Jan Hahn: Dęby (cz. 2)
Dąb „Bliźniak” i „Henryk” z Twardogóry. Ten pierwszy długo był uznawany za drugiego pod względem grubości (po „Chrobrym”) na Dolnym Śląsku, obwód jego wynosił bowiem w miejscu „pomiarowym” (130 cm nad ziemią – „pierśnica”) 904 centymetry. Jak sama jego nazwa sugeruje jest on zrostem dwóch pni dębowych i byłoby niesprawiedliwością wobec „Młynarza” uważać, że drzewo z Twardogóry jest grubsze. Rosnący nieopodal dąb „Henryk” nazwany został na cześć Henryka III Głogowskiego, który miasto Twardogóra w 1293 roku założył. Ma 584 cm obwodu, ponad 300 lat i nie jest jakimś rekordzistą krajowym w kategoriach wyszczególnianych, natomiast wraz z bliźniaczym sąsiadem robią wrażenie piorunujące. Kolosy te w otoczeniu alei dębowej i innych pomnikowych drzew zasługują na podziw i ogląd w pierwszej kolejności. Bliźniaka może już wkrótce nie być. Co roku odżywa mniejsza jego część. Henryk – pokiereszowany bardzo (wiele konarów jest ułamanych, uschniętych), jeszcze się trzyma. Miłośnikom drzew (drzewolubom) bezczelnie jest proponować podróż, z – na przykład Lublińca, której zwieńczeniem byłby widok dwóch drzew. Twardogóra jednak, to brama do pereł turystycznych najwyższej jakości. Niedaleko jest Trzebnica, jeszcze bliżej rozciągają się Stawy Milickie i Dolina Baryczy. O „rzut gałęzią” natrafić można na najbardziej imponujące ruiny, jakie widziałem: pałacu von Reichenbachów w Goszczu! Gmina Twardogóra zabezpiecza fragmenty ruin, próbuje cząsteczki wspaniałej rezydencji remontować – chwała jej za to, bez jednak dużych środków z Unii, nic się nie zmieni. Dla niektórych atrakcją, zaskoczeniem, może być widok siedziby firmy meblowej „Bodzio” w Goszczu dziennie produkującej 1000 kompletów mebli i wysyłającej je do setek sklepów firmowych za pomocą 300 firmowych samochodów dostawczych. I w ten – dosyć prymitywny sposób wróciliśmy do tematu, jako, że wiele z tych mebli wykonanych jest z dębu, twardego – z Twardogóry.
Dąb „Słowianin” z Dębiny w gminie Jelcz – Laskowice przebił sławą miejscową „Matczyną Lipę”. Wiek dębu szacuje się na 400-450 lat. Dąb ma, według pomiarów z 2015 roku, 751 cm obwodu oraz 22 m wysokości. Nie są to (jak widać nawet z naszej prezentacji) oszałamiające parametry. Zwycięzca ogólnopolskiego konkursu na Drzewo Roku 2014 oraz reprezentant Polski w międzynarodowym konkursie na Europejskie Drzewo Roku 2015, w którym nieznacznie został pokonany w prestiżowym konkursie, stał się jednak celebrytą. Drzewo odwiedzane było przez reporterów telewizyjnych, polskich i zagranicznych (z BBC), Tree Hunterów (tropicieli i badaczy drzew) z Polski i z zagranicy. W wielu wydarzeniach, które w związku ze startem Słowianina w prestiżowym, europejskim konkursie zostały zorganizowane uczestniczyli: rowerzyści z grupy „Rowerem przez Jelcz” (składający wniosek na Drzewo Roku i „dawcy” drzewu tej nazbyt, moim zdaniem, pompatycznej nazwy, mieszkańcy miejscowości, reprezentacja Koła Gospodyń Wiejskich, strażacy ochotnicy z OSP Dębina, Strzeleckie Bractwo Kurkowe Grodu Jelcz-Laskowice, reprezentowane przez Drużynę Braci ze sztandarem organizacyjnym oraz armatą, z której został oddany strzał honorowy, przedstawiciele miast partnerskich i sąsiednich oraz „zwykli turyści”. Dąb ten jest najlepszym przykładem na to, jak można – poprzez zbiorowe, sensowne, proekologiczne działania, z drzewa stworzyć symbol miasta, łączący jego mieszkańców i ukazujący jedno z ich najlepszych oblicz.
