Polska kampania “samorządowa”
Premier Mateusz Morawiecki ogłosił datę wyborów samorządowych. Odbędą się one 21 października 2018 i już oficjalnie kandydaci mogą prowadzić kampanię wyborczą. Oficjalnie, bo praktycznie jej partyjna część trwa już co najmniej od lata tego roku.
Na pierwszy ogień poszła akcja bilbordowa dwóch największych przeciwników politycznych, którzy od lat zajmują się głównie atakami na siebie. Nie inaczej jest też teraz. Niby wybory samorządowe, niby mamy wybrać władze gmin, powiatów i naszych województw, a partie warszawskie traktują kampanię jako pole do walki międzypartyjnej całkowicie oderwanej od tematyki samorządowej. Czy ta kampania nie pokazuje najlepiej stosunku centrali do samorządności w Polsce? I to niezależnie z jakiej opcji dana partia/koalicja by nie była?
Co mają wybory na poziomie lokalnym i regionalnym wspólnego z hasłami “PiS zabrał tym, a dał tym”. Gdzie tu jest pochylenie się jakiekolwiek partii nad problemami mojego województwa, mojego powiatu, o gminie nie wspominając? Co radni mojej gminy czy powiatu będą mogli zrobić w prawie wzmocnienia lub wykluczenia PiS-u na poziomie sejmu?
Czy z takiego sposobu uprawiania polityki są jakieś wyjścia? Nie jestem politologiem, ale widzę dwa.
Pierwsze – systemowe: jeśli partie poważnie traktują samorządy, to wybory samorządowe w poszczególnych województwach powinny odbywać się w różnych terminach. To zmusi nawet partie centralne, aby w wyborach do sejmiku np. województwa opolskiego chociaż próbować pochylić się nad problemami tego województwa, bo inaczej komitety regionalne/lokalne je wypunktują. Dzisiaj komitety regionalne też tego próbują, ale ich argumenty zostają “przykryte” potężnymi budżetami partii centralnych i ich ogromnymi kampaniami w TV, radio czy też ogólnopolskich bilbordach. Na to jednak musi zgodzić się sejm, czyli partie warszawskie, więc na szybką realizacjię takiego postulatu nie ma co liczyć.
Drugie – regionalne: mamy to szczęście, że na Górnym Śląsku, zarówno w woj. śląskim jaki i opolskim, tradycje samorządności są zdecydowanie większe i możemy z powodzeniem wybrać komitety z naszego regionu. Szukajmy ich, sprawdzajmy je, zobaczmy co mają do zaoferowania. Porównujmy ich programy z ofertami tych dużych partii, ale róbmy to krytycznie. Zastanówmy się, czy kolejna obietnica wymyślona w Warszawie dla “uszczęśliwienia obywateli” całej Polski jest do zrealizowania na poziomie mojej gminy, powiatu czy województwa. A może też partie warszawskie mają nas za bezwolne maszynki do głosowania, którym wystarczy grać na emocjach hasłami o wzajemnym okradaniu się największych tuzów polskiej polityki.