O językowych mitach, Kochanowskim i ślōnskij gŏdce

Języki, tak jak i inne sfery życia, obrastają nieraz mitami i jest to zjawisko spotykane na całym świecie. Wiele takich językowych mitów w opracowaniu różnych autorów zebrali w zredagowanej przez siebie książce „Language myths” (Penguin Books, 1998) Laurie Bauer i Peter Trudgill. Na stronach 66-76 znajdziemy w niej tekst Michaela Montgomery’ego „In the Appalachians They Speak like Shakespeare”. Odnosi się on do często spotykanego w obszarze kontinuum anglosaskiego przekonania, że są gdzieś jeszcze jakieś zabite deskami wioski, w których czas się zatrzymał i w których wciąż jeszcze mówi się takim samym angielskim, jak w epoce elżbietańskiej. Gdy przekonanie to straciło rację bytu w coraz gęściej zaludnionej Wielkij Brytanii, przeniosło się za ocean. Tam do dziś niejeden gotów jest ręczyć głową za to, że można takie „elżbietańskie” wioski znaleźć w rzadko odwiedzanych rejonach Appalachów.

Niedawne dyskusje parlamentarne nad śląskim językiem regionalnym po raz kolejny pokazały, że bardzo podobnym mitem karmi się też zbiorowa wyobraźnia w Polsce. Powtarza się go już od co najmniej 106 lat, a jedno z pierwszych jego świadectw znajdziemy w „Nowinach Raciborskich” z 1918 roku. W numerze 117 z 27 września podpisujący się pseudonimem „Ślązak” autor w artykule „Wasserpolnisch” pisał: „Narzecze to (…) pominąwszy wreszcie niektóre obce naleciałości – jest mową polską z 16-go stulecia, mową Kochanowskich, Rejów itd.”.

Język Kochanowskiego różnił się od współczesnego języka polskiego, istniały w nim pochylone samogłoski a, e, o, być może pochyleniu ulegało każde o przed spółgłoską nosową, nagłosowe o najprawdopodobniej poprzedzała proteza (brzmiało jak dzisiejsze śląskie ô), a wiele miękkotematowych rzeczowników żeńskich miało w dopełniaczu końcówkę -e (dziewice, łożnice, zbroje, ziemie, obok tego jednak: kuchniej, rolej, wolej). Różny od współczesnej polszczyzny był też język Reja, u którego znajdziemy ponadto wiele słów używanych do dziś w śląskim (fara, glanc, knefliczek, krepel itd.). To wszystko nie czyni jednak z języka obu tych poetów ślōnskij gŏdki, bo ta już w XVI w. różniła się od niego, a w ciągu kilku kolejnych stuleci ulegała zmianom, które doprowadziły ją do stanu, z jakim mamy do czynienia dziś.

W numerze 76 z 24 czerwca 1918 roku w cytowanych już „Nowinach Raciborskich” nieznany z nazwiska autor w artykule „O naukę religii w języku ojczystym” pisał: „Profesor Brückner bowiem powiedział o mowie górnośląskiej: »Nie jest to jakaś popsuta gwara, lecz sama treść i jądro mowy polskiej«”. Cytat ten jest często łączony z przytoczonym wyżej cytatem o mowie Rejów i Kochanowskich, co ma sugerować, że Aleksander Brückner jest autorem jednego i drugiego. Niestety, cytaty te są zwykle przytaczane bez podania źródła, a mnie dotąd nie udało się ich znaleźć w dziełach Brücknera. Znalazłem za to przykładowo taki:

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

„Wcale nie przeczymy, że kaszubskie gwary znaczniej się oddalają – należałoby jednak uwzględnić jeszcze i pruskie narzecza, i mazurskie, lecz dosyć tych przytaczań. Z każdej okolicy dałoby się zresztą coś ciekawego przytoczyć, coś osobliwszego. I nie »zepsuta« to mowa, ale sam miąż i rdzeń polszczyzny”. (A. Brückner, Dzieje języka polskiego. – Lwów, Wydawnictwo Towarzystwa Nauczycieli szkół wyższych we Lwowie, [1906], s. 176).

