Bartodziej & Soika: Wyjątkowy stan wyjątkowy
Po uporaniu się z wicepremierem Jarosławem Gowinem i po przegłosowaniu w sejmie ustawy medialnej, uderzającej wyłącznie w niezależną TVN, wydawało się, że Prezes ma najgorsze za sobą. Należało mu się trochę urlopu, aby mógł pojechać w Polskę i nabrać sił przed czekającymi go jesiennymi zadaniami politycznymi. Wystarczyły trzy tygodnie nieobecności Prezesa, aby sytuacja w Polsce, stała się nieciekawa. Protest rozpoczęli ratownicy medyczni. Inflacja przekroczyła granicę 5 procent i jest najwyższa od 20 lat. Bruksela wstrzymała nam obiecaną wcześniej pomoc w wysokości około 260 miliardów złotych. Nastąpiło to ze względu na kwestionowanie przez premiera Morawieckiego, ministra Ziobrę i Prezydenta nadrzędności prawa UE, nad prawem krajowym. Do tego KE zagroziła pięciu województwom (małopolskie, lubelskie, podkarpackie, świętokrzyskie, łódzkie) że nie otrzymają pieniędzy z Funduszu Pomocy Potrzebującym, jeśli nie uchylą swoich uchwał anty – LGBT. Byłaby to strata kolejnych kilkudziesięciu miliardów zł. Bez tych pieniędzy PiS nie zrealizuje Polskiego Ładu, a polską gospodarkę i samorządy czeka upadek i stagnacja.
Naród zwycięzców
Premier nie zamierza jednak oddać pola Brukseli. Mówi, że nikt nie będzie pouczał Polaków, czym jest demokracja i praworządność. Jego stanowisko koreluje z wypowiedzią ministra Czarnka dla Naszego Dziennika: „Jesteśmy narodem zwycięzców. Gdyby tak nie było, nie byłoby nas dziś w tym miejscu Europy, między Rosją a Niemcami, I to po prostu trzeba pokazywać”. Nie ma potrzeby pouczać Polaków, czym jest praworządność, bo dotyczy ona rządzących. Jest podstawą każdej nowoczesnej demokracji konstytucyjnej i oznacza przestrzeganie prawa przez organy państwa. W Polsce z łamaniem i naginaniem prawa spotykamy się na co dzień. O ile jednak naród zwycięzców, czyli my, się na to godzimy, to już brukselskim urzędnikom nie wolno tego czynić. Musimy sobie zadać pytanie jakie mogą być skutki bitwy Warszawsko – Brukselskiej? Możemy zmienić Konstytucję, spróbować zmienić prawo UE albo z niej wystąpić. A może jest czwarte i najmniej kosztowne rozwiązanie. Jak się Premier nie potrafi odnaleźć w Unii, to zmieńmy Premiera, a przy okazji większość jego niekompetentnych ministrów. Jeżeli tego nie wymusimy, to serwilistyczny stosunek części Polaków do władzy nadal będzie skutkował utratą wolności i godności. Musimy sobie zdać sprawę z tego, że największym zagrożeniem jest źle działające państwo, głębokie podziały społeczne i narastająca między ludźmi nienawiść. Odnosimy wrażenie, że przestają funkcjonować podstawowe wartości niezbędne do życia w pokoju i w bezpiecznym państwie. Konflikty państwa polskiego z Unią i naszymi sąsiadami ciągle narastają. Mający obecnie miejsce, konflikt z Białorusią jest wręcz na rękę rządowi, bowiem może odwrócić uwagę opinii publicznej od problemów z wstrzymaniem pomocy finansowej z Unii. Na granicy polsko – białoruskiej larum grają. Około 4000 żołnierzy oraz prawie 1000 jednostek sprzętu wojskowego przemieszcza się ze Szczecina na wschodnie poligony.
Święte terytorium
Sprawa ma swój początek w pośpiesznej ewakuacji z Afganistanu żołnierzy amerykańskich i wojsk sprzymierzonych oraz ich współpracowników. To stało się zapowiedzią wielkiej fali uchodźców zmierzających do Europy za chlebem, za wolnością, za spokojem. Na granicy z Białorusią pojawiło się kilka rodzin migrantów, co wywołało panikę w kręgach rządowych. Nasz słowiański sąsiad Łukaszenka, wykorzystał doświadczenia tureckiego prezydenta Erdogana, na użycie uchodźców jako narzędzia polityki. Chytry sąsiad sprowadził na granicę w okolicę Usnarza Górnego, grupę 32 migrantów, których Polska wbrew postanowieniom Konwencji Genewskiej, nie wpuściła na swoje terytorium. Od kilku tygodni koczują oni na granicy; głodni, zziębnięci, utytłani w błocie. Z jednej strony są otoczeni przez białoruskich pograniczników, z drugiej przez polską straż graniczną, oddziały wojska i policję. W błocie grzęzną prawa człowieka, konwencje międzynarodowe, współczucie, miłosierdzie i chrześcijańska miłość bliźniego. Powstał ostry konflikt między prawem państwa do ochrony granic i prawem migrantów do ochrony swojego życia. Wobec braku kontaktów dyplomatycznych i dialogu z Łukaszenką, konflikt stał się nierozwiązywalny, ze szkodą dla Polski i Polaków. Konflikt pokazuje, że Łukaszenka i Kaczyński są siebie warci. Jednemu i drugiemu brakuje rozsądku i empatii. Amerykanie rozmawiali z Talibami, my – naród zwycięzców, nie będziemy rozmawiali z byle kim. Zupełnie odmienną postawę wobec migrantów wykazują polskie miasta i wioski, szczególnie mamy na myśli śląską, pod opolską wioskę – Suchy Bór, która jako pierwsza pokazała jak się należy wobec nich zachować. Władza funduje migrantom zasieki z drutu kolczastego, zwane płotem Błaszczaka, mające ich skutecznie zniechęcić do znalezienia schronienia na świętym polskim terytorium. Świętość polskiej ziemi, a następnie świętość granic ogłosił osobiście Premier RP. W tym samym czasie, tylko na bezbożnym terytorium Berlina koczuje na ulicach i dworcach, kilka tysięcy bezdomnych Polaków, „zaopiekowanych”, używając języka Premiera, przez niemieckie organizacje pozarządowe. Na jego też wniosek Prezydent w komediancki sposób, bo przez swojego rzecznika, wprowadził nam kosztowny, wyjątkowy stan wyjątkowy.
