Co z tą Południową Afryką?
Parlament RPA przychylił się niedawno do wniosku, żeby odebrać ziemię białym farmerom bez rekompensaty i dać ją czarnym. Łatwo dojść do wniosku, że to rasistowski czarny rząd czepia się białych, żeby wzbudzić napięcia na tle rasowym, ale cała sytuacja jest dużo bardziej skomplikowana.

Rozgoryczenie bierze się z pozostałości po apartheidzie: w kraju mniej niż 10 procent to biali, ale ogromna większość pól uprawnych należy do białych farmerów, a średni dochód białych jest wyższy nawet ośmiokrotnie od dochodu czarnych czy kolorowych (Kleurlinge). Ze względu na historię kolonializmu w Afryce jako całości, nie odpowiada to wielu mieszkańcom RPA: lud, który przybył i bogacił się na zasobach Południowej Afryki kosztem miejscowej populacji, potem używał tego majątku i potęgi do gnębienia czarnych mieszkańców poprzez zrobienie z nich dosłownie obywateli drugiej kategorii, jest uważany za taki, który miał za łatwo zbyt długo dzięki prawu i systemowi społecznemu stworzonym do wyzyskiwania większości przez mniejszość.
Ale nie chodzi tylko o to, że biali wykupują całą ziemię i wysokimi cenami blokują czarnym możliwość jej kupna. Ustawa o ziemi miejscowych z 1913 roku zdelegalizowała dla czarnych możliwość posiadania ziemi. Wyniki audytu przeprowadzonego przez rząd pokazują, że farmy i gospodarstwa agrokulturowe to 97 procent z 121,9 miliona hektarów powierzchni kraju, a biali posiadają 72 procent z 37 milionów hektarów w rękach osób prywatnych. Ustawa nie była zniesiona do 1991 roku.
Wielu Południowoafrykanów uważa, że dość tego dobrego. Byłemu prezydentowi, skorumpowanemu Jacobowi Zumie, usuniętemu w lutym i zastąpionemu przez Cyrila Ramaphosę, nie było spieszno z problemem, ale Ramaphosa wydaje się robić z wywłaszczenia priorytet swojej polityki. Nie było ono legalne do niedawna, ale zmieniła to koalicja ANC (African National Congress, Afrykański Kongres Narodowy, 249 reprezentantów w parlamencie na 400 miejsc) i EFF (Economic Freedom Fighters, Bojownicy Wolności Gospodarczej, 25 reprezentantów w parlamencie).
EFF powiedział kilka wyjątkowo nieprzyjemnych rzeczy w ostatnim czasie. Ich lider, Julius Malema, oznajmił w 2016 roku, że „Nie wzywamy do rzezi białych, przynajmniej na razie”. Co prawda następne słowa wypowiedzi to „Wzywamy do pokojowej okupacji naszej ziemi”, ale trudno widzieć w takiej mowie cokolwiek poza groźbą. Wiele osób obawia się – i pewnie nie bez racji – że wywłaszczenie białych tylko rozpali nienawiść rasową i poprowadzi do przemocy w kraju, w którym nawet nie minęło 25 lat od zakończenia apartheidu. Pieter Groenewald z partii Freedom Front Plus (Front Wolności Plus), która reprezentuje mniejszość afrykanerską twierdzi, że jeśli państwo będzie kontynuować tę drogę, nieprzewidziane konsekwencje na pewno nie będą w interesie Południowej Afryki.

Argument za dalszymi działaniami mógłby być taki, że co prawda technicznie odbiera się prywatną własność obywatelom przestrzegającym prawa, ale wykupowanie jej zrujnowałoby państwo, a spłacenie zajęłoby stulecia. Nie bez znaczenia jest też etyczne pole minowe, jakim jest kwestia, czy czerpanie korzyści wynikających z rasistowskiego prawa to coś, na co kraj chce pozwalać.
Z drugiej strony podobne przedsięwzięcia w innych państwach nie kończyły się dobrze. Biali farmerzy w Zimbabwe doświadczyli nierzadko makabrycznej przemocy ze strony czarnych, przez co Genocide Watch, organizacja pracująca na rzecz zakończenia wypadków ludobójstwa, nadała tym wydarzeniom stopień piąty w swojej ośmiostopniowej skali.
Ci biali farmerzy i posiadacze są Południowoafrykanami od pokoleń. Sami nie zrobili nic złego, ale czerpią zyski z historycznego prawa, które było nieprawdopodobnie rasistowskie. Czy wmieszanie się w to rządu i wyrównanie balansu byłoby uczciwe? Czy stwierdzenie, że te dotychczasowe zyski już dawno spłaciły odszkodowanie za odebraną ziemię, byłoby akceptowalne? Czy można moralnie zaakceptować kontynuację efektów najgorszego rodzaju kolonializmu? Co się stanie z ziemią, gdy zostanie odebrana ludziom uprawiającym ją od pokoleń i dana takim, który mogą nie mieć pojęcia, co z nią zrobić? A gdy państwo poczyni te kroki, to czy będzie w stanie zrobić to bez przemocy podobnej do tej, która miała miejsce w Zimbabwe?
Konflikt w RPA wydaje się nierozwiązywalny w sposób zadowalający wszystkich. Nam jedynie pozostaje mieć nadzieję, że poszkodowanych będzie jak najmniej.
Zdjęcie główne: Johannesburg, autor: Lars Haefner CC-BY-SA-3.0