31.05.1921 r. w ramach ofensywy oddziałów ochotniczych Samoobrony Górnego Śląska (niem. Selbstschutz Oberschlesiens) prowadzonej przeciwko polskim wojskom powstańczym doszło do boju pod Szymiszowem i zaciekłych walko o wieś Kalinów. Celem natarcia było opanowanie strategicznej linii kolejowej Opole – Strzelce Opolskie i stworzenie korzystnej pozycji wyjściowej do wyprowadzenia natarcia na Strzelce Opolskie. Na linii kolejowej działały polskie pociągi pancerne uzbrojone w działa artyleryjskie i ciężką broń maszynową. Szczególnie skuteczne w walkach z dysponującymi tylko działami zdobycznymi oddziałami Samoobrony okazały się pociągi „Mściciel II” i „Nowa”.
31.05.1921 r. wobec faktu niepowodzeń wojsk powstańczych w walce z Samoobroną Górnego Śląska samozwańczy dyktator powstania Wojciech Korfanty odwołał podpułkownika Macieja Mielżyńskiego z funkcji Naczelnego Komendanta Wojsk Powstańczych. Naczelna Komenda Wojsk Powstańczych, która została utworzona 02.03.1921 r. w wyniku przekształcenia tajnej organizacji wojskowej, jaką było Naczelne Dowództwo Obrony Plebiscytu, była najwyższym polskim organem militarnym działającym na obszarach okupowanych przez wojska powstańcze. Siedziba Naczelnej Komendy mieściła się w budynku obecnego VI Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Długosza w Katowicach Szopienicach.
31.05.1921 r. W ramach zaostrzenia wojny propagandowej i dezinformowania ludności cywilnej przez polskie władze powstańcze wprowadzono zakaz kolportowania wszelkich gazet niemieckich pod surowymi karami oraz zaostrzono przepisy o cenzurze. (Dodatek do rozkazu Dowódcy Grupy „Południe” nr 9 z 31.05.1921 r. Wojskowe Biuro Historyczne, Centralne Archiwum Wojskowe w Warszawie I. Zespół Aktowy Powstania Górnośląskie, sygnatura I. 130.3.20, k. 82-83). Bardzo ważnym elementem wojny i podtrzymywania nastrojów antyniemieckich była propaganda, która czerpała z paradygmatów antyniemieckich znanych z pism Romana Dmowskiego, pojęć walki klasowej znanych z pism marksistowskich, przedstawiających Niemców jako przemysłowców i kapitalistów, z którymi walczy polski lud pracjący oraz epatowania często nieudokumentowanymi przypadkami okrucieństwa przeciwnika w celu podsycania nastrojów odwetowych i nienawiści.
Sto lat temu… 31.05.1921 r. wieczorem odbyła się w Otmęcie akademia upamiętniająca 5. rocznicę Bitwy Jutlandzkiej. Członkowie kompanii pod dowództwem Manfreda von Killingera spotkali się w sali zajazdu. Dowódca wygłosił mowę i wyjaśnił znaczenie tego dnia jako dnia chwały Cesarskiej Marynarki Wojennej (niem. Kaiserliche Marine), która 31.05.1916 r. pokazała flocie Królewskiej Marynarki Wojennej (angl. Royal Navy) niemieckiego ducha walki podejmując bitwę z większym i silniejszym przeciwnikiem, jakim była Wielka Brytania – niepodzielna władczyni mórz i oceanów. Był to jedyny dzień, który marynarze mogli świętować i poszczycić się wobec kolegów z armii, którzy takich dni chwały mieli o wiele więcej. Miało to o tyle znaczenie, że w oddziale Killingera (niem. „Abteilung von Killinger”) walczyło wielu marynarzy. Wspomniano również dowódcę rozwiązanego już korpusu ochotniczego Brygada Marynarki Ehrhardt, komandora podporucznika Hermanna Ehrhardta, cieszącego się wśród antyrepublikańsko nastrojonych środowiskach weteranów wojny wielką estymą. W tym miejscu warto wspomnieć, że komandor podporucznik Hermann Ehrhardt stał w tym czasie na czele tajnej organizacji wojskowej Organisation Consul, w której działał też Manfred von Killinger. Ehrhadt walczył między innymi przeciwko puczowi Adolfa Hitlera i Ludendorffa w 1923 r. W 1934 r. tuż przed „Nocą długich noży” musiał uciekać do Szwajcarii a później udać się na emigrację do Austrii, ponieważ był na liście osób przeznaczonych do likwidacji przez SS. Wróćmy jednak do wieczoru 31.05.1921 r. Hermann Ehrhardt brał udział w Bitwie Jutlandzkiej jako dowódca 9. Flotylli Torpedowców. Podczas tego podniosłego wieczoru, który miał przypomnieć chwile