Krwawe demony w kościelnym Księstwie

Aby kogoś mocno przestraszyć nie trzeba wymyślać okrutnych bajek z wybujałą fabułą. Wystarczy wciągnąć go w niewiarygodnie mroczne i dramatyczne dzieje nyskiego Księstwa Biskupiego.

Każdy z pewnością zna przerażające historie o średniowiecznym siedmiogrodzkim krwawym demonie – słynnym wampirze Draculi, dla którego pierwowzorem był nabijający dziesiątkami na pal swych wyimaginowanych i rzeczywistych przeciwników – okrutny Vlad Palovnik. Ale – niestety – niewielu z nas, Ślązaków, zna prawdziwą i o wiele okrutniejszą oraz krwawszą historię, jaka miała miejsce w XVII-XVIII w. na terenie nyskiego Księstwa Biskupiego, (w którego skład wchodziły też i nasze Jeseniki). Wtedy to bowiem palono na stosach w niewyobrażalnych wprost męczarniach niewinne kobiety, którym przypisywano knucie i spiskowanie z szatanem! Mało tego – olbrzymia skala tego niezwykle krwawego, inkwizycyjnego terroru była zupełnie niespotykana nawet na realia ówczesnej Europy – budziła postrach i przerażenie swymi okrutnymi opowieściami nawet w odległych krainach Starego Kontynentu.

W Śląskim Rzymie nadchodzi czas oszalałego terroru

Spalenie w 1622 r. na rynku w Nysie pierwszej kobiety oskarżonej o czary, rozpętało piekło, które pogrążyło tą ludną śląską i dostatnią ziemię na blisko 150 lat w trwodze i chaosie stając się źródłem cierpienia, biedy i wyniszczenia tej niezwykle pięknej krainy. Po Nysie przyszła kolej i na inne śląskie miasta : m.in. Głuchołazy, Jesenik, Paczków, Racibórz, Zlate Hory, ale także m.in. na leżące już na Morawach Sumperk i Velke Losiny. W każdym z nich na wielkich ofiarnych stosach w niezwykłych mękach umierały niewinne kobiety. Najsłynniejszym, a jednocześnie najkrwawszym inkwizytorem tamtych czasów był Heinrich Franz Boblig z Edelstadt (obecne Zlate Hory). Podczas swej 40-letniej praktyki “sędziowskiej” sam osobiście posłał na stos ponad 180 osób! A dowieść “winy” komukolwiek było wówczas niezwykle łatwo. Oczywiście, aby wszystko to wyglądało na praworządne i uczciwe procesy, w każdym z tych etapów brali udział “sędziowie” (naturalnie powoływani przez … wrocławskiego biskupa!) Wynik dochodzenia nie mógł być inny, bowiem głównym elementem kościelnych śledztw były niezwykłej wprost miary tortury i okrucieństwa, jakim były w owych “śledztwach” poddawane przesłuchiwane kobiety. Nawet bycie księdzem nie chroniło przed stosem. Przykładem tego jest postać księdza z Velkich Losin Christopha Aloisa Lautnera, który wstawiał się za niesłusznie oskarżonymi osobami. Taka postawa spowodowała, że i on trafił na stos, a jego żarliwą modlitwę świadkowie słyszeli jeszcze nawet, kiedy ogień sięgał już jego kolan.

