Wyniki plebiscytu na Górnym Śląsku

Wbrew tytułowi, nie będzie szczegółowej prezentacji wyników plebiscytu. Będzie o pracy polskiego statystyka opublikowanej pod takim właśnie tytułem. Co do samych wyników, przyjmijmy że wszyscy z grubsza je znają, a jeśli nie, to szybki rzut oka w Wikipedię powinien załatwić sprawę.

Powiedzieć, że wyniki plebiscytu nie ucieszyły Warszawy to nic nie powiedzieć. Wyniki te były tak bardzo poniżej oczekiwań, że Warszawa zdecydowała się zorganizować szeroko – jak na te warunki – zakrojoną akcję zbrojną, zwaną w polskiej historiografii “trzecim powstaniem śląskim”, co w jej wyjątkowo nędznej sytuacji finansowej było znacznym wysiłkiem. Z kasą było ciężko, ale sytuacja międzynarodowa sprzyjała w stopniu, który miał się już nigdy nie powtórzyć. Oprócz niezwykłej przychylności Francji gotowej zaakceptować oparte nawet na najbardziej absurdalnych podstawach żądania terytorialne swego młodziutkiego protegowanego (oczywiście tylko jeśli mogło się to odbyć kosztem pokonanych Niemiec), najważniejsza była ostra niewydolność wstrząsanego kolejnymi rewoltami państwa niemieckiego, chwilowo niezdolnego do ochrony swoich interesów, a tym bardziej interesów swoich obywateli z kresowych prowincji.

Kolejna więc rewolta w ekscesarstwie – finansowana, zaopatrywana (w sprzęt, ale i w rekruta), koordynowana przez Warszawę – doprowadzić miała do zbrojnego przejęcia kontroli nad obszarami, gdzie plebiscyt nie wypadł dla Warszawy korzystnie. Duże nadzieje wiązano też z efektem propagandowym, mającym ukazać światu jak masowo i desperacko lud śląski pragnie przyłączenia do Polski. Co do masowości, wystarczy wspomnieć, że na dwumilionowym Górnym Śląsku zbrojnie zaangażowało się po stronie “powstania” około 40 tysięcy ludzi (według źródeł polskich), z czego nie sposób obliczyć precyzyjnie ilu przyjezdnych. Ale sporo. Zresztą propaganda jak propaganda – ma dać mocny, ogólny przekaz zgodny z intencją autora, a przecież nikt nie przyjedzie osobiście wypytywać każdego “powstańca” czy aby już kiedykolwiek wcześniej miał okazję widzieć ziemię, o której podporządkowanie Warszawie walczy, czy też dopiero poznaje kolejne jej miejscowości wraz z przemieszczaniem się “powstańczego” oddziału. Patrząc na efekt całej awantury, tj. włączenie do Polski ogromnej większości kopalń i innych zakładów przemysłowych Górnego Śląska, akcja się udała. Ale czy zadowoliła Warszawę? Chyba niezupełnie.

Opole w oczekiwaniu na wyniki plebiscytu

POKRZYWDZENIE POLSKI POD WZGLĘDEM TERYTORIALNYM

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

W 1922 r., a więc całkiem “na świeżo”, ukazała się w Warszawie publikacja Stefana Dziewulskiego zatytułowana “Wyniki plebiscytu na Górnym Śląsku”. Dziewulski to znany warszawski prawnik, ekonomista, założyciel m. in. Towarzystwa Ekonomistów i Statystyków Polskich, przez pewien czas minister skarbu państwa oraz minister pracy i polityki socjalnej, człowiek majętny (właściciel Pałacyku Dziewulskich – wcześniej Lubomirskich – w Alejach Ujazdowskich oraz pałacu w majątku Sanniki), szczęśliwie posiadający w tych ciężkich czasach przyzwoite zaplecze biznesowe.

