Bartodziej&Soika: Liderom Mniejszości pod rozwagę
Do najważniejszej politycznej próby sił, bitwy na śmierć i życie między PiS i antyPiSem pozostało zaledwie trzy miesiące. Od jej wyniku zależy nie tylko dalszy los dziesiątków tysięcy pisowskiej i antypisowskiej nomenklatury, ale także los zwykłych obywateli, również mniejszości narodowych. Aktualnie nic nie wskazuje na możliwość pokonania PiS w nadchodzących wyborach parlamentarnych. Zastosowana przez PiS socjotechnika, oparta na wykorzystaniu uczuć narodowo – katolickich i pomocy socjalnej z budżetu państwa dla milionów ludzi jest przekonywująco perfekcyjna i skuteczna. PiS zbudował w swoim elektoracie wiarygodność, poczucie misji i spełnienia. W tym aspekcie rozumiemy trudności opozycji w budowaniu programów i koalicji wyborczych oraz problem, kto i jak ma nimi kierować. Polska społeczność przeżyje przegrane, czy wygrane wybory. Przegrane partie mogą zniknąć z przestrzeni publicznej. Ich członkowie zorganizują się na nowo w innych partiach. Nas interesuje zachowanie Ślązaków i Niemców w nadchodzących wyborach, które po raz pierwszy w historii III RP odbędą się w „wojennym” klimacie. Wiemy, że nie należy się nimi podniecać. Nasze decyzje nie mogą być dziełem emocji i nie wolno nam siać zgorszenia.
Dobra sól
My, autochtoni musimy zawsze pamiętać o tym, że nasze otoczenie potrafi często lepiej ocenić nasze zachowania, niż my sami. Zachowania, które się nam wydają właściwe, w ich oczach mogą nas dyskredytować moralnie i politycznie. Mamy na myśli minione wybory do PE i zbliżające się wybory do sejmu i senatu. Na pewno w kwestii, czy Śląsk jest ziemią odzyskaną czy przyznaną Polsce, pozostaniemy przy swoich zdaniach, ale nie jest to najważniejsze. Dla nas istotniejsze jest, że to nie ziemia, a my, autochtoni jesteśmy ważnym i wartościowym składnikiem tej ziemi – jej dobrą solą i taką chcemy pozostać.
W tej prawdzie wiąże nas Ewangelia wg św. Marka 9.50 – „Dobra jest sól, lecz jeśli sól smak utraci, czymże ją przyprawicie? Miejcie sól w sobie i zachowujcie spokój między sobą.” Każdy, kto rozumie to przesłanie musi wiedzieć, jak ważnym dla nas nakazem jest pielęgnowanie swojej tożsamości. A z tym po raz drugi po wojnie występuje problem, który skłonił samorząd województwa do wydania opinii w tej sprawie. Na majowej sesji Sejmiku województwa opolskiego, radni PO i Mniejszości Niemieckiej przyjęli apel, a w zasadzie zobowiązali się wystosować prośbę do MEN oraz Rządu RP o podjęcie rzetelnych rozmów z MN w sprawie problemów związanych z edukacją językową dzieci i młodzieży mniejszości niemieckiej. Po wojnie integrowano nas urzędowo, teraz jesteśmy poddawani pełnej asymilacji, chociaż niekiedy trudno nam się pogodzić z polską polityką historyczną, a nawet z polskim katolicyzmem. Brak nam duszy prawdziwego Polaka, więc może dlatego postanowiono ograniczyć naszym dzieciom i młodzieży dostęp do języka ojczystego. A może był to tylko jeden z czynów byłej minister edukacji narodowej, która obecnie na forum PE wykazuje się brakiem kultury i wychowania. Za jej sprawą polska oświata stała się pośmiewiskiem; teraz ona sama. Czekamy na pozytywny finał.
