Piotr Zdanowicz: Śląsk też miał swojego „Fausta”

Słowo „Faust”, niechybnie kojarzy nam się z magią albo też sztuką, do której liczni autorzy wprowadzili postać legendarnego alchemika. Tymczasem artykuł nasz nie będzie o sztuce, magii czy alchemii, ale o śląskim przemyśle… Nudy?… niekoniecznie.

Z ZIEMI SAKSOŃSKIEJ DO ŚLĄSKIEJ…

Jest rok 1779. Filip Kiss, zarządca książęcej huty w Parocanach (dzisiaj dzielnica Tychów z pięknym jeziorem i nie mniej urokliwymi lasami), jedzie do Saksonii w okolice Wernigerode, by odwiedzić swego sędziwego ojca. Otrzymuje też od ówczesnego wolnego pana na Pszczynie, księcia Erdmanna von Anhalt Köthen, polecenie znalezienia fachowca na stanowisko sztygara (wówczas nadzorca całego zakładu) kopalni Emanuelssegen (obecnie Murcki, dzielnica Katowic), która zaopatrywała paprocką hutę w węgiel.

W tym samym czasie, w saksońskim Ilsenburgu, położonym opodal Wernigerode, niejaki Johann Christian Ruberg przerwał już kilka lat wcześniej studia w Berlinie, bo ojciec – młynarz utracił majątek, stając się ofiarą osiemnastowiecznej wersji oszustwa „na wnuczka”, w tym wypadku raczej „na alchemika”…

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

Otóż zatrudnił on i zakwaterował w swym domu, biegłego ponoć chemika, który miał dokonać rewolucyjnych odkryć potrzebnych w przemyśle, dzięki którym Ruberg senior miał zyskać fortunę. Tymczasem, nie dość, że samozwańczy geniusz obficie korzystał z mecenatu młynarza, to w końcu jego największym odkryciem stało się „odkrycie” miejsca, gdzie młynarz Ruberg trzyma oszczędności. Nie musimy też chyba dodawać, że po tym fakcie opuścił on dom Rubergów bez pożegnania. W każdym razie Ruberg junior powrócił z „wielkiego świata” i wobec braku sensownych zajęć badał domowymi sposobami minerały i rudy metali, które to zajęcie w uprzemysłowionej Saksonii przynosiło czasem „parę groszy”, ale mówiąc kolokwialnie: „ekonomicznego szału nie było”.

Zatem, gdy wszystko wskazywało na to, że młodszy z Rubergów dokona żywota na głębokiej saksońskiej prowincji – stała się rzecz dziwna. Do osady przybywa wspomniany już książęcy zarządca Filip Kiss (ojciec sławnego malarza Augusta Kissa) i spotyka się z Rubergiem. Nie najmłodszy już, 34-letni Christian, ma w swym CV przerwane studia teologiczne i domorosłe „zabawy w chemika”. Nie posiada dyplomu, referencji ani praktyki zawodowej, a mimo to Kiss proponuje mu posadę nadzorcy… kopalni… Zupełnie, jakby posiadał jakąś tajemną wiedzę, która dawała pewność, że „domorosły chemik” bez inżynierskiego wykształcenia to najlepszy kandydat na „górniczego specjalistę”. Ruberg zaś, nie mając nic do stracenia, zostawia ojczyste strony i jedzie na Górny Śląsk, gdzie – jak się później okazało – pozostanie już do końca życia.

GÓRNOŚLĄSKIE POCZĄTKI SAKSOŃSKIEGO FACHMISTRZA

Tymczasem jest już rok 1780 i Christian Ruberg odbywa staż w hucie żelaza w Paprocanach. Już wówczas wspomniany wcześniej Filip Kiss jest zachwycony jego kreatywnością i nietuzinkowym talentem. Zapisał na przykład w pamiętniku, że w sobie tylko znany sposób, Saksończyk potrafił uzyskać czysty mosiądz, przetapiając miedź z żużlem wielkopiecowym zawierającym rudę galmanu.