Dej pozōr tyż:  O „Tkoczach” – na gibko

Drugi cytat pochodzi z recenzji „Na skalnym Podhalu” Tetmajera, której autorem był Józef Flach (Przegląd Polski, r. XXXVII, 1902-1903, kwartał IV (Kwiecień, Maj, Czerwiec), s. 342-345):

„Płyniemy przeciw wodzie, występując przeciw panującemu dziś zwyczajowi pisania polskich książek tak, że ich Polak po polsku tylko mówiący bez słownika nie rozumie (…). Literatura polska nie jest tu odosobnioną, bo podobne objawy mają i inne. Zaczęło się to w dramacie, gdzie dla zadosyćuczynienia realistycznym prądom, poczęto dyalogowi nadawać charakterystyczne zabarwienie gwary lub żargonu. Doszło do tego, że np. Hauptmann napisał De Waber, których rozumie Szlązak niemiecki lub germanista obznajomiony z dyalektologią, lecz nie Niemiec lub cudzoziemiec, niemiecki język znający (…). Używanie gwary góralskiej w polskich pismach ma jednak nietylko to jedno źródło: nie jedynie dla lokalnego kolorytu używa się zamiast ogólno-zrozumiałych wyrażeń takich, do których Polakowi (…) potrzebnym jest słownik. Odgrywa tu rolę i powszechne rozmiłowanie się w życiowych objawach ludu wiejskiego i specyalnie w tej kwestyi językowej mniemanie, że tamta gwara jest bardziej polska, niż dzisiejszy pod obcemi i międzynarodowemi wpływami urobiony język, że tamta gwara, jak się w dziennikach czyta, bardziej jest zbliżoną do języka Kochanowskiego i Skargi, niż nasz obecny język”.

Fragmenty powyższej recenzji, zamierzając polemizować z autorem, Brückner przytoczył w swoich „Dziejach języka polskiego” (s. 168) i być może jakiś nieuważny czytelnik przypisał mu ich autorstwo. Jak by nie było, okazuje się, że polski mit, od którego zacząłem, bazuje na – wszystko na to wskazuje – nie istniejących cytatach. Być może jednak to ja jestem w błędzie i ktoś poda wreszcie wspomniane cytaty wraz z ich źródłem.

Na koniec, by pokazać istotne różnice między polszczyzną Kochanowskiego i dzisiyjszōm gŏdkōm, zamieszczam oryginalne teksty trzech pierwszych trenów renesansowego poety polskiego wraz z ich śląskim przekładem. Cykl „Trenów” to jeden z częściej tłumaczonych utworów Kochanowskiego. Na angielski tłumaczyli go m. in. Dorothea Prall oraz Seamus Heaney ze Stanisławem Barańczakiem, na niemiecki Spiridon Vukadinović, na francuski Marek Edmond, na czeski Jan Pilař, na chorwacki Neda Pintarić, a na rosyjski Siergiej Sowietow i Wsiewołod Rożdiestwienskij.

Drzeworyt ôd Jana Styfiego “Jan Kochanowski nad zwłokami Urszulki” podug Jana Matejki.
Tren I

 

Wszytki płácze, wszytki łzy Heráklitowé

I lámenty, i skárgi Symonidowé,

Wszytki troski ná świecie, wszytki wzdychánia

I żale, i frásunki, i rąk łamánia,

Wszytki á wszytki záraz w dom sie mój noście,

A mnie płákáć méj wdzięcznéj dziéwki pomoście,

Z którą mię niepobożna śmierć rozdzieliłá

I wszytkich moich pociech nagle zbáwiłá.

Ták więc smok, upátrzywszy gniazdo kryjomé,

Słowiczki liché zbiéra, a swé łákomé

Gárdło pásie; tym czásem mátká szczebiece

Uboga, á ná zbójcę co raz sie miece.

Prózno, bo i ná sámę okrutnik zmiérza,

A tá niebogá ledwé umyka piérza.

«Prózno płákáć»  – podobno drudzy rzeczecie.

Cóż, prze Bóg żywy, nie jest prózno ná świecie?

Wszystko prózno; mácamy, gdzie miękcéj w rzeczy,

A ono wszędy ciśnie: błąd wiek człowieczy.

Nie wiem, co lżéj: czy w smutku jáwnie żáłowáć,

Czyli sie z przyrodzeniem gwałtem mocowáć.

Tryn I

 

Wszyske płacze, wszyske lzy Heraklitowe

I lamynty, i skargi Symōnidowe,

Wszyske utrŏpy w świecie, cołke wzdychanie

I starości, i żale, i rōnk łōmanie,

Wszyske sie u mie w dōma szyrzcie i mnōżcie,

Płakać pō mojij miyłyj dziouszce pōmōżcie,

Z kerōm mie niypobożnŏ śmierć rozdzielyła

I wszyskich mojich pociech wrŏz pozbawiyła.

