Dawid Smolorz: Achtung, przybyli Krzyżacy!

Górnik miał być wzorcowym klubem socjalistycznym, wizytówką polskości miasta i okolicy. Zadanie było trudne. Bo choć na pozór wszystko funkcjonowało tak, jak zaplanowały sobie partyjne władze, w pierwszych powojennych dziesięcioleciach piłkarze – w większości Górnoślązacy, po części Górnoślązacy niemieckiego ducha i języka – do komunistycznego państwa odnosili się z rezerwą. A kiedy zaczęły w Polsce powstawać grupy tzw. szalikowców, okazało się, że w zorganizowanej ekipie kibiców nie brakuje ludzi, których – używając polszczyzny XXI wieku – można by określić jako słabo zakamuflowaną opcję niemiecką.
Podczas gdy w 1945 i 1946 roku mieszkańcy Gliwic, Bytomia i wielu innych miast niemieckiego do niedawna Górnego Śląska w bydlęcych wagonach opuszczali swą małą ojczyznę, by wkrótce znaleźć się za Odrą i Nysą Łużycką, większość zabrzan (przynajmniej na początku) pozostała w swoich domach. Władza ludowa potrzebowała tutejszych górników i hutników, a jako że ci obok niemieckiego znali także górnośląską polszczyznę, uznała ich wspaniałomyślnie za Polaków. A jak to faktycznie było z ich tożsamością, to już całkiem inna sprawa. Faktem jest, że dzięki temu Zabrze aż do ostatniej wielkiej fali wyjazdów do RFN w schyłkowym okresie komunizmu pod warstwą fasadowej homogeniczności narodowej zachowało swój wielokulturowy charakter.

Bramkarz za kratami
Jak nie od dziś wiadomo, sport jest katalizatorem różnych emocji. Kibicowanie bywa więc także manifestacją etnicznej lub regionalnej odmienności. Zabrze już w pierwszej połowie lat 50., jeszcze zanim Górnik zdobył swój pierwszy tytuł mistrzowski, było areną wydarzeń, w których mieszały się ze sobą sport i polityka. W pierwszą niedzielę lipca 1954 roku w odległym Bernie reprezentacja Niemiec (Zachodnich) walczyła z faworyzowanymi Węgrami w finale mistrzostw świata. W składzie na decydujący mecz nie znalazł się wprawdzie ani zabrzanin Friedrich Laband, ani katowiczanin Richard Hermann, lecz mimo to w wielu górnośląskich domach w napięciu słuchano radiowej relacji ze szwajcarskiej stolicy. Kiedy sędzia odgwizdał koniec meczu, a komentator ogłosił zwycięstwo niemieckiej jedenastki, w zabrzańskiej dzielnicy Zaborze (choć zapewne nie tylko tam) doszło do niekontrolowanego wybuchu entuzjazmu, który naoczni świadkowie porównywali do karnawału w Rio de Janeiro. Efektem tej spontanicznej manifestacji było zintensyfikowanie przez służbę bezpieczeństwa działań na rzecz zwalczania niemieckiego rewanżyzmu na terenie Zabrza. W języku PRL-owskich służb „rewanżyzm” oznaczał proniemieckie sympatie lub po prostu niemiecką tożsamość. Oficjalnie na Górnym Śląsku Niemców nie było, więc także bezpieka nie nazywała rzeczy po imieniu.

Dej pozōr tyż:  Przypominają grafa Johannesa Grafa von Francken-Sierstorpffa 
Foto: www.gornikzabrze.pl

Kiedy w 1957 roku Górnik zdobywał swe pierwsze mistrzostwo Polski, połowę składu stanowili Górnoślązacy urodzeni w niemieckiej części regionu (reszta pochodziła z przedwojennego polskiego województwa śląskiego). Część zawodników rozpoczynała swą przygodę z futbolem w takich klubach jak Preussen Hindenburg czy Reichsbahn SV Borsigwerk.
Na przełomie lat 50. i 60. głośnym echem odbiła się sprawa bramkarza Górnika Józefa Kaczmarczyka, notabene golkipera mistrzowskiej drużyny z 1957 roku. PRL-owskie władze, reagujące alergicznie na wszelkie objawy sympatii dla rządzonej z Bonn Republiki Federalnej, posłały go na dwa lata do więzienia za rzekome gloryfikowanie hitleryzmu. W rzeczywistości podczas pobytu drużyny w Niemczech Zachodnich piłkarz powiedział, że w RFN czuje się jak w domu, i że panuje tam porządek. Po powrocie na Śląsk jeden z działaczy towarzyszących drużynie w zagranicznych wojażach rozdmuchał sprawę, co dla Kaczmarczyka miało fatalne konsekwencje. Pobyt w więzieniu był końcem jego kariery. Nieprzyjemnego smaczku całej historii dodaje fakt, że ów działacz, który w rzekomo patriotycznej gorliwości de facto posłał piłkarza za kraty, kilka miesięcy później, podczas pobytu w NRD, przeszedł przez otwartą jeszcze granicę do Berlina Zachodniego i powołując się na swoją niemiecką narodowość, pozostał na stałe w Republice Federalnej.