chwały oręża niemieckiego oraz podbudować nastroje patriotyczne przed walkami odśpiewano między innymi: „Das Ehrhardt-Lied”, „Das Landesknechtslied”, „Das Lied vom jungen Sturmsoldaten”. W spotkani brali udział również studenci z Wrocławia z bractwa Breslauer Cimbern. Następnego dnia kompania otrzymała rozkaz wymarszu do Choruli. Marsz stał się dla niektórych ochotników wyzwaniem, szczególnie, jeżeli wcześniej zajrzeli głębiej do kieliszka. Po przybyciu do Choruli oficerów ugościł właściciel tamtejszego majątku pan Reil. Cześć bojowników została zakwaterowana na samym zamku, a pozostali byli na kwaterach u mieszkańców. Panował w tych dniach straszy upał, więc chętnie korzystano z kąpieli w pobliskiej Odrze.
W tym samym czasie w masywie Góry Chełmskiej toczyły się zacięte walki. Między innymi rozpoczął się atak na Szymiszów a bardziej na północy toczyły się krwawe boje w trójkącie Lichynia, Klucz, Zalesie Śląskie. Naprzeciwko siebie stanęli byli żołnierze tej samej armii, którzy jeszcze trzy lata temu walczyli na frontach pierwszej wojny światowej przeciwko tym samym wrogom ramię w ramię. Raporty o poległych po obu stronach świadczą o zaciekłości walk. Po stronie polskiej walczyli również marynarze niemieckiej floty Kaisera. Sam dyktator Wojciech Korfanty ufał tylko marynarzom, którzy stanowili jego osobistą ochronę. Po stronie polskiej walecznością wyróżniał się w walkach o Lichynię oddział 60 marynarzy pod dowództwem porucznika Roberta Oszka, który dysponował między innymi opancerzonym wozem bojowym „Korfanty”. Replikę samochodu pancernego „Korfanty” możemy podziwiać z Muzeum Powstań Śląskich w Świętochłowicach.
Tymczasem po drugiej stronie Góry św. Anny w rejonie Szymiszowa i Kalinowa toczyły się zaciekłe walki pomiędzy oddziałami powstańczymi i formacjami ochotniczymi „Oberland”. Jednak miejscowość Kalinów przeszła do historii nie tylko ze względu na zaciekłe walki, ale również ze względu na dramatyczne wydarzenia, o których do dziś trudno mówić, chociaż do dziś są prezentowane. Spróbujmy prześledzić te wydarzenia i wsłuchać się w relacje z kilku źródeł i wyciągnąć wnioski lub postawić pytania.
Spacerując po parku im. Gabrieli Zapolskiej w Zabrzu-Mikulczycach natrafimy na pomnik-mogiłę pochodzących z Mikulczyć polskich śląskich powstańców, którzy zginęli 31.05.1921 r. w walkach w Kalinowie, jednak z licznych artykułów prasowych i relacji dowiadujemy się, że powstańcy ci nie polegli w walce, tylko zostali rozstrzelani. 01.05.2021 r. na portalu „Onet” ukazał się artykuł Marcina Kordeckiego pod tytułem „Gorzki los kompanii powstańczej z Mikulczyc”, który pochodzi z książki Marcina Kordeckiego i Dawida Smolorza pt. “Sekrety Zabrza”, z którego się:
„Znajdująca się w Kalinowie, w samym sercu walk, kompania z Mikulczyc, straciła tego dnia 31 żołnierzy. Dostali się oni do niewoli jednego z batalionów Oberlandu. Bawarczycy zajęli się Ślązakami wyjątkowo brutalnie, ponieważ nie zamierzali brać jeńców. Ujęci mikulczanie zostali pobici, okaleczeni i wymordowani (…). Już po zakończeniu III powstania, 16 lipca 1921 r., z niedalekich Strzelec przybyła do Kalinowa komisja aliancka, która dokonała ekshumacji i oględzin zwłok. Towarzyszyła jej grupa mieszkańców Mikulczyc. Jak się okazało zwłoki pomordowanych zakopano w mogile w taki sposób, że spoczywały jedne na drugich, a pomiędzy nie wrzucono odbezpieczone granaty. Niektóre ofiary miały rozpłatane lub odrąbane głowy, wykłute oczy, odcięte uszy, stopy, a nawet ręce i nogi. Ani jedno ciało nie było kompletne. Spośród pobitych i okaleczonych mikulczan na miejscu udało się rozpoznać tylko 17 osób. Kompania Wincentego Gawlika w czasie całego III powstania górnośląskiego straciła 33 zabitych. Aż 31 z nich zostało zamordowanych w Kalinowie, a tylko dwóch poległo w walkach. Ciała powstańców sprowadziła do rodzinnej miejscowości specjalnie do tego celu powołana komisja. Według świadków w pogrzebie uczestniczyło ponad 5 tys. mieszkańców Mikulczyc.”