Tak prawie gŏd, jak dojzdrzy gniŏzdo na strōmie,

Słowiki młode kradnie, w gŏrdziyl łakōmie

Ciśnie je; darmo skrzeczy matka borŏka,

Na ôkrutnika darmo chciała by skŏkać.

Darmo, bo zymby na niã tyż zbuj tyn szczyrzy

I biydnŏ ledwo z całym uciekŏ piyrzym.

Darymne płaczki – możno pedzieć mi chcecie?

Dyć co, na Boga, niy je darymne w świecie?

Macŏsz po prōznu, wszysko gniecie i dusi,

I nikaj ulgi niy ma: błōndzić człek musi.

Niy wiym, co łacnij: w smutku jawnie żałować,

Abo sie z człeczōm dolōm na gwołt pasować.

Tren II

 

Jeslim kiedy nád dziećmi piórko miał zábáwić,

A kwóli temu wieku lekkié rymy stáwić,

Bodajże bych był ráczéj kolébkę kołysał

I z drugiémi nieważné mamkom pieśni pisał,

Którémiby dziecinki noworodné spiły

I swoich wychowáńców lámenty tóliły!

Tákié frászki mnie zbiéráć pożyteczniéj było

Niżli, w co mię nieszczęścié moje dziś wpráwiło,

Płákáć nád głuchym grobem méj wdzięcznéj dziewczyny

I skárżyć sie ná srogość ciężkiéj Prozerpiny.

Alem użyć w obojgu jednákiéj wolności

Nie mógł: owom ominął, jáko w dordzáłości

Dowcipu coś ránégo; ná to mię przygodá

Gwałtem wbiłá i mojá nienagrodna szkodá.

Ani mi teraz łácno dowiádáć sie o tym,

Jáka mię z płáczu mego czeka cześć nápotym.

Nie chciałem żywym śpiéwáć, dziś umárłym muszę.

A cudzéj śmierci płácząc, sam swé kości suszę.

Prózno to! Jákié szczęścié ludzi nászláduje,

Ták w nas álbo dobrą myśl, álbo złą spráwuje.

O práwo krzywdy pełné! O znikomych cieni

Sroga, nieubłagána, nieużyta ksieni!

Tákli mojá Orszulá, jeszcze żyć ná świecie

Nieumiawszy, musiáłá w ránym umrzéć lecie?

I nie nápátrzawszy sie jásności słonecznéj

Poszłá, niebogá, widziéć krájów nocy wiecznéj!

A bodaj áni byłá świátá oglądáłá!

Co bowiem więcéj, jedno ród á śmierć poznáłá?

A miásto pociech, któré winná z czásem byłá

Rodzicom swym, w ciężkim je smutku zostáwiłá.

Tryn II

 

Jak żech kejś skuli dziecek mioł za piōro chycić

I skirz wieku młodego leke rymy klycić,

Lepszyj by mi kolybkōm było zajōnć myśli,

Kindermyjdlōm, jak inksi, proste śpiywki kryślić,

Kerymi by maluśke dziecka uspowały

Abo starszym chowańcōm jankory holkały!

Take bździnki by zbiyrać pożytecznij było

Niż, do czego niyszczynście dzisioj mie zmusiyło,

Lzy lŏć na grōb, kaj dziouszka moja leży driny,

I sie skarżyć na srogość strasznyj Prozerpiny.

Dyć i w jednym, i w drugim wolności żech mało

Mioł: jedne żech ômijoł, bo niy sztimowało

Mi z rozumym dojzdrzałym; w druge tyś mie, biydo,

Wcisła z stratōm, keryj sie wynadgrodzić niy dŏ.

Niy ma leko sie terŏz dowiadować ô tym,

Jakŏ era mie czekŏ za tyn płacz mōj potym.

Śpiywać żywym żech niy chcioł, mŏrtwi przimuszajōm.

Nad inkszymi lzy lōne kości wysuszajōm.

Na nic! Jakŏ niy prziszła by dolŏ na ludzi,

Takŏ ku dobryj abo ku złyj launie kludzi.

Ô ty prawo, co krziwdzisz! Ô ciyni w ôtchłani

Srogŏ, niyubłaganŏ, niylitosnŏ pani!

Musiała mi Urszula, co niy znała świata,

Co sie sztyjc go uczyła, umrzić w młodych latach?

Nadziwała sie mało jasności słōnecznyj,

A już poszła, niyboga, w kraje nocy wiecznyj!

Lepszyj by świata wcale niy była widziała,

Bo sam ôkrōm narodzin jyno śmierć poznała!

Zamiast pociech, kere by winna z czasym była

Ôjcōm swojim, w ciynżkim ich żalu ôstawiyła.

