Dla przeciętnego Polaka Johann Wolfgang von Goethe to “niemiecki pisarz” lub “poeta” – o ile wogóle potrafi coś skojarzyć. Ale niekoniecznie, bowiem polską wymowę Niemiec zapisał by jako “Gette”, co brzmi całkiem inaczej niż w niemieckim oryginale. Studenci germanistyki wspomną pewnie, że ten niemiecki wieszcz chętnie podróżował, w tym również do Włoch. Dla niektórych Ślązaków jego nazwisko łączy się z Tarnowskimi Górami, (a właściwie “Tarnowicami”), gdzie zacny kawaler również krótko przebywał. Ale jak się tam znalazł człowiek urodzony we Frankfurcie nad Menem, który był zatrudniony i mieszkał w Weimarze? Otóż musiał przemierzyć cały Śląsk!
W zasadzie podróż niemieckiego wieszcza na Śląsk była wyjazdem czysto służbowym. Ale doświadczony podróżnik wiedział, jak połączyć przyjemne z pożytecznym. Goethe będący w zasadzie ministrem bez teki na dworze swojego przyjaciela, księcia Karola Augusta von Sachsen-Weimar-Eisenach, pojechał na Śląsk jako szpieg, by ocenić, czy Prusy naprawdę mają zamiar wypowiedzieć Habsburgom raz jeszcze wojnę, kiedy ci zapragnęli “wyzwolić” dalsze części Bałkanów z tureckiej okupacji. Prusy zaś obawiały się nadmiernego wzmocnienia Habsburgów – formalnie jeszcze posiadających koronę cesarską. Zarówno Hohenzollernowie jak i Habsburgowie zabiegali wówczas o hegemonię w Rzeszy. W tym kontekście pracodawca Goethego próbował na drodze dyplomacji zjednoczyć drobne państwa Rzeszy Niemieckiej, by uniezależnić się od konkurujących hegemonów Prus i Austrii. Starania te nie zostały co prawda uwieńczone sukcesem, aczkolwiek Karol-August potrafił utrzymać zarówno przyjacielskie stosunki do króla Prus, Fryderyka II, jak i dobre stosunki z Austrią. Karol August był sojusznikiem Prus i walczył nawet w szeregach pruskiego wojska. Natomiast przychylność Austrii pozyskał definitywnie najpóźniej po tym, jak odrzucił proponowaną mu koronę Węgier po śmierci Józefa II.
Przypuszczam, że to właśnie ta decyzja stała pod wpływem podróży Goethego na Śląsk. Jego pracodawca był bowiem panem na trzech powiatach, a miał zarówno wielkie aspiracje i jeszcze większe zadłużenie. Goethe był początkowo odpowiedzialny za “naprawę budżetu”, co też częściowo mu się udało m.in. przez redukcję liczby wojska o połowę. Wynegocjował również z przedstawicielami stanów pokrycie dotychczas piętrzących się długów (zgoda na wzrost opodatkowania) za cenę zaprzestania w kraju rekrutacji wojska dla Prus. W ten to sposób Karol August był zmuszony do unikania konfliktów zbrojnych i lawirowania między Hohenzollernami i Habsburgami w Rzeszy.
Ponieważ cesarz Józef II zmarł w lutym 1790 roku, Habsburgowie nagle znaleźli się w impasie, ponieważ ta pozornie potężna, bo składająca się z wielu państw monarchia faktycznie była jedynie unią personalną wielu niezależnych państw, gdzie tron niekoniecznie przechodził automatycznie z ojca na syna, zaś każdy kraj posiadał swoje własne regularia na wypadek bezkrólewia. Umarając przedwcześnie i bez męskiego potomka, Józef II w wielu podległych mu krajach nie cieszył się popularnością wśród możnowładców z powodu zbyt odważnych reform. Tak też było na Węgrzech, gdzie szlachta nigdy nie pogodziła się z wyzwoleniem chłopów ani wprowadzeniem języka niemieckiego jako urzędowy. Ponadto od 1788 monarchia Habsburgów – będąc w przymierzu z Rosją – znajdowała się w stanie wojny z Turcją, której przebieg rozwijał się nader niekorzystnie – a szczególnie dla Węgier. Dlatego po śmierci Józefa II (będącego równocześnie królem Węgier) część magnatów węgierskich nie chciała zaakceptować ni królewskiego brata Leopolda ani jego syna Franciszka na jego następcę.
