Nasz górnośląski Hajmat. A może jednak „Mała Ojczyzna“?

Nieprzypadkowo w polskiej próbie przetłumaczenia (nieprzetłumaczalnego) słowa  Heimat pojawia się określenie „ojczyzna”. To samo określenie pojawia się w polskiej definicji pierwszego języka z którym polski niemowlak styka się na tym świecie. Język ów inne narody nazywają zazwyczaj „językiem matki” (Muttersprache, mother tongue, langue maternelle, lengua materna).Pięknie i logicznie. Któż inny bowiem jak nie matka uczy nas tych pierwszych słów, obojętnie w jakim języku? Inne określenia to język „pierwszy” bądź tez „urodzenia” (native, rodnoj jazyk)… Może już nie tak pięknie, ale jednak ciągle logicznie…

Pojawia się oczywiście pytanie , dlaczego (znów, jak w wielu innych przypadkach) język polski wyłamuje się z europejskiego szeregu i podąża indywidualną, daleką od logiki drogą? Dlaczego polskie niemowlę już od pierwszego słowa musi się jasno określić i zdefiniować? Może po to, by jak najprędzej mogło wzruszonej matce wyrecytować za Władysławem Bełzą pierwsze strofy „Wyznania wiary dziecięcia polskiego”? Dla przypomnienia: Kto ty jesteś? Polak mały… Jaki znak twój… itd. Itp.

Dzięki Bogu my Górnoślązacy jesteśmy w tej dobrej sytuacji, że nasz własny autorytet w osobie pełnego humoru profesora Miodka wytłumaczy nam fachowo (a co najważniejsze „zgodnie z polską racją stanu”) dlaczego to właśnie inne europejskie narody podążają fałszywą drogą! Możemy więc  spać spokojnie w błogim poczuciu korzyści jakie niesie przynależność do narodu który wskazuje Europie właściwą drogę. Ci zaś z nas, którzy nie poczuwają się do owej przynależności, powinni dobrze się nad swoim wyborem zastanowić. Profesor Miodek nie zna litości dla takowych  niewdzięczników (dobrowolnie zrzekających się przywileju bycia Polakiem – niewiarygodne!), wsadzając ich do skansenu Krupnioki-Szlagry-Wice. Tam do woli mogą porozumiewać się swoją gwarą , o ile oczywiście dadzą rady, jako że według tego samego Miodka co prawda język śląski nie istnieje ale gwar śląskich jest przecież dużo za dużo!

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

Dej pozōr tyż:  Lędziny: „Szłapcugiym bez gruba” - rozmowa z Moniką Kostyrą, liderką projektu

Oczywiście pojęcie „Hajmat” wymyka się nieporadnym próbom przetłumaczenia na język polski. Nie daje się wsadzić w ramy bogoojczyźnianej narracji. Cóż bowiem ma ta „Mała Ojczyzna” znaczyć? Ma to być ojczyzna w pigułce? Czyli kawałek Polski, powiedzmy dwa, trzy kilometry kwadratowe nieopodal domu? To ma być ten opiewany przez poetów Hajmat, magiczne miejsce dokąd wraca się myślami aż po kres swoich dni? Przestrzeń na wskroś metafizyczna – tak po prostu kawałek Polski?

Już przy pierwszej próbie uporządkowania pojęć stajemy przed nie lada wyzwaniem. Jak bowiem połączyć coś, co kompletnie do siebie nie pasuje?

Nawet najżarliwsi Polacy wśród Górnoślązaków nie dadzą sobie z tym rady. Mała Ojczyzna za cholerę nie przystaje do swej wielkiej siostry. Inny język, inne tradycje i zwyczaje, inna historia, inne wspólne przeżycia, inne (tak dobre jak i złe) doświadczenia. Wszystko inne… Wszystko różne…

Geburstag ujka Jorga to nie imieniny stryjka Jurka. Nawet ślepy to zauważy…

„Hajmat  stracony na zawsze, tęsknota która nigdy nie zazna spełnienia…” mówi poeta. I to poeta lepszy od Władysława Bełzy (o co zresztą nietrudno).

Hajmat to wiele więcej niż jakiś tam kawałek Faterlandu. To smak najwcześniejszych jabłek, papierówek z przydomowego, pokrzywionego drzewa. To skrzypienie jednego ze stopni w schodach prowadzących na poddasze. To zapach „zisty”, dopiero co wyciągniętej przez matkę z kuchennej „bratruły”. To tak nas denerwujące słowa Omy: „nicht vor den Kindern”, kiedy przechodzono na niemiecki chcąc coś przed dziećmi ukryć. To aromat starzikowego cygara, tego najlepszego, na szczególne okazje.

