Gabriela Szewiola: Przyszliśmy do drewnianego kościoła
***
Przyszliśmy do drewnianego kościoła
zbyt małego i dusznego by nas zmieścić
Staliśmy pod baldachami drzew
sędziwych ale rześkich jeszcze i mocnych
które śpiewały lato
wobec których mieliśmy zbyt wygórowane oczekiwania
że pamiętają
że opowiedzą historie pochłoną tęsknotę
jak pochłaniają dwutlenek węgla
Staliśmy wśród nagrobków lapidarium
urządzonego w przypływie wielkoduszności
dla pogodzonych
pod ciężkimi parasolami kasztanowców
które wciąż szumiały niestrudzenie
i niewzruszenie hymn kolejnego lipca
Nieopodal ulica brzęczała jak pszczoła
Dzieci znużone mszą ciągnęły za niewidzialne smycze
Białe i żółte motyle kreśliły sennie i beztrosko
sobie tylko znane tańce
wspinając się lekko i wysoko
Imiona zachowane i na zawsze starte
spały głęboko pod rozgrzaną łąką
A my jeszcze tutaj
na chwilę jasną i wątłą
jak złapana w garść woda