Jednym z potencjalnych kontrkandydatów był Karol August von Sachsen-Weimar-Eisenach, pracodawca Goethego. Przejście Węgier do obozu pruskiego prawdopodobnie zapewniłoby pokój od strony sprzymierzonej z Prusami, Anglią i Szwecją Turcji. Na froncie Bałkańskim walki toczyły się bowiem przeważnie na terytorium Węgier. Prusy co prawda w zasadzie były zaspokojone przetrawiając niedawno zdobyty Śląsk. Jednakże będąc w przymierzu z Turcją formalnie żądały od Habsburgów zaprzestania działań. Goethe zapewne chciał sprawdzić, czy pogróżki Prus trzeba było brać na serio i czy poprą jego szefa, jeżeli ten zostałby Królem Węgier. Nie wiem, czy wieszcz spotkał się na Śląsku z węgierskimi emisariuszami. Zapiski na ten temat nie są mi znane. Natomiast odwiedził wiele ciekawych miast na Śląsku, gdzie przypadkowo znajdowały się pruskie garnizony: Głogów, Legnica, Wrocław, Świdnica, Kłodzko, Nysa, Opole, Koźle… Odwiedził również zakłady przemysłowe, należące do kompleksu zbrojeniowego jak kopalnie, huty, kuźnie… Oczywiście, oficjalnie interesował się cudami śląskiej natury i sztuki zwiedzając te same atrakcje, których nie pominie żaden współczesny turysta jak np. Legnica, Wrocław, Kościół Pokoju w Świdnicy, Adersbach, Lądek Zdrój, Kłodzko… no i Tarnowice, gdzie zapoznał się z pracą jednej z pierwszych pomp parowych na kontynencie, a nawet wdrapał się na Śnieżkę, o czym barwnie pisał w listach do przyjaciół i znajomych. Kto wie, czy jego zainteresowanie śląską naturą i techniką było szczere, czy raczej pozorowane?
Szczerze mówiąc – nie wierzę, że szpiegował nowinki techniczne, które wdrażali w Tarnowicach i okolicy angielscy specjaliści, a to z kilku przyczyn: Przebywał tam dosyć krótko, zbyt krótko, ażeby wykraść lub podpatrzeć nowe, tajne technologie. Po części te angielskie innowacje podczas pobytu Goethego zapewne jeszcze niecałkiem zostały wdrożone. Być może sam sławny już wówczas poeta miał inne sprawy w głowie?
Mimo że zawsze interesował się minerałami, chemią i fizyką, to jednak od 1788 roku zajmował się przede wszystkim rozwojem szkolnictwa i kultury w swojej małej przybranej ojczyźnie. Po powrocie z podróży na Śląsk (i dalej do Włoch) również te reaktywowane przez niego kopalnie wkrótce z powodu nierentowności zamknięto. Pod tym względem jego wizyta w Tarnowicach była raczej bezowocna, albo – jak by powiedział Mr. Baildon: “Nice to know, but nothig more.”
Zapewne Goethe, który sam starał się o polepszenie szkolnictwa i uniwersytetu w kraju swojego książątka, ściągając możliwie najlepszych docentów, profesorów i praktyków, by swą wiedzę i ekspertyzę przekazywali miejscowym studentom, tylko kręcił głową widząc pruskie metody industrializacji i rabunkowej eksploatacji Śląska. Dla mnie jego skąpe wersy zapisane w księdze pamiątkowej tarnowickiego gwarectwa były dosyć jasno sformułowaną krytyką pruskiego reżimu:
“Fern von gebildeten Menschen,
am Ende des Reiches,
wer hilft euch Schätze finden
und sie glücklich zu bringen an’s Licht?
Nur Verstand und Redlichkeit helfen;
es führen die beiden
Schlüssel zu jeglichem Schatz,
welchen die Erde verwahrt.”
W wolnym tłumaczeniu:
“Z dala od uczonych ludzi,
Na krańcu królestwa,
Któż wam pomoże znaleźć skarby
I wydobyć je szczęśliwie na światło?
