Andreas Drahs: Jak to było z freikorpsami?

Moi roztomili! Często zwracają się do mnie ludzie z zapytaniem, co to właściwie były te “freikorpsy”? Tłumacząc wspomnienia generała Hoefera, starałem się to słowo mniej lub bardziej zręcznie ominąć, ponieważ ma ono w języku polskim negatywną konotację. Czy słusznie? – Po tym tekście może będzie wam możliwe, samemu na to odpowiedzieć.

Ogólnie rzecz biorąc, freikorpsy definiuje się w Niemczech jako nieregularne, prawicowe, ochotnicze jednostki wojskowe.

Osobiście uważam jednak, że ta definicja nie odzwierciedla w pełni tego fenomenu. Bowiem historycznie rzecz biorąc, freikorpsy powstały właśnie na Śląsku, we Wrocławiu w 1813 roku, jako jednostki ochotnicze, które mając dość słabe podstawowe uzbrojenie, ale bardzo dobrą narodową motywację, wypędziły Napoleona z Niemiec. Trzeba jednak wiedzieć, że większość ochotników stanowili weterani, studenci i urzędnicy oraz osoby, które wcześniej już odbyły służbę wojskową.

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

Podobnie więc sprawa ma się z tymi freikorpsami, które 100 lat temu walczyły w całych Niemczech oraz w krajach nadbałtyckich, szczególnie zaś w Berlinie, Monachium, Zagłębiu Ruhry oraz na Śląsku.

Nie zapominajmy jednak, że po pierwszej wojnie światowej w Niemczech panował kryzys zarówno polityczny, gospodarczy jak i socjalny, a u niektórych również głód. Z sześciu milionów żołnierzy stojących w niemieckich mundurach, 3,2 miliona stały podzielone na 200 dywizji na frontach całej Europy. Już w lecie 1918 fronty praktycznie się nie ruszały i nikt już nie chciał umierać za kajzera. Warunkiem wstępnym  zakończenia wojny było wycofanie się z linii frontu, co już po podpisaniu zawieszenia broni w Compiegne wielu po prostu wykorzystało na swój sposób i poszło do domu wraz ze swym mundurem, wyposażeniem i bronią. Wedle inwentarzy wojskowych znikło m.in. półtorej miliona pistoletów Luger 08 i 12 milionów karabinów Mauser’98. Wielu powracających żołnierzy wzięło udział w bolszewickich zamieszkach, angażując się w tak zwanych radach żołnierskich i robotniczych. Jednakże tak zwany establishment nie chciał tak szybko się poddać i zaczęto organizować nabór do wojsk ochotniczych, wiernych centralnemu rządowi Rzeszy. Wielu oficerów o nieskazitelnej dotąd reputacji otrzymało oficjalne zlecenia naboru wypróbowanych i wiernych Rzeszy żołnierzy, obiecując im te same warunki co regularnemu wojsku, a na dodatek wyższy żołd. Podczas gdy zwykły szeregowiec otrzymywał w roku 1918 około 30 Marek żołdu na miesiąc, we freikorpsie otrzymywał dodatkowo 5 marek dziennie plus inne dodatki dla żonatych, na dzieci, za dodatkowe kwalifikacje, itp. Wypłacano też dodatki za każdy dzień walki. Tak więc wobec biedy i  bezrobocia w cywilu pewna praca i co najmniej 180 Marek na miesiąc  wraz ze stosunkowo wysokim zabezpieczeniem socjalnym były interesującą alternatywą dla ludzi, którzy nie chcieli żyć w niemieckim kraju rad i może nawet innego zawodu aniżeli rzemiosło wojenne nie znali. Przeciętne zarobki robotnika-fachowca wynosiły wówczas około 165 Marek. Oficerowie i podoficerowie zarabiali oczywiście znacznie więcej, przykładowo taki porucznik mógł liczyć na zasadniczy żołd w wysokości 300 Marek przy darmowym wikcie i opierunku. W porównaniu z walką na Froncie Zachodnim służba we freikorpsie nie była ani zbyt ryzykowna ani uciążliwa.

Polityczne spektrum żołnierzy freikorpsów było bardzo zróżnicowane: od socjaldemokratów, ludowców i narodowych demokratów oraz narodowych socjalistów z lewicy przez chadeków i liberałów do narodowców i monarchistów ze skrajnej prawicy. Nie był to jakiś jednolity ruch polityczny. Jak już wspomniałem, jednoczyła ich w zasadzie jedynie niechęć do anarchizmu i komunizmu, jakie pogrążyły wówczas w wojnie domowej Rosję.