Dej pozōr tyż:  Alexis Langer - architekt, budowniczy wizytówki Kattowitz-Katowic

W swej publikacji na ponad siedemdziesięciu stronach analizuje Dziewulski wyniki plebiscytu z 1921 r. w rozmaitych aspektach. Wyciąga przy tym szereg wniosków, niektóre w oczywisty sposób uzasadnione, inne mniej, jeszcze inne – wyjątkowo osobliwe. Wszystkie jednak całkowicie zgodne z tezą nadrzędną, że cały Górny Śląsk się Polsce należał jak psu micha, a że jej się nie dostał cały – to oczywista niegodziwość, krzywda i wypaczenie sprawiedliwości. W kontekście rozbieżności między szczegółowymi wynikami plebiscytu, a ostatecznym podziałem regionu wedle konwencji genewskiej pada sformułowanie “pokrzywdzenie Polski pod względem terytorialnym”. Przy czym pan Dziewulski nie wgryza się szczególnie w delikatną materię zaszłości historycznych, prawa, własności, stosunków feudalnych, traktatów, nadań, itp., bowiem polskość tego obszaru wywodzi z innych przesłanek, zaś deklaracja w postaci głosu oddanego w plebiscycie nie jest dla niego najważniejsza.

Pisze pan Stefan: “Ta okoliczność, że Niemcy utraciły w swych okręgach przemysłowych i miejskich na rzecz Polski znaczny odsetek ludności niemieckiej, która choć głosowała za Niemcami, oddana została jednak Polsce – stworzyła pozory pewnej równowagi i sprawiedliwego podziału, który był punktem wyjścia dla decyzji genewskiej mocarstw sojuszniczych. Sprawiedliwość ta jednak tylko jest pozorną. Bo choć wszyscy oceniają znaczenie terenów przemysłowych, przypadających Polsce w udziale, jednak nie można zapominać o tem, że na terytorium plebiscytowem, które przyznane zostało Niemcom, ludność polska stanowi 55% ogółu ludności. Jest to więc kraj o większości polskiej, kraj rozległy, liczący 958.018 ludności i obejmujący 7.661,2 kilometrów kwadratowych przestrzeni”.

POLAKIEM JESTEŚ CHOĆBYŚ NIE CHCIAŁ, WYSTARCZY ŻE POLSKA CHCE

Co ciekawe, w dalszej części tekstu pan Dziewulski przyznaje, że spośród tych pięćdziesięciu pięciu procent ludności polskiej, której przynależność narodowa jest uzasadnieniem polskości całego owego rozległego kraju “częściowo jest już wyraźnie uświadomioną pod względem narodowym”. Czyż to nie jest w stanie z łatwością rozjaśnić uśmiechem waszego oblicza, drodzy czytelnicy, w nawet najbardziej pochmurny dzień? Solidna 55-procentowa polska większość tej górnośląskiej krainy jest już częściowo gotowa, by zgodzić się z panem Dziewulskim iż są Polakami! A że jeszcze się nie zgodzili, to nie szkodzi, bo Polakami są i tak.

Jeśli warszawski prawnik, ekonomista, członek polskiego rządu, minister pisze w roku 1922, że polska większość na Górnym Śląsku jest już częściowo świadoma swej polskości, to znaczy że tak samo częściowo – nie jest. Zapytać by można: z czego zatem wynika przekonanie o przynależności do narodu polskiego tej części, która (jeszcze) świadomości swej polskości nie posiadła? Bo czyż nie może być tak, że nie posiadła z tej niewyszukanej przyczyny, iż po prostu nie uważa się za część narodu polskiego? Oczywiście, jako że autor opracowania “Wyniki plebiscytu na Górnym Śląsku” dawno już odszedł z tego świata, odpowiedzi musimy poszukać w jego pracy.

