Komfortowa rola ofiary. Dwie twarze Boga Janusa
Mistrzami świata w przedstawianiu własnej nacji jako ofiary są niewątpliwie Austriacy! Sukces ten należy docenić tym bardziej, jeżeli zastanowimy się jak niekorzystny był dla nich punkt wyjścia czyli maj roku 1945. Wydawałoby się, że ogólnonarodowy projekt negacji udziału Austriaków w dziele tworzenia nowego, narodowosocjalistycznego porządku jest nie do przeprowadzenia. Przecież absolutna „wierchuszka” nazistowskiej administracji aż się od nich roiła. I to przy mikrych 8 procentach ogólnej liczby obywateli III Rzeszy. Świat jeszcze nie zapomniał entuzjastycznego (o ile nie jest to za mało powiedziane) powitania niemieckich wojsk w marcu roku 1938. Ani prawie 99-procentowego poparcia dla Anszlusu w plebiscycie, który Hitler swym krajanom bezczelnie (stawiając ich przed faktem dokonanym) zaoferował.
W parę lat później, gdy było już po wszystkim, miast kajać się i posypywać głowy popiołem, Austriacy ogłosili wszem i wobec: byliśmy pierwszą ofiarą „potwora z Braunau nad rzeką Inn”… Nie poświęcając zbytniej uwagi szczegółom typu dokładne określenie o jaki brzeg tej (po wojnie znów granicznej) rzeki się rozchodzi.
Choć w rzeczywistości przede wszystkim baczono na to, by jak najmniej wspominać o faktach z życiorysu Führera, koncentrując się na przedstawianiu go wyłącznie jako dyktatora i wodza Wielkich Niemiec. Wielkich Niemiec, a więc i małej, zastraszonej Austrii (a właściwie Ostmark). I stała się rzecz wydawałoby się wręcz niemożliwa: ogólnonarodowym wysiłkiem z czasem udało się wmówić światu, że potwór Adolf Hitler był Niemcem a geniusz Wolfgang Amadeus Mozart Austriakiem…! Prawdziwy Meisterstück.
Istnieje w języku niemieckim określenie „verdrängen” czyli „usunąć”, „wyprzeć”, „odepchnąć”. Chyba najbardziej „austriackie” ze wszystkich niemieckich slow.
Jak wyglądamy my , Górnoślązacy, na tle austriackich mistrzów? No cóż, wydaje się iż całkiem nieźle. W oficjalnej górnośląskiej narracji historycznej syndrom ofiary pełni rolę kluczową. Narracja ta nie jest bynajmniej naszym własnym wynalazkiem. Została nam narzucona. Bądź tez została przez nas z wdzięcznością przyjęta. Wbrew pozorom obie te opcje są w jakiś sposób prawdziwe.
A więc było (według owej narracji) tak: po 17 latach funkcjonowania w ramach tzw. Starej Polski zostaliśmy podstępnie napadnięci przez niemieckiego agresora. Bohaterska obrona na wiele się nie zdała, jako że byliśmy sami w obliczu wroga. Zachodni sprzymierzeńcy nie brali hasła „Bóg, Honor, Ojczyzna” tak poważnie jak my. Agresor krwawo rozprawił się z najbardziej patriotyczną częścią naszego społeczeństwa. Nastał mroczny czas prawie sześciu lat okupacji.
Do tego momentu nie ma większych różnic pomiędzy polskim a górnośląskim (dokładniej zaś mówiąc wschodniogórnośląskim) postrzeganiem czasów II Wojny Światowej.
Ale okupant potrzebuje naszego przemysłu i naszej wykwalifikowanej siły roboczej. Do tego jeszcze na froncie nie dzieje się najlepiej. Potrzeba mięsa armatniego. W Berlinie powstaje szatański plan stworzenia Niemieckiej Listy Narodowościowej. Górnoślązacy padają jego ofiarą.
Jeszcze w wagonach wiozących ich na front nasi przodkowie śpiewają gremialnie „Boże cos Polskę…”. No cóż, „Polacy w Wehrmachcie” właśnie… W swych jednostkach służą jako kucharze i kierowcy. Ale przede wszystkim zajmują się planowaniem ucieczki do Andersa. Marzą o zrzuceniu znienawidzonych, obcych mundurów. Niestety pewna część górnośląskich chłopaków nie doczeka zrealizowania tych marzen. Oddaje swe młode życie i pozostaje na zawsze we wspólnych grobach gdzieś tam w bezkresnych błotach Rosji, Ukrainy czy innej Białorusi…
Tak wygląda dzisiejsza oficjalna narracja (i tak szczątkowa, jako że przede wszystkim skoncentrowana na bestialstwach Sowietow i Tragedii Górnośląskiej), tak nadzwyczaj często kultywuje się domową legendę o dziadku czy pradziadku.
