Odwrócić los. O zmianach imion i nazwisk Górnoślązaków
Ślązaków przez ostatnie dziesięciolecia spotkało całkiem sporo krzywd. Obozy, wywózki, pobór do Wehrmachtu, podejrzliwe traktowanie po wojnie, uznawanie za obywateli drugiej kategorii, odmawianie przyznania statusu mniejszości narodowej, rugowanie języka śląskiego. Trochę się tego uzbierało, może dlatego jeszcze jedna, osobna krzywda, pozostaje niemal niezauważona. Może dlatego, że wydaje się krzywdą o wiele mniejszą, a do tego – choć masową – rozpatrywaną jednak w kategoriach prywatnych.
Dobrano się również do nazwisk
„Jej było Edeltraud, ale po wojnie zmienili jej na Krystyna”.
„Ôn sie narodziōł jako Joachim, i zowdy mu godali Achim, ale w papiōrach mo Antoni”.
I tak po kolei wszystkie te Emmy, Gintery, Helmuty, Grety odeszły w niepamięć. Ale nie tylko imiona okazywały się złe, „skażone”, za mało polskie. Dobrano się również do nazwisk. Zmieniano, prostowano, dokładano kreseczki tu i tam, ujmowano podwójne literki. „Dostosowano do zasad pisowni polskiej” – jak to eufemistycznie określano, przybijając na aktach urodzenia pieczątki, informujące o korekcie. Chociaż czasem pieczątki są bardziej dosadne: „Widoczny błąd pisowni nazwiska”, „Sprostowanie” czy nawet „Zmiana skażonej pisowni nazwiska”. I tak Mrowietz stawał się Mrowcem, Mainka – Mańką, Heyduk – Hajdukiem, Krziczek – Skrzyczkiem, a Ortmann – Ormanowiczem.
Był w tym element losowości – jednym udawało się takiej zmiany uniknąć, innym nie. Jednym poprawiano imiona, a zostawiano niemiecko brzmiące nazwiska. Innym odwrotnie. Nie było w tym także żadnej logiki, w efekcie trzech braci zamieszkujących w trzech różnych miastach mogło trzymać trzy różne „nowe” formy nazwiska.
Chyba nikt do dzisiaj nie policzył, ile osób zostało dotkniętych takimi przymusowymi zmianami, skrzywdzonych snem o jednolitej Polsce, a przynajmniej ja nie znalazłam takich opracowań. Jednak liczba owych pieczątek w archiwalnych księgach metrykalnych każe sądzić, że mówimy o tysiącach osób.
I jeśli komuś wydaje się, że to nic takiego, to spróbujcie wytłumaczyć ośmioletniemu dziecku, że od dzisiaj nie jest już Helmutem Siebertem, tylko Antonim Smolorzem. Że chociaż w domu dalej może posługiwać się swoim imieniem, to w szkole już go nie usłyszy. Bo jego rodzice dokonali złego wyboru, zdradzili swoje prapolskie pochodzenie.
W mojej rodzinie na szczęście takich przypadków nie było, a i nazwiska okazały się na tyle neutralne, że ciężko było przy nich majstrować. Ale dorastając, słyszałam takich historii mnóstwo. Zmiany nie ominęły natomiast rodziny Adriana (męża – przyp. red.). Nowe imiona, znikające literki, dodane kreseczki. Górecki nie był Góreckim od zawsze – był nim od niedawna.
Odwrócić los
Chodziło nam to po głowie od dłuższego czasu – żeby spróbować. Naprawić. Ale zawsze było coś ważniejszego, pilniejszego, a i perspektywa długiego ciągu formalnych zmian i wymiany wszystkich dokumentów nie napawała radością. Sytuację zmieniła dopiero pandemia (są zatem jakieś pozytywne skutki covida). Przymusowe zamknięcie w domu, odcięcie od wielu zwyczajnych aktywności sprawiło, że wróciliśmy do genealogicznych poszukiwań. I tak od jednego punktu do drugiego w końcu trafił w nasze ręce akt urodzenia pradziadka Adriana, a na nim znajoma adnotacja o tym, że w 1961 Goretzki stał się Góreckim.
