Bernadeta Szymik-Kozaczko: Dwie Valeski – cz. I
Zostaliśmy wyróżnieni i posadziliśmy w ogrodzie Aleksandra Lubiny w Ligocie Łabędzkiej Drzewo Valeski. Pan Aleksander Lubina w swoim ogrodzie sadzi Drzewa Wielkich ze Śląska.
Jedno z drzew to drzewo Valeski.
Chcieliśmy upamiętnić tym drzewem Valeskę Biela zd. Witt i Valeskę von Tiele-Winckler.
Czy te dwie Panie mają coś, co je łączy?
Oma Valeska Witt geboren 11.11 1898r Zalenze Kreis Kattowitz.
Oma – tak mówiłam. Moja Oma to elegancka, krucha osoba, lubiła ładne broszki, czytała i wiele brała na siebie. Potrafiła wychodzić z trudnych sytuacji. Czasem dyskretnie płakała. Piłyśmy odkąd pamiętam kawę – oczywiście „Bohn’caffee”. Lubiła czytać, pięknie szyła – zawsze miałam sukienki jak nikt. Wiele czasu spędzałyśmy razem. Chodziłyśmy z Omą do teatru, do kawiarni Otto (Kryształowa). Tam spotykała się ze swoimi koleżankami, to były również eleganckie Panie. Pamiętam, jedna była ewangeliczką inna metodystką.
Oma nauczyła mnie szacunku do ludzi. Obok domu Valeski i Pawła Biela w Podlesiu Śląskim mieszkali państwo Gazdowie, byli ewangelikami . Zawsze w Wielki Piątek w domu Omy było przypominane, że trzeba ten dzień podwójnie szanować Ważne Święto Ewangelików i Dzień ważny dla katolików. Nauczyła mnie wiary, wiary w Boga nie księdza – „Ksiądz to człowiek i przy ołtorzu jest ksiyndzem, a tak jest człowiekiem”. Może tego nie rozumiałam, ale wiedziałam, że nie wierzymy w księdza. Przekazała mi wiele informacji o tradycjach, różnych kulturowych zachowaniach, działaniach związanych z tym skąd pochodzimy, kim jesteśmy.
Warto jeszcze powiedzieć, że Oma robiła najlepsze kreple na Sylwestra, chrusty na koniec karnawału, gotowała najlepszą moczkę, z zup to hertz – zupa, kompot z banie i ze sznitlochõw.
Gdy wracałam wieczorem z uczelni to czekał chlyb ze świyżym fetem i kawa (oczywiście prawdziwa). Pamiętam, że nauczyła mnie co to maltz kawa i kiedy się o tej kawie dowiedziała – że jest maltz kawa dowiedziała się – „jak ruse wlazły”.
Spotkania w domu w Podlesiu też były, spotykały się Frau Gazda, Frau Wybrańczyk i Frau Ciciele Ciapele. tej ostatniej Pani nie pamiętam nazwiska. Używam formy jak te Panie się do siebie zwracały, rozumiem już jako dorosła osoba to był SZACUNEK.
To był piękny czas. Była zawsze obok przy mnie i pewnie jest dalej OMA.
Pisze o odważnej Kobiecie – mojej Omie, która przechowała w swoim domu książkę Valeski von Tiele-Winckler (1829-1880) „Familien Traditionen”.
Oma Valeska Biela zd. Witt była uczennicą Katolische Volksschule in Domb O/S (1905 do 1913) nastepnie Handels – Lerh – Institut Inh.: B. Siedner in Kattowitz. Handelsschule ( tak mówiła) skończyła również Marta Witt siostra Valeski. Obie Panny Marta Witt i Valeska Witt otrzymały dyplom który wcześniej można było uzyskać wyłącznie w Berlinie. Po ukończeniu szkoły Oma pracowała w firmie Ingenieur Max Heinze, Kattowitz. Jej siostra Marta pracowała w biurze Zamku Moszna (Schloss Moschen).
W 1922r Valeska wyszła za mąż za Pawła Biela. Od 1934 roku mieszkali w swoim domu wybudowanym w Podlesiu Śląskim. Właśnie w tym domu była schowana książka napisana przez Valeske von Tiele-Winckler „Familien Traditionen”. Jak okazało się po wielu latach
jedyna taka książka na świecie. Niestety w Zamku Moszna biblioteka została wypalona przez tzw. wyzwolicieli.
Książka „Familien Traditionen” ma wpisaną dedykację przez Martę Stryi zd. Witt siostrę.
Możemy domniemywać, że jest to prezent od Marty. Marta uciekała z dziećmi z Bytomia, gdzie mieszkała i z mężem prowadzili sklep. Książkę znaleźliśmy wspólnie ze starszym synem Pawłem w vertiko w sypialni Omy Valeski.
Oma Valeska od 1939 roku była w domu ze starszymi rodzicami, dziećmi i Martusią.
Martusia to rodzinna gosposia związana z nami do końca życia.
Mąż Valeski Paweł Biela był więźniem w wiezieniu Montelupich Kraków, został zwolniony i pracował na lotnisku w Krakowie. Był zakładnikiem w Krakowie. Pod koniec wojny został przeniesiony do pracy na lotnisku w Gliwicach. Po 1945r gdy weszli tzw. wyzwoliciele został uwięziony w więzieniu w Pszczynie. Jak w domu mówiono „za to samo”, czyli za to że był – Ślązakiem tak to rozumiałam.
W 1945r wpierw wprowadził się do domu w Podlesiu Rosjanin – oficer z adiutantem.
Następnie polscy mundurowi.
Ta dzielna kobieta, moja Oma, przechowała tak cenną książkę i wiele cennych dokumentów.
Wspierała i pomagała wielu osobom.
Oma znała w mowie i piśmie niemiecki, polski a w doma my godali. To właśnie Oma zaraziła mnie poznawaniem historii katowickich szkół.
Gdy w dniach 15 -19 września 2006 roku gościli na Górnym Śląsku potomkowie znanej rodziny von Tiele-Winckler – hrabia Hubert oraz jego brat – baron Claus-Peter z małżonką Fryderyką spotkała się z nimi w Muzeum Historii Katowic moja Mama – Weronika Szymik zd. Biela. Spotkanie zorganizował obecny dyrektor dr Jacek Siebel i pan mgr Michał Musioł.
Właśnie w czasie tego spotkania hrabia Hubert, baron Claus-Peter i jego małżonka Fryderyka zobaczyli zachowaną książkę. W prezencie otrzymali kopię książki.
Koniec część pierwszej, cdn.
Co mnie dziwi , mojego Papy tez Bubi zwali , do tego ist Er geboren auch 1924 !