Po przeczytaniu artykułu Marcina Kordeckiego, który współpracuje z Domem Współpracy Polsko-Niemieckiej każdy normalny czytelnik poczucie nienawiść do niemieckich zwyrodnialców i oprawców oraz naturalną nienawiść i odrazę. Każdy historyk zaś poczucie chęć zbadania okoliczności takich tragicznych wydarzeń, o którym było bardzo głośno i wiele relacjonowano w polskiej prasie i był wykorzystywane w wojnie propagandowej Korfantego z Niemcami, w tym czasie, kiedy po stronie niemieckiej ukazywało się wiele relacji osób o zbrodniach i przestępstwach powstańców.
Postanowiłem sprawdzić ten przypadek, ponieważ wiele zbrodni i przestępstw była dokumentowana przez każdą ze stron, w tym przez wojska międzysojusznicze i komisje i pozostawały po nich ślady w raportach i notach dyplomatycznych, więc nie powinno być z tym większego kłopotu.
Pisze on o zaciekłych walkach w wiosce Kalinów pod Górą św. Anny i o ostrzale artyleryjskim, pod jakim się znaleźli oraz o zażartych walkach w wiosce Kalinów, gdzie:
„Niemcy ponieśli olbrzymie straty. Z naszej strony straciliśmy 32 ludzi, zostali oni, jak nam później mieszkańcy wioski Kalinów opowiadali, przez niemiecki ‘Oberland” pomordowani. Wieczorem tego samego dnia objęliśmy pozycję w Szymiszowie”.
Z relacji tej jednak wynika, że sam świadek, nie był świadkiem, i że o bestialskim mordzie dowiedział się od jakichś bliżej nie określonych mieszkańców Kalinowa. Na tej samej stronie można znaleźć opis, jak podaje autor, zaczerpnięty z wydanej w 1972 r. w czasie panowania peerelowskiej cenzury książki Rudolfa Kostorza, pt. „Z dawnych dziejów Mikulczyć, a w opisie tym czytamy, że ekshumacja zwłok poległych miała miejsce 16.07.1921 r.:
„Większość zwłok była zmasakrowana i niemożliwa do identyfikacji. Według zeznań świadków powstańcy musieli się rozebrać do naga, po czym zostali zatłuczeni kolbami i innymi twardymi przedmiotami (…). Jeden trup nie miał głowy, inne posiadały tylko jej fragmenty, brak było rąk, nóg, niektóre ciała miały powykuwane oczy. Ani jeden trup nie miał wszystkich członków ciała. Niemiej Niemniej komisji ekshumacyjnej udało się zidentyfikować 17 osób, jakkolwiek nie ulega wątpliwości, że wszyscy pomordowani pochodzili z Mikulczyc”.
Sam pan imć Kordecki poprzestaje na drastycznych opisach okaleczonych zwłok i na jednym tylko źródle, wydanym w czasach peerel. Dzieje się to w roku 2021 r. Sto lat po wydarzeniach. W peerel spotkamy jednak również i takie książki, które te walki opisują, ale raczej dają do zrozumienia, że żołnierze z tej kompanii polegli śmiercią żołnierską z bronią w ręku. Po lekturze artykułów tego typu jedno jest pewne, że górale z Bawarii, którzy przyjechali bronić granic swej ojczyzny na Górny Śląsk, to zwyrodnialcy, którzy wyłupywali oczy i z lubością odrąbywali głowy i odcinali pozostałe członki ciała. Taki obraz rodzi szereg pytań. Postanowiłem więc zrobić to, czego Pan Kordecki nie zrobił, chociaż jako historykowi za to płacą, czyli sięgnąć nie tylko do jednego źródła z czasów peerelu, w których jak wiadomo pisano jednostronnie, a nawet, że to Niemcy zabili polskich oficerów w Katyniu.
