Powstania w odorze propagandy

Mierzi mnie bardzo to celebrowanie powstań śląskich i budzi mój sprzeciw, choć przecież nijak nie zaskakuje. Z perspektywy Śląska po prostu nie ma czego świętować. Jedynym podmiotem, dla którego III powstanie i wyrwanie dla siebie kawałka Śląska było zwycięstwem, jest Rzeczpospolita jako państwo o określonych celach politycznych i – co może nawet ważniejsze – potrzebach gospodarczych. O czym zresztą przypomniał dziś dobitnie swoim tweetem prezydent Duda. Oto wygrana „przyniosła odradzającej się Rzeczypospolitej niezwykle ważną, bo silną przemysłowo część Górnego Śląska”. A gdyby Górny Śląsk był tylko przestrzenią rolniczą w całej swej rozciągłości? Gdyby nie kopalnie i huty? Wtedy Polska pewnie by się nie szarpała, uznałaby wyniki plebiscytu, bo po co byłoby im przytulać cudzą biedę, po co brać sobie na wychowanie kolejne głodne dzieci. No ale przemysł. Wszystko w polskiej narracji o Górnym Śląsku – która wybrzmiewa góra dwa razy do roku, na Barbórkę i w okolicach powstań – dotyczy tylko tego jednego aspektu. Tego gospodarczego wzbogacenia, tych kopalń zręcznie do Polski przyłączonych.

Nie były przecież powstania zwycięstwem Ślązaków. Poza Polską i kilkoma krajami Zachodu, zainteresowanymi osłabieniem Niemców, nikt na podziale Górnego Śląska nie zyskał. A na pewno nie mieszkający tutaj Ślązacy.

Odór propagandy

Narracja o powstaniach wciąż, po stu latach, nie potrafi się pozbyć paskudnego odoru propagandy. Fakty obchodzą bardzo niewielu, reszta woli wygodne dla celów politycznych interpretacje. Właściwie do każdego zdania, które pada w przestrzeni publicznej na temat roku 1921 na Górnym Śląsku, można by dopisać „TAK, ALE”. Choć czasem nawet tego „tak” nie da się powiedzieć.

Ot, weźmy sobie pierwszy z brzegu przykład o zaangażowaniu Kościoła po stronie Polski, o tym jak katoliccy duchowni poprowadzili śląski lud ku „odrodzonej ojczyźnie”, a przynajmniej tak to usiłował przedstawiać w piątek abp Skworc. Tak, to prawda. Byli tacy, którzy opowiadali się po stronie Polski i do tego samego zachęcali swoich wiernych. TAK, ALE. Ale co z tą drugą częścią duchownych na Śląsku? Bo przecież byli i tacy, którzy widzieli Śląsk wyłącznie w niemieckich rękach. Trudno się zresztą dziwić, wystarczy przypomnieć, że w tamtym czasie seminarium duchowne dla Górnego Śląska mieściło się w Breslau. I tak, wielu kapłanów na Górnym Śląsku nie mówiło po polsku. Po podziale Górnego Śląska następowały transfery międzyparafialne, a w zasadzie w tamtym momencie już międzydiecezjalne. Co ze księdzem Skowronkiem, który był wielkim orędownikiem autonomii, choć w ramach Niemiec? Co z księdzem Tunklem, którego wygnano z Kochłowic? Co z Kubisem, załęskim proboszczem, który tuż po podziale Górnego Śląska zwołał na załęskiej farze zebranie, aby omówić (nieciekawą) sytuację niemieckich wiernych po polskiej stronie Górnego Śląska i vice versa? Co z nimi wszystkimi, poza tym, że raczej nie znajdzie się dla nich miejsce w nowo powstającym Panteonie Górnośląskim, bo ten zakłada wyłącznie jedną, domyślną opcję tożsamościową. Ale dość o tym.

