Bartodziej & Soika: Suwerenie nie rób poruty

Znamy już termin wyborów parlamentarnych i wiemy jakie partie i koalicje będą w nich walczyć o władzę. Jak zwykle na listach wyborczych odnajdujemy nazwiska ludzi znanych nam od wielu lat, którzy w kolejnych wyborach szukają szczęścia co rusz w innej partii. Po 30. latach od obalenia starego ustroju, polskie partie nadal różnią się od partii politycznych w Starej Europie. Tam tradycyjne partie są nośnikami i strażnikami wartości oraz ideologii, tych samych od dziesiątków lat. Władzę sprawują partie demokratyczne, szanujące Konstytucję, prawo, kulturę polityczną i umowy społeczne. Polski krajobraz polityczny jest nadal chaotyczną mieszaniną systemu zachodniego i wschodnich autokracji. Trudno nam ustalić, które partie są u nas prawicowe, a które lewicowe czy liberalne. W każdej partii wódz jest ważniejszy od wartości, a ich programy są kształtowane pod gusta elektoratu przed każdymi kolejnymi wyborami. Nawet dokładnie nie wiemy o jakie wartości walczą polskie partie, jednak na pewno walczą o swoje interesy grupowe i personalne.

Uświęcanie polityki  

Jako rzecz normalną przyjmujemy, że najbardziej konserwatywna polska partia (PiS) realizuje program socjalistycznego rozdawnictwa o jakim nie marzyła polska lewica, gdy była przy władzy. Trudno nam też wskazać partię, która reprezentowałaby interesy pracobiorców, przynajmniej deklaratywnie jak to miało miejsce w okresie rządów Gierka. W tamtym czasie jego  partia próbowała przypodobać się ludowi sloganem: „Partia z narodem, naród z partią”. Wówczas jednak naród wolał być z Kościołem i tak powinno było pozostać. Szkoda, że „dobra zmiana” wespół z częścią hierarchów doprowadziła do tego, iż dziś „Partia jest z Kościołem, a Kościół z partią”. Polak – katolik jest przyzwyczajony do angażowania się hierarchów w politykę. Państwo i kościół stanowią nierozłączną całość określającą tożsamość narodu polskiego. W Starej Europie w sferze politycznej funkcjonuje rozdział kościoła i państwa. Wartości religijne nie podlegają dyskusji. Wartości polityczne podlegają dyskusji i kompromisom. Zbyt bliskie łączenie sacrum i profanum zawsze przynosi szkodę wartościom religijnym. Nie potrafimy wskazać przypadków uświęcenia polityki pod wpływem religii. Główne postaci wojny polsko – polskiej wykorzystują wartości etyczne i religijne jako narzędzia w walce z przeciwnikami. Po ideologii gender, PiS przekonuje Polaków, że jeszcze większym zagrożeniem dla polskich rodzin, tożsamości narodowej, a nawet współczesnej cywilizacji jest „ideologia” LGBT. Pisowskiej braci nie przeszkadza to, że w Ameryce czy w Europie Zachodniej, LGBT jest normalką. W Polsce dla potrzeb walki z nią, definiuje się na nowo pojęcie miłości bliźniego. Partii w tym względzie pomaga Kościół, a konkretnie abp Marek Jędraszewski, który stał się twarzą kościelnej narracji o PiS i pracuje na kolejną wygraną tej partii. Widzi on w LGBT zarazę, którą najlepiej żeby cosik zeżarło. Jako dr filozofii ma prawo głosić takie poglądy, lecz nie w tym miejscu i nie w tych szatach. Filozofię krakowskiego Arcybiskupa osłabia jego dyskusyjna postawa w sprawie grzeszków abp Juliusza Paetza oraz chęć przykrycia niemocy Kościoła w walce z pedofilią we własnych szeregach. Kościół walki z LGBT nie wygra, gdyż współcześnie jest to walka z wiatrakami. Za to może, o ile tylko zechce, zakończyć w każdej chwili wojnę polsko – polską.