Czytając inne niż wydane w PRL’u źródła, w tym uczestników walk po stronie niemieckiej, znajdziemy potwierdzenie faktu zaciekłych walk, w tym użycia artylerii, którą ochotnicy z „Oberland” zdobyli w na polskich powstańcach w czasie szturmu na Górę św. Anny. Podobnie można znaleźć opisy mówiące o użyciu granatów ręcznych i walce w ręcz. W jednej w publikacji poświęconej historii Freikorps Oberland opisano walki o Kalinów [„Unternehmen gegen Kalinow“ – Schimischow w: Hans Jürgen Kuron: Freikorps und Bund Oberland, Erlangen 1960, tamże str. 107 i 108]. Co do zaciekłości walk są również zgodni polscy historycy. Jak podaje prof. Ryszard Kaczmarek, tylko w jednej kompanii 3. Batalionu Oberlandu zginęło aż sześciu oficerów. Strona niemiecka przeceniała polskie straty szacując je po walkach na 400 osób. [Ryszard Kaczmarek: Powstania Śląskie 1919 – 1920 – 1921 – Nieznana wojna polsko-niemiecka, Kraków 2019, str. 456]. Również Mieczysław Wrzosek, pisząc w czasach peerelowskiej cenzury, podaje, że w bojach w okolicy Szymiszowa jednak z kompanii batalionu dowodzonego przez Siebringhausa straciła 5 oficerów i 15 szeregowych a około 30 osób odniosło rany. Wspomina on również o walczącej w Kalinowie kompanii Wincentego Gawlika oceniając jej straty 40 osób, w tym byli i polegli i ranni. Ani słowem nie wspomina o rozstrzelaniu 31 jeńców, o których opowiadał później do organów prasowych powstańców Wincenty Gawlik. [Mieczysław Wrzosek: Postania Śląskie 1919-1921, Warszawa 1971, str. 219-223].
Artyleria była w użyciu po obu stronach walczących. Z polskiej literatury możemy dowiedzieć się, że o godz. 5.30 nad ranem 31.05.1921 r. powstańcy polscy przeprowadzili brawurowy kontratak na pozycje formacji ochotniczych „Oberland” korzystając z wsparcia ogniowego pociągu pancernego „Mściciel II”. Odbito wtedy stację kolejową Szymiszowie i samą wioskę Kalinów. Na oficjalnej stronie o szlaku powstań śląskich [
http://opolskiszlakpowstan.pl/kalinow/] można przeczytać, że właśnie wtedy (31.05.1921 r.) odkryto zwłoki 33 wziętych do niewoli rozstrzelanych powstańców:
„W pierwszej kolejności odzyskano strategiczną stację kolejową w Szymiszowie, a potem Kalinów, gdzie odkryto zwłoki rozstrzelanych przez Selbstschuttz, 33 wziętych do niewoli podczas ataku powstańców (w odwecie po ponownym zajęciu wsi powstańcy wysadzili pałac w Kalinowie – siedzibę rodu Strachwitzów).”
Powyższe opisy rodzą szereg pytań, nad którymi historycy przechodzą od ponad 100 lat bez refleksji. Pierwsze pytanie brzmi, jak to jest możliwe, że w tak zażartych walkach zginęło tylko 2 powstańców, a po stronie niemieckiej co najmniej 20 i udało się wziąć do niewoli tylko powstańców, którzy mieli by się poddać bez walki, skoro fakt zaciętych walk nie jest kwestionowany? Komu i dlaczego zależało na pozbawieniu poległych powstańców godności i insynuowanie, że nie walczyli do końca jak wielu innych?
Nasuwa się kolejne pytanie. Dotyczy ono daty, kiedy odkryto zwłoki, bo jedne polskie źródła podają 31.05.1921 r. inne zaś podają datę 16 lipca 1921 r., kiedy to ze Strzelec Opolskich miała przybyć do Kalinowa nawet komisja aliancka, która miała dokonała ekshumacji i oględzin zwłok. Mieli w tym też uczestniczyć mieszkańcy Mikulczyć i pomagać w identyfikowaniu zwłok?
