Górnoślązacy pomiędzy niemieckim „szlagrem” a „śląską pieśniczką” spod pióra Hadyny (cz. 1)

Gdyby tak w początkowych latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku Stanisław Hadyna, twórca całej plejady „śląskich” piosenek, zawitał przypadkowo do górnośląskiego domu weselnego, na pewno bardzo by się (delikatnie mówiąc) zdziwił…

Już bowiem przy wprowadzaniu panny młodej, najpóźniej zaś przy pierwszym tańcu młodej pary na zbitej z desek „tancdili”, nadzwyczaj często rozlegały się dźwięki niezapomnianego hitu niemieckiego piosenkarza o pseudonimie Roy Black. Po latach rygorystycznego tępienia wszystkiego co niemieckie, epoka Gierka przyniosła ze sobą pewien luz także w tym względzie. Oczywiście w żaden sposób nie popierano przejawów „niemieckości” Górnoślązaków,  choćby nawet w gronie prywatnym, ale znikły wcześniejsze metody ordynarnej represji. Tak wiec i sami Górnoślązacy zrobili się trochę odważniejsi. I już po chwili zdarzało się nagminnie, że przynajmniej połowa gości wtórowała kapeli głośno śpiewając  „Ganz in weiß, mit einem Blumenstrauß …”. Oczywiście znajomość języka niemieckiego wśród gości znajdowała się w odwrotnej proporcji do ich wieku. Ale nawet młodzież wiedziała, że bohaterką piosenki jest najważniejsza tego dnia osoba, panna młoda, cała w bieli i z bukietem kwiatów w ręce.

Byłoby co najmniej dziwnym, żeby po tak długim okresie przebywania w zasięgu działania  kultury niemieckiej Górnoślązacy okazali się całkowicie odporni na jej wpływy. Szczególnie w sferze kultury masowej. Już sam pobyt w pruskiej armii był doskonałą ku temu okazją, tym bardziej że w ciągu tych przeszło dwustu lat pobory zdarzały sie nadzwyczaj często a służba była długa!

Obrazek z mojego dzieciństwa to siedzący na ławce pod familokiem Starzik  z wąsami a la Wiluś, pomimo upału w weście i surducie, grający na organkach żołnierskie piosenki. O Wielkiej Wojnie, o pionierze stojącym na wachcie o północy, daleko od domu, gdzieś we francuskim lesie.

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

-Co Synek, podobo ci sie?

-A co to grocie Starziku?

-Czekej, zaro ci zaspiywōm! To je tak: „Argoner Wald um Mitternacht, ein Pionier steht an der Wacht…“ Tera ci sie podobo?

-Dyc przeca durch niywiym co spiywocie?

-Jerona kandego, no to zaspiywōm ci po polsku cobys spokopil: Choc bijôm ciynżkie armaty, ôn sie niy boi granaty. Roz umrzić trzeba mówi on, dla swej ojczyzny to najmilszy zgon…

Jeszcze dziś pamiętam dokładnie to dziwne tłumaczenie (choć dziś wiem, że lepiej pasuje tu określenie „interpretacja”)  słów piosenki. Ni to śląskie, ni to polskie. Oczywiście nie zastanawiałem się wtedy, czy faktycznie istnieje coś takiego jak „miły zgon” a jeśli tak, to czy na pewno jest nim taki właśnie, w okopach, brudzie i smrodzie…

Dej pozōr tyż:  Willy Fritsch – gwiazda srebrnego ekranu, która narodziła się w Katowicach

O ile wyżej wspomniana piosenka powstała rzeczywiście na potrzeby wojska, to na ogół armia pruska z lubością sięgała do szerokiego repertuaru niemieckiej pieśni ludowej, tak zwanej Volksmusik. I tak wraz z powracającymi żołnierzami trafiały na Górny Śląsk piosenki o pięknych frelkch co to o bladym świcie chciały spacerować po lesie nie bacząc na rojbrōw się tam znajdujących, o dzielnych gajowych którzy co prawda wymierzyli i wystrzelili, lecz miast jelenia serce swej lubej trafili itd. itp.

Wiele z owych, często kilkusetletnich piosenek ludowych, zostało z czasem przetłumaczone na język polski. Pozostały na zawsze w kulturze polskojęzycznego Śląska, jak choćby dziecięca piosneczka o praczkach. Często można było spotkać wersje zwulgaryzowane, niestety przeważnie w formie śląskiej przyśpiewki. To właśnie przytrafiło się znanej na całym świecie „Rosamundzie”! Choć tu sprawa jest jeszcze bardziej skomplikowana, jako że piosenka ta to nic innego jak czeska polka „ Skoda Lasky”. Widać, że i Niemcy kopiowali z zapałem…

Wróćmy jednak do wojska, które jak wiadomo zawsze potrzebuje materiału wokalnego podczas długich marszów. Niestety wszystkie armie świata cechują w tym względzie pewne niechlubne prawidłowości. Po pierwsze, co jest jeszcze zrozumiale, wtłacza się popularne melodie w gorset rytmu marszowego. Dużo gorsze są jednak nagminne próby naginania czy wręcz fałszowania starych, oryginalnych  tekstów dla własnych, aktualnych potrzeb.