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

“Żelazna Gruszka” karą na wszystkie grzechy

Spalenie na stosie nie było wcale najgorszym z zadawanych “czarownicom” cierpień, bowiem poza nakłuwaniem malutkimi, ale ostrymi szpilkami całego ciała, wkładaniu do gołych rąk gorącego żelaza, rozciąganiu na madejowym łożu, łamaniu nieszczęsnej na kole, zamykaniu w tzw. “iron maiden” czyli w środku żelaznego pancerza w kształcie człowieka. We wnętrzu owego pancerza umieszczono długie i kłujące szpikulce powodujące olbrzymi ból przy zaciskaniu tejże formy na nieszczęsnej, poza tym stosowano jeszcze cały szereg innych równie wymyślnych tortur.
Często stosowanym i niezwykle okrutnym narzędziem tortur była tak zwana “żelazna gruszka”. W zależności od rodzaju popełnionego “przestępstwa” wkładano ją kobiecie do gardła, odbytu albo też do pochwy. Następnie uwalniano sprężynę lub odkręcano śrubę, która rozwierała owo urządzenie powodując niewyobrażalne męki. Kobietę posądzoną o stosunki seksualne z diabłami karano otwarciem owej gruszki w pochwie. Czarownice, które rzucały czary, uroki, a także “krzywoprzysiężne” czy rzucające bluźnierstwa i oszczerstwa karane były otwarciem “gruszki” w ustach. Tym z kolei, które oskarżano o sodomię i praktyki homoseksualne wkładano ową katowską “zabawkę” do odbytu. Można tylko się domyślać reszty i niewiarygodnych cierpień zadawanych nieszczęsnym i niewinnym kobietom przez zepsutych, wyzutych z resztek człowieczeństwa oraz złych do cna “śledczych” – katów inkwizycji.

Dej pozōr tyż:  Alexis Langer - architekt, budowniczy wizytówki Kattowitz-Katowic

Nie jest też dziwne, że już same wieści o tak ogromnych cierpieniach i torturach, jakim poddawani byli poddani Księstwa – wyzwalały u pozostałych mieszkańców objawy obłędu i różnorakich zaburzeń, chorób psychicznych nie wyłączając! Pojawiało się więc na gościńcach coraz więcej różnorakich obłąkańców, żebraków, wędrownych magów czy wróżbitów, którzy za odpłatą “odczyniali” czary i uroki rzucane przez złą wiedźmę. Nierzadko i oni sami potem stawali na stosie oskarżeni np. przez kmiecia, któremu krowa dalej nie niosła mleka, choć zapłacił wszak sowicie.
I tak np. w 1633 r. w podnyskich Nowakach ludzie zaświadczyli uroczyście przed komisją inkwizycyjną, że swego czasu pojawił się u nich we wsi człowiek, który przy starej lipie zaczął odprawiać gusła i rzucał czary mówiąc, jakoby w wiosce tej pozostanie tylko jeden człowiek (co się sprawdziło za sprawą zarazy) po czym wyciągnął z dziupli czarną chustę i … na niej odleciał!

Świszczące demony i swąd palonego plewa czarownic

Rozmiar ówczesnego – powszechnego wręcz – szaleństwa był tak wielki, że nie obce ono było również i katolickiemu klerowi. Z tego powodu proboszcz z podnyskich Wierzbięcic (Oppersdorff) pisał w 1653 r., że “ jego cała wioska opanowana jest przez demony i diabły, a jest ich tyle, że w powietrzu aż świszczy od ich przelotów”. Kilkanaście lat wcześniej, bo w 1636 r. uchwalono konieczność budowy specjalnych piecy, w których palono by od razu większość ilość czarownic. Pomysłodawcą tego był nyski biskup sufragan Jan Baltasar Liesch von Hornau. Taki piec – odpowiadający jego życzeniom – wybudowano w Nysie prawdopodobnie w pobliżu Bramy Wrocławskiej lub obok Domu Wagi Miejskiej. Była to wielka murowana budowla z cegły, z ciężkimi żelaznymi drzwiami, zdolna pomieścić … 20 osób naraz !!! Ów specyficzny “rekord” poprawiono jeszcze 6. września 1639 r., kiedy to w piecu tym spalono jednocześnie 26 kobiet ! Podobny piec stanął również w Zlatych Horach, a wydatnej pomocy przy owej “ciężkiej pracy” udzielał kat z Nysy, zwłaszcza, że tamtejszych :

Dej pozōr tyż:  Na gōrnoślōnskich szportplacach, 16.03.2025

“ośmiu katów miało pełne ręce roboty ze ścinaniem i paleniem, przy czym na raz mogli dać do pieca 6-8 sztuk plewa czarownic”

Należy dodać, że do obligatoryjnych kosztów związanych z paleniem czarownic doliczano wielkie ilości beczek z winem, którym raczyli się podczas “śledztw” oraz przy samych stosach “dzielni” kaci i ich słudzy. Z kolei majątek ofiar dzielono sprawiedliwie pomiędzy członków Komisji, kata i jego pomocników. Dla wielu z nich był to doskonały sposób do nader szybkiego i łatwego bogacenia się.