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

Dej pozōr tyż:  Bartodziej & Soika: Obrzydliwy szlam

W plebiscycie wzięło udział 1,2 mln Ślązaków. 60 tysięcy walczących w powstaniach po stronie Polski to wobec tego ogromu wyborców zaledwie garstka. I tak, zanim ktoś zacznie narrację o tym, ilu to Niemców zwieziono na głosowanie spoza Śląska, śpieszę z uzupełnieniem: około 20% głosujących nie mieszkało na Górnym Śląsku. I byli to reprezentanci obu opcji. W końcu – o czym się często nie wspomina – postulat umożliwienia głosowania osobom nie mieszkającym już na Górnym Śląsku był postulatem polskim. I jego wykonanie – gdy przyszło co do czego – też było typowo polskie. Okazało się bowiem, że Niemcy potrafili przygotować bardziej atrakcyjną w swoim programie wycieczkę na Śląsk, obejmującą oddanie głosu w stosownym lokalu.

Moment historyczny sprzyjał oczywiście Polsce. Ślązacy, wymęczeni udziałem w Wielkiej Wojnie, czy to bezpośrednio czy pośrednio, pragnęli czegoś innego. Głównie potrzebowali nadziei. A Niemcy mogli im zaoferować tylko to, co już znali. Łatwo więc było ich skusić obietnicą, że od teraz będzie inaczej. Że nie będą biedować, umierać w kopalniach i oddawać życia na cudzych wojnach. Cóż… problem polega na tym, że niezależnie od przynależności państwowej biedni zwykle pozostają biedni, a bogaci bogacą się jeszcze bardziej. I prawda ta nie ominęła również Górnego Śląska. Nasi przodkowie biedowali tak samo „za Wilusia”, jak za „starej Polski”. Tak samo umierali w kopalniach, niezależnie czy było to kopalnie niemieckie czy polskie. A ich poświęcenia tak samo były nieważne i nikogo nie obchodziły. Sam udział w powstaniach był tego jaskrawym przykładem. Powstańców zgłaszano licznie w latach 30-tych do odznaczenia Krzyżem Zasługi bądź Krzyżem Niepodległości przez ZPŚ. Ten pierwszy przyznawano osobom, które „wyróżniły się w pracy dla kraju i społeczeństwa, spełniając czyny wychodzące poza zakres ich codziennych obowiązków”. W archiwach Wojskowego Biura Historycznego piętrzą się kartoteki ostemplowane na czerwono „ODRZUCONO” (czasem z adnotacją (!): z powodu braku pracy niepodległościowej). Najwyraźniej Ślązacy-powstańcy nie zrobili dla Polski nic wyjątkowego. A na pewno dzielili się na lepszych i gorszych. Nic nowego, chciałoby się powiedzieć.

Dej pozōr tyż:  Kino na Śląsku – Śląsk w kinie. Wywiad z Urszulą Biel, autorką książki „Kultura filmowa Prowincji Górnośląskiej”
Rodzinne losy

Wśród moich i męża przodków również są powstańcy. Są ci, którym wydawało się, że z Polską będzie im lepiej. I są również ci drudzy, którzy nie chcieli mieć z Polską nic wspólnego. Jedni przeprowadzali się po podziale Górnego Śląska z Zaborza do Bielszowic. Drudzy z Katowic do Gliwic, a potem, w czterdziestym piątym – wyprzedźmy nieco fakty – do Berlina. Odtwarzając rodzinne losy, niejednokrotnie napotykaliśmy na poszlaki, które każą nam myśleć, że nie zgadzali się ze sobą nie tylko bracia, jak to się często pokazuje, ale nie zgadzały się ze sobą także małżeństwa.