Właściwie na tym można by zakończyć, gdyby nie tytułowe dwie twarze Boga Janusa.
W pewnym miasteczku na wschodzie Górnego Śląska podczas 5 lat II Wojny Światowej poległo w rożnych mundurach niemieckiej armii około 200 mieszkańców. Normalne górnośląskie nazwiska: Hajok, Poloczek, Smolorz, Kurpas, Motyka, Moroń… Obok Johanna, Erwina i Paula także Stanislaus i Boleslaus… W tylko dwu z gazet wtedy w Gau Oberschlesien wydawanych ukazało się 106 (!) nekrologów im poświeconych. To nie było Oppeln, Beuthen, Gleiwitz czy Hindenburg ale 10 tysięczne miasteczko w byłym Województwie Śląskim.
Już sam fakt publicznego „dzielenia się bólem” po zgonie rozszarpanego granatem dziewiętnastoletniego syna zdaje się faktem niezwykłym. Jeszcze bardziej niezwykłe są zdania pojawiające się w prawie wszystkich nekrologach:
„…poległ dumnie i nieustraszenie, tak jak i żył, przepełniony wiarą w ostateczne zwycięstwo Wielkich Niemiec…”
„…zginął spełniając swa żołnierską powinność..”
„…oddał swe młode życie za Führera, Naród i Ojczyznę…”
„…poległ śmiercią bohatera…”
„…złożył ofiarę śmierci dla swej Ojczyzny w walce z bolszewizmem…”
„…poległ wierny przysiędze którą złożył…”
„…do końca wierny w spełnieniu obowiązku oddał swe życie za Wielkie Niemcy…”
„…przypieczętował śmiercią swa miłość do niemieckiego narodu…”
„…zginął podczas spełniania żołnierskiego obowiązku wobec Führera i Ojczyzny…”
„…wszystko czego dokonał przepełnione było miłością do górnośląskiego Hajmatu, lecz życie oddał za Wielkie Niemcy…”
„…poległ wierny przysiędze złożonej Führerowi i Wielko-niemieckiej Ojczyznie…”
„…oddał życie za swego ukochanego Führera i Wielko-niemiecki Naród…”
O czym zawiadamiają przepełnieni boleścią i dumą: rodzice, żona, rodzeństwo, dalsi krewni, koledzy i koleżanki z pracy…
Podane w tekście nazwiska są nazwiskami przypadkowymi
No ja, na sicher skuli niynapisanio nekrologu zodnego niy zawarli WE Auschwitz! A ze tych 106 jakos jedna trzecio byla tyz inaczyj napisano…
Ta narracyjŏ ôfiary, to typisch polskŏ… Możno i we 39, 40,41r. I u “sceptykōw” cyniōno likwidacyjõ bezrobociŏ, ku kōńcōwi wiynkszojść patrzała przeżyć, zagorzali polscy i niymieccy patriŏci mieli dojść przileżytojści, coby polyc we tyj wojnie.., te Opy, Uropy, to ze siã ôfiarōw niy robiyli, radszyj byli stolz, co to przeżyli a mōgli wrōcić do familijōw! Zŏca jiym za to!
Dobry artykuł. Najwieksze glupoty nt. Slazakow w Wermachcie rozsiewaja tzw. pro polscy Slazacy ktorzy chca byc bardziej polscy niz rdzenni Polacy. To zwykla hucpa.
…yno, że nekrologi we kōntrolowanych bez władze gazetach były pewnie tyż jakoś po tajli naciepnyte, nie szło se pewnie wszyjskigo opublikować, były jakiś mustry co sie używało a nie wszyjscy sie z takimi “oficjalnymi” tekstami idyntyfikowali, dlo nikierych ważne było mono, co sie tego padnytego z familije smianowało w nekrologu, a tekst co pasowoł do Zeitgeistu to mynij ważno sprawa. Ale to nie zmiyniŏ faktu, co zaangażowanie niemałej tajli Gōrnoślōnzokōw było bez wojna mynij abo bardzij dobrowolne…