Cesarscy poddani z Koziej Szyi wybierają szubienicę zamiast stosu

Specyficznym wyjątkiem od tych inkwizycyjnych “procedur” było podejście mieszczan Ziegenhals (pol. Koziej Szyi), czyli obecnych Głuchołaz. Kobiety oskarżone tutaj o kontakty z diabłem przetrzymywano przez osiem dni na tzw.”tronie czarownic”, czyli fotelu najeżonym ostrymi gwoździami, a następnie, z oczywistym wyrokiem ofiary – w odróżnieniu od innych miejscowości – nie palono, a wieszano na nieodległej – nomen omen – Szubienicznej Górze.
O autentyczności tych zdarzeń może świadczyć fakt, że w 1807 r. istniejącą jeszcze wówczas szubienicę, (na której to wieszano 150 lat wcześniej czarownice) spalili żołnierze napoleońscy, a w połowie XIX w. w niedalekim Arnoldsdorff – Jarnołtówku na jednym ze strychów ponoć odnaleziono – rzecz niewiarygodna – ów słynny katowski fotel nabijany wieloma długimi gwoździami!. Obecnie podobny wielki, ciężki fotel, najeżony wieloma równie długimi i ostrymi gwoździami można zobaczyć w jesenickim muzeum w Wodnej Twierdzy.

Zresztą miejsc związanych z sabatami czarownic było o wiele więcej. Wystarczy wspomnieć Hexenberg (Górę Czarownic na terenie nyskiego Podzamcza) Czarcie Kamienie nieopodal Jesenika, Petrovy Kameny w pobliżu Pradziada, Czarcią Ambonę koło Głuchołaz, Kocią Górę koło Pietrowic Głubczyckich czy Koehlerberg (Węgielna Góra) koło Bruntalu. Bardzo wiele na ten temat samych okrutnych tortur i narzędzi do zadawania bólu mówią bogate zbiory w nyskim Muzeum Historycznym.

Rozmiar tych okrutnych kaźni zaniepokoił samego biskupa wrocławskiego, notabene syna polskiego króla Zygmunta III Wazy i jednocześnie Księcia Nyskiego – Karola Ferdynanda (a w latach 1648 – 1655 także władcę naszego księstwa opolsko-raciborskiego), który zaczął podejrzewać, że część zeznań owych “czarownic” jest wymuszana torturami. Na nic się to zdało – fala polowań na czarownice oraz terror kościelnej inkwizycji trwał już w najlepsze i to na całego! W Jeseniku inkwizycyjny kat np. ściął głowy żonom wszystkich rajców miejskich! W Raciborzu, tylko w roku 1667 spalono na stosie 16 osób, a ostatni, potwierdzony śląski proces o czary miał miejsce w Ścinawie nad Odrą w 1774 r., ale jeszcze rok później w 1775 r., czyli 150 lat po pierwszych procesach, mieszczanie nyscy próbowali ponownie rozpętać – na szczęście z marnym skutkiem – nagonkę na wyimaginowane czarownice!

Dej pozōr tyż:  Katowice: Teatr Korez w kwietniu

Jednakże dopiero sama Cesarzowa Austrii Maria Teresa osobiście, specjalnym edyktem z dnia 9. marca 1775 r. zakazała tych haniebnych praktyk na obszarze całego Cesarstwa.

Rzeczpospolita państwem bez stosów?

