Recenzja “Ciotki Flory” Heleny Buchner
Jakie to musi być uczucie, kiedy we własnym domu zastajesz obcych ludzi i to wcale nie dlatego, że go sprzedałeś. Jakże to musi być dziwne, gdy tam gdzie zawsze był twój dom i ojczyzna, nagle musisz się zdecydować, że przyjmujesz inne obywatelstwo i starasz się udowodnić, że jesteś tego godny. Jakież to musi być niedorzeczne, że chcąc odwiedzić krewnych w kraju, o którym wiesz i czujesz, że jest twoją ojczyzną musisz latami starać się o pozwolenie na wyjazd. Zaś język, który jest językiem twojego serca musi zostać zapomniany, bo nie jest politycznie poprawnym używanie go.
I jeszcze inna odsłona tej rzeczywistości – zostałeś wysiedlony i to ty jesteś tym „złym”, który zajmuje czyjś dom, jesteś obcym we własnym kraju. Jak z tym wszystkim żyć? A to jeszcze nie wszystkie bolączki i problemy, dochodzi do nich bowiem bieda powojennych lat, wzajemna nieufność, daremne czekanie na tych, którzy nigdy nie wrócą, pragnienie, by znowu było tak jak kiedyś, przed tym wszystkim nowym, dziwnym i obcym.
Taka właśnie jest rzeczywistość przedstawiona w powieści Ciotka Flora Heleny Buchner. Dwadzieścia powojennych burzliwych i niełatwych dziejów Ślązaków spod Opola i Polaków z Kresów. Walka nie tylko o przetrwanie, o odzyskanie własności, o zachowanie tożsamości, ale też przezwyciężanie uprzedzeń i zmiana myślenia – bez tego byłoby jeszcze trudniej. A jednak było możliwe łączenie się w rodziny Ślązaków i „chaziajów”, jak obraźliwie nazywano przesiedleńców ze Wschodu. Okazało się, że można zrobić jednocześnie polski obiad i śląską wieczerzę.
Helena Buchner bardzo rzetelnie przedstawia powojenną historię Śląska, a przy tym w bardzo przystępny sposób. Powieść czyta się lekko, choć przecież tematyka ciężka, smutna czy momentami wręcz przytłaczająca. Tytułowa Ciotka Flora reprezentuje zapewne wiele osób o podobnym życiorysie – przetrwała obóz, wróciła do rodzinnej wsi, nowy ład polityczny pozbawił ją bliskości z rodziną, walczyła o swoje, tęskniła za swoimi dziećmi, marzyła o powrocie do „starych dobrych czasów”, wreszcie pogodzona z nową rzeczywistością, otoczona miłością dalszej rodziny odeszła, kiedy było już wiadomo, że „stare” nie wróci i „nowe” zostało zaakceptowane.
Poza ciotką Florą występuje w tej opowieści wiele innych postaci, takich jak chociażby urodzone po wojnie bliźnięta, na przekór wszystkiemu nazywane swojsko Margotka i Hanzik, chociaż w dokumentach stało Małgorzata i Jan. Także oni jako przedstawiciele młodego pokolenia Ślązaków doświadczają smaku odrzucenia przez rówieśników, wyśmiania z powodu używania języka śląskiego, ale też mają możliwość kształcenia się. Ich najstarsza siostra Helga skorzystała natomiast z okazji i uciekła do Niemiec, płacąc za to samotnością i życiem w oddaleniu od najbliższych. To ona reprezentuje grupę Ślązaków, którzy zdecydowali się na wyjazd w poszukiwaniu lepszego życia, nie mając pewności, czy kiedykolwiek będą mogli odwiedzać krewnych na Śląsku, albo czy rodziny będą mogły swobodnie odwiedzać ich w Niemczech. Z naszej obecnej perspektywy byłoby to o wiele łatwiejsze.
Nie zdradzając już więcej szczegółów, zachęcam do lektury tej wartościowej i co również bardzo ważne, dobrze napisanej książki.
Danuta Pustówka – urodzona na Śląsku Cieszyńskim, miłośniczka lokalnego języka, z zawodu redaktorka, z zamiłowania czytelniczka książek i korektorka.
Wydawnictwo Arka, Cieszyn