Grzegorz Kopaczewski “1989” – zapowiedź książki z naszym patronatem
W połowie listopada ukaże się “1989” Grzegorza Kopaczewskiego. Tym razem autor znany z książek Global nation. Obrazki z czasów popkultury i Huta, wydanych przez wyd. Czarne, przenosi nas w czasy swojego dorastania pod koniec lat 80-tych na chorzowskim blokowisku. W ciepłej i zabawnej opowieść o pasji, marzeniach, ambicji i sile lokalnej wspólnoty. Lekkie i zręczne połączenie wspomnień i historycznego eseju. Polska, druga połowa lat osiemdziesiątych. Upadek, beznadziejność, odrealnienie. Do naprawy rzeczywistości przystępują dziesięciolatki z górnośląskiego blokowiska i ich idole – piłkarze Ruchu Chorzów.
Książka do końca października do nabycia w cenie przedsprzedaży za 19 złotych. Regularna cena detaliczna będzie wynosić 29 złotych.
Fragmenty:
Mrówczą pracą zmienialiśmy hektary jałowej ziemi w żyzne boiska. Nie mogły nas powstrzymać problemy z zaopatrzeniem w materiały budowlane i akcesoria sportowe, a tym bardziej przepisy bezpieczeństwa i higieny pracy. Bramki stawialiśmy z kamienia, z desek, a na niektórych arenach i ciągi ławek lub betonowych schodów służyły jako linie boczne i końcowe boiska. Niestraszne były nam kontuzje wynikające z kontaktu z elementami ostrymi – w tamtych czasach ciało dziesięciolatka goiło się szybciej niż psa. Było nas tak wielu, a żar do tworzenia futbolowych dzieł tak palił, że każda ulica, każdy blok i prawie każda klatka schodowa miała swoje, własnymi rękami wystawione estadio. Obowiązki misyjne wypełnialiśmy z metodyczną regularnością, ubijając nawierzchnie nowych boisk w dni robocze na krótkich i długich przerwach, między obiadem a zmrokiem, a w soboty zaczynając szychtę tuż po śniadaniu. W niedziele dominowały zajęcia teoretyczne.
(…)
Partia troszczyła się o edukację dzieci, a głównie o to, by nie mąciło im się w głowach, dlatego ograniczała się do przedstawiania dziejów jako pasma sukcesów polskiego oręża, które przeszło w moralne wiktorie, gdy rzeczywistych zwycięstw zabrakło. Polska stała się niewinną panną, na której cnotę nastaje wredny Krzyżak, Prusak, hitlerowiec – jednym słowem Niemiec. O procesach historycznych nie nauczano, historii regionalnej nie tykano, żeby ludzie na Śląsku jakichś głupot sobie nie pomyśleli. W partyjnej narracji Ślązaka od Polaka różniło jedynie to, że śmiesznie mówił, jadł krupnioki i zapijał je piwem, był przydatny do kopania dziury pod własnym domem i żeby nie narzekał, wystarczyło dać mu podwyżkę. Dla rozrywki Partia wystawiała przebierańca w górniczym mundurze, który wywijał oberka. Kraj był doskonały i to podwójnie: należał do Partii, która wierzyła, że wypełnia dziejową misję, i był czyściutki etnicznie. Wszyscy Polacy byli jedną rodziną, a głową familii był miłujący przywódca, którego nie kochali jedynie ci, którzy brali pieniądze od Zachodu i donosili na Polskę.