W języku niemieckim
Zabrze aż do czasów górnośląskiego exodusu przełomu lat 80. i 90. uchodziło nieoficjalnie za bastion niemieckości w okręgu przemysłowym. Nie oznaczało to oczywiście, że w mieście na co dzień mówiono po niemiecku, ale poziom proniemieckich sympatii i identyfikacji z niemieckością był tam jak na warunki Polski Ludowej, nieakceptującej tego typu odmienności, stosunkowo wysoki. I to także w generacjach urodzonych kilka dekad po zakończeniu wojny. Nazywając w 1967 roku Zabrze „najbardziej śląskim z miast śląskich, a zatem najbardziej polskim z miast polskich” generał Charles de Gaulle wykazał się może talentem dyplomatycznym, ale też kompletnym brakiem znajomości miejscowych realiów. Drugą część jego wypowiedzi z ironią komentowali nawet napływowi mieszkańcy. Dla części starszego pokolenia zabrzan, mimo powojennych szykan, niemiecki przez dziesięciolecia pozostawał językiem domowych kontaktów. Jak okazało się podczas spisu powszechnego w 1988 roku, ostatniego w socjalistycznej Polsce, żyli jeszcze wówczas w mieście ostatni Mohikanie, a precyzyjniej Mohikanki (gdyż dotyczyło to zasadniczo kobiet), które przez 43 lata, jakie upłynęły od przesunięcia granic, mieszkając w Zabrzu, nie opanowały polskiego w stopniu umożliwiającym udzielenie odpowiedzi na pytania spisowej ankiety. Niemiecki był także, co oczywiste, językiem ojczystym, albo jednym z języków ojczystych części piłkarzy „Wielkiego Górnika”, który w latach 50. i 60. święcił krajowe i międzynarodowe triumfy. Z takiego stanu rzeczy z pewnością zadowoleni byli pracujący w Zabrzu węgierscy trenerzy, którzy dzięki temu mieli możliwość bezpośrednich rozmów ze swoimi zawodnikami. O ile w przypadku dawnych obywateli Rzeszy urodzonych na Górnym Śląsku przed 1945 rokiem znajomość niemieckiego była czymś naturalnym, mniej typowym przypadkiem jest Andrzej Pałasz, w latach 80. filar górniczej jedenastki. Ten urodzony w Zabrzu w 1960 roku 34-krotny reprezentant Polski przez pierwsze lata życia w swym domu rodzinnym rozmawiał wyłącznie po niemiecku. Zapewne między innymi z tego powodu przed każdym zagranicznym wyjazdem drużyny uchodził za murowanego kandydata do nielegalnego pozostania na Zachodzie. Pałasz jednak zawsze wracał do Zabrza. Dopiero w 1987 roku legalnie przeniósł się do Hanoweru, żeby spełnić swoje marzenie o grze w Bundeslidze.

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

Jeszcze w drugiej połowie lat 80. kibice Górnika witani byli na meczach w Sosnowcu niemal jak cudzoziemcy, a na kibicowskie śpiewy fanów zabrzańskiej drużyny miejscowi reagowali skandowaniem hasła „Śpiewajcie po polsku”.