Tylko umysł i uczciwość pomogą,
Obie są bowiem
Kluczami do każdego skarbu,
Drzemiącego pod ziemią.”
Porównując poczynania Goethego jako ministra, który ograniczył wydatki na zbrojenia, a zwiększył na sztukę i edukację, walczył z łapownictwem i nieuzasadnionymi przywilejami, starał się o lepsze płace dla prostych ludzi… Pruski reżim robił wszystko odwrotnie: Ucisk i złe warunki pracy przy równocześnie najniższych płacach w całej Rzeszy, podczas gdy magnaci przemysłowi prześcigali się w zbytku i rozbudowie pałaców. Importowano drogich ekspertów z zagranicy, podczas gdy lud miejscowy był faktycznie odcięty od ponadpodstawowej edukacji. Brakowało szkół średnich i zawodowych, podczas gdy po przejęciu Wrocławia przez Prusy tamtejszy uniwersytet przeżywał okres zastoju będąc jedynie uczelnią katolickiego kleru. – Tego Goethe nie mógł zrozumieć, “bo tylko nauka i uczciwość są kluczami do wszystkich skrytych w ziemi skarbów”.
Wydawało by się, że te wymowne wersy mądrego człowieka byłyby dostatecznym podsumowaniem jego pobytu na Górnym Śląsku, po czym mógł on się udać w dalszą podróż przez Bramę Morawską w kierunku Wiednia lub Pragi. Aczkolwiek Goethe tego nie zrobił, tylko po zwiedzeniu Tarnowic pojechał na wycieczkę do Wieliczki,poczym powrócił do Wrocławia, by skosztować czarnej polewki… Nie wiem, czy faktycznie podano mu czarną polewkę, zwaną w Prusach “Schwarzsauer”, we Wrocławiu, ale ta zupa z krwi i podrobów była w tradycji pruskiej podawana, gdy rodzice młodej panny chcieli w grzeczny sposób odprawić jej amanta z kwitkiem. Zapewne pan “tajny radca” miał nadzieję, że jego starania o rękę młodej panny, którą poznał we Wrocławiu 17.08.1790, zakończą się pomyślnie. Inaczej chyba raz jeszcze by tam nie powrócił, skoro było mu to niepodrodze.
O kogo chodzi? Otóż będąc już znanym i cenionym VIPem, czterdziestolatek (*28.08.1749) nie musiał po drodze korzystać z noclegów w obskurnych oberżach przydrożnych, lecz gościł zazwyczaj u znanych osobistości, szlachty i urzędników, którzy jego wizytę uważali za nadprzeciętny honor. Napewno skrupulatnie wypytywał on swoich gospodarzy o wszystko, co istotne. Goethe naprawdę interesował się prawie wszystkim: literaturą, poezją, teatrem, malarstwem, architekturą, ekonomią, fizyką, chemią, mineralogią, filozofią, prawem, etyką, a przede wszystkim sexem!
Być może nie był Goethe tak wielkim koneserem kobiecych wdzięków jak Giacomo Casanova, ale liczba kobiet, którym zrabował serce i cnotę i tak jest bardzo pokaźna. Wiele z jego romansów których ślady można odkryć w jego tekstach, inspirowały jego twórczość – podobnie jak i inne przeżycia. Stąd też część badaczy-specjalistów jest po dziś dzień przekonana, że nie miał on romansów, które nie odbiłyby się w jego twórczości. Jednakże wraz z postępem cyfryzacji archiwów i starodruków odkryto ślady znacznie większej ilości romansów oraz stosunków seksualnych, do których poeta najwyraźniej nie przywiązywał większej wagi, mimo że odbiły się one w zapisach lub korespondencji jego przyjaciół.
Kiedy więc Goethe po raz pierwszy dnia 7.08.1790 zawitał w stolicy Śląska, Breslau, przyjął go w gościnę Kaspar Friedrich Freiherr von Schmuckmann, wówczas minister w Rządzie Króla Prus. Był on zatem “kolegą po fachu” Goethego. Nie dziw więc, że Goethe skorzystał z jego gościnności i najprawdopodobniej wypytał go szpiegowską manierą. Jak przystało na człowieka wysokiego stanu, miał on służbową kwaterę w reprezentacyjnym pałacu Wallenberg-Pachaly (projektu C.G. Langhansa) pod adresem Roßmarkt 10 (dziś ul. Szajnochy). Miejsca zapewne w pałacu nie brakowało, mimo że po niespodziewanej śmierci jego młodej żony, zamieszkiwał tam wraz z teściową oraz najlepszą przyjaciółką nieboszczki.