Tren III

 

Wzgárdziłáś mną, dziedziczko mojá ucieszona!

Zdáłáć się ojcá twego bárziéj uszczuplona

Ojczyzná, niżlibyś ty przestáć ná niéj miáłá.

To prawdá, żeby byłá nigdy nie zrownáłá

Z ránym rozumem twoim, z pięknémi przymioty,

Z których sie już znáczyły twoje przyszłé cnoty.

O słowá! o zabáwo! o wdzięczné ukłony!

Jákóżem ja dziś po was wielce zásmęcony!

A ty, pociecho mojá, już mi sie nie wrócisz

Ná wieki ani mojéj tesknice okrócisz!

Nie lza, nie lza, jedno sie zá tobą gotowáć

A stopeczkámi twémi ciebie nászládowáć.

Tám cię ujźrzę, da Pan Bóg, á ty więc drogiémi

Rzuć sie ojcu do szyje ręczynkámi swémi!

Tryn III

 

Pogardziyłaś mnōm, erbo, coś mie radowała!

Ôjcowizna ci isto lichŏ sie wydała,

Coby żeś rada było, zazbyt ôna małŏ.

Prawie mŏsz, bo porōwnać by sie jyj niy dało

Z młodym twojim rozumym, z wszyskim, co wrōżyło,

Że kobiyta kejś z ciebie bydzie mōndrŏ, miyłŏ.

Grajfne kniksy, słōweczka i dōm połny graczek –

Co se człowiek je spōmni, to zarŏzki płacze!

A ty, moja pociecho, już mi sie niy wrōcisz

Na wiek wiekōw i mojyj teschnice niy skrōcisz!

Niy ôstało nic, jyn iś za twojim przikładym

I w zaświaty wstympować twojich nożek śladym.

Tam, dŏ Pōnbōg, cie ujzdrzã – wtynczŏs ty drogimi

Ciepnij sie ôjcu na kark rōnczkami swojimi!

 

Mirosław Syniawa – urodzony 1958 w Chorzowie, tłumacz poezji światowej na język śląski (m.in. wierszy zebranych w tomie “Dante i inksi, i jeszcze inksi”), autor poezji po śląsku (m.in. “Cebulowŏ Ksiynga Umartych“ i “Mappa Mundi“) oraz prozy pisanej w języku polskim (“Nunquam Otiosus”), współautor “Gōrnoślōnskygo ślabikŏrza”, autor dwutomowego “Biograficznego słownika przyrodników śląskich“.

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

Jedyn kōmyntŏrz ô „O językowych mitach, Kochanowskim i ślōnskij gŏdce

  • 23 mŏja 2024 ô 22:04
    Permalink

    Jak zwykle Mistrz Mirek Syniawa przełożyl poezję na poezję, czyli dał nam Kochanowskiego prawdziwego – i to po śląsku. Brawo!

    Ôdpowiydz

Ôstŏw ôdpowiydź

Twoja adresa email niy bydzie ôpublikowanŏ. Wymŏgane pola sōm ôznŏczōne *

Jakeście sam sōm, to mōmy małõ prośbã. Budujymy plac, co mŏ reszpekt do Ślōnska, naszyj mŏwy i naszyj kultury. Chcymy nim prōmować to niymaterialne bogajstwo nŏs i naszyj ziymie, ale to biere czas i siyły.

Mōgliby my zawrzić artykuły i dŏwać płatny dostymp, ale kultura powinna być darmowŏ do wszyjskich. Wierzymy w to, iże nasze wejzdrzynie może być tyż Waszym wejzdrzyniym i niy chcymy kŏzać Wōm za to płacić.

Ale mōgymy poprosić. Wachtyrz je za darmo, ale jak podobajōm Wōm sie nasze teksty, jak chcecie, żeby było ich wiyncyj i wiyncyj, to pōmyślcie ô finansowym spōmożyniu serwisu. Z Waszōm pōmocōm bydymy mōgli bez przikłŏd:

  • pisać wiyncyj tekstōw
  • ôbsztalować teksty u autorōw
  • rychtować relacyje ze zdarzyń w terynie
  • kupić profesjōnalny sprzynt do nagrowaniŏ wideo

Piyńć złotych, dziesiyńć abo piyńćdziesiōnt, to je jedno. Bydymy tak samo wdziynczni za spiyranie naszego serwisu. Nawet nojmyńszŏ kwota pōmoże, a dyć przekŏzanie jij to ino chwila. Dziynkujymy.

Spōmōż Wachtyrza