Dej pozōr tyż:  Gdzie szumi Opawa… cz. 3 (ostatnia)

I odpowiedź jest! Otóż dla autora Polakiem – niezależnie od czynionych przez siebie deklaracji – jest ten, kto w domu posługuje się językiem polskim, w tym jego licznymi wariantami. Zaś wariantem polszczyzny jest wszelka “specyficzna gwara i narzecze” niesklasyfikowana przez pruskiego urzędnika jako język niemiecki. Pan Dziewulski odwołuje się bowiem do wyników spisu ludności w “Gemeindelexikon” dla prowincji śląskiej z 1910 roku, przy czym zastrzega że wyniki należy traktować krytycznie i on już je należycie skorygował! Między innymi zliczył jako Polaków wszystkich klasyfikowanych jako dwujęzycznych. Autor nie wyjawia nam niestety wszystkich kryteriów dokonanej przez siebie korekty, która dała mu punkt wyjścia do dalszych wniosków poczynionych w opracowaniu, ale i za te jesteśmy wdzięczni, bo wiele mówią o przyjętej metodzie dociekań.

POLAKÓW CAŁE MNÓSTWO, TYLKO GŁOSOWAĆ ZA POLSKĄ NIE CHCĄ

W związku z poczynionymi założeniami co do stosunków narodowościowych na Górnym Śląsku, pan Stefan szybko staje w obliczu zagadki: jak to jest, że w 1910 r. było tylu a tylu Polaków – i tu: ilość wyliczona według powyżej nakreślonego schematu – zaś w 1921 r. za Polską zagłosowało tylu a tylu? Pisze zatem Dziewulski: “Rozpatrując porównawczo wyniki urzędowego niemieckiego spisu ludności z 1910 roku z wynikami głosowania plebiscytowego, spostrzeżemy zjawiska fantastyczne: powiat Kluczborski wykazywał według źródeł niemieckich z 1910 roku – 53% ludności polskiej, przy głosowaniu plebiscytowem wykazał – 3,9% głosów za Polską, powiat Kozielski miał w 1910 roku – 77,7% ludności polskiej, obecnie dał tylko 19,3% głosów polskich, powiat Oleśno miał w 1910 roku – 80,7% Polaków, obecnie tylko – 31,8%, powiat Raciborski liczył poprzednio 79% Polaków, obecnie – tylko 41,1%, powiat Opolski miał poprzednio 75,8% ludności polskiej, obecnie – 30,5%, powiat Lubliniecki dawniej – 79,3%, obecnie – 46,9% i t.d. Chodzi obecnie o wyjaśnienie zagadki, jakim sposobem ilość głosów polskich w niektórych powiatach spadła z 77% do 19% lub z 53% do 3% przy równoczesnem zwiększeniu się odsetku głosów niemieckich”.

Widać jak na dłoni, że pan Stefan nie wiedział lub wiedzieć nie chciał, iż język co prawda może acz nie musi być wyznacznikiem tożsamości narodowej. O tym, że slawofoniczność Górnoślązaka w Królestwie Prus może nie oznaczać automatycznie jego polskiej tożsamości. O tym wreszcie, że – niezależnie od kwestii etnicznej – można nie pałać entuzjazmem do angażowania się w budowę wspólnego państwa z ilościowo dominującymi polskojęzycznymi poddanymi rosyjskimi, zwłaszcza jeśli widywało się ich już wcześniej, gdy przyjeżdżali za pracą, a ich wygląd oraz zwyczaje – ujmując rzecz eufemistycznie – nie budziły fascynacji. Bo niezależnie od tożsamości narodowej można czuć się dobrze w swoim starym, dość zaawansowanym cywilizacyjnie państwie i nie chcieć przyłączać się do innego, nowego, biednego jak mysz kościelna, nawet jeśli stare akurat ma kłopoty.

Dej pozōr tyż:  Gdzie szumi Opawa… cz. 3 (ostatnia)

Lektura “Wyników…” Dziewulskiego pozwala sądzić, że autor trochę jednak myślał o tych sprawach. Trochę. Ale postanowił znowu podeprzeć się odpowiednio skorygowanymi i krytycznym okiem zweryfikowanymi danymi. I wyszło mu, że niemiecki szwindel, spisek, oszustwo i ogólnie skandal. Ponadto srogo zawiódł się pan Stefan – o czym wspomina z żalem – na emigrantach polskich z Westfalii, którym na wniosek Polski umożliwiono głosowanie w plebiscycie, a oni – szubrawcy i dranie – przyjechali “całymi pociągami” na Śląsk i… zagłosowali za Niemcami. Mimo że – wedle słów pana Stefana “w rzeczywistości są jednak Polakami”.