Po kilku miesiącach pracy w hucie, Ruberg przenosi się jednak kilka kilometrów na północ i niemal w samym środku dawnych Górnych Lasów Pszczyńskich (obecne Lasy Murckowskie na terenie Katowic), obejmuje obiecane stanowisko nadzorcy kopalni Emanuelssegen. O tym rozdziale z życia Ruberga wiemy niewiele. Zresztą, pracował on w górnictwie ledwie 2 lata, bo już w 1782 r. znalazł się w położonej kilka kilometrów na wschód, hucie szkła w Wesołej (dzisiaj dzielnica Mysłowic) i właśnie ten etap jego życia okaże się najbardziej twórczy.

Dej pozōr tyż:  Gdzie szumi Opawa… cz. 3 (ostatnia)
Nad Jeziorem Paprocańskim w Tychach znajdowała się huta (obecnie gościniec i restauracja), gdzie Johann Christian Ruberg rozpoczął górnośląski etap swego życia (fot. Piotr Zdanowicz)

CYNKOWA SŁAWA KRUCHA JAK SZKŁO             

Zatem, jak zapisał w pamiętniku Filip Kiss, w 1782 r. książę Fryderyk Erdmann przenosi Ruberga z Emanuelssegen do huty w Wesołej, gdzie otrzymuje on stanowisko faktora (nadzór w imieniu księcia nad działalnością produkcyjną) oraz rendanta (nadzór nad finansami huty).

Huta w Wesołej powstała w 1762 r., a jej wyroby stały się z czasem znane daleko poza granicami Śląska. Oczywiście w owym czasie piece hutnicze w Wesołej (podobnie jak we wszystkich tego typu zakładach w Europie kontynentalnej) były opalane drewnem lub węglem drzewnym, bowiem chociaż znano od wieków węgiel kamienny, to jednak nie potrafiono skutecznie odprowadzać jego trujących spalin oraz w sposób płynny regulować temperatury procesów hutniczych. Między innymi dlatego, naczelnik Głównego Urzędu Górniczego na Śląsku (mieścił się we Wrocławiu), hrabia Friedrich von Reden, wysłał Ruberga na praktykę do Hanoweru, Hesji, Czech oraz Anglii.

Czas ten nie został stracony, bowiem od razu po powrocie w 1786 r., zaprojektował Ruberg nowe palenisko dla pieca w hucie szkła i przystosował je do opalania węglem. Wówczas też władca pszczyński mianował Christiana Ruberga zarządcą powstałej rok wcześniej kopalni, którą nazwano później Rubergs Grube.

Jak podają różne źródła, Ruberg poczynił jeszcze wiele ulepszeń w dziedzinie produkcji szkła, jednak nie to zdecydowało o jego sławie. Otóż obok rutynowej działalności zawodowej, badał on także procesy hutnicze, które umożliwiały pozyskanie możliwie najbardziej czystego cynku. Dlaczego cynku? Ponieważ bez cynku nie da się produkować mosiądzu, a właśnie wyroby z mosiądzu były wówczas, obok stali i żeliwa, najpowszechniej stosowane. Zatem kto posiadał „patent” na skuteczną i wydajną produkcję cynku, ten stawał się przemysłowym potentatem.

Ruberg cierpliwie pracował na swój sukces i wreszcie w 1792 r. wynalazł prosty sposób uzyskiwania czystego cynku z rudy galmanu. Zaprojektował też tak zwane piece muflowe, gdzie załadunek wsadu i wyładunek produktu odbywały się metodą ciągłą (bez wyziębiania komory). Na dodatek w piecach tych wsadem mogły być odpady po wytopie żelaza zawierające rudę galmanu. Spowodowało to kilkusetprocentowy (!) wzrost opłacalności produkcji. Rubergowski sposób wytopu cynku nazwano później metodą śląską, a Ruberga okrzyknięto Śląskim Faustem.

W 1798 r. Ruberg zaprojektował też hutę cynku, opartą na śląskiej metodzie, która stanęła w Wesołej, tuż przy hucie szkła. Później wszystko potoczyło się lawinowo. Huty cynku rosły jak grzyby po deszczu i w samym tylko 1823 r., z którego zachowały się precyzyjne dane, zarejestrowano na Górnym Śląsku 26 takich zakładów.