Kobiety te troszczyły się (prócz służby) o domostwo i malutkiego syna. O tym, że niemiecki wieszcz upodobał sobie młodą szlachciankę, Freiin Henriette von Lüttwitz, wspominał w wydanym życiorysie Schuckmanna zarówno jej młodszy brat, Hans-Ernst, jak i znany publicysta, Carl von Holtei, powołując się na rzekomy list Schuckmanna do kapelmistrza Friedricha Reichhardta (datowany 26.09.1790). Otóż wszystkie owe zapisy wspominają nie tylko o tym, że dwudziestojednoletnia Freiin von Lüttwitz nie tylko spodobała się dwadzieścia lat starszemu poecie, ale i że jego awanse zostały odwzajemnione przez elokwentną pannę. Freiin (czyt.: frajin) von Lüttwitz nie miała ni matury ani nie studiowała na uniwersytecie, ale rodzice umożliwili jej wszechstronną edukację opłacając domowych nauczycieli. Znała kilka języków klasycznych i nowożytnych, w tym (prócz niemieckiego) angielski, francuski i włoski, interesowała się żywo literaturą i filozofią, co było ponoć przyczyną, dla której wszczęła korespondencję z żyjącym jako bibliotekarz w zachodnioczeskim miasteczku Dux Giacomo Casanową. Goethe był zachwycony mądrością i intelektem młodej dziewczyny jak i całą jej osobowością na tyle, że jeszcze przed wyjazdem na Górny Śląsk się jej oświadczył i poprosił jej ojca o rękę córki. Hans Wolf Freiherr von Lüttwitz – jak zwał się ojciec wybranki poety – z pewnością był zaskoczony tak pochopnym obrotem sprawy oraz oświadczynami słynnego człowieka, którego jednak nie uważał za godnego ręki swej córki, aczkolwiek nie mógł mu natychmiast wprost odmówić. Pan von Lüttwitz pochodził ze starej szlachty i miał wysokie mniemanie o sobie – w przeciwieństwie do świeżo nobilitowanego (patent szlachecki Goethe otrzymał od cesarza Józefa II w roku 1782 na wniosek swojego szefa za wybitne zasługi) poety z mieszczańskim pochodzeniem. Dlatego zwlekał z odpowiedzią. Stary polityk i generalny reprezentant Ziemi Kłodzkiej zdawał sobie sprawę, że jedno niewłaściwe słowo wobec ministra zaprzyjaźnionego kraju mogło stać się przyczyną afery dyplomatycznej. Tymczasem, jeśli wierzyć słowom niepublikowanym przez Holteia (“nie wszystko, co jeden przyjaciel drugiemu w zaufaniu napisze, może być za jego życia opublikowane”) w redagowanym przez niego felietonie towarzyskim “Westernann’s Jahrbuch”, szlachcianka nie czekając na zgodę ojca straciła nie tylko serce i rozum lecz także swą cnotę jeszcze przed wyjazdem wieszcza na Górny Śląsk. Jak bardzo więc musiał być on rozczarowany, gdy powróciwszy z Wieliczki do Wroclawia (10.09.1790) zastała go wiadomość o braku zgody starego Prusaka na ślub elokwentnej Henrietty z kochliwym poetą. Oficjalnie przyczyną tej decyzji był brak szlachetnego rodowodu Goethego. Przypuszczam jednak, że to tylko oficjalny pretekst. Jako kochający swe dziecko rodzic w czasach bez internetu przejrzał zapewne wszelkie dostępne mu towarzyskie biuletyny i zapoznał się z twórczością nieszczęsnego kandydata: Treść niektórych publikacji Goethego była jak na ówczesne czasy uznawana za gorszącą i bezbożną, podczas gdy Pan von Lüttwitz znany był ze srogich protestanckich obyczajów. Na dodatek nie było tajemnicą, że Goethe nie tylko miał liczne afery, ale i od kilku lat żył w nieformalnym związku z Chrystiana Vulpius, którą jeszcze wiosną tegoż 1790 roku przyjął do swojego domu w Weimarze wraz z nieślubnym synkiem. To był sromotny skandal obyczajowy!
