Eva Tvrda: Stille Nacht (fragm. “Dziedzictwa”)

Prezentujemy rozdział z powieści Evy TvrdejDziedzictwo” (tłumaczenie Karolina Pospiszil), która ukazała się w serii “Canon Silesiae – Ślōnske Dzieje” wydawnictwa Silesia Progress i Stowarzyszenia Narodowości Śląskiej w 2017 roku. Oryginał w języku czeskim został wydany w 2005 roku.

Autorka, Eva Tvrdá, urodziła się w 1963 r. w Opawie. Jest czeskojęzyczną pisarką, studiowała na Wydziale Pedagogicznym Uniwersytetu Ostrawskiego, następnie uczyła w szkole podstawowej w Beneszowie Dolnym (Dolní Benešov). Od kilku lat skupia się przede wszystkim na pracy pisarskiej. Jest zamężna, ma dwóch synów, mieszka w Szylerzowicach (Šilheřovice) niedaleko Ostrawy.

“Stille Nacht”

Czasy, kiedy z Niemiec do Kraiku Hulczyńskiego było rzut beretem, minęły bezpowrotnie. Greta leżała w łóżku w jakimś niemieckim pensjonacie i umierała. Nie wiedziała, gdzie jest. Samotna stara kobieta skądś z Europy Środkowej. Jej ciało jeszcze żyło, ale myśli miała bezładne. Opuściła już przestrzeń i czas, które dotychczas więziły ciało, i poruszała się tam i z powrotem, znowu przeżywając swoje dziewięćdziesiąt jeden lat. Umierała w pięknym wieku, ale nie czuła, żeby jej życie było piękne. Ojciec miał pieniądze i postawił na Hitlera. Jej rodzina należała do hulczyńskiej elity. Na męża znaleźli jej młodego, ambitnego członka partii, wierzyli, że połączenie polityki i pieniędzy pomnoży ich majątek i szczęście. Na początku podziwiała Johana. Jego płomienne przemówienia i jego praca na rzecz Niemiec były cenione także w Berlinie. Czescy żandarmi aresztowali go wielokrotnie, ale za każdym razem puszczali wolno, a on pracował dalej. Greta, tak jak ją nauczono, wykonywała obowiązki wzorowej niemieckiej żony. Podziwiała męża i szanowała go. Z czasem zorientowała się, że to było wszystko, co potrafiła do niego poczuć. Czy to za mało? Czy to mogło starczyć? Nawet dzisiaj, u schyłku swojego życia, nie potrafiła na te pytania odpowiedzieć. Może gdyby mieli dzieci…
Najlepiej jej było, gdy Wehrmacht zajmował Sudety. Johan tryskał szczęściem. Wieloletnia praca przyniosła efekty. Przez ponad siedemdziesiąt lat pamiętała samą siebie na honorowym miejscu na trybunie ustawionej na hulczyńskim rynku, wiwatujący tłum, wjeżdżające do miasta wojska Wehrmachtu. Starała się wyglądać dystyngowanie, doskonale ubrana, uczesana i pomalowana, ale w duchu wiwatowała razem z tłumem. Johan był taki szczęśliwy! Potem wieczorne spotkanie z dowódcami, posiedzenie, muzyka, uprzejme rozmowy, a przede wszystkim nadzieja, że przyjdzie wolność i porządek.
Johan został starostą Darkovic. Przeprowadzili się do domu zabranego zdrajcom. Greta zabrała się za urządzanie domu, a Johan za sprawowanie władzy. Spodziewał się awansu, ale ten nie przyszedł. Spodziewał się dzieci, ale ich także nie było. Upijał się w domu do nieprzytomności, ale do urzędu przychodził w stu procentach schludny, w stu procentach przygotowany i w stu procentach gotowy do wykonywania swojej pracy.
Wtedy Greta zaczęła rozumieć, że ich związek to transakcja handlowa. Jej rodzina była spragniona dobrze rokującej siły politycznej, z kolei Johan potrzebował bogatego zaplecza dla swojej działalności. Często zastanawiała się, kiedy się to wszystko zmieniło, kiedy zamiast wzrostu pojawił się upadek. Może to przez wojnę. Do tego czasu mieli nadzieję. Chcieli do Berlina. Johan widział już siebie pracującego w ministerstwie, przecież kilka razy rozmawiał nawet z samym Hitlerem! Jednak kiedy zaczęła się wojna, wszystko się nagle zmieniło. Greta nie widziała w ludziach wokół już takiego entuzjazmu. Kraik Hulczyński przestał był ważny. Później zaczęły przychodzić zawiadomienia o bohaterskiej śmierci i entuzjazm znikł zupełnie. Największą rozpacz czuła, gdy poległ brat Johana. Wiedziała, że jej mąż mógł go wyreklamować, przecież Karel pracował na kopalni, a jego żona Agnes prosiła Johana, żeby to zrobił, ale ten z przyjemnością posłał go na front. Greta nigdy nie zrozumiała, co między nimi było. Johan nienawidził brata, a swojej bratowej, Agnes, jeszcze bardziej. Może to przez to, że mieli troje dzieci, może przez to, że Karel był pierworodny i to mu przypadło rodzinne gospodarstwo.
Kiedy Karel poległ, Johan czuł się strasznie. Nic jej nie powiedział, ale widziała to po nim. Do swoich grzechów doliczył też winę za śmierć brata. Sznaps pomagał mu zapomnieć. Życie z nim było coraz bardziej nie do zniesienia, choć jeszcze dało się wytrzymać. Greta wciąż miała pieniądze, wciąż jeszcze potrafiła załatwić na czarnym rynku nawet niemożliwe.
Prawdziwy strach przyszedł dopiero wtedy, gdy przez Kraik Hulczyński przechodziły pierwsze kolumny uciekinierów przed Rosjanami. Ich opowieści jeżyły włosy na głowie, a Johan zaczął się bać. Ten wojujący aktywista, gotów znosić katusze dla swojej sprawy, gdzieś zniknął. Został tylko wystraszony, zmęczony mężczyzna pokonany przez wyrzuty sumienia i alkohol. Pewnego dnia kazał Grecie spakować najpotrzebniejsze rzeczy, tej nocy uciekli. Z nikim się nie pożegnali, nikomu nie powiedzieli dokąd jadą. Bali się. Strasznie się bali Rosjan, o których uciekinierzy opowiadali mrożące krew w żyłach historie. Johan chciał tylko jednego – dostać się w ręce Amerykanów. Ostatecznie im się to udało, bo uciekli wystarczająco wcześnie. Skończyli w jakimś obozie jenieckim, zmarznięci, głodni, zawszeni, ale żywi. Greta kurczowo trzymała się męża. Nie miała się do kogo zwrócić. Jej rodzice i wszyscy krewni zostali w Hulczynie, rodzeństwa nie miała, znajomych też nie. Johan był jej jedynym pewnym punktem. Pewnym punktem. Zbyt pewny nie był.
Zostawił ją kilka miesięcy po wojnie. Nie miała już pieniędzy, wydawało się, że kontaktów też nie. Johan potrzebował kogoś, na czyj koszt mógłby żyć. A ponieważ w Niemczech brakowało mężczyzn, zbyt wielu ich poległo na wojnie, znalazł sobie łatwo młodszą i dość bogatą kobietę. Wtedy nie trudno było udać własną śmierć i znaleźć nową tożsamość. Z Johana Kocura stał się Gerhardem Müllerem, ożenił się, ustatkował, miał dwoje dzieci, i w wieku siedemdziesięciu lat umarł jako spełniony człowiek.
Po rozstaniu Greta błąkała się po Niemczech i szukała przyjaciół. Bała się wrócić do Hulczyna, wiedziała, że zajęli go Rosjanie i że przygotowywane jest przesiedlenie Niemców ze Śląska. Szukała znajomych z czasów panieńskich, kiedy jej ojciec zabierał ją do Berlina. Po kilku miesiącach udało się skontaktować z grupką byłych wyznawców ideologii Hitlera, którzy jej pomogli. Znalazła pracę w biurze, skończyła kilka kursów wieczorowych i w końcu, aż do osiemdziesiątych urodzin, pracowała jako asystentka dyrektora jednego z dość dużych banków. Była bardzo zdolną i wydajną pracownicą, ponieważ praca w banku była jedyną rzeczą, na której się skupiała. Ponad trzydzieści lat codziennej harówki, która budowała mur między szaleństwem i życiem. Gdyby nie chodziła do pracy, nie miałaby siły żyć. Żyć ze samą sobą, z tą oziębłą kobietą bez męża, bez dzieci i bez przyszłości. Życie to paradoks! Jej, która była zupełnie do niczego, dostało się długie i w zasadzie spokojne życie. Greta widziała, jak umierały młode kobiety, matki kilkorga dzieci, żony, córki, kobiety, po których ktoś nosił żałobę. Wiele razy myślała, że gdyby ona sama umarła, nikt by tego nawet nie zauważył. Po prostu pewnego dnia jej stanowisko objęłaby inna kobieta, do jej mieszkania przeprowadziłby się inny najemca, a na miejscowym cmentarzu przybyłby jeden nagrobek.
Nie było nikogo, kto by za nią zapłakał, kto by o niej pamiętał. A mimo to żyła na tym padole tak długo. Otwarła oczy. Z daleka przypłynęła do niej melodia Cichej nocy. Jakaś dobra dusza postawiła w jej pokoju małą choinkę. Pięknie się jej umiera. A jak umarła Agnes? Po niej na pewno ktoś płakał. Miała troje dzieci…
Greta zamknęła oczy. Ciało już nie bolało, dusza nie cierpiała. Czuła pokój.
Na endlich, stille Nacht.