Dej pozōr tyż:  Lędziny: „Szłapcugiym bez gruba” - rozmowa z Moniką Kostyrą, liderką projektu

Hajmat to zielonozłote pudełko po przedwojennej Kölnisch Wasser, w którym starka trzymała zbrązowiałe ze starości fotografie swych braci, co to jeszcze za Wilusia na wojnie padli. I jakieś medale i krzyże.  To metaliczny dźwięk organek słynnej firmy Hohner, na których w niedzielne popołudnia ujek Richat grywał folksmuzik o ciemnym lesie, rojbrach i gajowych.

Hajmat to coś naszego, własnego. Coś, czego nie umiemy (a właściwie też nie chcemy) dzielić  z obcymi. Choćby nawet ci „obcy” posługiwali się tym samym paszportem co i my. Oczywiście nie odbieramy im prawa do własnej Małej Ojczyzny. My mamy swój Hajmat.

Imiona i nazwiska naszych Babć i Dziadków zmieniano wielokrotnie. Tak jak i nazwy miejscowości w których przyszło im żyć. Oraz obywatelstwo przydzielane im przez aktualne administracje. Czasami przesiedlano ich i wypędzano, pozbawiając na zawsze prawa do „Małej Ojczyzny”. Hajmat pozostał w duszy.

To doświadczenie obce naszym współobywatelom. Wszystko jedno czy polskim. Ganz egal czy niemieckim. To wyłącznie nasze wspólne, górnośląskie doświadczenie.

„Hajmat to nie jest konkretne miejsce. To nie miasto czy wieś. Hajmat to uczucie…” – powiada filozof.

Nie sposób się z nim nie zgodzić…

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

Peter Wiescholek – większą część życia w rozdwojeniu: fizycznie od 35 lat poza hajmatym, mentalnie zaś w jego pruskim okresie…

Śledź autora:

2 kōmyntŏrze ô „Nasz górnośląski Hajmat. A może jednak „Mała Ojczyzna“?

  • 28 mŏja 2023 ô 19:48
    Permalink

    “Mała ojczyzna” mŏ tyn sōm klang dlŏ ślōnskigo ucha kej “Kleines Vaterland” (ani po niymiecku ani po ślōnsku niyma czego takigo*) , take tłōmaczynie to wyłazi, kej polskŏ myjśl cyntralistycznie mōno-kulturowŏ kōnzeptualizuje cojś, na czym sie blank niy znŏ… “nasz własny autorytet” dlŏ tych, ftorzi tukej ironiji niy wyczōwajōm, to niych wiedzōm, co Ôjce ôd Prof. Kleinhohniga, to rechtory skludzōne zza Brynicy, ftorzi mieli niyś “kaganek kultury” na Gōrny Ślōnsk, abo obiektywnie: polski etnonacjonalizm.

    Ôdpowiydz

Ôstŏw ôdpowiydź

Twoja adresa email niy bydzie ôpublikowanŏ. Wymŏgane pola sōm ôznŏczōne *

Jakeście sam sōm, to mōmy małõ prośbã. Budujymy plac, co mŏ reszpekt do Ślōnska, naszyj mŏwy i naszyj kultury. Chcymy nim prōmować to niymaterialne bogajstwo nŏs i naszyj ziymie, ale to biere czas i siyły.

Mōgliby my zawrzić artykuły i dŏwać płatny dostymp, ale kultura powinna być darmowŏ do wszyjskich. Wierzymy w to, iże nasze wejzdrzynie może być tyż Waszym wejzdrzyniym i niy chcymy kŏzać Wōm za to płacić.

Ale mōgymy poprosić. Wachtyrz je za darmo, ale jak podobajōm Wōm sie nasze teksty, jak chcecie, żeby było ich wiyncyj i wiyncyj, to pōmyślcie ô finansowym spōmożyniu serwisu. Z Waszōm pōmocōm bydymy mōgli bez przikłŏd:

  • pisać wiyncyj tekstōw
  • ôbsztalować teksty u autorōw
  • rychtować relacyje ze zdarzyń w terynie
  • kupić profesjōnalny sprzynt do nagrowaniŏ wideo

Piyńć złotych, dziesiyńć abo piyńćdziesiōnt, to je jedno. Bydymy tak samo wdziynczni za spiyranie naszego serwisu. Nawet nojmyńszŏ kwota pōmoże, a dyć przekŏzanie jij to ino chwila. Dziynkujymy.

Spōmōż Wachtyrza