Felix Otto Skutsch. W cieniu białego fartucha
Wśród dymiących kominów Górnego Śląska, w mieście zwanym Königshütte – dziś nazywanym Chorzowem – przyszedł na świat w styczniu 1861 roku Felix Otto Skutsch. Jego ojciec, Fedor, był lekarzem — człowiekiem, który z powagą i szacunkiem dotykał tajemnicy życia i śmierci. W domu Skutschów nauka była nie tylko ścieżką kariery, lecz świętością. Nie było tam zbyt wielu opowieści o bogactwie czy władzy — była tylko wiara w rozum, postęp i w to, że człowiek uczony może stanowić światło dla innych.
Jako chłopiec Felix był cichy, zamyślony, z książką pod pachą i notatnikiem, w którym szkicował nie drzewa ani konie, lecz kości miednicy i przekroje macicy. W wieku osiemnastu lat opuścił rodzinne miasto i podjął studia na Uniwersytecie Wrocławskim, a potem kontynuował naukę w Lipsku i Fryburgu. Tam, wśród marmurowych sal wykładowych, słuchał nie tylko o medycynie — poznawał również ducha uniwersytetu niemieckiego: surowego, racjonalnego, pełnego ideałów i dyscypliny.
Z czasem trafił do Jeny, do jednej z najświetniejszych klinik ginekologicznych w Niemczech. Był czasem studentem, czasem chirurgiem, zawsze – człowiekiem pomiędzy pulsującą krwią a lodowatą precyzją narzędzi. W 1886 roku przyjął chrzest protestancki — nie z przymusu, ale z przekonania, że wiedza nie zna granic wyznania, a wspólnota ducha liczy się bardziej niż dziedzictwo krwi.
W wieku trzydziestu lat był już uznanym specjalistą, a jego habilitacja dotycząca antropometrycznych badań miednicy przyciągnęła uwagę środowisk naukowych. Stał się wykładowcą, mentorem, człowiekiem, który prowadził studentów jak chirurg skalpel – precyzyjnie, ale bez ran.
Nauka, która rodzi życie
Felix Skutsch nie był reformatorem. Nie był awanturnikiem ani mistykiem. Ale w świecie, w którym zrozumienie ciała kobiety dopiero raczkowało, był architektem wiedzy, która zbudowała współczesne położnictwo. W 1903 roku, po rozczarowaniu związanym z brakiem stanowiska dyrektora kliniki w Jenie, przeniósł się do Lipska. Tam, w mieście muzyki i nauki, odnalazł swoje miejsce – zarówno jako lekarz praktyk, jak i nauczyciel akademicki.

Przez dekady prowadził wykłady, pisał podręczniki, operował. W Lipsku znano go nie tylko jako ginekologa, ale jako człowieka o stalowych nerwach i serdecznym spojrzeniu. W jego gabinecie zasiadały kobiety wszystkich stanów – od arystokratek po szwaczki. Wszystkie wychodziły z poczuciem, że spotkały nie tylko lekarza, ale opiekuna.
Gdy świat się rozdziera
Lecz nie każda epoka zasługuje na swoich uczonych. Nadszedł rok 1933, a z nim brunatna fala. W III Rzeszy nie liczyły się już zasługi ani wiedza – tylko krew. Felix Skutsch, jako człowiek pochodzenia żydowskiego, został pozbawiony prawa nauczania. Jego nazwisko zniknęło z planów zajęć, jego obecność z katedr, jego dorobek z księgarni. W 1936 roku odebrano mu prawo wykonywania zawodu. W 1938 – wszystko.
Felix miał wówczas 77 lat. Wiek, w którym inni siadają w fotelach i patrzą na wnuki. On musiał patrzeć na ogień, który pochłaniał wszystko, co budował przez pół wieku. W 1943 roku, wraz z żoną Gretą, został deportowany do Theresienstadt – obozu, który miał być „łagodny”, ale był tylko łagodną fasadą zagłady.
Tam, wśród głodu, chorób i śmierci, Felix nie przestał być lekarzem. Pracował w szpitalu, prowadził wykłady z ginekologii, uczył dzieci, pisał na skrawkach papieru. Był jak ostatni promień kultury niemieckiej, ocalający rozum w świecie pogardy. Jego żona zmarła w obozie. On przetrwał.
Powrót — bez triumfu, lecz z honorem
W maju 1945 roku, gdy Armia Czerwona otworzyła bramy obozu, miał 84 lata. Wrócił do Lipska – miasta, które znał, lecz które już nie znało siebie. Komuniści pozwolili mu znów uczyć. W 1946 roku otrzymał symbolicznie tytuł profesora. Wykładał jeszcze w Halle i Jenie. Jego ręce drżały, lecz głos był silny. Przychodzili słuchać go młodzi, którzy nic nie pamiętali z jego dawnej chwały — ale czuli, że w tym starym człowieku mieszkał duch przeszłości, która była mądra i dobra.
Zmarł w 1951 roku. Pochowano go na cmentarzu Südfriedhof w Lipsku. W 2014 roku zawisła tam tablica pamiątkowa, ale jego grób – jak wiele takich – pozostał cichy i mało znany.
Epilog
Felix Skutsch nie był ani bohaterem, ani świętym. Był lekarzem. Ale w czasach, gdy świat nienawidził rozumu, on trwał. Gdy świat pogardzał życiem, on je ratował. Gdy inni krzyczeli, on milczał i leczył.
A w rodzinnym Chorzowie o tej wybitnej postaci zdaje się już zapomniano. Czy przyczyną jest zwykłe zapomnienie, czy też niewygodna historia związana z jego niemieckim lub żydowskim pochodzeniem? Niezależnie od kulturowych niuansów, to przecież nasze europejskie dziedzictwo, które należy pielęgnować. Czyż Śląsk nie był i nadal nie jest regionem wielokulturowym?
Maciej MiSchok
panie Macieju! Dziękuję!!! Zapominanie to nasza zgoda na wymazywanie naszych życiorysów,. Wszyscy mogą zapominać – Ślązacy nigdy! AL