Czasami dochodziło przy tym do rożnych nieporozumień, nie zawsze zabawnych. Czasami zaś  szło o jedną, jedyną literkę…

Tak właśnie stało się przy najpopularniejszej nie tylko na Śląsku ale i w całej Polsce niemieckiej piosence. W wersji oryginalnej nosiła ona tytuł „Ein Heller und ein Batzen” i powstała przeszło 200 lat temu. Sama melodia jest zresztą dużo starsza i pochodzi prawdopodobnie z terenu Prus Wschodnich. Piosenka opowiada o rozterkach pewnego studenta, który po podsumowaniu swych możliwości finansowych decyduje wydać ostatniego talara na wino, zaś pozostały „grosz” poświęca na wodę. Piosenka ta miała dwa niezaprzeczalnie ważne atrybuty: była nadzwyczaj popularna i co ważniejsze doskonale spełniała się w rytmie marszowym! Z tego tez względu była chętnie i często śpiewana przez  żołnierzy. Najpierw tych kajzerowskich a później tych z Wehrmachtu. Z tym że w drugim przypadku z minimalnie zmienionym tekstem refrenu.

Dej pozōr tyż:  Joseph Carl Ferche – ten, który uratował wielu mieszkańców Festung Breslau

I tu właśnie pojawia się problem. Miast bowiem odwiecznego „ Heidi Heido” pojawiło się nowe „Heili Heilo”… A stąd już do „Niemieckiego Pozdrowienia” tylko jeden krok!

Pierwsze polskie powojenne produkcje filmowe nie mogły obyć się bez przynajmniej dwu, trzech sekwencji w których maszerujący Wehrmacht śpiewa owo nieszczęsne „Heili heilo”. I tak w polskiej świadomości niewinna, studencka piosneczka stała się synonimem niemieckiego żołdactwa. Oczywiście trudno byłoby kogokolwiek przekonywać, że sam tekst w żaden sposób nie nawiązuje do nazistowskiej propagandy! Już od czasu premiery „Zakazanych Piosenek”  sprawa była aż nadto jasna…

Jest w pełni zrozumiałym, że o popularności tej czy innej piosenki w pierwszym rzędzie decyduje jej melodia. Sam tekst jest sprawa wtórną. Doskonałym przykładem na poparcie tej tezy jest piosenka śpiewana przez śląskich rezerwistów powracających do cywila po dwu, trzech latach służby w LWP. I nie idzie tu bynajmniej o jeszcze dziś popularną w całej Polsce pieśń „ Godzina piata, minut trzydzieści…”. Nasz górnośląski rezerwista przez lata cale śpiewał całkiem co innego, pieśń dziś już całkiem zapomnianą, a mianowicie „To jest rezerwa która do domu powróciła…”. Jak to zwykle na Górnym Śląsku bywało, była to stara niemiecka melodia, z tekstem częstokroć do aktualnych potrzeb modyfikowanym. Jeszcze nie tak dawno oddziały Waffen SS maszerowały w jej rytm. Wtedy jednak ze słowami „ Das ist die Garde, die unseren Führer liebt…“. No cóż, chwytliwa melodia prowokowała wręcz takie „wykolejenia“…

Od okresu międzywojennego do dwu, niejako naturalnych źródeł rozpowszechniania niemieckiej kultury masowej wśród społeczeństwa górnośląskiego (a wiec wspomnianej już armii oraz oczywiście niemieckiej szkoły ludowej ) doszło źródło trzecie, a mianowicie wynikający z ogólnego postępu technicznego rozwój radiofonii. Do górnośląskich domów masowo zaczęły trafiać  pierwsze aparaty radiowe. Jak podaje polski Mały  Rocznik Statystyczny w roku 1938 w Województwie Warszawskim tylko 38 obywateli na 1000 mogło się pochwalić własnym radioodbiornikiem, w Województwie Śląskim oczywiście najwięcej w całej Polsce bo dokładnie dwa razy więcej (dla porównania w Województwie Tarnopolskim jedynie 9). Nie było to mało, jako że słuchały radia całe (liczne wtedy) rodziny. Hitem rozgłośni katowickiej były audycje Stanisława Ligonia, znanego jako „Karlik z Kocyndra”, w której potężną dawkę propolskiej propagandy ubierano w miły słuchaczowi język śląski. Znajdująca się „za miedzą” Reichssender Gleiwitz oprócz propagandy nadawała codziennie sporą porcję lekkiej muzyki. Często orkiestrę  prowadził urodzony w dzisiejszych Siemianowicach Michael Jarry  (prawdziwe nazwisko to Maximilian Jarczyk), późniejszy kompozytor wielu niemieckich przebojów.

Dej pozōr tyż:  Walter Bala (1915–1993): Człowiek, który zbudował śląski hokej. W 110 rocznicę urodzin!