Pan Kordecki nie zwraca uwagi na fakt, że obrażenia zwłok odpowiadają obrażeniom zwłok typowym dla detonacji granatów ręcznych i pocisków artyleryjskich. Zupełnie inne obrażenia mają osoby rozstrzelane, jak to wynika z wielu raportów biegłych medycyny sądowej. Przykład Katynia jednoznacznie wskazuje na rodzaj obrażeń i ułożenia zwłok. Nie ma też odpowiedzi na pytanie, jakimi narzędziami i kiedy mieliby dokonać sprawcy takiej masakry, skoro walki były tak zaciekłe, że miejscowości przechodziły wielokrotnie z rąk do rąk. Nie wyjaśnia nam też powodów takiego bestialstwa, jakby dla niego było oczywiste, że to u Bawarczyków normalne.
Nidzie nie można spotkać nazwisk świadków z Kalinowa. Warto dodać, że na takich świadków powoływał się dowódca kompanii szturmowej Wincenty Gawlik, który nie był świadkiem wydarzeń ani nie był na miejscu. Wincenty Gawlik to osoba eksponowana i znana historykom powstań śląskich, więc dodam dla nie specjalistów, przy okazji, że był dowódcą kompanii mikulczyckiej w podgrupie „Bogdan” i został zdemobilizowany po powstaniu w Polsce w Chełmie Lubelskim. W okresie międzywojennym działał w Świerklańcu w Związku Powstańców Śląskich. Przeżył okupację hitlerowską w powiecie częstochowskim. Po „wyzwoleniu” Polski przez wojska radzieckie został mianowany przez nowe władze naczelnikiem gminy w Mikulczycach i komendantem MO. Cieszył się w czasie komunistycznego reżimy zaufaniem władzy, podczas gdy wielu Polaków i Ślązaków oraz Niemców katowano w ubeckich więzieniach. On został burmistrzem Mikulczyc (1945-1947) oraz na tak zwanych ziemiach odzyskanych był burmistrzem Kluczborka (1947-1949). Przez cały okres peerelu zajmował prominentek funkcje jak wielu powstańców.
Nie udało mi się znaleźć żadnego raportu komisji ekshumacyjnej ani żadnego źródła, które by taki raport wspomniało. Liczę na pomoc czytelników, bo to będzie bardzo cenna informacja. W aktach wojsk międzysojuszniczych pojawia się nazwa miejscowości Kalinów, ale nie w kontekście mordu na jeńcach, tylko w kontekście zajścia, do jakiego doszło z udziałem wojsk francuskich. Otóż w nocy z 06 na 07 czerwca 1921 r. doszło pod Kalinowem do incydentu z udziałem ochotników Samoobrony Górnego Śląska i żołnierzy francuskich. Dowódca stanowiska karabinu maszynowego wziął o brzasku przebywających pod Kalinowem żołnierzy francuskich, za polskich powstańców i ostrzelał ich, nie spodziewając się, Francuzi opuszczą garnizon w Strzelcach Opolskich i udadzą się pod Kalinów i będą na liniach wojsk powstańczych. W wyniki tego incydentu dwóch żołnierzy zostało rannych. Gdy dowódca kompanii oddziału III batalionu formacji „Oberland” zorientował się o tragicznej pomyłce, przybiegł osobiście wraz z asystą na miejsce. Opatrzono dwóch rannych Francuzów oraz zaprowadzono ich oraz pozostałych 12 żołnierzy francuskich do centrum wsi Kalinów. Zajęto się rannymi i żołnierzami dając im posiłek. Po kilku godzinach kontroler powiatowy Komisji Międzysojuszniczej w Strzelcach Opolskich, kazał przyprowadzić żołnierzy francuskich do garnizonu w Strzelcach Opolskich, gdzie stacjonowali. Generał Le Rond był tak oburzony tym incydentem, że kazał dowódcy wojsk Samoobrony Górnego Śląska, czyli generałowi Hoeferowi, sporządzić raport z tego zajścia i jeszcze tego samego dnia, tj. 07.06.1921 r., przekazać go Międzysojuszniczej Komisji dla Górnego Śląska, co tenże uczynił przekazując go przez angielskiego oficera łącznikowego przy sztabie Samoobrony, tj. majora Keatingsa. W sprawie tego incydentu odbyła się narada w Opolu Półwsi z udziałem francuskiego generała Gartier, angielskiego generała Hennekera i włoskiego pułkownika. Zastanawia w tym kontekście zupełny brak śladów reakcji francuskiej na masakrę polskich powstańców. Czyżby zmasakrowane ciała powstańców znaczyły dla Komisji Międzysojuszniczej mniej, niż przyłapani na pomaganiu polskim wojskom powstańczym francuscy żołnierze?