Żałosne widowisko
Kto poznał historię Polski wie, że Polska była, jest i prawdopodobnie pozostanie krajem wyjątkowym. Nas to nie dziwi, bo na Śląsku zawsze było słychać, że w Polsce nie było i nie ma porządku. Wprawdzie migranci próbują przekraczać granice wielu państw Unii, ale tylko u nas ich obecność jest wyjątkowo niepożądana. Jak mówi minister Kamiński, musimy wobec nich jako państwo, wykazać się twardością i skutecznością. Polska nie zwróciła się o pomoc do Frontexu – Europejskiej Agencji Straży Granicznej, mającej siedzibę w Warszawie. Agencja zajmuje się monitorowaniem granic UE, koordynuje działania krajowych służb granicznych i wspomaga je wprowadzaniem swoich zespołów szybkiej interwencji. Nie szukano też wsparcia ze strony sojuszników NATO. Kaczyński, zdając sobie sprawę, że nikt mu nie pozwoli pomiatać uchodźcami, postanowił, że Polska, a właściwie to on, Kamiński i Morawiecki, załatwią sprawę sami. Na ich wniosek, Prezydent podpisał rozporządzenie o wprowadzeniu stanu wyjątkowego. Sejm na dodatkowym posiedzeniu go nie uchylił. Ma trwać 30 dni w 183. miejscowościach położonych na 418. kilometrowym odcinku granicy z Białorusią. Samo posiedzenie sejmu było wyjątkowo żałosnym widowiskiem. Prezydent był na nim nieobecny, nie chciał publicznie świecić oczami za swoją partię. Prezes, a za nim stado posłów PiS, zaraz po „rządowych” wystąpieniach, opuścił salę sejmową. Premier szwendał się po niej bez celu. W sejmie zabrakło powagi i odpowiedzialności za państwo. Naszym zdaniem, stan wyjątkowy wprowadzono z trzech powodów. Po pierwsze, aby uniemożliwić mediom przekazywanie obrazu niehumanitarnego i nieludzkiego traktowania migrantów. Po drugie, aby przykryć kłopoty jakie Polska ma z Unią w kwestii praworządności, a co za tym idzie, możliwością utraty olbrzymich pieniędzy. Po trzecie, aby uzyskać tani poklask ciemnego ludu – udających patriotów, szczęśliwych egoistów. Wyjątkowy stan wyjątkowy, nie zwiększa naszego poczucia bezpieczeństwa wobec zagrożeń, które dotykają codziennie każdego z nas.
Gerhard Bartodziej Bernhard Soika
Słabe nawet jak na Panów.
Oczym kolwiek zle zle i bardzo zle byle do ojca Tuska wybawiciela.
Ta opozycja już była u władzy i to spory konsek czasu, a tamten okres pokazał, że cały warszawski establishment od prawa do lewa ma w kwestii “sfederalizowania” Polski dokładnie takie samo zdanie. Dodałbym jeszcze, że o tym czy konkretne państwo powinno być federacyjne czy nie, decydują przede wszystkim względy inne niż wielkość (na przykład skład etniczny, zaszłości historyczne itp). Gdyby miała o tym decydować tylko wielkość, to Szwecja i Norwegia powinny być koniecznie federacyjne zamiast na przykład niewielkiej Belgii. Poza tym w przypadku Polski decydująca jest mentalność rządzących oraz wspomniany przez autorów serwilizm większość społeczeństwa ugruntowany przez lata trwania wschodniego modelu sprawowania władzy. Polska pokazała w latach międzywojennych, że nawet z autonomią (wówczas woj. śląskiego) można pozostać de facto państwem centralistycznym.
Za duze państwo by byc centralnie rzadzone. Na aktualnym przypadku widzimy, ze jeden idiota doprowadza je do ruinu. Opozycja o Ile kidys dojdzie do wladzy, powinna sfederalizowac RP.