Tezy o śląskości
Tezy posłane na spotkanie w Teatrze Śląskim na zeszłoroczną dyskusję “Na co komu śląskość”, na którą otrzymałem zaproszenie, a nie mogłem pojawić się osobiście.
Teza 1. To jest śląskość.
Dlaczego ktoś, kto przyjechał na Górny Śląsk w poszukiwaniu np. pracy nie może zostać Ślązakiem? Może. Pod pewnymi warunkami. Gdyby nie mógł, zdegradowalibyśmy śląskość do płytkiego, obrzydliwego nacjonalizmu. Jednak śląskość to coś więcej, niż prawo lub wola pobytu i pracy na Śląsku.Tożsamość regionalna, jako pojęcie pierwotne wyznaczona jest tu przez kilka przesłanek. Po pierwsze – język. Ileż to już kubłów pomyj wylano na naszą nieszczęsną śląszczyznę, jakże się nad nią pastwiono. Jednak przetrwała i chyba ma się obecnie nieźle. Jednak wciąż jeszcze w świadomości społeczeństwa, w którym siłą historii zostaliśmy umieszczeni, czyli polskiego, uchodzi za anachronizm. Bardzo sprawnie podtrzymują tę tezę liczne kabarety, rozgłośnie radiowe, a także pani Senator Maria Pańczyk ze swoim konkursem „ Po naszymu, czyli po śląsku”. Tymczasem to nie jest tylko język, który może niektórych bawić, lub przywoływać wspomnienia o szmacianej lalce ômy, nim rozmawiają na codzień setki tysięcy Ślązaków na Śląsku i poza jego granicami. A zatem domagam się, aby został skodyfikowany.
Po drugie – historia. Jako dziecko, pociągnęło mnie do harcerstwa. Nasze tępe nauczycielki i tępi nauczyciele byli wyszkoleni na modłę: śląskie = niemieckie. Dlatego na próżno szukałem wokół siebie prawych bohaterów, którzy nadawali by się na moje dziecięce wzorce. Historia i jej koryfeusze z tamtych czasów przechodziły do porządku dziennego nad latami 1922 – 1939 w województwie śląskim. To był według mnie jedyny okres w dziejach Śląska, który wart byłby i dzisiaj powtórki.
Po trzecie – sztafeta pokoleń. Nie różnimy się w tym względzie od innych etni. Jednak śląski szacunek wobec rodziców i dziadków jest bezprecedensowy. Etos pracy, jaki wyssaliśmy z mlekiem matki przeszedł do paradygmatów, które odróżniają nas od wszystkich. Być może, to już przeszłość, ale nie jestem pewien. Moje wspomnienia z pracy na kopalni, przepuszczone przez filtry niedalekiej przeszłości, pozwalają mi stwierdzić, że Solidarność nie mogła nie zaistnieć na Górnym Śląsku.
Zatem, śląskość to dar, wyniesiony z naszego bolesnego uwikłania się w graniczne walki, ale jednocześnie przywiązanie do tradycji i krajobrazów, a wszystko to niesione siłą naszej odwiecznej gwary. Jeżeli przybysz spoza Śląska to zrozumie, wtedy poczuje śląskość.
Teza 2. Kopanie do rzici.
Odnoszę wrażenie, że Szczepan Twardoch widzi swój Śląsk jako skansen, w którym pisarz może pogrzebać. Utytłać się w tych gęstych, śląskich kurzach przeszłości i prysnąć tymi kurzami w teraźniejszość. Tak jest z Nikodemem w „ Drachu”, tak jest też z Pokorą. Jeżeli jest jakiś Ślązak, któremu się powiodło, zawsze znajdzie się ktoś lub coś, co mu nakopie do rzici. Jesteśmy skazani na wieczne kopanie w rzić, bo taka już nasza uroda. Wiem, ale to nie jest fatum. Byliśmy raz Niemcami, raz Polakami, ciasne gorsety nie pozwalały nam oddychać, komuniści sprzedawali nas za bezcen. Wiele lat po opuszczeniu Polski dowiedziałem się, jaka była cena za mój paszport, na którą przystał premier Rakowski. Ale, o, paradoksie, dopiero wtedy odetchnąłem pełną piersią. Zmieniły się krajobrazy, inne są już układy i nikt nie musi nam już kopać do rzici. Pytanie tylko, dlaczego wciąż jeszcze obsypujemy się tym zatęchłym kurzem i dlaczego nie ma w nas dość siły, aby krzyknąć: „ Teraz, k…a, my”?
Jest wiele przykładów, jak może wyglądać autonomia, która jest wzbogaceniem każdego demokratycznego państwa, ba, może być jego atutem. Wiem, że patrzycie teraz na mnie, jak na wariata, ale pozwólcie mi pomarzyć.Zdaję sobie sprawę, że kilkadziesiąt lat polityki „odśląszczenia” zrobiło swoje, ale przecież nasze śląskie przebiśniegi wróżą wiosnę. Obudziły się już takie dzieci, jak Zbyszek Rokita, a jeszcze nie tak dawno nastoletnia Olga Tokarczuk w Sudetach szukała tych, których jej nagle zabrakło, jak klocków do poukładania całości…Budźmy się więc i niech no ktoś jeszcze zechce skopać nam rzić.
Teza 3. Śląskość jest potrzebna, aby było kolorowo.
Teza jest od początku prowokacyjna. Komu są potrzebne takie -ości? Mogą stanąć niektórym w gardle? Jak najbardziej. O to chodzi. Paleta barw i kolorowych zabawek w europejskiej piaskownicy jest ogromna i nie cierpię takich towarzyszy, którzy mówią: „ Dla mnie tylko białe i czerwone”. Bawimy się w dobrym towarzystwie, oby jak najdłużej. Każdy z nas w tej piaskownicy jest inaczej ubrany, ale nie jesteśmy tylko szaroburzy lub tylko białoczerwoni, jesteśmy też na przykład żółtoniebiescy. Albo zielonopomarańczowobrązowi. Komu potrzebna jest śląskość? Ludziom, którzy dostrzegają złożoność świata, jego wielobarwność i różnorodność jego twarzy. Niech jest kolorowo, dlaczego musi być białoczerwono? Historia Śląska działa się w przeszłości pod różnymi barwami i trzeba powiedzieć, że stosunkowo króto dzieje sich pod białoczerwonymi. Dlatego zgadzam się ze Szczepanem Twardochem, że historia Polski nie jest historią Śląska. Jednak śmiem twierdzić, że skoro już znaleźliśmy się pod flagą biało – czerwoną, to wolno nam zawiązać na jej drzewcu żółto – niebieskie wstążki naszej śląskości. Po to, żeby było kolorowo.