Dej pozōr tyż:  Felix Otto Skutsch. W cieniu białego fartucha

Skrajnie lewicowe hasła były również wśród niemieckich robotników, bezrobotnych i  żołnierzy na tyle popularne, że w 1918 roku wybuchła tzw “rewolucja listopadowa”, której duchowi przywódcy, Karol Lieberknecht i Rosa Luxemburg, po dziś dzień stoją w klinczu z Fryderykiem Ebertem w kwestii, kto jako pierwszy ogłosił koniec monarchii proklamując marksistowski Kraj Rad lub socjalistyczną republikę. Niemieccy socjaldemokraci byli jednak mniej radykalni i bardziej patriotyczni. Postanowili więc z jednej strony zbrojnie zwalczać rewolucyjne rebelie, z drugiej strony wyjść naprzeciw robotnikom i rewolucjonistom spełniając ich żądania.

Jeden z pierwszych freikorpsów tego okresu powstał w Wilhelmshafen. W lutym 1919 roku pojawiły się tam ogłoszenia nastepujacej treści: “Rzad Rzeszy dał mi rozkaz, by zwerbować wierne wojsko do jego bezpośredniej dyspozycji, aby  chronić wschodnie granice.” Z tego zaciągu sformowano słynną “Brygadę Marynarki Erharda”, która w końcu również pojawiła się na Śląsku.

Tak więc przy pomocy tych ok 240.000 do 400.000 żołnierzy-najemników rząd centralny zwalczał komunistyczne rebelie w miastach portowych wybrzeża, w aglomeracjach jak Berlin czy Monachium lub Magdeburg, a także Zagłębiu Ruhry, w Saksonii, Turyngii lub na Górnym Śląsku, gdzie wraz z Grenzschutzen pacyfikowali zarówno strajkujących robotników, gangsterów i powstańców z POW (w pierwszym powstaniu). 100.000 Reichswehra, tj. wojsko zawodowe, w zasadzie nie walczyła wewnątrz kraju ani przeciw byłym kolegom z frontu. Policja, która w zasadzie była odpowiedzialna za tłumienie zamieszek i utrzymanie porządku publicznego, była początkowo zbyt słaba personalnie jak i nie posiadała odpowiedniego uzbrojenia. Wobec tego freikorpsy spełniały bardzo ważną rolę w tych niespokojnych, rewolucyjnych czasach, współpracując z policją i Grenzschutzem.

W zasadzie freikorpsy byly finansowane i opłacane przez państwo, aczkolwiek z różnych budżetów. Broń otrzymywali z magazynów policyjnych i wojskowych, choć po rozproszeniu się sporej części wojska broni początkowo nie brakowało. Oprócz tego własne freikorpsy utrzymywali również przemysłowcy i latyfundyści, którzy siłą rzeczy byli zainteresowani w utrzymaniu dotychczasowego porządku społecznego i politycznego. Broń i wyposażenie musieli co prawda zorganizować lub zakupić na wolnym rynku, ale nie było to wówczas takie trudne, kiedy zakłady produkcyjne jeszcze nie przestawiły się na produkcję pokojową. Jednakże podczas pertraktacji pokojowych w Paryżu/Wersalu zwycięska Ententa co raz wyraźniej żądała radykalnej demobilizacji i rozwiązania wszystkich jednostek paramilitarnych, a więc również freikorpsów.

Żądania te godziły bezpośrednio w interesy państwa oraz bezpieczeństwo ludzi, również na Górnym Śląsku. Bowiem dziwnym trafem żądania te osiągnęły swoje apogeum  w chwili, gdy tzw. 3. Powstanie akurat zostało powstrzymane przez formującą się Samoobronę Górnośląską, której główną siłę uderzeniową stanowili żołnierze różnych freikorpsów.  Oczywiście, demobilizacja tych jednostek bardzo osłabiła by Samoobronę. Dlatego generał Hoefer zadecydował rozwiązać formalnie ich oddziały, ale nie odsyłać ich członków wgłąb Rzeszy, lecz wtopić ich w miejscowe jednostki. Oczywiście, dobrze wiedziano, kto był członkiem jakiego freikorpsu, tak że w razie potrzeby można było te freikorpsy odtworzyć, używając je jako jednostki szturmowe. Mieli oni bowiem większy staż bojowy i obok lepszego uzbrojenia nie podejrzewano ich członków o szpiegostwo na rzecz Polski.