UWIERZYĆ WŁASNEJ PROPAGANDZIE

Gdy zacznie się wierzyć we własną propagandę, świat staje się zbiorem nierozwiązywalnych zagadek. Tak stało się w przypadku pana Stefana. Państwo polskie na gwałt potrzebowało pozyskać za darmo (jeśli oczywiście nie uwzględnić wydatków na organizację “powstań” oraz agitację narodowościową) gotowy, funkcjonujący przemysł, w który nie trzeba inwestować, a można od razu eksploatować i kosić szmal, żeby w ogóle cokolwiek zbudować na pozostałych 99% powierzchni kraju. Aby oń powalczyć powołało się na stan prawny sprzed 800 lat oraz polskość aktualnych mieszkańców tej ziemi. Przy tym do zostania Polakiem wystarczyło zostać w 1910 r. spisanym przez pruskiego urzędnika jako posługujący się w domu językiem innym niż niemiecki, względnie dwoma językami. Niestety, wykreowane w ten sposób rzesze Polaków w Kluczborku zamiast 53% głosów za Polską dały niecałe 4%, w Koźlu zamiast 78% dały 19%, w Oleśnie miast 80% dało 30%, i tak dalej… Zagadka godna sfinksa: Polaków całe mnóstwo, a głosować nie chcą. Niedoinformowani jacyś? Złośliwi?

Arkadiusz Poźniak-Podgórski – Tarnogórzanin z urodzenia i przekonania, ostatni poddany cesarza Wilhelma. Inżynier, przedsiębiorca, Ślązak, Niemiec, Polak, Czech, nawet Rusin, jak dobrze poszukać. Człowiek pogranicza.

Polecamy także inne teksty autora na blogu „Na krańcu królestwa”.

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

Jedyn kōmyntŏrz ô „Wyniki plebiscytu na Górnym Śląsku

  • 23 marca 2022 ô 21:37
    Permalink

    18 lat później kiedy, z polski se juz nie bylo mozna obiecać to sie zrobilo ich 10% Polakow, wiece w teorii tyle powinno bylo tez zostac po 1945r… i tak w kolko. No wlaśnie slaskość to okragla sprawa, w kwadrat da sie wpisać, ale kontury sie nie pokryja.

    Ôdpowiydz

Ôstŏw ôdpowiydź

Twoja adresa email niy bydzie ôpublikowanŏ. Wymŏgane pola sōm ôznŏczōne *

Jakeście sam sōm, to mōmy małõ prośbã. Budujymy plac, co mŏ reszpekt do Ślōnska, naszyj mŏwy i naszyj kultury. Chcymy nim prōmować to niymaterialne bogajstwo nŏs i naszyj ziymie, ale to biere czas i siyły.

Mōgliby my zawrzić artykuły i dŏwać płatny dostymp, ale kultura powinna być darmowŏ do wszyjskich. Wierzymy w to, iże nasze wejzdrzynie może być tyż Waszym wejzdrzyniym i niy chcymy kŏzać Wōm za to płacić.

Ale mōgymy poprosić. Wachtyrz je za darmo, ale jak podobajōm Wōm sie nasze teksty, jak chcecie, żeby było ich wiyncyj i wiyncyj, to pōmyślcie ô finansowym spōmożyniu serwisu. Z Waszōm pōmocōm bydymy mōgli bez przikłŏd:

  • pisać wiyncyj tekstōw
  • ôbsztalować teksty u autorōw
  • rychtować relacyje ze zdarzyń w terynie
  • kupić profesjōnalny sprzynt do nagrowaniŏ wideo

Piyńć złotych, dziesiyńć abo piyńćdziesiōnt, to je jedno. Bydymy tak samo wdziynczni za spiyranie naszego serwisu. Nawet nojmyńszŏ kwota pōmoże, a dyć przekŏzanie jij to ino chwila. Dziynkujymy.

Spōmōż Wachtyrza