Zastanawiające jest, że w czasie walk o Kalinów wojska Samoobrony Górnego Śląska wzięły do niewoli francuskiego oficera oraz pięciu żołnierzy francuskich walczących jawnie po stronie wojsk polskich powstańczych, których przekazano następnie Brytyjczykom, w o czym wspomina w swej monografii prof. Ryszard Kaczmarek. Nikt z nich z tych jeńców nie mówił o zbrodniach na powstańcach, nie ma też śladu po jakimkolwiek procesie ani też nikogo z 3 batalionu „Oberland” Komisja Międzysojusznicza nie ukarała, a była – jak wiadomo – bardzo skrupulatna, jeżeli chodzi o niemieckie przewinienia. Byłoby to o tyle proste, że wiadomo, jakie oddziały, gdzie i kiedy walczyły i kto nimi dowodził. Bez trudno można znaleźć w źródłach informację, że w dniu 31 maja 1921 r. Kalinów został zdobyty przez 3 batalion korpusu ochotniczego „Oberland” pod dowództwem majora Siebringhausa. Dlaczego wojska międzysojusznicze nie sporządziły przeciw niemu oskarżenia? Czy z tego samego powodu, dlaczego w Procesie Norymberskim jednak nie skazano nikogo z niemieckiej strony za Zbrodnię Katyńską?
Sprawa Kalinowa posłużyła też wielu polskich historykom do usprawiedliwienia powstańców, którzy, jak pisze autor hasła Kalinów w cyklu o szlaku powstań śląskich, mieli w odwecie po ponownym zajęciu wsi „wysadzić pałac w Kalinowie – siedzibę rodu Strachwitzów”. Sęk w tym że powstańcy splądrowali, wysadzili wiele pałaców i obiektów już dużo wcześniej. Pomijając już taki szczegół, że dwór w Kalinowie, który już nigdy nie został odbudowany, nie należał do Strachwizów. Swoją drogą graf Strachwitz akurat nie walczył na tym odcinku, a jedynie walczył o swoją własność. Należy również dodać, że niszczenie i wysadzanie obiektów było specjalnością jednostek powstańczych. Poza dworem w Kalinowie zniszczono i splądrowano zamek w Kamieniu Śląskim, wysadzono dwa kamieniołomy, dworzec kolejowy w Kamieniu Śląskim, nastawnię kolejową, mostek na drodze w Otmicach, zamek w Izbicku (należący do rodu von Strachwitz), dwór w Szymiszowie, tamtejszy wiadukt kolejowy, willę właściciela zakładów wapienniczych, łącznie tylko do dnia 13.08.1921 r. Górnoślązacy z powiatu strzeleckiego złożyli 1962 wnioski o odszkodowania w wielomilionowych kwotach. Zdaje się, że poza chęcią niszczenia wszystkiego na terenach, z których wycofywali się powstańcy polscy, chodziło o zacieranie śladów plądrowań i rabunków, o których do dziś opowiada miejscowa ludność, a które zostały opisane w literaturze.
Sam Strachwitz osobiście brał udział ze swoim oddziałem w walkach o własne majątki broniąc swej własności. Zaatakował wraz ze swym oddziałem powstańców w Kamieniu Śląskim i przez zaskoczenie zmusił przeważające siły polskie do wycofania się. Jak wspomina, po kilku dniach znów mógł obejrzeć swój rodowy zamek. Zdjął polską flagę z głównego budynku. W ostatniej chwili udało się mu przeszkodzić Polakom „w podpaleniu stosu zarzuconych na dziecińcu cennych mebli i obrazów [Hans-Joachim Röll: Strachwitz, Poznań 2013, tamże str. 69].
