Aleksander Lubina: Hanek tuplikuje – Nauczanie zorientowane na ucznia
Learner oriented instruction. Nauczanie zorientowane na ucznia… to postulat zajmujący mnie od prawie 30 lat.
Nauczanie zorientowane na ucznia? Łatwo było zrozumieć, że nauczanie należy zastąpić uczeniem się, że 45 minut lekcji to czas uczenia się, a uczenie się ma być wielokanałowe, interaktywne, z uwzględnieniem typów uczenia się, wieku rozwojowego, płci, z zastosowaniem form społecznych oraz mediów (co w pokoleniu tzw. cyfrowych tubylców dysponujących mediami osobistymi nabrało dodatkowego znaczenia).
W dobie wręcz nieograniczonego dostępu do wiedzy nauczyciel przestał być nieomylną wyrocznią.
Nauczyciel jest inżynierem procesu uczenia się – jest fachowcem od zarządzania czasem, przestrzenią, specjalistą od procesów grupowych, metod, technik, mediów.
Powyższe stwierdzenia mogą wydawać się tak oczywistymi, że nietrudno przeoczyć niebezpieczeństwa z tym związane. W nauczycielstwie groźne są wypowiedzi: „Ja wiem.”, „Robimy to.”, „To nic nowego.” lub: „To nic nie daje”, „To jakieś niesprawdzone nowinki.”
Czterdzieści kilka lat temu studiowałem metody: tłumaczeniowo-gramatyczną, bezpośrednią, audiolingualną i audiowizualną i zakończyłem na metodzie kognitywnej. Potem, już w latach dziewięćdziesiątych obowiązywała metoda komunikatywna, interkulturowa i postmodernistyczna.
Która z tych metod była zorientowana na ucznia? Zaryzykuję twierdzenie, że wszystkie metody wykorzystujące indukcję z istoty wymagają uczenia się z ograniczeniem nauczania. We wszystkich decydowały osobowość i fachowość nauczyciela, zdolności i nastawienia ucznia, dyskurs nauczyciela z uczniem. Metoda sokratejska może tu być klasycznym przykładem. Co nie znaczy, że wszystkie metody jako takie same z siebie orientowały się na ucznia jako na podmiot procesu szkolnego. Często liczyło się i nadal liczy podawanie wiedzy ilościowej i egekwowanie takiej. Skutkowało tym, co wiać gołym okiem. Skutkowało niewiedzą.
Nauczanie/uczenie się języków obcych tylko pozornie różni się jednak drobnym szczegółem od pozostałych przedmiotów szkolnych – jest to komunikowanie (się), a więc bieżąca weryfikacja opanowanych sprawności i nabytych umiejętności. Ale przecież i w pozostałych przedmiotach nauczania/uczenia się chodzi o porozumiewania/komunikowania się.
W konsekwencji nie tylko nauczanie językowych obcych zorientowane na ucznia powinno cechować się komunikacją podczas każdej lekcji nie tylko języka. To także stwierdzenie oczywiste. Niby! Bo przecież nauczyciele rozmawiają z uczniami, a co bardziej ambitni stosują ćwiczenia interaktywne w sieci. Tyle tylko, że rozważyć można, czy takie „interakcje” nie są utajoną formą drylu.
Interakcja (niesterowana) zachodzi podczas komunikacji uczeń-uczeń, czy to w klasie, czy to w sieci. Ustnie i pisemnie.
Nauczycielowi pozostaje doskonalenie dyskursu, wdrażanie do stosowania komunikatu „ja”, do trzeciej metody Gordona, wykształcenie umiejętności życiowych. Nauczyciel odpowiada za materiały językowe oraz problematykę na poziomie umożliwiającym rozwój intelektualny, społeczny, emocjonalny.
Dyskurs to rozmowa równoprawnych podmiotów – bez próby dominacji.
Do nauczania zorientowanego na ucznia wrócę przy omawianiu LdL, Tandem Teachingu, CLIL, Khan Academy, flipped Learningu, IT oraz neuronauk – pojawi się także w większości moich tekstów dotyczących dydaktyki.
Tekst w wersji pierwotnej ukazał się 2013. Jest także fragmentem książki „45 minut” mojego autorstwa.
Foto: NeONBRAND