Błędem było by jednak myśleć, że freikorosy z głębi Rzeszy stanowiły większość bojowników Samoobrony. Tych nie było nawet 6000, co można określić na podstawie list demobilizacyjnych, z których wynikało, iż właśnie taką liczbę członków Samoobrony wywieziono koleją ze Ślaska tam, gdzie przedtem żyli. Ale ponad 3000 bojowników Samoobrony pochodziło z “freikorpsów śląskich”, np. Aulock, Hülsen, Richthofen… Zwarte jednostki ochotnicze formowano również w Görlitz, Breslau czy Liegnitz (Zgorzelec, Wrocław, Legnica). Tak więc członkowie freikorpsów stanowili ok. 25% stanu Górnośląskiej Samoobrony.

Dej pozōr tyż:  „We Ślōnsku. Kulturmagazin po naszymu”

W lewicowej (niemieckiej i PRLowskiej)  literaturze często padają zarzuty, jakoby żołnierze freikorpsów byli szczególnie gwałtowni i okrutni. Owszem, kto wobec innych opcji decyduje się ochotniczo do dalszej służby wojskowej, świadczy poniekąd o pewnych psychicznych predyspozycjach. Nie zapominajmy jednak, że chodzi o ciężkie czasy po wieloletniej wojnie, którą poprzedziło patriotyczne wychowanie w czasach drugiego cesarstwa niemieckiego. Natomiast adekwatnych cywilnych alternatyw w czasach powojennego kryzysu raczej brakowało. O atrakcyjnej zapłacie już powyżej pisałem, chociaż narastająca inflacja ten argument nieco niwelowała. Z drugiej strony jest faktem, że w męskich grupach wojskowych, które uważają się poniekąd za patriotyczną elitę walcząc na przekór zewnętrznym wrogom, często dochodzi do typowych psychologicznych procesów dynamiki grupowej oraz do swoistej radykalizacji. Walcząc w obronie wyższego dobra – ojczyzny – nie trzeba zbyt wiele, aby zdyscyplinowani dotychczas żołnierze wzięli prawo w swoje ręce i na dobre wyeliminowali przeciwników, których wszakże wystarczyło by rozbroić i aresztować. Uważali więc, że mają prawo zabić kombatantów i przywódców strony przeciwnej, aby nie borykać się z nimi raz jeszcze lub też torturować dla uzyskania informacji. Jeden popisuje się przed drugim w nieoficjalnych zawodach, nikt nie che być mięczakiem. Zdobyczny lub zarekwirowany alkohol obniża poprzeczkę wstydu, wyłączając sumienie i rozsądek. Takie fenomeny nie są przywilejem freikorpsów.

Innym zarzutem jest też, że freikorpsy były matecznikiem ruchu faszystowskiego. Z perspektywy czasu można by to potwierdzić, gdyż – rzeczywiście – wielu ich członków zasiliło później szeregi SA czy SS. Jednakże te organizacje już wkrótce zasiliło więcej ludzi niż w sumie służyło w szeregach “czarnej Reichswehry”. Wielu członków znalazło się później jednak w progresywnych szeregach, np. wśród obrońców Republiki Hiszpańskiej. Tak więc przypuszczam, że byli to przekonani patrioci, gotowi sięgnąć po broń w obronie swych przekonań. Nie można natomiast potwierdzić, że freikorpsy skupiały wyłącznie ludzi o przekonaniach skrajnie  prawicowych, choć było ich tam faktycznie stosunkowo dużo. Ponadto freikorpsy sprzyjały powstawaniu nieformalnych związków (Kameradschaften), których członkowie wzajemnie się wspierali w karierze i biznesie. Nieraz członkowie rozwiązanych freikorpsów razem się osiedlali zakładając własne spółdzielnie mieszkaniowe czy osiedleńcze, w których testowano też nowe progresywne ideały (np. wegetarianizm, kulturę wolnego ciała, itd.)

