Szkaciorze w mikołowskiej laubie
Przy kilku domach na naszej Kolonji stoi w ogródku lauba. Taka lauba to dobra rzecz. Z jednej strony stawianie lauby w ogródku wydaje się przedsięwzięciem bez sensu. No bo po co człowiekowi lauba w odległości kilkunastu metrów od domu? Czy warto marnować na nią spory kawałek i tak niezbyt dużego ogródka?
Ale taka lauba to jednak dobra rzecz. Szczególnie dla bajtli i szkaciorzy. No i oczywiście dla Richata. To jakby taki osobny, własny pokój, rzecz na naszej Kolonji całkowicie nieznana. Tu jest się prawie że w domu a jednak poza domem. Zdaje się, że te niezaprzeczalne atrybuty lauby tak samo fascynują bajtli, szkaciorzy i Richata…
W laubie w upalne dni pachnie rozgrzanym drewnem. I trochę świeżo poterowaną papą na dachu. Okna są szeroko otwarte. Na zewnątrz, pod tymi właśnie oknami, siedzimy my czyli bajtle. W takie dni nie mamy w laubie nic do szukania. Jest jeszcze gorzej niż w te dni, kiedy Richat znajduje się w depresji. Richat, najstarszy wnuk Paulka Mrochonia kocha się bez wzajemności w Helenie Majdaniec, wokalistce zespołu bigbitowego. Richat zobaczył Helenę w zeszłym roku podczas koncertu w ramach chorzowskiego Święta Trybuny Robotniczej i zakochał się w niej bez pamięci… Podczas depresji potrafi godzinami siedzieć w laubie i puszczać w koło tą samą pocztówkę dźwiękową. To nas bajtli nie interesuje… Problem w tym, że Richat podczas depresji nie życzy sobie towarzystwa i spełnienie swego życzenia potrafi bardzo grubiańsko wyegzekwować.
Ale dziś nie ma na świecie siły która zdołałaby nas spod tych otwartych okien przegonić. Bo dziś, jak w każdy czwartek, w laubie spotkali się najlepsi na Kolonji gracze.
Tak więc przede wszystkim Paulek Mrochoń. Jako właściciel lauby i tak musi tu być. Ale każdy wie, że Paulek to szkaciorz jakich mało!
Paulek jest niski, gruby i łysy. Pomimo upału nie zdejmuje marynarki. Ta marynarka to specjalny, rzadko spotykany (po prawdzie już sporo przestarzały) model marynarki letniej, białej i z krótkimi rękawami. Po lewej stronie Paulka (te strony to w szkacie nadzwyczaj ważna rzecz) siedzi Zefek Paterok. Zefek ubrany jest w normalną marynarkę, z tym że jeden jej rękaw jest pusty, podwiązany szlajfkom. W tym rękawie powinno znajdować się pozostawione „kajs tam we Francyje” ramię Zefka.
Podczas gry Zefek posługuje się specjalnie skonstruowanym przyrządem do trzymania kart. Jest to drewniana listwa z wyfrezowanym w środku rowkiem. W ten rowek Zefek wkłada swe karty. Nabyta przez lata biegłość pozwala mu nie odstawać od segregujących swe karty współgraczy.
Po prawej stronie Paulka siedzi Kuba Kwiatkowski. On tez zaczyna rajcowanie. Rajcuje do Paulka.
-Achcyjn!
-Ja!-odpowiada Paulek.
-Cwancig!
-Mo kożdy!
-Cwajundcwancig!
-To bych jeszcze mioł – w glosie Paulka słychać wahanie.
-Fiyrundzwancig!
-Wek!
-Zefek?-pyta Kuba.
-Wek!
Kuba Kwiatkowski przyjechał do Mikołowa przed czterdziestu laty. Niektórzy mu tego po dziś dzień nie zapomnieli. Choć jest jednym z najlepszych szkaciorzy i ani by mu do głowy nie przyszło rajcować po polsku. Zresztą jak by to miało brzmieć? A do tego jeszcze poszczególne farby? Grin to jeszcze ujdzie. Ale jak po polsku powiedzieć krojc? No dobrze, to też jeszcze by szło. Ale szel? No i herc? Niby serce, ale jak idzie grac w szkata i rajcowac „serce”? To przecież bez sensu. Kuba rajcuje tak, jak się czterdzieści lat temu nauczył. Jak każdy Górnoślązak. Ale niektórym ciągle coś z Kubą nie pasuje. Może dlatego, ze Kuba ma problem z akcentem?
Tysiące Górnoślązaków ma problem z akcentem. Ledwo co otworzą usta i sformułują pierwsze polskie zdanie a już jest wiadomym: Aha, Hanys…
Problem Kuby jest dokładnie taki sam. Z tym że na odwrót. Bo Kuba mówi po śląsku ale z polskim akcentem! Nawet do swojej żony nie mówi „Gryjta” ale tak jakoś inaczej, „Grejta” albo jakoś tak…
Kuba nie bierze należnego mu tajlonga, dwu kart pozostałych po rozdaniu. Już ten gest daje obecnym wiele do myślenia… To będzie drogi szpil! Choć w laubie gra się jedynie „fenigowego” to czasami nazbiera się parę groszy. Grając hand czyli „z ręki ” podnosi się ewentualną wygraną. To wiemy nawet my bajtle.