Pozostaje jeszcze kwestia, nad którą nie pochyla się historyk pracujący dla Domu Współpracy Polsko-Niemieckiej, mianowicie mieszkańcy Kalinowa. Jak wytłumaczyć fakt, że nie tylko mieszkańcy Kalinowa, ale wszystkich okolicznych wiosek, w których tak wiele osób optowało za przyłączeniem obszaru plebiscytowego do odrodzonej Polski tak szybko wyleczyło się z polskości i gdy tylko pojawiła mię możliwość założenia kół mniejszości niemieckiej zaraz po upadku komunizmu, tak aktywnie budowali struktury mniejszości niemieckiej, co więcej, odliczając ludność napływową sprowadzaną między innymi do osiedli PGR-owskich w wyborach samorządowych od 1990 r. oraz w wyborach parlamentarnych walnie popierali kandydatów mniejszości niemieckiej? Wystarczy tylko porównać wyniki wyborów Gminy Strzelce Opolskie i miasto z okręgu 3 (Sołectwa: Błotnica Strzelecka, Brzezina, Dziewkowice, Grodzisko, Jędrynie, Kadłub-Piec, Kadłub-Wieś, Kalinowice, Kalinów, Ligota Dolna, Ligota Górna, Niwki, Osiek, Płużnica Wielka, Rozmierka, Rozmierz, Rożniątów, Sucha, Szymiszów-Osiedle, Szymiszów-Wieś, Warmątowice). Można by odnieść wrażenie, że rodowici mieszkańcy Kalinowa i okolicznych wiosek, którzy mieli być świadkami masakry jeńców i bestialstwa o nie znanym od średniowiecza okrucieństwie, chcieli się identyfikować z zwyrodnialcami? Czyli, że sami są zwyrodnialcami? Koreckiego et. Company nie zastanawia fakt, że mieszkańcy okolic Góry św. Anny pamiętali i opiekowali się grobem poległych członków formacji ochotniczej „Oberlad” na cmentarzu za klasztorem na Górze św. Anny, nawet, gdy ci zostali wyrzuceniu z miejsca pochówku przez władze komunistyczne a ich szczątki wysypano z ołowianych sarkofagów, które władza ludowa wzięła na przetopienie?
Faktem jest, że wojna toczy się nie tylko na broń, ale też prowadzi się wojny propagandowe. Faktem jest, że pierwszą ofiarą każdej wojny jest zawsze prawda. Faktem jest, że istnieje specjalny rodzaj propagandy, który nie ma jeszcze nazwy polskiej, ale w literaturze przedmiotu nazywa się go „atrocity propaganda”. Propaganda ta polega na przedstawianiu zmyślonych przykładów okrucieństwa, aby budzić nienawiść do wroga i chęć odwetu. Nawet obecnie i to jeszcze państwa o rozbudowanej demokracji parlamentarnej, a nie tam jakieś dyktatury, korzystają z takiej formy wojny propagandowej, aby uzasadnić agresję na wroga. Przykładów jest wiele. W październiku 1990 r. przed specjalną komisją Kongresu USA zeznawała nastolatka i opowiadała o okrucieństwach wojsk irackich w czasie inwazji na Kuwejt . Zeznania te wstrząsnęły światem, szczególnie jak epatowała z łzami w oczach okrucieństwem i opisywała, jak to iraccy żołnierze weszli do szpitala wyjmowali noworodki z inkubatorów i wyrzucali je na podłogę, aby umarły w męczarniach. Śledztwo dziennikarskie wykazało, że wszystko było kłamstwem, które miało usprawiedliwić wojnę i pozyskać przychylność opinii publicznej, a zeznająca piętnastoletnia Nayirah al-Ṣabah jest córka ambasadora Kuwejtu w USA. [
https://www.salon24.pl/…/214807,uwaga-propaganda-wojenna]
Nie trzeba daleko szukać. Pewien znany polityk w Polsce prezentował opisy, z których miało wynikać bestialstwo Rosjan strzelających do ofiar polskich katastrofy lotniczej w Smoleńsku 10.04.2010 r., a jako dowód tego okrucieństwa prezentowano firm, na którym widać dymiące się szczątki wraku Tu 154 i słychać wystrzały z broni palnej. Wszystko po to, aby zdyskredytować przeciwników… i Polak Polaków nazwał mordercami. Przeciwnik polityczny przypisał swoim adwersarzom mord na własnych rodakach i współdziałanie z obcym mocarstwem.