Gigantycznych fortun, obok władców pszczyńskich, dorabiali się: Ballestremowie, książęta Hohenlohe, Donersmarckowie, Winklerowie, Larischowie czy też Karol Godula, zwany „królem cynku” oraz wielu innych. Śląsk był przez wiele dekad największym producentem cynku na świecie, wytwarzając w najlepszym okresie prawie połowę światowej produkcji. O doniosłości wynalazku Ruberga świadczy także fakt, iż ostatni piec do wytopu cynku metodą śląską wygaszono dopiero w 1980 r., a więc „rubergowski patent” był w użyciu przez niemal 200 lat.

Dej pozōr tyż:  Alexis Langer - architekt, budowniczy wizytówki Kattowitz-Katowic
Tablica pamiątkowa poświęcona Rubergowi na budynku szkolnym w Wesołej (fot. Piotr Zdanowicz)

ŁAWKI, CZYLI ZWIEŃCZENIE GODNE „FAUSTA”

Parę wersów wyżej wymieniliśmy kilka rodów i osób, którym produkcja cynku przyniosła fortuny, ale nie było wśród nich Christiana Ruberga. To nie pomyłka, bowiem częsty w takich wypadkach scenariusz sprawdził się i tym razem. Śląski Faust w pewnym momencie przestał być potrzebny i resztę życia spędził w zaściankowej śródleśnej osadzie Ławki (obecnie dzielnica Mysłowic).

Pewnie moglibyśmy sobie wyobrazić, że wobec dawnych zasług, lata owe spędzał przynajmniej w pięknym dworku z nabytym tytułem szlacheckim. Nic podobnego. Po swych dokonaniach miał Ruberg w najbliższym otoczeniu niemal samych wrogów, którzy pragnęli skonsumować jego sukces.

W następstwie intryg, głównie niejakiego Josefa Hilligerta (Hilgerta?) – mistrza hutniczego i pomocnika Ruberga w Wesołej, a także syna Hilligerta oraz radcy pszczyńskiej kamery – Bahna, książę przestał popierać Ruberga i dlatego w 1800 r. stracił on stanowisko zarządcy hut oraz kopalni w Wesołej. Krótko pracował jako asesor kamery w Pszczynie, a potem wysłano go na emeryturę. Dokonał więc Christian Ruberg swego żywota we wspomnianym już przysiółku Ławki, obficie topiąc swe żale w alkoholu.

Malownicze łąki z widokiem na dawną osadę Ławki (obecnie tereny Mysłowic), gdzie ostatnie lata życia spędził Christian Ruberg (fot. Piotr Zdanowicz)

W Wesołej, na budynku szkoły istniejącej w miejscu dawnej huty szkła, jest tablica poświęcona wynalazcy. Dwa kilometry na północny-zachód, do czasów II wojny, istniała też leśniczówka o nazwie Ruberg stojąca na wzgórzu, które w swej publikacji z 1930 r., Józef Piernikarczyk nazwał Górą Ruberga. Znamy też cmentarz, na którym został pochowany Śląski Faust, ale ten znajduje się kilka kilometrów na południe, w dawnym przysiółku Anhalt, założonym przez protestanckich osadników z Małopolski (obecnie Hołdunów – dzielnica Lędzin).

SMUTNEGO EPILOGU CIĄG DALSZY

Wiemy zatem, że Ruberg został pochowany na ewangelickim cmentarzu w Hołdunowie. Jednak i z tym miejscem wiąże się historia niezbyt optymistyczna. Otóż, ponoć syn wspomnianego już Hilligerta, postanowił wykraść Rubergowi nawet sławę. Miał w tym celu kazać zniszczyć inskrypcje na nagrobku Ruberga, a zapis zasług przynależnych Rubergowi umieścić na pomniku nagrobnym swego ojca – Jozefa Hilligerta. Dlatego też nie mamy dziś pewności, w którym miejscu cmentarza spoczywają doczesne szczątki Śląskiego Fausta.