I właśnie o kobietach myślę także w kontekście plebiscytu/powstań/podziału, bo o nich wspomina się zbyt rzadko. Plebiscyt był dla kobiet na Górnym Śląsku okazją do sformułowania swoich własnych poglądów i wyrażenia ich poprzez zagłosowanie na wybraną opcję. Właściwie po raz pierwszy ktoś je zapytał w tej kwestii o zdanie. Co więcej charakter plebiscytu sprawiał, że mogły je wyrazić w oderwaniu od zdania mężów, ojców, braci. Jak głosowały? Tego nie wiadomo, nikt tego przecież nie policzył. Ale ich głos miał znaczenie. We wszystkim, co wydarzyło się po plebiscycie, znów to znaczenie straciły. Cały dalszy ciąg – począwszy od powstania – był już kwestią wyłącznie męską. To mężczyźni walczyli, to mężczyźni decydowali o przeprowadzce po podziale Górnego Śląska. To mężczyźni łączyli bądź rozłączali rodziny wedle własnego widzimisię. Śląski matriarchat, wymyślony Bóg wie przez kogo, nie obejmował spraw wykraczających poza teren kuchni. Kobiety mogły się temu co najwyżej podporządkować. Tak samo było zresztą w czterdziestym piątym, kiedy to mężczyźni (przynajmniej ci, którzy akurat nie byli na froncie) decydowali: zostajemy w domach albo uciekamy przed frontem w głąb Niemiec. Ile razy słyszałam powtarzane w różnych wariantach: „mama chciała wyjechać, ale ojciec się nie zgodził”. Stawało zawsze na zdaniu mężczyzny.

Dej pozōr tyż:  Śląsk podbije Warszawę? 28 września rozpoczyna się Przystanek Śląsk
Ludzie, nie propaganda

Jeśli więc chce się poważnie myśleć o plebiscycie/powstaniach/podziale Górnego Śląska, to jedyna sensowna optyka to ta skupiająca się na ludziach. Na ich dramatycznych wyborach, rozbudzonych i porzuconych nadziejach, niespełnionych obietnicach. Na rozłąkach, obrazach, rozłamach wewnątrz rodzin. Pomyślcie o tym przez chwilę. Wyobraźcie sobie temperaturę tamtego sporu politycznego. Ile razy krew wrzała wśród najbliższych sobie ludzi, ile razy w ruch szły pięści, ile razy koniec dyskusji wyznaczało trzaśnięcie drzwi (w najlepszym przypadku). Ile żalu się z tego zrodziło. Więc nie, nie było wygranych. Był chwilowy entuzjazm jednych (po plebiscycie) i drugich (po III powstaniu). A potem przyszła/wróciła szara rzeczywistość po obu stronach. A jeszcze chwilę później przyszła wojna i przemieliła na swoich żarnach jednych i drugich po równo.

Ale nie łudzę się – takiego spojrzenia się nie doczekamy. Będą za to wciąż od nowa propagandowe akademijki, międlenie o polskości Śląska, powrocie do macierzy i wspominanie tylko tych „dobrych” powstańców. Dlatego też jedyny słuszny w kontekście powstań śląskich i sposobu ich czczenia postulat, który przypomniał dziś na Annabergu bp Czaja, pozostanie bez odzewu. A tylko tego potrzebujemy: uczczenia pamięci ofiar. WSZYSTKICH ofiar po obu stronach. Bo wśród jednych i drugich byli Ślązacy. Wśród jednych i drugich byli też nie-Ślązacy, ale to nie ma żadnego znaczenia. Jedni i drudzy wierzyli, że walczą o lepszy los. Dla siebie i dla nas – ich potomków. Wierzyli tak bardzo, że gotowi byli za tę przyszłość walczyć. I właśnie dlatego – i wyłącznie dlatego – należy im się nasz szacunek i nasza pamięć. Wszystkim, co do jednego.

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji. Zdjęcie tytułowe z kartoteki Centralnego Archiwum Wojskowego.

Bernadeta Prandzioch Ślązaczka od pokoleń mieszkająca w katowickiej dzielnicy Załęże. Z wykształcenia psycholog. Autorka powieści Tabu (Rebis 2019) i Terapeutka (Rebis 2017). Publikowała m.in. na łamach „Znaku”, „FA-artu” i „Nowej Fantastyki”. Za swoją działalność literacką została nominowana do Nagrody Marszałka Województwa Śląskiego dla młodych twórców (2017).