Jestem zatem przekonany, że to nie brak błękitnej krwi był przyczyną negatywnej decyzji dumnego ojca, lecz zła sława poety, znanego ze swych licznych romansów i krocia złamanych kobiecych serc. Ponadto Goethe w swych przekonaniach był nader liberalny, niewiele robił sobie ze szlachectwa i był nie tylko niezbyt religijny, ale nawet antyklerykalny. Trudno jest dzisiaj twierdzić, czy ojciec Henrietty miał już zawczasu inne plany, a mianowicie, że jego córka poślubi pruskiego ministra, skoro tak dobrze się z nim zżyła i ochoczo pielęgnowała syna niedawno zmarłej przyjaciółki. Możliwe jest rownież, że po utracie cnoty ojciec nie widział dla corki lepszej perspektywy, aniżeli poslubienie zaprzyjaznionego pana Schuckmanna. W końcu minister środkowoeuropejskiej potęgi, jaką były Prusy, jest więcej wart niż minister operetkowego państewka o niestatecznych obyczajach. Możliwe, że ojciec po prostu nie chciał stracić córki z oczu. Mieszkając na dworku Hartlieb (dziś Partynice, dzielnica Wrocławia) mógł codziennie obcować z córką, która przeważnie przebywała u pana Schuckmanna we Wrocławiu. Gdyba poślubiła weimarskiego ministra, zapewne musiała by się tam przeprowadzić, co niechybnie utrudniłoby jej utrzymanie kontaktu z ojcem.
Reasumując chciałbym nieco spuścić z tonu. Co prawda nie ulega wątpliwości sama podróż tajnego radcy Goethego do Włoch, gdzie dołączył do podróżującej tam już od 1788 roku matki jego pracodawcy, księżnej Anny-Amalii von Sachsen-Weimar-Eisenach, jak również, że po drodze z Weimaru do Włoch odwiedził Śląsk absolwując swoisty program turystyczny. Za to cele tej ekskursji nie są dostatecznie znane ni dobrze udokumentowane. Patrząc na mapę widzimy, że Śląsk po prostu był niepodrodze z Weimaru do Włoch. Dla człowieka celebrującego rozsądek był ten wybór trasy dość dziwny i dziwnie chaotyczny. Goethe spotkał się podczas tej podróży z licznymi wysoko postawionymi osobistościami. Dla szpiegostwa technicznego jego pobyt w pobliżu domniemanych celów inwigilacji był nazbyt krótki. Podczas gdy sama znajomość poety z dwadzieścia lat młodszą córką śląskiego szlachcica jest niezaprzeczalna, to głębokość ich stosunków i uczuć opiera się głównie na domysłach wynikających z niewielu wzmianek. Spontaniczne oświadczyny nie są typowe dla stroniącego od stałych związków poety. Panią Vulpius będącą jego stałą (choć nie jedyną) kochanką od 1788 roku, którą poeta z Frankfurtu przyjął do swego domostwa krótko przed wyjazdem na Śląsk, poślubił dopiero w 1806 roku. O dalszych losach Henrietty von Lüttwitz wiemy jedynie, że rok później poślubiła Fryderyka Schuckmanna, zaś w 1796 urodziła mu córkę i w 1799 zmarła. Wkrótce potem jej mąż poślubił jej młodszą siostrę, Eleonorę. Goethe tymczasem wcale się nie zmienił. Lubił te małe ucieczki od nieprzyjemnych obowiązków służbowych, które jednak brał na serio. Faktem jest również, że Karol-August oferowanej mu korony Węgier nie przyjął, zaś jego minister na Śląsk już nie powrócił. Krytycy insynuują, iż rzekome plany ożenku tajnego radcy z Henriettą von Lüttwitz są jedynie wymysłem Hansa-Ernesta von Lüttwitza, który zapewne chciał się przez to sam dowartościować lub upamiętnić przedwcześnie zmarłą siostrę.