Nie należy jednak przemilczeć, że te powołane początkowo w celu zachowania państwa i jego porządku politycznego formacje wojskowe nie były ślepymi, bezwolnymi narzędziami rządu Rzeszy. Ich charyzmatyczni “wodzowie” mieli bowiem własne przekonania i interesy, które łatwiej im było osiągnąć wspierając się na swych lojalnych podkomendnych.

Przykładowo w zasadzie wierna rządowi Dywizja Marynarki Ludowej (Volksmarinedivision) w 1918 roku wziąwszy zakładników szantażowała rząd tymczasowy, zaś monarchistyczny freikorps “Kawaleryjska Dywizja Gwardii” (Gardekavalleriedivision) z własnej inicjatywy zlikwidowała Różę Luxemburg i Karola Liebknechta. Freikorps Maercker chronił co prawda wiernie rządu i parlamentu, ale z drugiej strony rozprawił się krwawo ze spartakistami i lokalnymi sowietami w Halle, Magdeburgu i Helmstedt, gdy zawiodły inne metody. Wszyscy oni byli przekonani, że walczą dla wyższych ideałów.

Tak więc we freikorpsach osobista lojalność i powiązania wobec kameradów i dowódców były silniejsze od wierności rządowi, który nader często nie potrafił uporać się z zewnętrznymi i wewnętrznymi problemami, stając się uosobieniem tego, czym oni pogardzali. Nie dziw więc, że to właśnie w szeregach freikorpsów formował się opór przeciw – w ich przekonaniach – nazbyt słabym i zbyt lewicowym rządom, których ugodową postawę wobec zwycięskiej Ententy uważali za zdradę ojczyzny. Dlatego też, gdy w 1920 roku doszło do puczu Kappa i Lüttwitza, wsparły go istniejące wówczas freikorpsy, m.in. Brygada Marynarki Erharda obsadzając dzielnicę rządową w Berlinie, zaś freikorpsy Aulocka i Loewenfelda “zaprowadziły prawy porządek” we Wrocławiu, gdzie aresztowano, torturowano i zamordowano lewicowych działaczy.

Dej pozōr tyż:  Mam głos w drugiej turze

Ten pucz był zaiście punktem zwrotnym, jeśli chodzi o stosunek władz centralnych do freikorpsów. Mimo że na skutek strajku generalnego, a szczególnie kolejarzy, pucz upadł po ledwie 100 godzinach, nie doszło do ostrej rozprawy z puczystami. Ważnym faktorem było nader zagadkowe stanowisko dowództwa Reichswehry, które oznajmiło, iż nie ma zamiaru walczyć przeciw kameradom frontowym: “Truppe schießt nicht auf Truppe” – jak to sformułował generał von Seeckt. Ażeby uniknąć dalszego przelewu krwi i wojny domowej, rząd pozwolił im się wycofać, zapłacił zaległy żołd, obiecał stypendia oraz posady w wojsku i administracji. Aczkolwiek wśród 100.000-cznej Reichswehry tylko niewielu weteranów Wielkiej Wojny mogło znaleźć adekwatne zatrudnienie.

W rezultacie formalnie rozwiązano tym sposobem większość freikorpsów, choć te walczące w krajach nadbałtyckich istniały nawet do 1923 roku. Nie znaczy to jednak, że weterani zniknęli bez śladu. Owszem, niektórzy oskarżeni o nadmierne okrucieństwo musieli się ukrywać przed ręką sprawiedliwości, jeżeli zdecydowali się pozostać w kraju. Wszyscy jednak byli gotowi stanąć do walki, gdy ojczyzna znów znalazła się w potrzebie, jaką okazało się 3.Powstanie na Górnym Śląsku. Rząd jednak obawiał się ich złego i nadmiernego zapału oraz patriotyzmu, co mogło sprowokować wybuch otwartej wojny z Ententą. Dlatego w Berlinie wybrano na dowódcę sił Górnośląskiej Samoobrony nie jakiegoś znanego dowódcę freikorpsów, lecz wiernego i zrównoważonego pruskiego szkoleniowca pochodzącego z Pszczyny, jakim był Karl Hoefer.