Jest jeszcze jedna osoba związana z tą historią – wytapiacz huty w Wesołej, niejaki Antoni Ziobro (zapisywany też jako Ziebro). On także był w konflikcie z Hilligertem juniorem, więc opuścił potajemnie hutę. Jednak z racji tego, iż posiadał wiedzę niemal „tajemną”, a w każdym razie bardzo cenną, był ścigany przez agentów pszczyńskiego księcia.

Ponoć po dwóch latach „niebytu” pojawił się Ziobro w Królewskiej Hucie (Chorzowie), gdzie za namową nadradcy hutniczego Johanna Karstena został głównym technologiem w założonej w 1809 r., pierwszej państwowej hucie cynku Lydognia, będącej w chwili budowy najnowocześniejszym tego typu zakładem w Europie kontynentalnej. Tym samym państwo pruskie znalazło się w posiadaniu tajników wytopu cynku metodą Ruberga, którą dotąd stosowano wyłącznie w prywatnych cynkowniach należących do władców pszczyńskich.

Na hołdunowskim cmentarzu zachował się dom pogrzebowy z czasów Ruberga. Na jego ścianie jest też kolejna tablica pamiątkowa, ale i tutaj mamy pewien kłopot. Otóż na tablicy widnieje rok 1751 jako data urodzin Ruberga. Tymczasem, wprawdzie nie wiemy kiedy dokładnie saksoński wynalazca przyszedł na świat, ale w zachowanych księgach parafialnych w Ilsenburgu, przy chrzcie Johanna Christiana Ruberga zapisano datę 4 września 1746, więc w 1751 r. miał on już co najmniej 5 lat.

Dej pozōr tyż:  Katowice: Teatr Korez w kwietniu
Kaplica pogrzebowa na hołdunowskim cmentarzu pamięta czas „ostatniej drogi” Christiana Ruberga (fot. Piotr Zdanowicz)

SKROMNA PAMIĄTKA PO NIEZNANYM GENIUSZU

Wyjątkowa pamiątka po wynalazcy z Wesołej istnieje na widocznej z Hołdunowa Górze Klimont, czyli legendarnej lędzińskiej Klemensowej Górce, związanej z opowieściami dotyczącymi chrystianizacji Śląska w czasach wielkomorawskich. Otóż wierzchołek wzgórza wieńczy niewielki barokowy kościółek, a tam znajduje się żyrandol wyprodukowany właśnie w hucie szkła w Wesołej.

Na dodatek, pochodzi on z 1792 r., a więc z czasów gdy hutą zarządzał Christian Ruberg. Być może genialny fachmistrz sam projektował jego kształt, na pewno nadzorował wykonanie, sprawdzał jakość… Dodajmy, że pięć żyrandoli, wyprodukowanych przez hutę w Wesołej, zdobi również salę luster na zamku pszczyńskim, ale te zostały wykonane, gdy Ruberg nie był już jej szefem.

Cóż, zniknęły potężne cynkownie i wielkie fortuny, które przyniosły swym właścicielom. Zniknęły magnackie rody „cynkowych potentatów” i wiele ich pałaców… Bardziej ponadczasowy okazał się niepozorny żyrandol, wiszący w kameralnym kościółku z dala od utartych turystycznych szlaków, stając się najbardziej namacalną cząstką dziedzictwa Śląskiego Fausta, a jednocześnie pamiątką po tym – jak zanotował w swych zapiskach Filip Kiss – „skromnym i wciąż niespokojnym człowieku”

Smutna jest zatem historia życia Johanna Christiana Ruberga – przybysza z Saksonii, który Śląskowi ofiarował swój talent nie otrzymując w zamian zbyt wiele, ani za swego życia, ani później. Tym bardziej cieszy, że coraz częściej pojawiają się działania mające na celu upamiętnienie tego człowieka zasłużonego nie tylko dla Śląska, ale całego światowego hutnictwa. Dzięki temu, postać Christiana Ruberga zaczyna zajmować należne jej miejsce w śląskiej świadomości historycznej.