Nasuwa mi się pytanie, jaki cel miał Marcin Kordeckie pisząc w taki sposób w materiale „Gorzki los kompanii powstańczej z Mikulczyc”? Czy chciał wzbudzić niechęć do Niemców i przedstawicieli mniejszości niemieckiej? Czy po 100 latach naprawdę nie da się prowadzić rzetelnych badań historycznych, jak wszędzie na świecie? W Rosji też spotykam autorów, którzy piszą teksty o Katyniu i opierają się wyłącznie na rewelacjach publikowanych w czasach cenzury komunistycznej, ba nawet piszą o II RP, jako sojuszniku III Rzezy powołując się między innymi na Pakt Hitler-Piłsudski z 1934 r. Ja w dyskusjach z nimi wykazuję im manipulację i posługiwanie się bezkrytycznie tylko źródłami z czasów ZSSR. Nie wszystkim to odpowiada, ale ja myślę, że zadaniem historyka jest badanie przeszłości, a nie sianie chorych emocji i nienawiści do innych narodów. Skutki nienawiści to nie tylko słowa i mowa nienawiści, ale akty odwetu za rzekome zbrodnie, to niekończąca się spirala zła. A może w mogile w Mikulczycach leżą powstańcy, który zginęli bohaterską śmiercią w walce, jak ich inni koledzy, a symboliczna mogiła w Kalinowie o tym przypomina? Myślę, że odpowiedź na to pytanie powinni dać zawodowi historycy, którzy inkasują za to wynagrodzenia.
Cdn.
Waldemar Gielzok – tłumacz symultaniczny, konferencyjny i przysięgły języka niemieckiego, studiował germanistykę na Uniwersytecie w Heidelbergu, prawo na Uniwersytecie we Wrocławiu, znawca kultury i historii obecnego i dawnego obszaru niemieckojęzycznego, prezes Niemieckiego Towarzystwa Oświatowego.
Wcześniejsze artykuły można znaleźć na profilu autora.
II RP była niejako sojusznikiem III R. Jeszcze w 1938r. Razem rozbierali Czechosłowację. II RP była zachłanna… Jak wiater zawiał tak Polska flaga za nią… Francuzi i Brytyjczycy śmiało mogli to mieć na uwadze i dlatego we wrześniu 1939r. Nie otworzyć frontu zachodniego. Prawo moralne mieli do tego, zwłaszcza, że Hitler uchodził owczas za wielkiego polityka, dyplomatę… A w oficjalnej propagandzie Polska była agresorem. Zresztą aktualna III RP się doskonale wpisuje w krótkowzroczna IIRP. Nie chcę wiedzieć, co stało by się z Polską w hipotetycznym przypadku POLEXITU czy rozpadu UE. Jak Polska nie chcę po dobroci i żyć ze Gōrnoślązakami, to ostatecznie Polski strata. Co raz częściej płytka naleciałości polska na Śląsku jest odrzucana czy to publicznie czy to prywatnie w obawie przed niedogodnościami dopuszczalnymi w tej “demokracji”. III RP daleko do państwa demokratycznego, gdzie poszanowanie praw mniejszości, gdzie należna nam (przez Polskę przyznana!) Autonomia? Gdzie demokratyczny podział mediōw. Jawną tajemnica jest, że MN cierpi przez centralnie przyznawane środki na ochronę MN (jest zależna od wpływów warszawskich, co nie pozwala jej się rozwijać, a jedynie doprowadza do rozlyniecia się w większości, gdzie typowe dla niemieckości Heimatbezogenheit? Ruch Śląski niemieckim Heimatbezogenheit rośnie w siłę, barwy prowincji Oberschlesien, są widoczne w rōznych miejscach, chociażby na naklejkach na Autach, napisach “Oberschlesien” na murach czy banerach, szalach. “Ukryta opcja niemiecka” sprawia we swej socjalizacji często bardziej niemieckie podejście niż jawna opcja niemiecka, często kalkujaca niestety polskość na rōznych płaszczyznach) Artykōl nietypowo odwazny i bardzo cieszy, że pojawił sie na niezależnym Wachtyrzu. Pojawi/ł się też we Wochenblatt? Czy raczej ze względu zależności MN od Warszawy nie trafi/ł tam?