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

9 kōmyntŏrzi ô „Powstania w odorze propagandy

  • 4 grudnia 2021 ô 20:34
    Permalink

    Jo miyszkom 40 lot w niemcach , ale żech jest urodzony ślązokiem z Chorzowa.
    Mój ojciec był niemcem, ale jego brat zginąl w powstaniu śląskim za Polska Tako
    była moja Familia,
    Moim zdaniem największą tragedią ŚLĄSKA jest to że Śląsk nie ma swojego
    pisma. Ta śląsko gwara ( mowa ) przetrwała wieki i wojny , ale bez pisma, tylko
    tela co z domu łod familji. W Niemcach godają że Śląsk należy do Niemiec
    a w Polsce , Śląsk jest Polski. Ludzie łopamientajcie sie . My Ślązoki żyjymy
    tysiąc lot na tych ziemiach i tu zostaniemy ,a choćby pieron , pieron strzeloľ.
    My są i bydymy dalej ślązokami !! Jedyne zu nom brakuje to jest ta śląsko duma .
    JO JEST DUMNY BYĆ ŠLĄZAKIEM !!!!!!

    Ôdpowiydz
  • 30 lipnia 2021 ô 20:59
    Permalink

    Jesze roski, pszePani: w kozdym punkcie do mje przekonujonco argumentacja.
    I bardzo dobre, jak sie to godo, ‘letkie’ pióro. Prosza kontynuowac, ino tak dali !

    Ôdpowiydz
  • 17 mŏja 2021 ô 20:54
    Permalink

    Zgadzam się z tezami w artykule, poza kwestią „patriarchatu” który wziął i poszedł sobie na powstanie ignorując zdanie śląskich kobiet.
    Po pierwsze – jestem dumny z tego, że śląskie kobiety wzięły udział w plebiscycie – w tamtych czasach, w bardzo niewielu rejonach Europy było to do pomyślenia.
    Po drugie – w zeszły weekend słuchałem w Radiu Katowice audycji o III Powstaniu. Podano przykład babci jednego z uczestników audycji która aktywnie uczestniczyła w powstaniu. Nie był to przypadek odosobniony. Nie ma badań, ile z matek, żon powstańców popierało lub wspierało ich udział w Powstaniu. Stwierdzenie, że kobiety głosowały a mężczyźni stosując przemoc zrujnowali ich głosy oddane w plebiscycie … pachnie szukaniem na siłę kolejnych podziałów. Tym razem z obecnie modnej perspektywy polaryzacji płciowej. Śląski Matriarchat jest dla mnie faktem, często go obserwowalem, doświadczyłem ( i nie narzekam) . Śląskie kobiety często były sprytniejsze , potrafiły przeforsować swoje zdanie stosując dyplomację , perswazję. Łącząc a nie dzieląc . Dobrze byłoby wrócić do tych dobrych wzorców

    Ôdpowiydz
  • 5 mŏja 2021 ô 22:43
    Permalink

    Pod tym tekstem podpisałbym się obiema rękami. Tak było. Ja i cała moja od wieków śląska rodzina to pamięta. Jednak ten tekst nie powinien zostać w Wachtyrzu. Powinniśmy to opowiadać innym, choć obawiam się że i tak nie będą słuchać. To nie jest polonocentryczne. Jak słucham co mówią polacy i jak rozumieją Śląsk to nawet nie chce mi się tłumaczyć. A mój Śląsk to nie tylko ten Górny ale cały, ze stolicą w Breslau gdzie na przełomie wieków brat mojej babci studiował medycynę. Gdzie pojęcie tak zwanej opolszczyzny budzi zdumienie. Nie dogadam się z polakami mimo że rozumię ich język i wiele lat polonizowano mnie całe szczęście nieskutecznie. No bo jak rozmawiać z kimś kto nie chce słuchać a ponadto jest przekonany do swoich racji. Dlatego choć dziś wydaje się to nierealne uważam że Śląsk w całości powinien dążyć do jakiejś formy suwerenności. Taka możliwość jest jedynie w ramach zjednoczonej europy gdzie tereny autonomiczne nie są niczym dziwnym czy zagrażającym. W innym przypadku zawsze będziemy w najlepszym wypadku dziwakami.