Dąb „Cesarz” to dąb szypułkowy, który ma ok. 500-600 lat, obwód 676 cm, wysokość 25 m. Zwany był dawniej dębem cesarza Wilhelma i znaleźć go można przy głównej ulicy Obornik Śląskich biegnącej niemal przez centrum miasteczka – właściwie to rośnie w drodze i zajmuje prawie połowę jezdni. Samo jego posadowienie jest ewenementem na skalę światową – popatrzcie na zdjęcie! W oparach spalin, obcinany przez służby energetyczne, korzeniami uciekając przed asfaltem i brukiem, jest w stanie kwitnącym i doskonałego zdrowia! Jego wygląd robi niesamowite wrażenie na każdym, kto wjeżdża do Obornik, a tą drogą przybywa ogromna większość. Drzewo stanowi i witacz, i wizytówkę miasta i to taką, na jaką pozwolić sobie może niewiele miejscowości, nic więc dziwnego, że mieszkańcy wypowiadają się o nim z wielką dumą i dbają o niego wyjątkowo. W Obornikach Śląskich jest zresztą dobry klimat dla spraw przyrody i natury. Jest to miasto uzdrowiskowe – „zielone płuca Wrocławia” oddalonego o 25 km, położone przepięknie na Wzgórzach Trzebnickich u stóp Kocich Gór. Pochodzenie nazwy nie jest ustalone. Jedni wywodzą ją od boru, inni od obory (co wskazywałoby na służebną, hodowlaną funkcję osady w średniowieczu). Tę drugą koncepcję zdaje się potwierdzać również legenda o księżnej, która lubiła się kąpać w krowim mleku, a jej tabor znalazł tu wydajną łąkę dla mlekodajnych krów. Współczesnym mieszkańcom krowy i obora nie kojarzyła się najlepiej i w herbie Obornik Śląskich widnieje świerk z szyszkami. Najbardziej znaną postacią, która mieszkała i była związana z Obornikami był urodzony w 1798 roku we Wrocławiu Karl von Holtei, poeta romantyczny, pisarz i aktor. Pisał o nich w swych wierszach i pismach. Jego imieniem nazwano Liceum Ogólnokształcące w Obornikach Śląskich. Na niewielkim wzgórzu znajduje się kamień-pomnik jemu poświęcony. Wzgórze to jest częścią “Góry Holtei’a” zwanej też “Belwederem”. Tu znajduje się też punkt widokowy, stalowy krzyż, pozostałości kurhanu z epoki brązu.
Z innym drzewem – też osiągającym znaczne rozmiary i sędziwy wiek, związana jest miejscowość w gminie Oborniki: Wielka Lipa. We wsi usytuowany jest przepiękny pałac należący od końca XIX wieku do Alfreda von Waldenburga. Na cześć swojej żony – Elizy, nazwał go “Zamkiem Elizy”. Budowla miała podkreślać chwałę rodu Hohenzollernów z którego się wywodził. Nad wejściem znajduje się herb rodzin obojga małżonków. Pod herbem fundatorów znajduje się wstęga z napisem “Ein Veste Burg ist unser Gott” czyli “Warownym grodem jest nasz Bóg” – zaczerpniętym z pieśni Marcina Lutra, będącej też hymnem wojsk armii protestanckich. Historii powojennej wsi towarzyszy przepyszna anegdota: W czasach Polski Ludowej mieszkańcy Wielkiej Lipy wyszli na pochód pierwszomajowy z transparentem “PZPR – Wielka Lipa”, po czym niespodzianie zostali aresztowani do czasu rozpoczęcia żniw. Wieś otrzymała też zakaz uczestniczenia w pochodach pierwszomajowych. Wracając zaś do pałacu. Oszczędzony przez sowietów podzieliłby los prawie wszystkich dolnośląskich pałaców, czyli po rutynowym zajęciu go przez PGR-owskie biura i magazyny, byłby w demokratycznej już Polsce niszczony i rozkradany, gdyby nie zjawił się człowiek o dźwięcznym nazwisku: Ferdinando Caggiati. Okazuje się, że śląskie pałace mogą zachwycić nawet Włochów, a Oborniki Śląskie okazać się atrakcyjniejsze od Parmy (stamtąd włoski przedsiębiorca pochodzi). Pałac został odnowiony przepięknie i zamieszkany dlatego też wejść do środka nie można. Mało tego – Ferdinando odnowił pałac w Siemianicach, w tej samej gminie.
Dla łowców ciekawostek historycznych podaję fakt przyjścia na świat w Wielkiej Lipie hrabiego Hansa Karla Friedricha Antona von Diebitsch, późniejszego feldmarszałka rosyjskiego Iwana Iwanowicza Dybicza Zabałkańskiego.