Mała ciekawostka na koniec. Zaledwie 100 km od Opola – w małej wsi Doruchów między Ostrzeszowem a Wieruszowem jeszcze 7. września 1775 roku spalono żywcem 14 kobiet oskarżonych przez żonę dziedzica niejakiego Stokowskiego, którą za sprawką owych czarów … – uwaga – miał pobolewać palec u ręki oraz wypadać włosy ! Jedyną osobą, która wówczas głośno protestowała był miejscowy proboszcz ks. Możdżanowski. Widząc, co się dzieje wyjechał do Warszawy, aby jeszcze uprosić o pomoc samego króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Dowiedziawszy się o tym – Stokowski wręcz jeszcze przyśpieszył swe “śledztwo”. Przecież skupiając w swym ręku pełnię władzy sądowej, prawodawczej i wykonawczej nie musiał się z nikim liczyć. Skrępowane kobiety, aż do egzekucji przetrzymywano na klęcząco w ciasnych, dębowych beczkach po kapuście. Następnie po spaleniu na stosie nieszczęsnych kobiet sprowadzono córki zmarłych “czarownic”, aby wyrzekły się i one czarów, jak ich matki. Jedna z nich widząc to niewyobrażalne, wręcz zwierzęce okrucieństwo dziedzica Stokowskiego zmarła na miejscu. Wydarzenia te miały ponoć decydujący wpływ na uchwalenie przez Sejm rok później zniesienia tortur i kary śmierci za czary.

I tutaj nasuwa się samoistnie konkluzja – po co wymyślać jakieś bzdurne, kosztowne i nic nie wnoszące hasła oraz akcje reklamowe o “ kwitnącym regionie, którego się nie opuszcza” miast wykorzystać to, co mamy dane niejako na tacy! Nigdy nie będziemy mieli rozwiniętego przemysłu a la GOP, krzemowej doliny IT, czy urodzajnych czarnoziemów Wschodniej Strony.
Przykład Siedmiogrodu – Transylwanii pokazuje jednakże, że nawet na odległej, ale oryginalnej legendzie można zbudować całkiem atrakcyjne i wielce dochodowe źródło współfinansowania danego regionu, które tworzy zupełnie nowe realia rozwoju, miejsca pracy oraz zasila budżet kolejnymi podatkami. Ale – na Boga – niech zabiorą się za to tym razem zawodowcy, a nie “zabiurkowi” wszystkowiedzący urzędnicy, ergo – aby nie spartolili tej świetnej idei tak, jak choćby onegdaj pomysłu z krasiejowskimi dinozaurami.

Okrągła 400-setna rocznica tych krwawych wydarzeń już za … cztery lata! Ciekawe, czy ją sensownie wykorzystamy, czy zaprzepaścimy tak jak niestety wiele, wiele innych…

Jarek Dziadek – opolanin, który jest nieuleczalnie zainfekowany miłością do Śląska. Latem na kole, a zimą na nartach penetruje śląsko-morawskie pogranicze które jest dla niego źródłem niewyczerpanych inspiracji. Sam region uważa – za cesarzową Marią Teresą – “za najpiękniejszą, ale zabiedzoną perełkę w cesarskiej koronie “. Pod każdym względem.

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

Ôstŏw ôdpowiydź

Twoja adresa email niy bydzie ôpublikowanŏ. Wymŏgane pola sōm ôznŏczōne *

Jakeście sam sōm, to mōmy małõ prośbã. Budujymy plac, co mŏ reszpekt do Ślōnska, naszyj mŏwy i naszyj kultury. Chcymy nim prōmować to niymaterialne bogajstwo nŏs i naszyj ziymie, ale to biere czas i siyły.

Mōgliby my zawrzić artykuły i dŏwać płatny dostymp, ale kultura powinna być darmowŏ do wszyjskich. Wierzymy w to, iże nasze wejzdrzynie może być tyż Waszym wejzdrzyniym i niy chcymy kŏzać Wōm za to płacić.

Ale mōgymy poprosić. Wachtyrz je za darmo, ale jak podobajōm Wōm sie nasze teksty, jak chcecie, żeby było ich wiyncyj i wiyncyj, to pōmyślcie ô finansowym spōmożyniu serwisu. Z Waszōm pōmocōm bydymy mōgli bez przikłŏd:

  • pisać wiyncyj tekstōw
  • ôbsztalować teksty u autorōw
  • rychtować relacyje ze zdarzyń w terynie
  • kupić profesjōnalny sprzynt do nagrowaniŏ wideo

Piyńć złotych, dziesiyńć abo piyńćdziesiōnt, to je jedno. Bydymy tak samo wdziynczni za spiyranie naszego serwisu. Nawet nojmyńszŏ kwota pōmoże, a dyć przekŏzanie jij to ino chwila. Dziynkujymy.

Spōmōż Wachtyrza