Paulek wykorzystuje czas potrzebny wszystkim na ułożenie kart by „dać po jednym”. Normalnie starcza na gracza po dwie flaszki Tyskiego. Tym razem jest jeszcze ukryta za beczką z wodą kwaretka czystej. Sicher ist sicher, jak to mówią. Paulek twierdzi ze w każdej chwili można spodziewać się nalotu „Hauspolicaj”, mając przy tym na myśli własną małżonkę. Porównanie malutkiej, bardzo korpulentnej Pani Mrochońki do policjantki powoduje że my bajtle krztusimy się ze śmiechu pod oknami.
Kuba jest gotowy. Po trwającym parę minut zastanowieniu, liczeniu wszystkich ewentualnie możliwych punktów, wzdychaniu, obcieraniu spoconego czoła wielką chusteczką w kratę i innych czynnościach potęgujących napięcie, nabiera głęboko powietrza i mówi: „ Gran Hand-Sznajder angesagt!”
–Kontra!- to Zefek.
–Ryj!- szybkość z jaka reaguje Kuba świadczy o sile jego kart. Paulek wydaje z siebie jedynie jakiś nieartykułowany pomruk.
Grand „z ręki ”, kontra plus re-kontra…Do tego zapowiedziany “Krawiec”. To może być nawet Grand ze czterema a ze czterema gra pięć! “Krawiec” gra sześć, zapowiedziany gra siedem! “Z ręki” gra osiem…
Jerona, to bydzie drogi szpil!
Kuba z trzaskiem rzuca pierwsza kartę na blat stołu, bardzo głośno stukając przy tym kostkami palców o blat. Ajnfach Majster! My bajtle patrzymy po sobie z uznaniem…
As krojc. To się nazywa otwarcie!
To co następuje później przechodzi do historii szkacianych czwartków na naszej Kolonji. Paulek, uderzony w najczulsze miejsce zaraz w pierwszym sztichu, z tragiczną miną kładzie dziesiątkę na karcie Kuby. Nie ma wyjścia, jego cyjna krojc jest blank! To boli…
Teraz kolej na Zefka.
Bywają w życiu błędy których się nie zapomina i nie wybacza. Choćby nawet Zefek już do końca życia nie popełnił żadnego błędu więcej, ba- choćby nawet wygrał wszystkie następne w swym życiu szpile, to i tak pozostanie po nim wspomnienie szkacianego nieudacznika…
Bowiem Zefek dokłada oubra krojc…
W niezliczonych późniejszych analizach tego szpilu Zefek próbował zwalić winę na swój specjalny przyrząd do trzymania kart. Sibna krojc, karta którą zamierzał wyciągnąć, miała zaszperowac się w rowku jego listewki. A ouber stal tylko obok i „wylecioł cufalym”.
-Przeca żech chcioł sciepać sibna! Fto ciepie oubra jak je ze zadku?! Sibna sie zaszperowala a ouber wylecioł yno cufalym, pra…?- tłumaczył każdemu kto tylko chciał słuchać.
Ale żelazna zasada „karta-stół” była nieubłagana i dotyczyła każdego gracza, Także biednego Zefka. Choćby nawet puste były oba rękawy jego marynarki.
W międzyczasie twarz Paulka mogłaby z powodzeniem posłużyć jako model przy tworzeniu obrazu pod tytułem: Szok absolutny…
Pomimo tego z jego otwartych szeroko ust nie wydobył się żaden dźwięk. Druga żelazna zasada brzmiała bowiem: „żadnych komentarzy podczas szpila”.
W absolutnej ciszy dograno szpil do końca. Kuba wygrał. Jak twierdził, wygrałby nawet bez „pomocy” Zefka i tych 3 podarowanych punktów. I chyba faktycznie tak by było.
Oczywiście Paulek Mrochoń był całkiem innego zdania.
-My gromy na chopa z kontrom! Co jo padom, z kontrom i ryjym! Szpil je do wygranio, trza yno dobrze grac… Ale jak FTOŚ– tu Paulek wymownie patrzy na Zefka-ale jak ftoś gro jak Cajmer nad ranym…?
Mamy w Mikołowie takie swoje powiedzonka. Jedno z nich dotyczy właśnie kapelmistrza Zeimera i jego umiejętności. Aż by się prosiło żeby Zefek właśnie teraz odpowiedział drugim naszym powiedzonkiem, tym o kupcu Rosenbaumie: „Rozynbaum jak wygroł piyrszy szpil to plakoł…
Ale Zefek jest zbyt zdruzgotany by zdobyć się na retoryczne majstersztyki. Bez końca mamrocze cos o zaszperowanyj sibnie krojc…
Nam bajtlom żal jest Zefka.
Czujemy, że jest na najlepszej drodze by sam stać się „bohaterem” kolejnego mikołowskiego powiedzonka. O szkaciorzach nieudacznikach. Tak jak niejaki „stary Klimza”. Ten od rozdawania kart.
Ale to już całkiem inna mikołowska historia…