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

Dej pozōr tyż:  Gdzie szumi Opawa… cz. 3 (ostatnia)

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

Ôstŏw ôdpowiydź

Twoja adresa email niy bydzie ôpublikowanŏ. Wymŏgane pola sōm ôznŏczōne *

Jakeście sam sōm, to mōmy małõ prośbã. Budujymy plac, co mŏ reszpekt do Ślōnska, naszyj mŏwy i naszyj kultury. Chcymy nim prōmować to niymaterialne bogajstwo nŏs i naszyj ziymie, ale to biere czas i siyły.

Mōgliby my zawrzić artykuły i dŏwać płatny dostymp, ale kultura powinna być darmowŏ do wszyjskich. Wierzymy w to, iże nasze wejzdrzynie może być tyż Waszym wejzdrzyniym i niy chcymy kŏzać Wōm za to płacić.

Ale mōgymy poprosić. Wachtyrz je za darmo, ale jak podobajōm Wōm sie nasze teksty, jak chcecie, żeby było ich wiyncyj i wiyncyj, to pōmyślcie ô finansowym spōmożyniu serwisu. Z Waszōm pōmocōm bydymy mōgli bez przikłŏd:

  • pisać wiyncyj tekstōw
  • ôbsztalować teksty u autorōw
  • rychtować relacyje ze zdarzyń w terynie
  • kupić profesjōnalny sprzynt do nagrowaniŏ wideo

Piyńć złotych, dziesiyńć abo piyńćdziesiōnt, to je jedno. Bydymy tak samo wdziynczni za spiyranie naszego serwisu. Nawet nojmyńszŏ kwota pōmoże, a dyć przekŏzanie jij to ino chwila. Dziynkujymy.

Spōmōż Wachtyrza