Dej pozōr tyż:  Bartodziej & Soika: Czas przełomu

Latający ogrodnik 

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

Zakończenie tej wojny jest konieczne, bo część obywateli przestała wierzyć najważniejszym organom państwa, które uważają Polaków za mało rozgarniętych i pozwalają sobie na ich nagminne okłamywanie. Chcą aby Polacy zapomnieli o bankructwie religii smoleńskiej, aferze KNF i SKOK-ów, gigantycznych pensjach w NBP, niejasnych planach budowy przez Prezesa dwóch 200. metrowych wież i lekceważeniu wyroku NSA w sprawie ujawnienia list poparcia kandydatów do KRS. Dziwimy się nieskuteczności państwa, które dotąd nie złapało ani jednego złodzieja spośród tych, którzy ukradli narodowi 250 mld. zł. Nie wiemy jak uniknąć groźby realizacji amerykańskiej ustawy 447. Nie widzimy marginalizacji Polski w UE, ani tego iż Brexit i recesja gospodarcza w Niemczech zagrażają polskiej gospodarce. Zapominamy o katastrofalnym stanie opieki społecznej, nieudolnej polityce emerytalnej, o złym stanie środowiska, nieuniknionej podwyżce cen energii elektrycznej, narastającej lawinowo drożyźnie i pożerającej nasze oszczędności inflacji. Listę problemów i zagrożeń można by wydłużyć. Tylko co to da? Wyznawców PiS nie przekonają żadne argumenty. Ich wiara w Prezesa jest  silniejsza od rozumu.   Myśleliśmy, że tą wiarą wstrząsną bizantyjskie maniery czołowych postaci z jego otoczenia. Nic z tych rzeczy. Przykładem może służyć postawa podkarpackiego ogrodnika, który za sprawą Prezesa stał się drugą osobą w państwie – Marszałkiem Sejmu. Było to coś ze snu amerykańskiego pucybuta i leninowskiej filozofii, że każda kucharka może rządzić państwem. Ogrodnik od nadmiaru władzy musiał zgłupieć, co pomogło mu uwierzyć, że jest w nim coś z monarchy. Nic nowego, z chłopa Pan. W sejmie pojawiły się umundurowane straże z szablami u boku, kotary i ogrodzenia. Dostęp do Sejmu i samego Marszałka został ograniczony, a obrady zaczęto prowadzić bez trybu. Marszałek zaczął obdzierać z pieniędzy nie tylko posła Sławomira Nitrasa, którego nie lubił ale i nas wszystkich. Same loty rządowym odrzutowcem z rodziną i kumplami na Podkarpacie kosztowały nas miliony złotych. To pisancjum trwało prawie cztery lata. Skończyło się kiedy zauważył je Pan Prezes i chociaż nasz Marszałek kochany nie złamał prawa ani istniejących obyczajów (?) to w końcu złożył rezygnację z pełnionej funkcji, znowu zgodnie z istniejącym obyczajem, najpierw na ręce Prezesa a później Prezydium Sejmu.

Dej pozōr tyż:  Bartodziej & Soika: Czas przełomu

Wierni Heimatowi   

A miało być inaczej, obiecano nam że polityka Prawa i Sprawiedliwości będzie nacechowana umiarem, pokorą i pracą. Po czasie okazało się, że wybór PiS-u był wynikiem braków w myśleniu i zachłanności większości ludzi na jałmużnę socjalną. Mimo wielu afer z udziałem rządzących, poparcie dla PiS utrzymuje się nadal na wysokim poziomie. Niektórzy wyborcy PiS również złoszczą się na partyjne szczekaczki, które robią z nich idiotów ale głosują na tą partię bo są konserwatywni, podoba im się socjalistyczne podejście partii do gospodarki, nie znoszą elit ani mieszkańców dużych miast. Nie widzą niczego złego w autokratycznych praktykach Prezesa, które zwalniają  ich od myślenia. Trzeba przyznać, iż w codziennym życiu są przyzwoici, natomiast w polityce akceptują fałsz i zakłamanie.