Warto też pamiętać, że Ruberg i jego dokonania to zaledwie cząstka wielkiej skarbnicy śląskich dziejów. Jeszcze setki postaci, wydarzeń i ciekawych miejsc czekają na swoje drugie życie. Czekają po to, by kolejne pokolenia mieszkańców Śląska zrozumiały, że jest to miejsce intrygujące, które musimy wciąż odkrywać na nowo, wraz z jego wielobarwną kulturą, tradycją i tożsamością.

Zabytkowy kościół na legendarnej Klemensowej Górce w Lędzinach skrywa „najbardziej żywą” pamiątkę po saksońskim „górnośląskim” wynalazcy – liczący 227 lat żyrandol wykonany w hucie szkła w Wesołej pod nadzorem faktora Ruberga (fot. Piotr Zdanowicz)

Aby dowiedzieć się więcej o Christianie Rubergu, ale także o historii hutnictwa cynku na Śląsku, warto odwiedzić Muzeum Hutnictwa Cynku „Walcownia” w Katowicach Szopienicach (www.walcownia.org/), które jest także jednym z obiektów na kultowym już Szlaku Zabytków Techniki województwa śląskiego (www.zabytkitechniki.pl/)

Tekst i foto: Piotr Zdanowicz – pasjonat oraz badacz historii, kultury i przyrody Górnego Śląska. Dziennikarz, autor lub współautor książek i reportaży, a także kilkunastu prelekcji, kilkudziesięciu artykułów prasowych oraz kilkuset tysięcy fotografii o tematyce śląskiej. Pomysłodawca rowerowych i pieszych szlaków krajoznawczych na terenie Katowic, Mysłowic i Tychów oraz powiatu kędzierzyńsko-kozielskiego. Poeta, muzyk i plastyk-amator. Z zawodu elektronik, budowlaniec oraz magister teologii.

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

Piotr Zdanowicz – Górnoślązak narodowości śląskiej urodzony w Raciborzu, mieszkający w Kędzierzynie-Koźlu, duchem – katowiczanin. Pasjonat i badacz historii, kultury i przyrody Górnego Śląska oraz popularyzator krajoznawstwa i turystyki pieszo-rowerowej. Dziennikarz, publicysta, muzyk, poeta, fotograf. Autor reportaży, książek i filmów o tematyce śląskiej. Pisze w języku śląskim, polskim i czeskim.

Śledź autora:

Ôstŏw ôdpowiydź

Twoja adresa email niy bydzie ôpublikowanŏ. Wymŏgane pola sōm ôznŏczōne *

Jakeście sam sōm, to mōmy małõ prośbã. Budujymy plac, co mŏ reszpekt do Ślōnska, naszyj mŏwy i naszyj kultury. Chcymy nim prōmować to niymaterialne bogajstwo nŏs i naszyj ziymie, ale to biere czas i siyły.

Mōgliby my zawrzić artykuły i dŏwać płatny dostymp, ale kultura powinna być darmowŏ do wszyjskich. Wierzymy w to, iże nasze wejzdrzynie może być tyż Waszym wejzdrzyniym i niy chcymy kŏzać Wōm za to płacić.

Ale mōgymy poprosić. Wachtyrz je za darmo, ale jak podobajōm Wōm sie nasze teksty, jak chcecie, żeby było ich wiyncyj i wiyncyj, to pōmyślcie ô finansowym spōmożyniu serwisu. Z Waszōm pōmocōm bydymy mōgli bez przikłŏd:

  • pisać wiyncyj tekstōw
  • ôbsztalować teksty u autorōw
  • rychtować relacyje ze zdarzyń w terynie
  • kupić profesjōnalny sprzynt do nagrowaniŏ wideo

Piyńć złotych, dziesiyńć abo piyńćdziesiōnt, to je jedno. Bydymy tak samo wdziynczni za spiyranie naszego serwisu. Nawet nojmyńszŏ kwota pōmoże, a dyć przekŏzanie jij to ino chwila. Dziynkujymy.

Spōmōż Wachtyrza