Odwróciliśmy los. Po blisko sześćdziesięciu latach od tamtej, bezprawnej decyzji, Górecki stał się na powrót Goretzkim. A ja zyskałam nowe drugie nazwisko. Już nie Prandzioch-Górecka, a Prandzioch-Goretzki. Dokładając do tego moje imię – myślę, że otwarłam się na nowe, nieograniczone liczby możliwych błędnych zapisów.
Ale to nic. Przecież nie zrobiliśmy, nie zrobiłam tego tylko dla siebie. Zrobiłam to także dla tych wszystkich Wilhelmów, Ern, Walterów, Erik – przemocą pozbawionych własnych tożsamości. Tylko tyle.
I jeszcze: trzeba mówić o tym głośno. I pamiętać – tamte unieważnione, skreślone imiona i nazwiska.
Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.
Bernadeta Prandzioch – Ślązaczka od pokoleń mieszkająca w katowickiej dzielnicy Załęże. Z wykształcenia psycholog. Autorka powieści Tabu (Rebis 2019) i Terapeutka (Rebis 2017). Publikowała m.in. na łamach „Znaku”, „FA-artu” i „Nowej Fantastyki”. Za swoją działalność literacką została nominowana do Nagrody Marszałka Województwa Śląskiego dla młodych twórców (2017).
Co do śląskich nazwisk to sprawa nie jest taka jednoznaczna.
Proszę pamiętać, że pod koniec lat trzydziestych w Trzeciej Rzeszy dokonano masowej zmiany nazwisk brzmiących słowiańsko na “czysto” niemieckie. Dokonywano także “korekt” zapisu głosek “nieniemieckich”, i tutaj urzędnik często również robił to dopuszczając się samowoli.
Gdy Śląsk znalazł się w granicach Polski, niejako przywracano poprzednie nazwiska, niejednokrotnie dopuszczając się kolejnych nadużyć.
Sam mam bardzo wiele przykładów z najbliższego otoczenia na takie działania. Doprowadziły one do sytuacji, w której np. trzech braci (z jednego ojca) nosiło odmienne nazwiska.
Temat śląskich nazwisk jest więc dość złożony i aby poznać prawdziwą pisownię trzeba sięgnąć głębiej, do dokumentów naszych starzików sprzed lat trzydziestych. Przekazy ustne tych jeszcze żyjących, choć bardzo wartościowe, nie zawsze dają pełny obraz w tym względzie.
Jeden wniosek w USC i mozna bez problemu wrocic do prawdziwych imion i nazwisk.
Na podstawie wydanej decyzji zmieniaja za free wszystkie papiory jak dowody osobiste, prawo jazdy czy świadectwa szkolne lub dyplomy z uczelni.
Hallo Bartosch,
mógłbyś mi napisać, jak to jest/było z przywróceniem imion metrykalnych przez USC.
W przypadku mego ojca robią wielkie problemy w USC-Zabrze.
Pozdrowienia
ch.
Opa zwol sie Franz Bernatzki
Na Pomorzu niestety też tak było, mój dziadek musiał z Roberta Wilhelma stać się Robertem Pawłem, bo się imię cesarskie z jakiegoś powodu polskiemu urzędnikowi nie podobało.
Brawo.
Niekere dokumenty som ze 60 roków i szrajbowali pod nimi sie tyż Ślonzoki.
Respekt! Piekny znak holdu a za razem rebeliji, Bo to tez Walka z xenofobia i niewiedza na temat Slaska.
“…Zrobiłam to także dla tych wszystkich Wilhelmów, Ern, Walterów, Erik – przemocą pozbawionych własnych tożsamości. Tylko tyle …”
Piyknie napisane a jeszcze piyknij, żeście ze swoim ślubnym wrocili prawdziwe miano starzikowi.