Hoefer był już przed okresem plebiscytowym szefem Grenzschutzu.na Górnym Śląsku i zdobył wtedy uznanie i respekt wśród lokalnej ludności i jej przedstawicieli. Nawet POW ani komuniści nie oskarżali go o nadużywanie władzy czy nadmierne okrucieństwo. Swych podkomendnych trzymał on w ryzach ostrej dyscypliny. Trudno mu – obiektywnie rzecz biorąc – cokolwiek zarzucić, ale i on skarżył się w swych wspomnieniach na niesubordynację i nadmiar ślepego zapału wśród żołnierzy freikorpsów. Wiedząc, że nie może zrezygnować z ich pomocy, uznał, że w tak nadzwyczajnych okolicznościach należy oceniać ich wykroczenia inną miarą niż zazwyczaj.

Nie przeczę wcale, że wielu żołnierzy freikorpsów stanowiło później trzon faszystowskich bojówek i władz. Trudno mi jest się jednak zgodzić z tezą, że fakt ten oraz ogólna akceptacja politycznej przemocy jest wynikiem istnienia freikorpsów, gdyż wyjątki niepasujące w ten schemat są zbyt liczne. Ich patriotyzm i skłonność do przemocy widzę raczej w sposobie wychowania, a później w doświadczeniach Wielkiej Wojny. Zaś powstanie samego faszyzmu i jego niezaprzeczalny sukces w Niemczech wynika raczej z subiektywnie i obiektywnie krzywdzącego Traktatu Wersalskiego a tym bardziej wyniku polskich powstań na Śląsku. Surowy i egoistyczny dyktat zwycięzców zniszczył wiarę tych patriotów, gotowych oddać własne życie dla dobra kraju, w fairness, sprawiedliwość i uczciwość dyplomatów egzekwujących tak zwane “prawo międzynarodowe”. Czy wobec tego można ich nie zrozumieć, że zapragnęli odwetu i korektur porządku światowego z pozycji własnej siły? W końcu sami tego doświadczyli.

 

Andreas Drahs – “krojcok” z Opola, urodzony w 1972 r. Z zawodu dyplomowany ekonomista i doradca PR. Udziela się społecznie na rzecz ludzi niepełnosprawnych i imigrantów (również tych z Polski) w Niemczech. Interesuje się także historią nowożytną Śląska.

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

Andreas Drahs – “krojcok” z Opola, urodzony w 1972 r. Z zawodu dyplomowany ekonomista i doradca PR. Udziela się społecznie na rzecz ludzi niepełnosprawnych i imigrantów (również tych z Polski) w Niemczech. Interesuje się także historią nowożytną Śląska.

Śledź autora:

Jedyn kōmyntŏrz ô „Andreas Drahs: Jak to było z freikorpsami?

  • 8 paździyrnika 2024 ô 10:57
    Permalink

    Andi, gratulacje za ten artykuł !

    pozdrawia

    Ôdpowiydz

Ôstŏw ôdpowiydź do Daniel Pociep ôdpowiydź

Twoja adresa email niy bydzie ôpublikowanŏ. Wymŏgane pola sōm ôznŏczōne *

Jakeście sam sōm, to mōmy małõ prośbã. Budujymy plac, co mŏ reszpekt do Ślōnska, naszyj mŏwy i naszyj kultury. Chcymy nim prōmować to niymaterialne bogajstwo nŏs i naszyj ziymie, ale to biere czas i siyły.

Mōgliby my zawrzić artykuły i dŏwać płatny dostymp, ale kultura powinna być darmowŏ do wszyjskich. Wierzymy w to, iże nasze wejzdrzynie może być tyż Waszym wejzdrzyniym i niy chcymy kŏzać Wōm za to płacić.

Ale mōgymy poprosić. Wachtyrz je za darmo, ale jak podobajōm Wōm sie nasze teksty, jak chcecie, żeby było ich wiyncyj i wiyncyj, to pōmyślcie ô finansowym spōmożyniu serwisu. Z Waszōm pōmocōm bydymy mōgli bez przikłŏd:

  • pisać wiyncyj tekstōw
  • ôbsztalować teksty u autorōw
  • rychtować relacyje ze zdarzyń w terynie
  • kupić profesjōnalny sprzynt do nagrowaniŏ wideo

Piyńć złotych, dziesiyńć abo piyńćdziesiōnt, to je jedno. Bydymy tak samo wdziynczni za spiyranie naszego serwisu. Nawet nojmyńszŏ kwota pōmoże, a dyć przekŏzanie jij to ino chwila. Dziynkujymy.

Spōmōż Wachtyrza