Liderów trzech
Dobry obraz spokojnej mniejszości, z dobrym kapitałem życiowym, dobrymi umiejętnościami współżycia i działania w samorządach powinien być akceptowany przez wszystkie strony obecnej wielkiej, politycznej i kulturowej wojny polsko – polskiej. Mamy na uwadze jednak to, że Mniejszość jako grupa będzie działała dobrze tylko wtedy, gdy jej przywódca potrafi rozwiązywać jej problemy i podtrzymywać jej trwałość. Musi on posiadać autorytet lub prestiż wynikający z liczącej się funkcji społecznej i politycznej. Taką sytuację mieliśmy na początku lat 90-tych. Tworzyliśmy Mniejszość Niemiecką jako wielki ruch społeczny na wzór pierwszej „Solidarności”, której wielu z nas było członkami. Nikt z nas nie myślał wówczas o profitach. W 1991 roku, w wyborach do Sejmu nasza lista otrzymała 132 tys. głosów poparcia, co przełożyło się na 7 mandatów poselskich, a niżej podpisany prof. Bartodziej uzyskując poparcie 82- tysięcznego elektoratu został senatorem RP. Mieliśmy wówczas taki potencjał, że wspomagaliśmy w tych wyborach inne mniejszości narodowe. Po tych wyborach, naturalnym przywódcą naszej Mniejszości na długo został Henryk Kroll, który łączył funkcję przewodniczącego Towarzystwa z funkcją posła. Radził sobie z rozwiązywaniem ówczesnych problemów, a łatwe one nie były i było ich o wiele więcej niż dzisiaj. Sytuacja w Towarzystwie była dobra do momentu, gdy każdy z nas też chciał się mieć dobrze. Zaczęła się tworzyć nomenklatura, która rozkwita do dziś i to coraz pełniej. Nomenklatura ma to do siebie, że nie potrzebuje żadnych rad, ani Rady politycznej, ani Rady starszych. Ona sama jest najmądrzejsza, potrzebuje jedynie zarobić i to dobrze. Tak jest w partiach, tak jest, sądzimy i w naszym Towarzystwie.
Zamiast jednego przywódcy mamy obecnie trzech liderów. Można rzec, że zamiast przywództwa mamy spijające sobie z dzióbków towarzystwo wzajemnej adoracji, które nie potrafi dryfującego Towarzystwa skierować na właściwy kurs, mimo dostatku wszelkich atutów. Towarzystwo, aby odzyskać siłę polityczną i dawne znaczenie powinno wykreować przywódcę z prawdziwego zdarzenia. Z trójki liderów – Rafał Bartek, Bernard Gaida, Ryszard Galla, tylko Bartek ma na to szansę pod pewnymi warunkami, o czym za chwilę. Gaida sam zrezygnował z kandydowania do zarządu TSKN i nie pełni żadnej funkcji politycznej, zaś Galla jest empatycznym posłem, ale do roli przywódcy MN nigdy nie aspirował.
Biada zwyciężonym
W wyniku ostrej konfrontacji między Polakami powstała nowa sytuacja dla Mniejszości i trzeba się do niej dostosować. W wielkim boju o przyszłość Polski nie będzie pobłażania dla nikogo. Vae victis – biada zwyciężonym. PiS zrobił wiele dobrego dla Polaków. Więcej nie może, pozostaje destrukcja. Znikają ostatnie bariery na drodze do autorytaryzmu, niszczona jest kultura polityczna, relacje z UE, trwa walka z mniejszościami, z niezależnymi mediami i samorządami. Przypuszczamy, że czeka nas kolejna regionalizacja. PiS rozwalił Opole i poradzi sobie z regionem w którym lud go zbytnio nie hołubi. Może nastąpić zdławienie śląskiego regionalizmu i regionalnej jedności. Możemy się stać podzielonym, reliktowym regionem, w którym Mniejszość będzie miała bardzo ograniczone pole do prowadzenia działań społecznych. Aby przeżyć obecną konfrontację między Polakami i jesienne wybory bez wielkich strat, potrzebny jest nam przywódca z silną pozycją polityczną. Dzisiaj MN takiego nie ma. Może i powinien nim zostać Bartek, ale musi się podjąć roli lidera listy MN w wyborach do Sejmu i te wybory wygrać. Aby się tak stało, trzeba skończyć z powszechną w TSKN wiarą, że MN zawsze ugra jednego posła. Wiara czyni cuda ale spodziewana, wysoka frekwencja nakazuje nam w to nie wierzyć. MN musi też podjąć decyzję, czy wystąpi w wyborach samodzielnie, czy dołączy do koalicji. Jakiej? Dla Mniejszości zawsze będzie ważne to, z kim wygra lub przegra, ale jeszcze ważniejsze jest, aby nie była jeńcem zwycięzców po porażce opozycji. Mamy wrażenie, że istnieje rozwiązanie tego dylematu. MN może wystawić własną listę w wyborach do Sejmu, nawet jeśli szanse na mandat są niewielkie, choćby dla pielęgnowania tradycyjnej marki. Nie powinna jednak wtedy wystawiać własnych kandydatów do Senatu, bo nie ma cienia szans na mandat, tylko automatycznie wejdzie w kolizję z obydwoma wojującymi plemionami Polaków i niezależnie od wyniku tych wyborów, pozostanie w konflikcie z jednym z nich. Myślenie, że gdzie się PiS bije z PO może wygrać MN, jest wyłącznie życzeniowe; MN może jedynie oberwać i to z obu stron.
Kończąc, życzymy Rafałowi Bartkowi – przewodniczącemu zarządu TSKN, podjęcia najkorzystniejszych dla nas, Ślązaków i Niemców decyzji wyborczych. Życzymy mu także osobistego sukcesu w jesiennych wyborach do Sejmu.
Gerhard Bartodziej Bernhard Soika