Wielu Ślązaków mentalnie przystaje do pisowskiego ludu, a do tego pozwala sobie narzucać pisowską politykę historyczną. Niewielu dziwi to, że świąteczna defilada wojskowa (Wierni Polsce) w Katowicach była przedstawiana jako hołd złożony Powstańcom Śląskim  w setną rocznicę ich „zrywu”. Według naszej wiedzy było to (pow)stanie robotników za należną  im wypłatą, gdyż w domach nie było co do garnka włożyć, kiedy to zamiast pieniędzy spotkały ich kule. W polskiej historii słowo powstaniec ma pozytywne znaczenie, w naszej świadomości – negatywne. Autochtoni mają niewiele wspólnego z pompatycznie reprezentowanymi w Katowicach wartościami patriotycznymi. Wystarcza im, że są wierni rodzinie, są wiernymi synami Kościoła powszechnego i swojego Heimatu. Jednak to za mało. My, Ślązacy  musimy w końcu zapanować nad naszą przeszłością i przestać pozwalać ją  sobie narzucać, bo bez historycznej, zbiorowej tożsamości niewiele znaczymy i niewiele osiągniemy. Tożsamość jest ważna w kontekście nadchodzących wyborów, które będą kształtować naszą przyszłość. Tą codzienną opartą o pracę, a nie o cuda i rozdawanie wcześniej nam zabranych lub pożyczonych pieniędzy. Byłoby dobrze, gdyby każdy kto czuje się wierny swojemu Heimatowi, wziął udział w wyborach i głosował jak najlepiej – na partię, na ideę, na ludzi, którzy są mu najbliżsi.
W tytule prosimy, aby w czasie wyborów nie robić sobie i bliźnim poruty. To staropolskie słowo oznacza wstyd, kompromitację, wystawianie się na pośmiewisko. W slangu młodzieżowym oznacza obciach, a po śląsku – lanie się żurem. Miejmy to na uwadze szukając na karcie wyborczej kandydata, któremu zamierzamy zaufać i powierzyć naszą przyszłość.

Dej pozōr tyż:  Bartodziej & Soika: Czas przełomu

Gerhard Bartodziej                            Bernhard Soika

Bartodziej

 

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

Ôstŏw ôdpowiydź

Twoja adresa email niy bydzie ôpublikowanŏ. Wymŏgane pola sōm ôznŏczōne *

Jakeście sam sōm, to mōmy małõ prośbã. Budujymy plac, co mŏ reszpekt do Ślōnska, naszyj mŏwy i naszyj kultury. Chcymy nim prōmować to niymaterialne bogajstwo nŏs i naszyj ziymie, ale to biere czas i siyły.

Mōgliby my zawrzić artykuły i dŏwać płatny dostymp, ale kultura powinna być darmowŏ do wszyjskich. Wierzymy w to, iże nasze wejzdrzynie może być tyż Waszym wejzdrzyniym i niy chcymy kŏzać Wōm za to płacić.

Ale mōgymy poprosić. Wachtyrz je za darmo, ale jak podobajōm Wōm sie nasze teksty, jak chcecie, żeby było ich wiyncyj i wiyncyj, to pōmyślcie ô finansowym spōmożyniu serwisu. Z Waszōm pōmocōm bydymy mōgli bez przikłŏd:

  • pisać wiyncyj tekstōw
  • ôbsztalować teksty u autorōw
  • rychtować relacyje ze zdarzyń w terynie
  • kupić profesjōnalny sprzynt do nagrowaniŏ wideo

Piyńć złotych, dziesiyńć abo piyńćdziesiōnt, to je jedno. Bydymy tak samo wdziynczni za spiyranie naszego serwisu. Nawet nojmyńszŏ kwota pōmoże, a dyć przekŏzanie jij to ino chwila. Dziynkujymy.

Spōmōż Wachtyrza