Kibice dawni i nowi
Poza Górnym Śląskiem, szczególnie w położonym po sąsiedzku Zagłębiu Dąbrowskim, Górnika i jego kibiców postrzegano nierzadko jako Niemców albo krypto-Niemców. Wieloletni kapitan zabrzańskiej drużyny, Stanisław Oślizło, sam Ślązak ducha polskiego, wspominał o niespodziance, jaką piłkarzom z Zabrza zgotowano w Sosnowcu we wczesnych latach 60. Kiedy goście przed meczem z tamtejszym Zagłębiem weszli do przeznaczonej dla nich szatni, na każdej z szafek zobaczyli naklejony wycinek prasowy informujący o premierze filmu Krzyżacy. Trudno chyba o bardziej jednoznaczną aluzję. Dla kibiców zabrzańskiej drużyny wyjazdy do Sosnowca wiązały się zawsze z dużymi emocjami. Na stadionie Zagłębia, który jak na ironię położony jest na „zaanektowanym” przez Sosnowiec kawałku Górnego Śląska, i w jego okolicy także na długo przed powstaniem ruchu szalikowców regularnie dochodziło do bójek i bandyckich napadów. Jeszcze w drugiej połowie lat 80. kibice Górnika witani byli na meczach w Sosnowcu niemal jak cudzoziemcy, a na kibicowskie śpiewy fanów zabrzańskiej drużyny miejscowi reagowali skandowaniem hasła „Śpiewajcie po polsku”.
W latach 80. trzon zorganizowanej grupy kibiców zabrzańskiego klubu stanowili Górnoślązacy. Zresztą duża część z nich wyjechała w końcu do wyidealizowanej Republiki Federalnej. W owych czasach standardową przyśpiewką, bez której nie mógł obyć się żaden mecz Górnika, była dość kuriozalnie brzmiąca, dwujęzyczna rymowanka, zaczynająca się od słów „Mein liebes Deutschland” („Moje kochane Niemcy”), a kończąca się wersem „Górnik Zabrze to najlepszy klub”. I na meczach w Zabrzu, i na wyjazdach wraz z kibicami Górnika dość regularnie pojawiała się czarno-czerwono-złota flaga Niemiec. Reakcje ochrony bywały różne. Czasem, zapewne ze względu na natłok innych banerów, nie zwracała na nią uwagi ani milicja, ani porządkowi. Podczas jednego ze spotkań w Zabrzu w II połowie lat 80. doszło do dość komicznie wyglądającej sceny, kiedy próba ściągnięcia przez porządkowych niemieckiej flagi ze stadionowego ogrodzenia przerodziła się w swego rodzaju „przeciąganie liny”, gdyż kibice najwyraźniej uznali, że sprawa warta jest większego poświęcenia. Ostatecznie górą były siły porządkowe.
Dziś wiele się zmieniło. Poza Zabrzem bastionami „trójkolorowych” nadal są zamieszkane w większości przez zasiedziałych Górnoślązaków powiaty gliwicki, rybnicki i tarnogórski. Fanów Górnika nie brak też w arcyśląskich powiatach raciborskim, pszczyńskim, lublinieckim i oczywiście w Rudzie Śląskiej. Mimo to wątki regionalne nie pojawiają się praktycznie w klubowych oprawach. Nie brak za to tematów związanych z rocznicami polskich powstań narodowych czy też bohaterami walk z reżimem komunistycznym. Masowe wyjazdy do zachodnich Niemiec w ostatnich latach PRL-u sprawiły, że zmienił się nie tylko charakter Zabrza. Zmieniło się także zabrzańskie kibicowanie.

Dej pozōr tyż:  Lędziny: wystawa na zakończenie projektu "Szłapcugiym bez Gruba"

Dawid Smolorz
– publicysta, tłumacz języka niemieckiego

Artykuł ukazał się pierwotnie na stronach kwartalnika “Fabryka Silesia“.

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

Ôstŏw ôdpowiydź

Twoja adresa email niy bydzie ôpublikowanŏ. Wymŏgane pola sōm ôznŏczōne *

Jakeście sam sōm, to mōmy małõ prośbã. Budujymy plac, co mŏ reszpekt do Ślōnska, naszyj mŏwy i naszyj kultury. Chcymy nim prōmować to niymaterialne bogajstwo nŏs i naszyj ziymie, ale to biere czas i siyły.

Mōgliby my zawrzić artykuły i dŏwać płatny dostymp, ale kultura powinna być darmowŏ do wszyjskich. Wierzymy w to, iże nasze wejzdrzynie może być tyż Waszym wejzdrzyniym i niy chcymy kŏzać Wōm za to płacić.

Ale mōgymy poprosić. Wachtyrz je za darmo, ale jak podobajōm Wōm sie nasze teksty, jak chcecie, żeby było ich wiyncyj i wiyncyj, to pōmyślcie ô finansowym spōmożyniu serwisu. Z Waszōm pōmocōm bydymy mōgli bez przikłŏd:

  • pisać wiyncyj tekstōw
  • ôbsztalować teksty u autorōw
  • rychtować relacyje ze zdarzyń w terynie
  • kupić profesjōnalny sprzynt do nagrowaniŏ wideo

Piyńć złotych, dziesiyńć abo piyńćdziesiōnt, to je jedno. Bydymy tak samo wdziynczni za spiyranie naszego serwisu. Nawet nojmyńszŏ kwota pōmoże, a dyć przekŏzanie jij to ino chwila. Dziynkujymy.

Spōmōż Wachtyrza