    Ôdpowiydz
    • 7 mŏja 2021 ô 09:40
      Permalink

      W sumie to się dzieje, min dzięki portalowi jak Wachtyrz. Wydaje mi się, ze jedna sprawa jest fasadowa Polskość Ślazakōw by mieć swój święty spokój publicznie w Śląsku zdominowanym przez Polakōw. Śląski punkt widzenia natomiast coraz częściej jest tradowany prywatnie. Niby niema zakazōw, ale za wielkiej swobody, by publicznie o tym w RP mówić też niema, o wspieraniu przez panstwo nie mówiąc… Na szczęście jest Wachtyrz, gdyby nie on, to na jeszcze mniej informacji byśmy trafili..

      Ôdpowiydz
  • 4 mŏja 2021 ô 08:23
    Permalink

    Wiekszośc tych 20 Prozent, nie chciala by ich kraj pod WE cudze rynce – logiczne, Po drugie Tam Kaj miyszkali w Rajchu niy bōlo polskij Propaganda, Po trzecie Mimo co panstwo niymiecke przewalylo wojna, to i Tak ze ekonomicznego punktu bōlo Stac ich na wiyncyj ôd Polokōw – polsko Propaganda twiyrdzila na opa. Po trzecie WE 1939r. Malo fto chciol za polska nadstawiac glowa, cheba, ze zowizo miol nasmolone WE niymieckich papiōrach tym barzij ze III R sie rysowalo JUZ tedy Jako rezim raczyj bez kompromisowy. KK tez raczyj JUZ Po Latach 1919-1921 miol dosc Krwi na rynkach swoiom aktywna postawa polityczna… I lepij Jak tedy Tak i dzis byloby kej by sie niy cis do polityki. Niy jedyn Katholik mo JUZ dośc bioloczerwonyj plachty na ambonach. WE niyftorych, to sie Ani PiSowskom Rethorykom niy kryjom.

    Ôdpowiydz
  • 3 mŏja 2021 ô 19:31
    Permalink

    Zawsze wiedziałem jak głosował w plebiscycie dziadek. Nigdy się nie zastanawiałem jak głosowała babcia.
    Temat na dobrą książkę?
    Dziękuję za wyważony artykuł i zwrócenie uwagi na ciekawą kwestię.

    Ôdpowiydz

Ôstŏw ôdpowiydź

Twoja adresa email niy bydzie ôpublikowanŏ. Wymŏgane pola sōm ôznŏczōne *

Jakeście sam sōm, to mōmy małõ prośbã. Budujymy plac, co mŏ reszpekt do Ślōnska, naszyj mŏwy i naszyj kultury. Chcymy nim prōmować to niymaterialne bogajstwo nŏs i naszyj ziymie, ale to biere czas i siyły.

Mōgliby my zawrzić artykuły i dŏwać płatny dostymp, ale kultura powinna być darmowŏ do wszyjskich. Wierzymy w to, iże nasze wejzdrzynie może być tyż Waszym wejzdrzyniym i niy chcymy kŏzać Wōm za to płacić.

Ale mōgymy poprosić. Wachtyrz je za darmo, ale jak podobajōm Wōm sie nasze teksty, jak chcecie, żeby było ich wiyncyj i wiyncyj, to pōmyślcie ô finansowym spōmożyniu serwisu. Z Waszōm pōmocōm bydymy mōgli bez przikłŏd:

  • pisać wiyncyj tekstōw
  • ôbsztalować teksty u autorōw
  • rychtować relacyje ze zdarzyń w terynie
  • kupić profesjōnalny sprzynt do nagrowaniŏ wideo

Piyńć złotych, dziesiyńć abo piyńćdziesiōnt, to je jedno. Bydymy tak samo wdziynczni za spiyranie naszego serwisu. Nawet nojmyńszŏ kwota pōmoże, a dyć przekŏzanie jij to ino chwila. Dziynkujymy.

Spōmōż Wachtyrza