższość nieprzyjaciela nasz batalion musiał wrócić na swoje pierwotne miejsce i przez cały dzień był narażony na silny ogień artyleryjski.

Atak został powtórzony. Często miejsce to przechodziło z rąk do rąk. Walkę utrudniały pola wysokiego zboża, w których leżeli Polacy, strzelali z ukrycia, często udawali martwych lub rannych, brali udział w walce w najbardziej niesprawiedliwy sposób. Z Salesche przeszli do Slawentzitz. Tutaj ponieśliśmy spore straty, gdy częściowo wysadzony most zawalił się, zakopał pod sobą człowieka, konia i wóz.

Ostatnia duża operacja odbyła się 4 czerwca 1921 r. kiedy to Polacy wpadli  w kleszcze, zostali rozbici, a tym samym terytorium aż do ważnego punktu kontroli kolejowej Kandrzin (Kędzierzyn – przyp. T.K.) zostało odzyskane.

W międzyczasie jednostki niemieckie rozwinęły się tak bardzo pod względem kadr i broni, że zainspirowane wcześniejszymi sukcesami, byłyby w stanie zająć cały obszar przemysłowy, aż po granicę i oczyścić  go z jednostek polskich. Wtedy rozpoczęła się intryga francuskiego generała Le Ronda. Zagroził rozmieszczeniem regularnych oddziałów francuskich przeciwko niemieckiej samoobronie i zmusił niemieckich przywódców nie tylko do zaprzestania ataków, ale także do podjęcia działań mających na celu rozwiązanie stowarzyszeń. Francuzi wepchnęli się między fronty Niemców i Polaków, a tym samym pozbawili nas ostatecznego sukcesu: uniemożliwili wyzwolenie Górnego Śląska.

Dej pozōr tyż:  Gdzie szumi Opawa… cz. 3 (ostatnia)

Mimo rany w nogę zostałem z oddziałami walczącymi do końca. Jednak leczenie szpitalne było konieczne. Wysłano mnie do szpitala w Klein-Strehlitz (Strzeleczki- przyp. T.K.). Do dziś pamiętam dwie siostry Theę i Pię, które zgłosiły się na ochotnika do pomocy rannym i opiekowały się nami we wzorowy sposób. Potem zostałem przeniesiony do Neustadt i oddany pod opiekę mnichów. W moim pokoju leżał 17-letni Górnoślązak, który z różnym humorem znosił potrójną ranę. My ranni, dziękujemy za wasze wysiłki, całe dobro oraz za zorganizowaną wycieczkę autobusem w pobliskie góry. Pomimo zakończenia walk Komisja Plebiscytowa polowała na  członków  Freikorps. Ja też byłem zakamuflowany. Nad moim łóżkiem wisiała tabliczka, na której prowadzono mnie jako „rolnika”.

W sierpniu 1921 r. wróciłem do rodzinnego Monachium, nagrodzony orderem Schlesischen Adler I. i II. Klasy. Nadal lubię myśleć o tym pięknym kraju z jego niewymagającymi i dobrymi ludźmi. 24 lata później – w 1945 roku – doświadczyłem Górnego Śląska będąc znów w potrzebie. Po roku walki w górach w północnej Norwegii, po trzech latach w północnej Rosji przyjechałem do Richtersdorfu (Wójtowa Wieś – przyp. T.K.) koło Gleiwitz.

I jeszcze dziś – dziesiątki lat po użyciu „Freikorps Oberland“ na Górnym Śląsku – spotykamy się my, żyjący Oberländerzy 21 maja każdego roku w Schliersee, aby upamiętnić ponad 400 osób z 1921 roku. Zapraszamy szczególnie wysiedlonych Górnoślązaków. Wolontariusze ze wszystkich części Niemiec znaleźli się w maju 1921 r. we Freikorps Oberland, wśród nich było szczególnie wielu obywateli Monachium, tyrolskiego Sturmzug,  w Kompanii  Kolm pod Oblt. oraz pilotów myśliwskich Kolm z Dortmundu, w Kompanii v. Eicken, w Kompanii v. Scheffler, w Komapnii v. Richthofen, w Freikorps Roßbach, w Freikorps Pfeffer, w Freikorps Bergerhoff, w Sturmabteilung Heinz Hauenstein, w której walczył również Albert Leo Schlageter, w Freikorps v. Heydebreck, w bateriach porucznika Lemberta i kapitana Mulza, w „Oderschutz“ i wielu innych. Jednostki Grupy Południowej pod dowództwem generała Hoefera, również w Grupie Północnej podpułkownika.Grützner na obszarze Kreuzburg-Rosenberg (Kluczbork – Olesno – przyp. T.K.).

Wy, wszyscy towarzysze,

moje pozdrowienia idą w tę stronę.

 

Wspomnienia ukazały się w piśmie Die Schwarze Front, Folge 35

Opracowanie i tłumaczenie Tomasz Kosiński

Schliersee 1937 obchody ku pamięci poległych w walkach o Górę św. Anny. Źródło: prywatne zbiory/ Die Schwarze Front, Folge 35
Pamiątkowy pomnik w Schliersee poświęcony poległym w walkach na Górnym Śląsku. Źródło: prywatne zbiory/ Die Schwarze Front, Folge 35

 

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

Ôstŏw ôdpowiydź

Twoja adresa email niy bydzie ôpublikowanŏ. Wymŏgane pola sōm ôznŏczōne *

Jakeście sam sōm, to mōmy małõ prośbã. Budujymy plac, co mŏ reszpekt do Ślōnska, naszyj mŏwy i naszyj kultury. Chcymy nim prōmować to niymaterialne bogajstwo nŏs i naszyj ziymie, ale to biere czas i siyły.

Mōgliby my zawrzić artykuły i dŏwać płatny dostymp, ale kultura powinna być darmowŏ do wszyjskich. Wierzymy w to, iże nasze wejzdrzynie może być tyż Waszym wejzdrzyniym i niy chcymy kŏzać Wōm za to płacić.

Ale mōgymy poprosić. Wachtyrz je za darmo, ale jak podobajōm Wōm sie nasze teksty, jak chcecie, żeby było ich wiyncyj i wiyncyj, to pōmyślcie ô finansowym spōmożyniu serwisu. Z Waszōm pōmocōm bydymy mōgli bez przikłŏd:

  • pisać wiyncyj tekstōw
  • ôbsztalować teksty u autorōw
  • rychtować relacyje ze zdarzyń w terynie
  • kupić profesjōnalny sprzynt do nagrowaniŏ wideo

Piyńć złotych, dziesiyńć abo piyńćdziesiōnt, to je jedno. Bydymy tak samo wdziynczni za spiyranie naszego serwisu. Nawet nojmyńszŏ kwota pōmoże, a dyć przekŏzanie jij to ino chwila. Dziynkujymy.

Spōmōż Wachtyrza