Janusz Muzyczyszyn: Marsz w przyszłość
Po raz pierwszy uczestniczyłem w dniu 08.09.2018 r. w Marszu Równości w Katowicach. Radosny tłum młodych ludzi w 99% (na moje oko) bardzo młodych. Matuzalemów w wieku 40+ jak na lekarstwo, nie mówiąc o takich starcach jak ja. I to dobrze, że młodzi potrafią się skrzyknąć, znaleźć tych parę godzin i zamanifestować otwarcie swoje poparcie dla konstytucyjnych zasad równości wszystkich obywateli wobec prawa i równych praw dla wszystkich z równoczesnym poszanowaniem odrębności każdego człowieka.
W lipcu byłem również na Marszu Autonomii. Równie roześmiany i swobodny tłum ludzi, manifestujący swoje przywiązanie do rozbudowanej samorządności. Co było wspólnego w tych dwóch wydarzeniach? Radość uczestników, swoboda i otwartość, dobrowolność uczestnictwa, świetna organizacja obu marszów, uprzejmość wobec siebie nawzajem i w stosunku do obserwatorów.
A co je różniło?
Marsz Równości był bardziej spontaniczny i zdecydowanie liczniejszy. Myślę, że wszystkim działaczom ŚPR powinno to dać dużo do myślenia. Stoi przed nami zasadnicze pytanie:
Co zrobić, jak trafić do najmłodszych wyborców, aby zrozumieli, ze losy miejsca, w którym żyją są w ich rękach. Że jeśli chcą, aby nie tylko mogły się w przyszłości odbywać kolejne pokojowe marsze, ale – co ważniejsze – by postulat samorządności i RÓWNOŚCI wszystkich obywateli był zrealizowany w praktyce, to MUSZĄ IŚĆ NA WYBORY! Bez ich aktywności my – ich rodzice i dziadkowie – niczego nie osiągniemy. Elitom warszawskim wcale nie zależy na aktywności społeczeństwa, a tylko młodzi swoimi głosami mogą pomóc zmienić nasz region i całe państwo. Zatem spróbujmy wypracować i rozpropagować takie idee i takie argumenty, które pociągną za nami najmłodsze pokolenie. Jeśli się to nam nie uda, to obawiam się, że cofniemy naszą dużą i małą ojczyznę do XIX wieku.
Janusz Muzyczyszyn
Post Scriptum:
W związku ze zbliżającymi się wyborami samorządowymi konieczne jest zebranie odpowiedniej ilości podpisów poparcia pod listami kandydatów. Ogólnopolskie partie nie mają z tym problemu, po prostu wystarczy, że członkowie z rodzinami podpiszą i gotowe. Mniejsze komitety lokalne muszą „wyjść do ludzi”. Przez parę dni „świeciłem” swoją gębą na ulicach mojego miasta. Trzy znaczące obserwacje, uzupełniające powyższy tekst:
- pokolenie 30-40 latków jest w większości przegrane dla demokracji i nie chodzi tu o ewentualne poparcie jakiejś listy, nie, to pokolenie kompletnie nie interesuje się niczym, co związane jest z samorządnością, mało tego – na wybory też się nie wybierają;
- jeśli podchodzi para młodych ludzi, to regułą jest, że kobieta się zainteresuje i ewentualnie poprze, facetowi jest to obojętne;
- wielokrotnie słyszałem tekst: „Ale to na pewno nie chodzi o poparcie dla Platformy albo PiSu?
Wszystkim działaczom regionalnym polecam powyższe ich uwadze.
Foto: Marcin Musiał