Okres międzywojenny to czas walki o serce i duszę Górnoślązaka, często niezdecydowanego, stojącego  pomiędzy polskim a niemieckim biegunem. Wtedy to powstał niemiecki „hymn górnośląski” pod nazwą „Oberschlesienlied”. Strona polska również nie spała. Próbowano wykreować ten czy inny utwór na „ hymn odwiecznie polskiego Górnego Śląska”, w końcu skoncentrowano się na produkcji coraz to nowych „piosenek powstańczych”… Rolę hymnu powierzono natomiast „ Rocie” Marii Konopnickiej. Żeby było ciekawiej, powstało kilka przeróbek tego utworu. Warto porównać teksty powstałe w głowach polskich i niemieckich propagandystów. „Oberschlesienlied” podaje przekaz raczej klarowny:

Górny Śląsk, mój ukochany hajmat,

Rozległy kraj widziany z Anabergu,

Gdzie ludzie pozostają wiernymi w najcięższych chwilach.

Wałczyć o niego zawsze będę gotowy…

„Śląska Rota” autorstwa niejakiego Jaronia jawi się nawet dzisiaj jako skomplikowane dzieło, pełne przenośni i odniesień historycznych:

Na Górnym Śląsku żyw Król Duch,

Piastowski miecz obnażon,

Mocarny ziemia zachwiał ruch,

Legł  wróg  piorunem rażon.

Już dla nas koniec mak i trwóg-

Tak nam dopomóż Bóg!

No cóż, powiem szczerze ze najbardziej podoba mi się jeszcze inna pieśń. I tu przywołam znów obrazek z odległych (niestety) czasów dzieciństwa, kiedy to podczas biesiadowania przy wspólnym stole śpiewano gremialnie pochwałę piękności lat młodzieńczych. I było całkiem normalnym, że część biesiadników czyniła to słowami : „Dann sagt ich es  noch einmal, schön ist die Jugendzeit…” kiedy inni preferowali słowa „Wiec powiem jeszcze raz, piękny jest młody czas…”

Koniec części pierwszej

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

Peter Wiescholek – większą część życia w rozdwojeniu: fizycznie od 35 lat poza hajmatym, mentalnie zaś w jego pruskim okresie…

Śledź autora:

4 kōmyntŏrze ô „Górnoślązacy pomiędzy niemieckim „szlagrem” a „śląską pieśniczką” spod pióra Hadyny (cz. 1)

  • 17 września 2021 ô 22:06
    Permalink

    Wszystko gro. Tyle tylko, że Batzen to o wiele mniej niż talar, a Heller, czyli zwyczajny halerz to wielokrotnie mniej niż grosz, który notabene był kupą kasy w srebrze. Jego nazwa pochodzi od łac. Grossus czyli tłusty.

    Ôdpowiydz
    • 20 września 2021 ô 20:18
      Permalink

      Pelna zgoda ! Talar i grosz wydawaly mi sie bardziej rozpoznawalne, nie zastanawialem sie nad logika takiego rozroznienia ( ktorej jak widac troche brakuje…).

      Ôdpowiydz
  • 17 września 2021 ô 19:53
    Permalink

    Richitg Wom sie udała ta łozprwka o pieśniczkach i szlagrach. Niy szło sie strzimać od chichrania przy czytaniu.

    Ôdpowiydz
    • 20 września 2021 ô 20:19
      Permalink

      Dziynki Serdeczne, ciesza sie ze sie podobalo!

      Ôdpowiydz

Ôstŏw ôdpowiydź do Peter Wiescholek Pociep ôdpowiydź

Twoja adresa email niy bydzie ôpublikowanŏ. Wymŏgane pola sōm ôznŏczōne *

Jakeście sam sōm, to mōmy małõ prośbã. Budujymy plac, co mŏ reszpekt do Ślōnska, naszyj mŏwy i naszyj kultury. Chcymy nim prōmować to niymaterialne bogajstwo nŏs i naszyj ziymie, ale to biere czas i siyły.

Mōgliby my zawrzić artykuły i dŏwać płatny dostymp, ale kultura powinna być darmowŏ do wszyjskich. Wierzymy w to, iże nasze wejzdrzynie może być tyż Waszym wejzdrzyniym i niy chcymy kŏzać Wōm za to płacić.

Ale mōgymy poprosić. Wachtyrz je za darmo, ale jak podobajōm Wōm sie nasze teksty, jak chcecie, żeby było ich wiyncyj i wiyncyj, to pōmyślcie ô finansowym spōmożyniu serwisu. Z Waszōm pōmocōm bydymy mōgli bez przikłŏd:

  • pisać wiyncyj tekstōw
  • ôbsztalować teksty u autorōw
  • rychtować relacyje ze zdarzyń w terynie
  • kupić profesjōnalny sprzynt do nagrowaniŏ wideo

Piyńć złotych, dziesiyńć abo piyńćdziesiōnt, to je jedno. Bydymy tak samo wdziynczni za spiyranie naszego serwisu. Nawet nojmyńszŏ kwota pōmoże, a dyć przekŏzanie jij to ino chwila. Dziynkujymy.

Spōmōż Wachtyrza